Historia
Powrót do żywych
Will Harter był wściekły. Bezradnie miotał się po pokojach szukając kluczy od domu. Trzykrotnie zajrzał pod kanapę, dwukrotnie spenetrował wszystkie szafki i komody. I nic. Ważny przedmiot kpił sobie z niego pozostawiając poza zasięgiem jego wzroku.
W końcu zrezygnowany wyszedł z domu. Miał dzisiaj podpisać ważny kontrakt. Jeśli doszedłby do skutku kilkakrotnie przewyższyłby wartość całego jego dotychczasowego majątku. A jeśli miał dojść do skutku to spóźnienie nie wchodziło w grę.
Zostawiając mieszkanie na pastwę złodziei starał się myśleć o wszystkich luksusach, w które niedługo będzie opływał. Kiepsko mu to jednak szło. Wizja ograbionego domu była znacznie silniejsza.
Mimo to nie zawrócił. Parł naprzód zostawiając swoje płytkie życie dla równie płytkich marzeń.
Tłumy na ulicach nie pomagały w szybkim marszu. Był piękny dzień i wszędzie roiło się od biegaczy, rowerzystów czy matek z dziećmi. Will przedzierał się przez te armię zwołaną przez siły wyższe niejednokrotnie torując sobie drogę łokciami czym nie wzbudził powszechnej aprobaty.
Doszedł do wielkiego przejścia dla pieszych. Na słupie paliło się czerwone światełko wyraźnie pokazując swe poparcie dla kierowców i brak szacunku dla pieszych.
Zerknął na zegarek. Pozostało mu już tylko kilka minut
Przepchał się przez stojący przy jezdni rządek ludzi i nie zwracając uwagi na falę oburzenia wtargnął na ulicę
Szedł szybko nie chcąc zostać ukamienowanym przez wściekłych kierowców. Jeden z nich przejechał tak blisko że niewiele mu brakowało do przejechania palców Willa.
Wrzasnął coś do niego jednak słowa utonęły w ryku klaksonów. Harter zatrzymał się gotów mu odwrzasnąć zapominając na moment że jest na środku ulicy. Zbyt długi moment.
Poczuł na plecach potężne uderzenie. Ogromny ból wybuchł na sekundę by ustąpić miejsca ciemności. Całkowitemu mrokowi w którym nie ma czasu, myśli i który powinniśmy odwiedzać tylko w snach.
Will Harter otworzył oczy. Kilka ubranych na biało osób pochylało się nad nim. Ich twarze wyrażały kompletny szok.
-To cud- głos postaci był daleki i zdawał się rozpływać w powietrzu tak że zanim dotarł do adresata był tylko częścią całości.
-Co jest- głos Willa zabrzmiał równie dziwnie jak poprzedniego mówcy.
Na twarzach ludzi pojawiło się jeszcze większe zdumienie. Przyglądali mu się jak jakiemuś wyjątkowo ciekawemu zwierzęciu w zoo.
-Co jest- glos Hartera zabrzmiał mocniej i nie rozwodnił się w atmosferze
Stojący przed nim ludzie wyglądali na lekarzy. I z pewnością nimi byli. Zastanowił się przez chwilę dlaczego odkrycie tego zajęło mu tak dużo czasu.
-Słyszy nas pan- szeroki blondyn w okularach wypowiadał słowa głośno i powoli. Niepotrzebnie. Pacjent słyszał już całkiem dobrze.
-Tak, tak- Will rzucił zniecierpliwiony – co się stało
-Miał pan wypadek- doktor wciąż mówił jak do umysłowo chorego.
-Do diabła nie jestem idiotą. Niech pan mówi normalnie.
-Och-mężczyzna wyglądał na zmieszanego- oczywiście został pan potrącony przez samochód…
-Świadkowie użyli słowa przejechany-wtrącił szczupły brunet z wąsami Salvadora Daliego.
-Dave- okularnik mruknął ostrzegawczo i mężczyzna natychmiast umilkł. – Tak czy siak- zwrócił się z powrotem do Willa –zbadaliśmy pana i wygląda na to, że nie odniósł pan żadnych obrażeń.
Wyraźnie podkreślił słowo żadnych. Will powoli przypominał sobie powalające uderzenie i nagły wybuch bólu.
-Czyli nic mi nie jest- upewnił się wstając z łóżka.
