Historia

anonimowa notatka odnaleziona na biurku dr. Ferrina po jego śmierci

rigor mortis 3 10 lat temu 5 062 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

I

Wszak chciałem wymazać ze swej pamięci makabryczne wydarzenia ostatniego miesiąca, jednakże wiem że czas do Jego nadejścia nieubłaganie wymyka mi się spomiędzy palców, nieważnym jak kurczowo chcę go zatrzymać. Pragnąc więc odpokutować choć trochę swój udział w tym koszmarze, ostrzeżenie pozostawię, aby ci gnani na skrzydłach pożądania wiedzy pradawnie ukrytej błędu mego w żadnym stopniu nie popełnili, a może wręcz sobie wiadome kroki zapragną przedsięwziąć w celu odczynienia tego, co przeze mnie uczynionym się stało. Aby zrozumieć całkowicie genezę tej szkaradnej historii, znać trzeba będzie sytuacje zaistniałe roku 1916 w rodzinnym mieście moim Ancaster, stanu Massachusetts. Mała to mieścina położona wśród niedostępnych lasów, więc nie cieszy się za dużą uwagą, tak też wszelkie niezwykłe historie mające tu miejsce w najlepszym przypadku ujrzą światło dzienne na łamach dziennika "Świt", wydawanego tutaj od pewnego czasu. Jak już wspominałem, miasteczko to żyje w spokoju zdala od reszty cywilizacji. Wszelkie budynki zachowują kolonialny styl, nie wyróżniając się niczym szczególnym. Jedynym niezwykłym elementem terenów tutejszych był opuszczony dom niedaleko cmentarza przy kościele Św. Piotra. Ponura budowla wzbudzała w miejscowych niechęć, tymże uzasadnioną jako miała ona kiedyś należeć do grabarza, który postradał weń zmysly. Przekleństwem moim jednak niechaj będzie ma zapalczywość do badania tajemnic, która nakłoniła mnie do odkrycia sekretów tej mrocznej rezydencji. Gdybym ja wtedy wiedział, ile niepojętych skutków to działanie będzie miało, zaniechałbym wszelkich badań w tejże materii.

II

Chyba pierwsze z ważniejszych odkryć z okresu badań wydarzyło się późnej jesieni tegoż roku. Sprawdzając księgi historyczne, natknąłem się na wzmiankę o nabywcy tego domu. Thomas Curby, gdyż tak brzmiało jego imię, miał wprowadzić się tam w roku 1874, a następnie prowadzić spokojny żywot grabarza przez resztę życia, czyli do roku 1879, kiedy to z przeraźliwym krzykiem wybiegł on ze swej rezydencji i w niewyjaśnionych okolicznościach wyzionął ducha. Tajemnicza postać pomimo swego małego udziału w historii tego miasteczka bardzo mocno zapadła mi w pamięć. Przez następne dwa tygodnie starałem się odnaleźć więcej informacji na temat tegoż grabarza, lecz nic nie przynosiło zadowalających rezultatów. Powoli zaczynałem tracić nadzieję na rozwikłanie tajemnicy, więc postanowiłem dokonać ostateczności i udać się do domu przy cmentarzu. Przyszykowanie się nie zajęło mi dużo, więc kolejnego poranka przekroczyłem próg tajemniczej budowli. Drzwi nie były zamknięte, co mnie zdziwiło, jednakże najbardziej odstraszył mnie wystrój wnętrza tej rezydencji. Zbadawszy cały parter, nie natrafiłem na żadne umeblowanie. Czułem coraz większe zaniepokojenie gdy wyruszyłem zwiedzić piętro. Znajdowały się tu dwa pomieszczenia. Jedno wyglądem zupełnie przypominało pozostałe pokoje, tak więc nie byłem gotowy na to, co ujrzałem za ostatnimi drzwiami. Cała powierzchnia białych ścian była zapisana gorączkowym pismem, gdzieniegdzie widziałem rysunki, które tylko potęgowały nastrój grozy tego pomieszczenia. Znaczną część z nich ukazywała postacie w żaden sposób nie znające człowieczeństwa. Ohydne, powykręcane kończymy i plugawe pozy przerażały mnie, ale też nie mogłem w żaden sposób oderwać od nich wzroku. To wszystko emanowało niemal namacalną grozą. Mimowolnie zacząłem czytać chaotyczne pismo na ścianach. Pozwolę sobie przytoczyć urywki, które zapadły mi najbardziej w pamięć: "On przyjdzie... Nie mogę wyjść... Głosy... Niech przestaną śpiewać... Tom nie żyje... Trzeba Go wielbić...". To przerażające odkrycie spotęgowało mój lęk, byłem przerażony. Ze zgrozą ujrzałem, że przez okno wpada do pomieszczenia zimne światło księżyca, nadając temu wszystkiemu upiornego wrażenia. Nie mogłem już powstrzymywać swego przerażenia, bezsilnie puściłem się biegiem do ucieczki schodami w dół.

III

Odzyskałem zmysły następnego dnia. Słyszałem jako iż miałen około południa wybiec z domu przy cmentarzu, wydając z siebie straszny krzyk całkowitego przerażenia. Dr. Ferrin miał zabrać mnie do swego domu, gdzie ponoć siedziałem skulony w kącie i odmawiałem wszelkich posiłków. Nie pamiętam żadnych z tych wydarzeń. Jedyne co pamiętam, to sylwetka TEGO w korytarzu. Powykręcane kończyny i skóra niemal przezroczysta, ukazująca wnętrze tego ohydnego stworzenia. Ale najgorsza była spaczona niewyobrażalną nienawiścią twarz wykrzywiona okropnym grymasem. Wiem, że teraz Go nie zatrzymam. Już czuję jak jest blisko... Czuję swoją śmierć...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Wchodzi rankiem, do pokoju wpada światło księżyca a na dodatek wybiega w polodnie trochę bez sensu
Odpowiedz
Bardzo mi sie podoba. Nie wiem czemu ale mam wrazenie, ze autor inspirowal sie Lovecraftem. I jest co czuc, ale to wg mnie specyfika gatunku, wierd fiction ;)
Odpowiedz
Fajnie napisane, ale nie czuje tego.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje