Historia

GÓRA WSPOMNIEŃ

joker365 3 11 lat temu 6 258 odsłon Czas czytania: ~10 minut

Żył sobie raz starzec, którego imienia nikt nie znał ani nikt też nie wiedział dokładnie o jego istnieniu. Mieszkał on w skromnej góralskiej chacie u stóp Góry Wspomnień. Nazwa jej wzięła się od pewnej legendy.

Głosi ona, że w - ponoć zaczarowanym - lesie, który porastał zbocza masywu, mieszkają muzy, które odzwierciedlają ludzkie uczucia, emocje… Jeżeli komuś uda się przejść przez ową puszczę i trafi na złoty szczyt, dostanie znowu to, co stracił na zawsze, a było dla niego najważniejsze, czyli odzyska upragnione wspomnienia. Wielu śmiałków próbowało zdobyć górę, ale żaden z nich nie miał dość odwagi, aby sprostać zadaniu.

Starzec siedział na drewnianej ławeczce przed chatynką z gliny i kamienia. Swymi coraz bardziej drżącymi wraz z wiekiem i pomarszczonymi rękami odgarniał siwe włosy z czoła. Broda sięgała mu już niemalże do pasa. Na wpół ślepe oczy wlepiał się w mieniący się od słońca szczyt Góry Wspomnień. Widok był bardziej niesamowity niż poranna zorza! Złociste promienie zachodzącego słońca pieściły szczyt, który iskrzył w oddali jak ogromne ognisko. Rozmarzał o tym, że tak bardzo chciałby znów spotkać swą miłość, którą kochał najbardziej na świecie. Wtedy był dla niej niezrozumiały, wiecznie czymś zajęty, nie poświęcał jej wystarczająco dużo czasu. Odeszła. Teraz ma czas na wszystko, zajmowałby się nią dzień i noc! Ach, jak bardzo za nią tęsknił… W ten sposób narodziła się w nim chęć do podróży na szczyt Góry Wspomnień. Poderwał z ławki swoje stare, zmęczone ciało z niesłychaną werwą. Zatrzasnął za sobą skrzypiące drzwi chatki i czym prędzej przyszykował tobołek z jedzeniem i piciem na wyprawę.

Poranne słońce wdzierało się do pomieszczenia i zbudziło starca. Oznaczało to początek podróży. Wstał z łóżka, ubrał się, przewiesił przez ramię tobołek i ruszył na wyprawę swojego życia. Po godzinie marszu wkroczył do lasu i przycupnął na kamieniu, aby zjeść śniadanie. Nagle rozległ się szelest. Rozejrzał się wokół, ale nic ani nikogo nie zastał, więc powrócił do zjadania chleba z masłem. Po chwili jakiś kształt przesmyknął się za jednym z drzew. Starzec schował kanapkę i rozpoczął dochodzenie.

- Halo?! Jest tam kto?! – jednak nikt nie odpowiedział. Po chwili czekania i rozglądania się zza pleców mężczyzny rozległ się cichy głos, niemalże szept:

- Ćśś.. spokojnie, to tylko ja! – ton postaci sugerował, że nie ma ona złych zamiarów. Zachichotała delikatnie, a perlisty śmiech niósł się swobodnym echem między drzewami.

- Kim jesteś? – odwrócił się gwałtownie zbity z tropu starzec, trąc oczy z niedowierzania, że rozejrzał się wokoło niezwykle dokładnie a owa tajemnicza osóbka wyłoniła się znikąd.

- Mam na imię Nadzieja.

Tak, była to jedna z legendarnych muz. Dziewczyna, która wyglądała na około szesnaście lat miała bladą, zielonkawą skórę i rozczochrane włosy o ciemnym trawiastym kolorze, które sięgały do ramion. Odziana we wdzięczną, ryżową sukienkę z lnu i cała przyozdobiona bluszczem delikatnie stąpała bosymi stopami po świeżym mchu. Wesołe oczy i roześmiana buzia czyniły z niej niezwykle sympatyczną postać.

- Bardzo mi miło, jestem…jestem… właściwie jestem już tak stary, że nie do końca wiem, kim jestem, ale myślę, że mimo tego moglibyśmy zostać przyjaciółmi… może chcesz trochę chleba? – zaproponował, nieco zakłopotany i speszony staruszek.

- To bardzo miłe z twojej strony, ale nie mogę przyjmować nic od ludzi, takie jest prawo tego lasu. Powiedz mi przybyszu, czy wybierasz się na szczyt?

- Tak, chciałbym znów spotkać moją żonę i rozpocząć nowe życie, tyle popełniłem błędów, naprawiłbym je i znów wszystko byłoby jak dawniej! To moje największe marzenie… - rozmyślał starzec.