Cały sztab gwałtownie zaprotestował wpychając go z powrotem do łóżka
-Nie możemy być pewni. To był podobno straszny wypadek. Musimy mieć pewność- Blondyn spróbował się do niego uśmiechnąć, ale to co powstało z pewnością uśmiechem nie było.-Zostanie pan tu kilka dni.
Personel uspokoił się i zaczął powoli opuszczać salę.
-Ale- Will spróbował zaprotestować, ale lekarze błyskawicznie wyszli nie dając mu tej szansy.
Opadł z powrotem na poduszki. Teraz przypomniał sobie także powód wypadku. Kontrakt. Cholerny kontrakt przepadł. Prawdopodobnie jak większość rzeczy z jego domu. Zapomniał zapytać jak długo tu leżał, ale podejrzewał że wystarczająco długo by, zastać dom w zgliszczach.
Przekręcił się na bok licząc, że sen odseparuje jego umysł od ponurych myśli.
-Nieeeee- poderwał się i odskoczył od łóżka. Kobiecy krzyk zabrzmiał tak wyraźnie jakby ktoś wrzeszczał tuż obok. Wygasł jednak od razu, gdy otworzył oczy.
Stal przy łóżku czując jak serce wali mu młotem nie wiedząc czy sen był częścią snu czy rzeczywistości
Mrok szczelnie otulał salę. Za oknem panował głęboka noc, choć jeszcze przed chwilą w jaskrawym świetle dnia mógł zobaczyć twarze doktorów.
Zza jedynych drzwi na korytarz nie dochodził żaden dźwięk. Gdyby to któraś z pacjentek krzyczała postawiła by na nogi cały szpital.
Próbując przekonać się do tej myśli, Will wrócił do łózka i obserwował ciemność. Żadne kształty nie wypłynęły z niej w niecnych zamiarach. Był bezpieczny. Bezpieczny.
Lampa na suficie mrugała co chwilę zalewając pokój w mroku. Harter otworzył oczy zbudzony błyskami. Mimo że nie chciał zasnąc najwyraźniej przyszło mu to całkiem łatwo.
Całe ciało miał zdrętwiałe jakby leżał przez kilka dni bez zmiany pozycji. Spróbował przekręcić się na bok. Ale nie mógł. Mięśnie nie posłuchały go. Wciąż leżał na wznak wpatrując się w migającą żarówkę. Nie pamietał żeby była przez kogoś włączona.
Poczuł narastający strach. Był uwięziony we własnym ciele zupełnie bezbronny.
Przez głowę przeszła mu okropna myśl, że jednak lekarze pomylili się. Że nie wyszedł z wypadku całkowicie bez szwanku.
Ale przecież niedawno rozmawiał z nimi i mógł się swobodnie ruszać. Więc co się stało?
Nie czuł żadnego bólu. Nie czuł też żadnej ze swoich kończyn. Jakby był jedynie pasażerem korpusu które ma własne zadanie.
Z daleka dobiegł cichy płacz. Trwał przez kilka sekund by błyskawicznie ucichnąć.
Po chwili dobiegł nieco głośniejszy. Z bliższej odległości.
Will czuł coraz większy strach. Nie mógł się ruszyć ani odezwać a wyglądało na to że ktoś potrzebuje pomocy. Szloch był żałosny, pełen tęsknoty.
Cichutkie łkanie dobiegło tuż zza drzwi. Coś oparło się o nie i powoli zaczęło naciskać klamkę.
Harter oddychał szybko. Nie chciał, by ten człowiek otwierał drzwi. Czegokolwiek chciał niech zwróci się do lekarzy. On jest tu tylko pacjentem.
Osoba na korytarzu jakby usłyszała jego myśli i puściła klamkę. Znowu usłyszał płacz. Blisko jednak oddalał się. Ktokolwiek to był odchodził.
Lampa przestała mrugać. Zatopiła salę w mroku znacznie większym niż powinna. Will Harter odpłynął.
Harter założył spodnie. Po trzech dniach lekarze orzekli że są całkowicie pewni jego zdrowia i może wrócić do domu. On jednak nie był tego taki pewny.
Trzy dni z rzędu śnił podobny sen. Leżał w szpitalnym łóżku w Sali podobnej do tej w której teraz się znajdował. Na pierwszy rzut oka były prawie identyczne, ale jego oko wychwyciło kilka drobnych różnic.
