Historia
...I że cię nie opuszczę aż do śmierci.... Part 1
Doskonale znana nam ślubna formułka może przyprawić o dreszcze...
Olivier to biznesmen, jego firma dobrze prosperuje, ma on narzeczoną Sarę i planuje spędzić miły długi weekend nad jeziorem. Sytuacja zmienia się, gdy tuż po przybyciu do małego domku wraz z ukochaną parę zaczynają dręczyć dziwne sny, tajemnicza atmosfera koszmarów źle wpływa na ich związek. Gdy kobieta opowiada Olivierowi o tajemniczej starej stodole, którą ujrzała dzisiejszej nocy, ten od razu rozpoznaje miejsce w pobliżu którego się wychował. Po powrocie do domu koszmary nie ustają, więc nasz bohater postanawia powrócić samotnie w rodzinne strony, gdyż wierzy, że to tam tkwi źródło koszmarów.
Ach, stare Golden-Bridge, jak dawno tu nie byłem - pomyślał wysiadając i rozejrzał się dokoła.
Brudna tablica z napisem "Welcome in Golden-Bridge" witała nielicznych przyjezdnych od siedemdziesięciu lat. Deszcz jak zwykle zalał drogę więc dalej Olivier szedł wciąż rozglądając się na boki.
Większość budników z jego dzieciństwa stała odłogiem i czekała tylko by się zawalić, ale to były dopiero przedmieścia. Po około godzinnym marszu oczom chłopaka ukazał się rynek, był on co prawda mocno zaniedbany, ale wciąż ktoś z niego korzystał. Na samotnej ławce siedziała staruszka.
- Dzień dobry pani! - Oliwier podszedł do niej
- O witaj młodzieńcze. Czy my się znamy? - spytała znajomym chłopakowi głosem
- Pani Fox! - krzyknął uradowany - Jak dobrze, że panią widzę, Olivier Brown, pamięta mnie pani?
- Ach Olivier, oczywiście, że tak.co cię tu sprowadza?
- Sentyment i wspomnienia - odrzekł ie chcąc wyjawiać prawdziwego powodu wizyty - Czy tutejszy hotel wciąż na chodzie?
- Oczywiście, stary Sam ucieszy się z jakichś gości.
Olivier pośpiesznie udał się do hotelu, tu również nic nie wyglądało na zbyt często używane. Chłopak szybko ruszył do swego pokoju po drodze czekała go jednak nie lada niespodzianka. pod drzwiami do których miał klucz siedziała mała dziewczynka, nie miał nawet dziewięciu lat.
- Witaj. - powitał ją
- Nie powinien pan tu przyjeżdżać. - odrzekła i bez słowa uciekła.
Kolejna noc była równie koszmarna, co te w mieście.
Ranek powitał Oliviera zapachem stęchlizny. Przez zaspane oczy bohatera pokój wydawał się inny, ciemniejszy i bardziej wrogi. Poranna toaleta okazała się niemożliwa, z kranów leciała wstrętna maź, chcąc zgłosić to w recepcji Olivier zszedł na duł. Nie było tu żywej duszy. Miasto wymarło. Nie pomogło dobijanie się do domów, wołanie. Nikogo tu nie było. Zrozpaczony mężczyzna był już prawie pewien, że stracił zmysły. Przecież wczoraj widział tu mieszkańców, a dziś? Nagle poczuł czyjś chłodny wzrok na ramieniu. Doskonale wiedział kto go obserwuje...
Komentarze