Historia
To tylko szczegół
Jestem normalnym człowiekiem. Mam normalną pracę w sklepie muzycznym, jeżdżę normalnym samochodem, mam normalne hobby, którym jest granie na gitarze i spędzam normalnie czas siedząc przy komputerze, bądź wychodząc gdzieś ze znajomymi. Jestem normalny. No, poza jednym bardzo irytującym mnie wyjątkiem. Zaczęło się gdy miałem jakieś 7 lat. Dostałem wtedy książkę. Miała zagięty róg. Śmieszne prawda? Mały, zagięty róg okładki. Nic takiego. Ale nie dla mnie. Ten cholerny róg nie dał się wyprostować. Nigdy. Za każdym razem kiedy otwierałem tę książkę aby przeczytać jej dalszy ciąg ten róg ciągle był zagięty. Nie był prosty tak jak reszta. Był. Kurwa. ZAGIĘTY. Co chwile musiałem mu się przyglądać, mając nadzieję, że w końcu stanie się taki reszta. Ale nie był. Był zagięty. W końcu doprowadziło mnie to do takiej irytacji, że zagiąłem wszystkie rogi u tej książki. Byłem zadowolony, ale na moje nieszczęście, tylko przez krótką chwilę. Co prawda podczas czytania tej książki wszystko było w porządku, ale kiedy odstawiłem ją na półkę zorientowałem się, że przecież tylko ta książka wśród wszystkich innych ma zgięte rogi. Wiedziałem teraz, że to co zrobiłem było idiotyczne. Od tego momentu kiedy czytałem jakąkolwiek książkę, nie mogłem się pozbyć tego okropnego irytującego uczucia, że tamta jedna jest inna. Nie chciałem jednak niszczyć reszty, bo już wiedziałem, że to mi nie pomoże. W końcu doszło do tego, że przez jakiś okres nie czytałem absolutnie żadnej książki, aż do momentu dopóki nie oddałem tej "wadliwej" swojej kuzynce. Wtedy znów byłem spokojny. Ale wkrótce nadeszły nowe, podobne problemy. Zawsze były to szczegóły. Coś na co normalna osoba nie zwróciłaby uwagi. Wiedziałem, że to nic wielkiego, że nie powinienem się tym przejmować. Wmawiałem sobie, że staję się materialistą, a tego typu osób serdecznie przecież nienawidziłem. Starałem się to ignorować i robić swoje, ale to nie chciało dać mi spokoju. Z czasem robiło się gorzej. Kiedy doszło do tego, że nie mogłem zasnąć, bo miałem w portfelu monetę, która była ciemniejsza od innych i nie dawało jej się wyczyścić, postanowiłem się udać do lekarza. Był to sędziwy człowiek, który po wysłuchaniu mojej historii stwierdził, że mam nerwicę natręctw i wypisał mi receptę na jakieś prochy. Jednak nawet te lekarstwa mi nie pomogły. Sprawiały jedynie, że robiłem się senny. Mój problem nadal istniał. Choć całkiem niedawno nauczyłem się z tym jakoś żyć. Jednym sposobem ucieczki od tego strasznie wkurzającego uczucia, że coś jest nie tak, było pozbycie się przedmiotu, który ów problem wywoływał. Poplamiona gazeta. Wyrzucić. Luźny klawisz na klawiaturze. Wyrzucić całą. Porysowana szklanka. Wyrzucić. Doszło nawet do tego, że sprzedałem samochód, bo koło lusterka znalazłem rysę długości 10 cm. Ale jakoś daję radę i choć te "problemy" nadal się pojawiają zawsze staram się ich pozbyć, co bardzo mi pomaga. Nie robię już czegoś takiego jak zrobiłem ze swoją książką kiedy byłem dzieckiem. Nie jest mi to potrzebne. Wystarczy tylko się tej wadliwej rzeczy pozbyć lub ewentualnie ją wymienić jeśli się tylko da. I wszystko jest w porządku. Tak jak mówiłem, mam normalne życie. Dziwi mnie tylko, dlaczego moja koleżanka - Sara - jest smutna odkąd pozbyłem się jej siostry bliźniaczki. Przecież nie były do końca identyczne. Ta druga była nieco szczuplejsza. Sara powinna być mi wdzięczna. Zrobiłem to mimo, że obie zawsze twierdziły, że to tylko szczegół.
Komentarze