Leżał więc tam nie mogąc się poruszyć ani przemówić czując pogłębiający się niepokój. Czasem zza drzwi dobiegały go kroki, szepty, krzyki, niezrozumiałe rozmowy. Nikt jednak do niego nie wchodził. Samotnie czekał na wyjaśnienie co się tu do cholery dzieje. Ale cała akcja uparcie działa się za drzwiami i nie chciała wkroczyć do pokoju.
Nie powiedział lekarzom ani słowa o dziwnych snach. Chciał się stąd jak najszybciej wydostać i wrócić do domu. Był prawie pewien, że sny są związane z tym ponurym miejscem gdzie cierpienie i ból miały swój dom.
Ubrał się w końcu i pędem wyszedł ze szpitala. Kierował się w stronę domu. Nie chciał widzieć co złodzieje mogli z nim zrobić przez kilka dni jego nieobecności. Ale niby gdzie miał się podziać. Zerwał z rodziną stosunki już kilka lat temu i wątpił by w rodzinnych stronach był pożądanym gościem.
Dojście zajęło mu kilkadziesiąt minut. Zatrzymał się tuż przed drzwiami i wstrzymał oddech. Chwycił za klamkę, ale drzwi się nie otworzyły. Patrzył na nie zdezorientowany nie mogąc zrozumieć. Wyraźnie pamiętał, że po bezowocnych poszukiwaniach klucza zostawił drzwi otwarte. Kto mógł je zamknąć? I po co?
Naparł na nie ale nie ustąpiły. Nie mógł dostać się do środka. Cofnął się parę kroków zastanawiając się co robić. Zaczął przeszukiwać kieszenie doskonale wiedząc, że klucza tam nie ma.
Ale był. Z górnej kieszonki marynarki wyjął niewielki nieco zabrudzony przedmiot. Wpatrywał się w niego czując się coraz dziwniej. Przecież to niemożliwe. Miałby klucz cały czas w kieszeni? Przecież przed wyjściem sprawdził marynarkę.
Przekręcił klucz w zamku nie wiedząc czy śmiać się czy bać. Zajrzał do środka. W niewielkim holu było zbyt ciemno by coś zobaczyć. Na jego końcu znajdowały się drzwi prowadzące do kuchni. Obok nich włącznik światła. Droga do niego wydawała się tak długa że prawie niemożliwa do przejścia.
Will otrząsnął się z zamyślenia. Nikogo tam nie było. Mieszkanie było zamknięte a klucz miał przy sobie. Nawet, jeśli pamięć temu zaprzeczała
Wziął głęboki oddech i w dwóch susach pokonał drogę do włącznika. Światło rozbłysło czyniąc przestrzeń w holu całkiem widoczną. Nikogo nie było. Żaden mroczny kształt nie rzucił się na niego w morderczych celach.
Nieco uspokojony Harter wszedł do kuchni. Ta także była pusta. Szybko i nieco pobieżnie sprawdził pozostałe pokoje. Był sam. Był bezpieczny.
Pozbył się już niemal całego strachu. Pochłonął dwie kanapki, umył się i skierował do sypialni. Padł na łóżko rozkoszując się jego miękkością po szpitalnych niewygodach. Nie był specjalnie zmęczony. Chciał tylko poleżeć i pomyśleć. Mimo to już po kilkunastu sekundach poczuł otępiającą senność. Zasnął nie wiedząc kiedy.
Znów leżał w łóżku w jakiejś obcej sali. Znowu żaden mięsień nie chciał go słuchać.
Łóżko było jakby nieco przekręcone. Zauważył dziwna aparaturę. Niewielki komputer cicho pikał co krótki okres czasu. Co chwilę pojawiała się na nim zielona linia..
Will wiedział, co to oznaczało. Maszyna sprawdzała jego szybkość i regularność bicia serca. W tej chwili poruszała się szybko. Zdecydowanie zbyt szybko.
Za drzwiami usłyszał ruch stłumione głosy rozmowy. Ktoś stał przy drzwiach wyraźnie podnosząc głos.
Świat się rozpływał. Will poczuł że powoli wraca do realnego świata. Wtedy drzwi w końcu otworzyły się. Widział ruch , widział wbiegające postacie ale sen stał się zbyt niewyraźny by mógł się im przyjrzeć. Ogarnęła go ciemność.
