Historia
Górnik
Robert obudził się jak zwykle wcześnie rano. Lubił przed pracą spokojnie zjeść śniadanie i posłuchać wiadomości w radiu. Powoli usiadł na łóżku, ale po chwili szybko opadł na nie z powrotem. Poczuł przeszywający ból głowy. “Znowu te migreny”, pomyślał ze złością. Na szczęście do pracy w kopalni szedł tego dnia na drugą zmianę, więc miał czas, żeby trochę dłużej poleżeć i poczekać aż ból zelżeje. Poprosił żonę o jakieś proszki i zasnął.
Ponownie obudził się na godzinę przed rozpoczęciem jego zmiany. Ból jednak niewiele się zmniejszył. W końcu uległ namowom żony i postanowił tego dnia zostać w domu. Były to czasy, kiedy nie każdy miał jeszcze w domu telefon, więc poprosił ukochaną, żeby poszła do jego przełożonego i opisała sytuację. Sam ułożył się wygodnie na kanapie, zakrył twarz kocem i starał się nie myśleć o niczym.
Żona Roberta, idąc ulicą w kierunku kopalni, zauważyła dziwne poruszenie w jej okolicach. Przyspieszyła, żeby jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi. Było 10 minut po godzinie 15, więc zmiana Roberta już się zaczęła. Zza rogu wyskoczyła zaaferowana sąsiadka.
- Nie uwierzy pani co się stało! - wykrzyknęła. - W kopalni wybuchł wielki pożar! Nikt nie przeżył!
- Boże… - jęknęła żona Roberta. – Mój mąż… on… nie poszedł dzisiaj do pracy, bo źle się czuł…
- Matko kochana – sąsiadka wzniosła oczy ku niebu. – Co za wielkie szczęście!
Kobieta szybko pożegnała się z sąsiadką i zawróciła do domu, żeby jak najszybciej opowiedzieć mężowi, jak uniknął nieszczęścia. Jaka była w tej chwili szczęśliwa, sama nie potrafiłaby opisać. Bardzo kochała męża i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Spędzili razem 30 pięknych lat i miała nadzieję na kolejne tyle jeśli zdrowie pozwoli.
Otworzyła szybko drzwi do mieszkania i od progu krzyknęła:
- Robert! W kopalni była tragedia! Jak dobrze, że zostałeś w domu.
Odpowiedziała jej tylko cisza. Nie zmartwiło jej to. Robert przecież źle się czuł. Mógł zasnąć. Po cichutku weszła do pokoju, w którym leżał i zamarła.
Jej ukochany mąż wciąż był na tej samej kanapie. Wciąż twarz miał przykrytą kocem, aby do zmęczonych oczu nie dochodziło światło. Tylko krew sącząca się w okolicach głowy nie pasowała do tego obrazka. Ani to, ani obraz, który spadł ze ściany wprost na twarz Roberta pozbawiając go życia. Dusza uleciała z jego ciała w tym samym momencie, w którym w kopalni ginęli jego koledzy.
harpoonek
Komentarze