- Jestem pewna, że wszystko ci się powiedzie, ale pamiętaj, że ten las płata różne figle. Często ludzie nabierają się na fatamorgany, czy też inne sztuczki… Aha, jeszcze jedno. Towarzyszę wszystkim śmiałkom, którzy wybierają się na górę, czyli od tej pory będziemy podróżować razem. Zniknę ci z oczu, ale cały czas będę w twoim sercu i pojawię się tylko w odpowiednich okolicznościach. Do zobaczenia! – nadzieja pożegnała się ze starcem i rzeczywiście stała się niewidzialna. Jak na tego rodzaju muzę przystało, zachęciła go do podróży i spełnienia swoich marzeń.

Podróżnik wspinał się na strome uskoki, które napotykał co jakiś czas na swojej drodze. Było gorąco, nogi odmawiały posłuszeństwa, kilka dni marszu robi swoje… Starą ręką ocierał na próżno pot z czoła. Żywność skończyła się, podobnie jak woda… Nasuwała mu się tylko jedna myśl – ta wyprawa nie jest dla niego. Jest już za stary. Nigdy nie odzyska swojej żony, to przeszłość, której nie da się już przywrócić. Już wstał ostatkiem sił, aby skierować swe kroki do ukochanej chatki, gdy nagle poczuł czyjś dotyk na ramieniu.

- Nie daj się – powiedział głos. Starzec usiadł ponownie na kamieniu i rozpłakał się… Szczere łzy mieszały się z potem i spływały po zmęczonej twarzy mężczyzny.

- Nie płacz… - nadzieja przytuliła starca i poklepała go po ramieniu.

- Nie dam sobie rady – rzekł smutno starzec i kolejna łza zaszkliła jego oko.

- Tak nie wolno mówić! Zaraz znajdę ci coś do picia, nie możesz tak łatwo się poddać. – przekonywała. Po chwili z kamienia, na którym siedział staruszek, trysnęła świeża woda. Nie mógł uwierzyć własnym oczom! Czym prędzej napoił się i skropił rozgrzane czoło. Dziękował nadziei z całego serca, ucałował jej dłonie i pierwszy raz od kilku dni się uśmiechnął! Siedzieli, rozmawiali i odpoczywali aż do zmierzchu. Starzec ułożył się na miękkiej trawie do snu, a nadzieja znowu schowała się do jego ciepłego serca.

Przebudził się. Było już dawno po zmroku. Przez jego głowę przechodziły różne myśli. Głównie te o przegranej. Lękał się tego, że jego plan się nie powiedzie i będzie zmuszony do powrotu z pustymi rękami. Znowu powątpiewał w swe możliwości. Mężczyzna słyszał cichy oddech nadziei w swoim sercu, nie chciał jej budzić. Siedział oparty o głaz ze źródełkiem. Cały czas myślał, myślał i myślał… aż w końcu znowu zasnąl, z wyczerpania…

W środku nocy został obudzony przez kogoś. Przedstawił się jako druid.

- Obudź się, obudź… mam dla ciebie coś, co cię uszczęśliwi.

Oszołomiony starzec, który jeszcze nie był w pełni świadomości, myślał że to jedynie wytwór wyobraźni.

- Wstawaj! To ważne! Zobaczysz! – rozlegał się donośny szept. Starzec tym razem potraktował sprawę bardzo poważnie i zerwał się na równe nogi. Otrzepał się z trawy, na której spał i przyjrzał się gościowi. Był on ubrany w ciemny habit, który okrywał go całego, za wyjątkiem białych dłoni – twarz była zakryta ogromnym kapturem. Trzymał w ręku flakonik ze świecącym płynem.

- Kim jesteś i co trzymasz w rękach? – zainteresował się przybyszem nieco zaspany staruszek.

- Jestem druidem, jak już mówiłem, a od tego zależy twój los… - świdrujące spojrzenie postaci i jej sfinksowy uśmiech przyprawiały o gęsią skórkę.

- A co to właściwie jest? – drążył starzec.

- Myślę, że dobrze wiesz o magicznych właściwościach góry… Na szczycie jest źródełko z zaczarowanym płynem, który cofa do przeszłości po wypiciu kilku kropel. Do końca twej podróży jest jeszcze daleka droga, więc wpadłem na pomysł, że chciałbyś ją nieco skrócić i nie męczyć się bez sensu… W tym oto flakoniku znajduje się odpowiednia ilość owego płynu. Podejmij decyzję: albo będziesz szedł bez końca albo skusisz się na ten napój…

- Hmm… Ta propozycja jest bardzo interesująca, ale myślę, że znajduje się w niej jakiś haczyk. Nie zgadzam się. Pójdę pieszo.

- Ach taaak?! – grzmiał druid – jeszcze będziesz tego żałował!!! Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy…

Starzec przeraził się niezmiernie dziwnym spotkaniem z druidem. Zbity z tropu, długo jeszcze stał oszołomiony z rozwartymi oczami z przerażenia. Widział jak przybysz, który pojawił się jakby znikąd, równie szybko oddala się. Ciemna postać, niczym cień, sunęła po ziemi, a świecący flakonik wyróżniał się z mroków nocy. Po chwili druid zniknął. Starzec znowu myślał: „Czy aby na pewno to był druid? Czy ten napój był prawdziwy? Czy znowu go spotkam? Jaką propozycję mi złoży jeżeli do tego dojdzie?”. Pogmatwane myśli mieszały mu się w głowie jeszcze bardziej. Przed nim jeszcze wiele dni podróży, musi spać… Po jeszcze długim czasie myślenia nareszcie udało mu się usnąć.