Poderwał się z łóżka na nowo odzyskując władzę nad ciałem. Natychmiast opadł z powrotem na poduszki czując wciąż przygniatającą go senność. Coś dotknęło jego ręki. Cofnął ją natychmiast, ale uczucie wciąż trwało.
Pokój był pusty. Mimo to czul coraz więcej dotykających go rąk. Obmacywały mu ręce, ramiona twarz. Wstrząsnął się z obrzydzenia. To nie było miłe uczucie. Rzucił się na łóżku chcąc je przerwać, ale zrobił to zbyt gwałtownie. Spadł na podłogę przewracając stojącą obok lampę. Jęknął z bólu i powoli podniósł się z podłogi. Ohydne odczucie dotykania wreszcie ustało.
Usiadł na łóżku i poczuł cieknące po twarzy łzy. Nie były to łzy bólu, ale rozpaczy. Złe sny nie były przyjemne, ale były czymś w miarę normalnym, ale to co stało się przed chwilą.
Czuł że sytuacja go przerosła. W trakcie wypadku musiało mu się coś jednak stać. Coś czego ta banda Idiotów nie potrafiła wykryć.
Wstał zwózka i poszedł do łazienki. Ochlapał ciało zimną wodą. Mimo że nie był już dotykany przez sennych prześladowców to czuł się brudny, jakby te ręce mogły zostawić na nim trwały ślad.
Podniósł głowę znad zlewu stając twarzą w twarz z lustrem. Z wrzaskiem odskoczył do tyłu.
Nie miał twarzy. Wyglądał jak wypikselowany obraz ze starej gry komputerowej. Pokręcił głową niedowierzając. Kształt w lustrze uczynił podobny gest.
Wybiegł z łazienki czując że grunt usuwa mu się spod nóg. Miał wrażenie, że tylko sekundy dzielą go od zemdlenia. Wszystko wokół stawało się tak samo niewyraźne jak jego twarz. Padł na kolana walcząc ze snem. Nie udało mu się. Znowu pochłonęła go ciemność.
Leżał w łóżku. Wyczuwał ruch wokół siebie. Wszystko było zamazane jak na jawie.
Po raz pierwszy poczuł że ma częściową kontrolę nad ciałem. Pokręcił głową. Głośny krzyk rozdarł powietrze wokół. Krzyk zdumienia. Radosnego zdumienia.
Znowu poczuł dotyk. Wzdrygnął się. Świat powoli wracał do odpowiednich kształtów. Dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze. Wyłapywał z nich głównie ,,niemożliwe,, i ,,cud,,.
Mimo że mógł się już poruszać, czekał na wyjaśnienia. Czekał aż wreszcie zrozumie, co się stało..
Harter wpatrywał się w sufit. Minęło kilka godzin od jak to nazwali lekarze ,, niewiarygodnego, całkowicie niemożliwego cudu,,. Od czasu wypadku przez 10 dni pozostawał w śpiączce. Lekarze nie dawali mu żadnych szans. Jednak kilka razy zauważyli dziwne zachowanie maszyny pilnującej bicia serca. Mimo to za każdym razem gdy wchodzili do pokoju, ich pacjent spał głębokim snem. Wszystko wracało do ponurej normy. W końcu jednak udało im się dotrzeć na czas i zatrzymać Willa w świecie żywych.
Podobno była tu jego matka. Była bardzo przygnębiona, mimo że nie widziała syna od kilku lat. Zalewała się łzami jakby był wspaniałym oddanym synem. Harter czuł wyrzuty, gdy o tym myślał.
Częściej jednak myślał o fałszywym świecie, w którym spędził nieco czasu. Czy podświadomość sama może wykreować świat w ekstremalnych warunkach. Przecież nie możemy latami żyć w mroku. A jeśli tak to skąd wiadomo, że wszystko to, co nas otacza jest prawdziwe. Na świecie istnieje wiele dziwnych zjawisk. Tajemnicze zniknięcia, opowieści o duchach i potworach nie są już niczym nowym. Skąd wiemy, że nie pochodzą one z innego realnego świata i dają znać wybranym. Może jesteśmy tylko tymi, którzy śpią głębiej.
Komentarze