Obudził się wcześnie rano, wraz ze słońcem, które muskało las swym rumianym światłem. Kolorowe ptaki ćwierkały słodko na gałęziach wyrośniętych, ogromnych drzew. Starzec co jakiś czas przysiadał na mchu, aby podziwiać przecudowne barwne motyle, które zapylały misterne kwiaty o aromacie tak wyrazistym, że cały las przesiąkł ich zapachem – nikt nigdy nie widział takich cudów na Ziemi. Co jakiś czas widywał też wróżki, które chowały się w gęstej trawie i złośliwie chichotały na widok ludzi. Miały one drobne skrzydełka, które uniemożliwiały im wydostanie się ponad najwyższe jej źdźbła. Po całym dniu marszu starzec postanowił odpocząć. Zapadał zmrok.

Mężczyzna miał dziwne przeczucie, że właśnie tej nocy ponownie spotka nowego znajomego, do którego nie był specjalnie przekonany. Nie mylił się. W oddali majaczył cień postaci. Staruszek skulił się ze strachu, bowiem rzekomy druid nie sprawiał wrażenia przyjaciela, jakim była na przykład nadzieja… Cień był coraz bliżej. W końcu spotkali się oko w oko. Znowu.

- Witaj, przyjacielu… - zaczął rozmowę druid – myślę, że ta propozycja bardziej przypadnie ci do gustu.

- Co przygotowałeś tym razem? – starzec starał się ukryć swą niepewność i lęk.

- Niespodziankę… - podgrzewał atmosferę gość.

W tym momencie zrobił coś, czego starzec się nie spodziewał, nikt by się tego nie spodziewał… Gdy starzec to zobaczył, upadł na kolana i rzewnie zapłakał, nieudolnie mówiąc:

- Kochanie… – mianowicie ów przybysz zza drzewa wyprowadził żonę starca. Chciał on krzyczeć, prosić błagać, lecz jedyne co był z siebie w stanie wydusić to szept i łzy…

- Ona może być twoja na zawsze. Ale masz wybór… Zdecyduj: albo twoja ukochana kobieta, albo ta właśnie… Nadzieja! Ha, ha, ha!!! – zza drugiego drzewa wyszła nadzieja z zakneblowanymi ustami…

- Ty, ty… Okrutniku!!! – wydobył się zdarty wrzask starca. – Jak możesz?!

- Myślę, że wybór nie jest trudny: nadziei i tak nie zabierzesz ze sobą na Ziemię, a żonę chciałeś odzyskać od zawsze… Wybieraj!

- Wybieram, wybieram… Aileen. Kochanie… Kocham Cię… - w tym momencie oczy nadziei zaszkliły się łzami, zerwała chustę z twarzy i krzyknęła:

- Jak mogłeś?! To była pułapka… Mówiłam ci o tych iluzjach… To Zło, ukrywa się pod postacią druida… Nigdy ci tego nie wybaczę…

- Miłość jest ślepa, ha, ha, ha…

Zza pleców starca wyszła kobieta ubrana w postrzępioną czerwoną suknię. Włosy miała białe, wyblakłe… serce jej było z lodu, całe popękane, a Rozpacz, przykuta do jej zniszczonych stópek, dźgała je nieustannie swym bezlitosnym sztyletem tak aby wciąż krwawiło… Wydłubane oczy miała ukryte pod wstążką, jednak ciągle świeże, krwawe łzy spływały jej po policzkach.

- Koniec twej podróży, starcze. Serce twe zamieni się w lodową bryłę, a Rozpacz zostanie przykuta łańcuchem do ciebie na zawsze… Będziesz ślepy tak, jak Miłość. Ukochana Aileen już nie istnieje. To tylko złudzenie, któremu dałeś się zwieść.

Wszystko stało się zgodnie z przepowiednią Zła… Aileen zniknęła. Starzec spojrzał ostatni raz na złoty szczyt, był tak blisko…Poczuł cios w serce i lodowaty chłód w klatce piersiowej. Miłość zwołała kruki, które wydziobały mu oczy… Ból zadany przez Zło był tak silny, że starzec umarł. Zaraz po nim, jako ostatnia, umarła Nadzieja… Zło przetrwał. Bo on nigdy nie ginie, ukrywa się najlepiej. Odszedł samotnie, zagłębiając się w odmęty zaczarowanego lasu, aż w końcu wtopił się w tło...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

:)
Odpowiedz
Basniowe...taka troche przypowiesc.Creepypasta to to nie jest,ale ladne.Duzo i ladne opisy krajobrazu. Rozwijaj sie,powodzenia.
Odpowiedz
Smutne :(
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje