Historia

Furtka czasem jest przestrogą

maraard 11 10 lat temu 11 400 odsłon Czas czytania: ~10 minut

Wracałem spokojnie ze szkoły do domu, było gdzieś koło 15. Normalny dzień w środku października. Jesień jak to jesień, pełno kolorowych liści i pogoda jak pod psem. W szkole było dobrze, pełno zabawnych sytuacji i nauki, jak to w liceum, ale byłem zadowolony, choć plecy już mnie bolały od ciężaru plecaka. Do domu mam około dwóch kilometrów a niesienie paru kilo na plecach w końcu daje się we znaki. Zbyt zmęczony by myśleć szedłem przed siebie wbijając wzrok w ulicę przede mną. W słuchawkach bębnił mi bas, a ja wsłuchiwałem się w rap. Polski, nie lubię amerykańskiego.

Nagle poczułem, że ktoś mnie strzelił w ucho. Już odwracając się wiedziałem, że to Radek. Zawsze mi to robił, zawsze był jak dziecko.

- Siema stary! Co ty tu robisz? – spytałem, podając mu rękę.

- Chciałem do ciebie wpaść. Wracasz ze szkoły tak?

- Nie. Byłem na grzybach, stąd plecak.

- Aha. Mam dla ciebie propozycję stary. Zajebistą, mówię ci – było po nim widać, że jest podekscytowany. Bardzo podekscytowany.

- Jak chcesz, żebym jechał z tobą do galerii, to po pierwsze nie mam kasy, a po drugie siły.

- Ech – Radek westchnął – akurat nie o to chodzi. Stary widziałeś ten dom, ten stary…

- A ten. No tak, mamy tu trochę starych domów w okolicy, ale wiem o który chodzi.

- Dobra daj mi skończyć, ok? w sumie to musisz go widzieć codziennie, bo chodzi mi o ten stary dom koło twojej szkoły.

Tym jednym zdaniem wzbudził we mnie te same emocje, które siedziały w nim już od dawna. Dom, który doskonale widać z południowego skrzydła mojej szkoły, wygląda jak z horroru. Na małym, ale zawsze, pagórku góruje nad okolicą. Od dawna jest opuszczony i nikt w nim nie zamieszkał odkąd opuścił go stary facet, który mieszkał tam odkąd pamiętam. W takich realiach dom został owiany przez uczniów tajemnicą i uznany za nawiedzony. Nieraz, gdy siedziałem znużony na lekcjach wpatrywałem się w ten dom i zawsze przechodziły mnie dreszcze, gdy tylko zawiał wiatr i poruszył zasłoną, wystającą z okna na drugim piętrze.

- No dobra, ogarniam. Co z nim? – spytałem, choć znałem odpowiedź.

- Wybieramy się tam. Moi kumple z klasy ostatnio tam byli. Stary ogarnij, że tam są jeszcze fotografie rodzinne, książki, nawet folie na meblach.

Folie na meblach? Dlaczego niby w dawno nie zamieszkanym domu są folie na meblach? Jednak ważniejsze było dlaczego tam są jeszcze meble?

- Musimy tam iść dziś? – spytałem.

- Peniasz? Nie bądź cipką!

- Nie mam dziś sił, chcę się położyć…

- Hahahaha boisz się! Ja nie mogę, stary, przecież tam nie ma duchów, to tylko meble fotografie i tak dalej.

Nie miałem ochoty się tam wybierać. Nie chodziło o to, że miejsce jest „nawiedzone”. Jedyne czego wtedy chciałem, to walnąć się w ciepłą pościel i pospać przynajmniej do szóstej. Ale Radek tak się na to napalił, że byłem pewny, że i tak nie odpuści, więc:

- Dobra – westchnąłem – chodź na chwilę do mnie, ogarnę się i idziemy.

Dopiero teraz zobaczyłem, że Radek ma plecak.

- Co ty tam masz?

- Idę prosto ze szkoły. Nie opłacałoby mi się przecież wracać autobusem do domu i potem jeszcze jechać tutaj.

- No tak. Zostawisz u mnie.

Po paru minutach byłem już gotowy. Wziąłem latarki i zapasowe baterie, gdyby zachciało się nam zejść do piwnicy. Więcej chyba nie potrzebowaliśmy, więc każdy z nas wepchnął po jednej z latarek do kieszeni, a ja wziąłem baterie. Wyszliśmy z domu i 20 minut drogi spędziliśmy na gadaniu o celu wędrówki. Radek opowiadał mi o wyprawie jego dwóch kolegów, ale po chwili mu przerwałem. Nie chciałem wiedzieć wcześniej tego, co sam zobaczę. Obydwoje byliśmy fanami tych wszystkich paranormalnych spraw, choć nie spodziewaliśmy się spotkać tam ducha. Jednak sama perspektywa przeglądania starych zdjęć i pamiętników była kusząca. Zamierzałem wejść na drugie piętro, na które nie weszli nawet koledzy mojego kumpla. Twierdzili, że coś ich powstrzymało, ale zapewne bali się, bo usłyszeli mysz, albo wiatr hulający po korytarzu.

Stanęliśmy przed furtką i spojrzeliśmy po sobie. Skinąłem głową i pchnąłem lekko bramkę. Nie drgnęła, więc pchnąłem mocniej. Nic. Popchnąłem z całej siły i… dalej stała tak jak wcześniej. Wyglądało to jak przestroga. Podekscytowanie ustąpiło miejsca zaniepokojeniu. Pchnęliśmy furtkę razem i w końcu, ze zgrzytem, ustąpiła. Powoli ruszyliśmy zarośniętym ogrodem. Dokoła nas rosły drzewa, a my przedzieraliśmy się gęsiego przez trawę sięgającą nam do pasa. Zdziwiło mnie to, bo skoro byli tu już wcześniej koledzy Radka, to dlaczego nie ma żadnych śladów? Choć właściwie to nie powiedział mi kiedy tam byli. Pomyślałem, że dostaję paranoi, więc wzbiłem wzrok na dom. Wznosił się dumnie nad okolicą. Popatrzyłem w górę, na spiczasty dach i serce podeszło mi do gardła gdy kątem oka zobaczyłem ruch. Białą smugę. Dopiero gdy spojrzałem uświadomiłem sobie, że to tylko zasłona, którą ktoś tam zostawił. Spojrzałem na przyjaciela, który szedł przede mną. Nie spuszczał wzroku z domu, jakby bał się, że ten zniknie.

Po kilku minutach dotarliśmy do drzwi frontowych. Stanęliśmy na werandzie i patrzyliśmy na uchylone wrota. Przez szparę widać było tylko ciemność, widocznie na przedpokój nie dochodziło światło słoneczne. Wyjąłem latarkę, a Radek zrobił to samo. Nie chciałem dotykać drzwi, więc pchnąłem je lekko nogą. Otwarły się z okropnym zgrzytem. Skojarzył mi się z jakimś diabelnym charczeniem. Wszelka wesołość, którą jeszcze do niedawna dzieliliśmy, przestała istnieć. Teraz na naszych twarzach malowało się skupienie i ekscytacja. Włączyłem latarkę i ciemność przedpokoju przebiła jasna, lecz cienka strużka światła. Po sekundzie dołączyła do niej druga.

Naszym oczom ukazały się schody prowadzące na piętro. Stare, pokryte kurzem, z odłażącą farbą na poręczach. Drzwi do pokoi na parterze były zamknięte, stąd w przedpokoju było tak ciemno.

- Stary, zajebiście.

Radek był tak podekscytowany, że zapomniał o strachu i wszedł do środka. Gdyby tego nie zrobił, to pewnie stalibyśmy tam jeszcze dłużej, a potem zrezygnowalibyśmy. Jednak zamiast wrócić do domu, my zagłębiliśmy się w ciemność. Zbliżyłem się do pierwszych drzwi i odważyłem się je otworzyć, podczas gdy Radek był już na schodach.

- Stary choć tu. Nie rozdzielamy się! – syknąłem na niego.

- Kurwa, ja chcę już na górę – powiedział, ale zawrócił i stanął obok mnie.

Wcześniej nie zwróciłem uwagi na to co jest za drzwiami, więc gdy odwróciłem głowę, poczułem rozczarowanie. Pokój był pusty. Żadnego mebla, żadnej zasłony w oknie. Nic. Podszedłem do następnych drzwi i je otwarłem. Nic. Do kolejnych. Nic. Otwierałem każde drzwi po kolei i w żadnym z pokoi nie było żadnego mebla. Nic.

Wkurzyłem się na Radka. Gdzie są te wszystkie fotografie i pamiętniki? Folie na meblach? Meble? Odwróciłem się do kolegi, ale jego mina zdradzała takie same zdziwienie jakie sam odczuwałem. Stanąłem przed drzwiami do piwnicy. Czemu w horrorach zawsze całe zło mieści się w piwnicy? Czy dlatego, że jest ona bliżej ziemi niż inne części domu? Nie wiem, ale takie i inne myśli zaczęły mi chodzić po głowie. Jednak zebrałem w sobie całą odwagę i chwyciłem za klamkę. Nacisnąłem ją i pchnąłem drzwi. Ukazały nam się schody które prowadziły w… lód. Piwnica była skuta lodem. Widocznie musiała być zalana i pod wpływem temperatury woda zmieniła stan skupienia. Zastanawiałem się tylko skąd w domu na wzgórzu wzięła się woda w piwnicy. Przeszedł mnie dreszcz, bo coś tu było nie tak. Zamknąłem drzwi.

- Chodźmy stąd. Coś tu jest nie tak – zacząłem, ale Radek mi przerwał.

- Chcę zobaczyć piętro, zresztą sam mówiłeś, że pójdziesz na samą górę.

Zacząłem protestować, ale bezskutecznie. Nie chciałem wyjść na tchórza, więc ruszyliśmy w górę. Schody trzeszczały pod naszym ciężarem. Wchodząc po stopniach patrzyłem na te przede mną i zobaczyłem, że na żadnym z nich nie ma śladów stop. Zalegał je tylko kurz. To znaczyło, że albo nie było tu kumpli Radka, albo… sam nie wiedziałem jak to sobie wyjaśnić. Nie miałem odwagi spytać się mojego przyjaciela o to kiedy oni tu byli. Nie chciałem by się denerwował gdyby okazało się, że byli tu nie dawno. Jego spokój pozwał mi iść za nim.

Doszliśmy na piętro. Korytarz wypełniało światło dochodzące z okna z pokoju na jego końcu. Widzieliśmy wnętrze pokoju. Kolejny pusty. Zacząłem otwierać kolejne drzwi, gdyż chciałem się jak najszybciej stąd wydostać. Powoli zaczynało już zmierzchać, za oknem robiło się ciemno, choć było jeszcze na tyle jasno, by można było wyłączyć latarki. Każdy z pokoi był pusty.

- No to wbijamy na drugie piętro, nie?

- Radek chodźmy stąd. Zaczyna się robić…

Zawirowało mi w głowie, a przed oczami zobaczyłem mroczki. Jedynym obrazem, który zapamiętałem był widok upadającego na podłogę Radka.

Otwarłem oczy i w pierwszej chwili pomyślałem, że jestem ślepy. Widziałem tylko ciemność, nieprzeniknioną ciemność. Nie wiedziałem gdzie jestem, ani dlaczego jestem tu gdzie się znajdowałem. Poczułem, że coś mocno uciska mnie w nogę na której leżałem. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z niej latarkę. Poświeciłem po pomieszczeniu w którym się znajdowałem i wszystko wróciło. Zacząłem świecić bardziej gorączkowo po podłodze szukając Radka. Nie znalazłem go.

Wpadłem w panikę. Wstałem i szybko wyszedłem z pokoju. Pomyślałem, że zadzwonię na policję, choć wiedziałem, że za wtargnięcie do czyjegoś domu będę miał problemy. Bałem się jednak wyjść z domu sam, a mój przyjaciel gdzieś zniknął. Wyjąłem telefon i wpisałem kod. Zacząłem wpisywać na klawiaturze 997, gdy usłyszałem kroki na drugim piętrze. Ktoś biegał po jebanym drugim piętrze! Poczułem, że nogi mi drętwieją. Do jednych kroków po chwili dołączyły drugie. Oddech mi przyspieszył, a w tym czasie w górze zaczęło dudnić od biegających stóp. Nie zaraz, to nie były stopy, kroki były zbyt lekkie jak na stopy. To były stópki, dziecięce stópki.

Stałem jak wryty, gdy usłyszałem gromki śmiech dochodzący z parteru. Donośny, męski. Myślałem, że już nic gorszego mnie nie spotka. Wróciłem do pokoju i stanąłem przed oknem. Wyjrzałem przez nie na podwórze, ale było tam całkowicie ciemno. Musiało być już po dwunastej, skoro zgasły latarnie. Wyciągnąłem telefon, by spojrzeć na godzinę. W świetle komórki zobaczyłem moją twarz odbitą w szybie. Za sobą zobaczyłem masę splątanych czarnych włosów spadających na białą piżamę. Krzyknąłem i poświeciłem za siebie latarką, ale było tam pusto. Jednak byłem pewien, że za mną stała dziewczyna. A raczej to, co pozostało z niej i chodzi po tym świecie. Po moim krzyku radosny gwar na dole ucichł. Ktoś coś mówił, ale nie byłem w stanie rozróżnić słów. Serce łomotało mi jak szalone. Na drugim piętrze wciąż biegały beztrosko dzieci. Usłyszałem jak ktoś wchodzi na piętro po schodach.

Kroki było słychać na korytarzu. Zgasiłem latarkę. To był jeden z momentów, w których mogłem pochwalić się nie lada odwagą. Przynajmniej odnośnie tego, że zgasiłem światło i zostałem w ciemności sam z tym co niewiadome. Bałem się, że mnie zobaczy.

Ktoś nadchodził. Niewątpliwie był coraz bliżej, bo echo kroków było coraz głośniejsze. Drzwi od pokoju w którym się ukryłem otworzyły się z cichym zgrzytem. Gdy tylko się ruszyły wszystko umilkło. Stałem w kompletnej ciemności i ciszy, a przede mną coś stało i rzęziło.

Ciszę rozdarł krzyk dochodzący z góry. Dołączył do niego dziecięcy pisk. Zaraz potem odezwały się męskie głosy, twarde, głośne. Mężczyźni na górze śmiali się, podczas gdy kobieta i dzieci piszczały i krzyczały w niebogłosy. Po chwili krzyk został stłumiony. Zapomniałem o tym czymś co stało przede mną w drzwiach. Słyszałem tylko dyszących mężczyzn na górze.

Odpłynąłem.

Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem plecy Radka. Wstałem i zacząłem go cucić. Zmierzchało, upłynęło chyba tylko kilka minut odkąd zemdleliśmy. Gdy go obudziłem wyszliśmy z domu natychmiast. Okazało się, że wszystko mi się śniło, jednak nie byłem pewien do końca. Następnego dnia pogadałem o tym z Radkiem. Okazało się, że miał ten sam sen co ja. Dziwne prawda? Zainteresowałem się więc historią tego domu. Okazało się, że mieszkała tam rodzina, złożona z rodziców i dzieci, samych córek. Nie ma w tym nic dziwnego, tylko, że mieszkała tam w czasie drugiej wojny światowej. „Ugościła” pod swoim dachem oddział gestapo, który wracał z patrolu. Niemcy grali w karty na parterze, podczas gdy matka z dziećmi została na drugim, nie używanym zazwyczaj, piętrze. Gdy hitlerowcom znudziła się zabawa, pomyśleli o nowej rozrywce. Złapali męża, który im usługiwał, związali i zabrali go na górę, do żony i córek. Tam zaczęli się dobierać do jego niej, przez co dziewczynki zaczęły krzyczeć. Dołączyła do nich ojciec, ale prawdziwa tragedia zaczęła się właśnie wtedy. Gestapowcy poderznęli gardła dziewczynkom, a potem zgwałcili, każdy po kolei, ich matkę. Kazali na to patrzeć jej mężowi. Później i ją zabili, ale mężczyznę „oszczędzili”. Biedny facet nie wytrzymał i następnego dnia zabił się w pokoju na piętrze.

Zobaczyłem fotografię i poznałem na niej jedną z córek mężczyzny. Była to oczywiście twarz, którą zobaczyłem w szybie.

Nie bałem się już domu po poznaniu jego historii. Gdy się o tym wszystkim dowiedziałem, to poczułem ,że ktoś z tego domu chciał mi po prostu przekazać tragedię ludzi, którzy tam mieszkali.

Jednak zastanawia mnie jedno. Skoro wszyscy domownicy i gestapowcy byli na górze, to kto charczał na mnie sprzed drzwi?

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

super bo trzyma w napięciu. Ale najbardziej zaciekawiło i zainteresowało mnie to, ,że było to w drugiej wojnie świtaowej O.o
Odpowiedz
Dużo jest historii o opuszczonych domach ale to jest jedna z lepszych :>
Odpowiedz
Niesamowite. Przez to przypomniał mi się opuszczony dom do którego z przyjaciółką weszłyśmy....okazało się że kiedyś była to prawdopodobnie przychodnia. Dziwnie się tam czułam.....wracając do tematu. Autorze tych opowiadań: Jesteś zajefajny!! Masz talent
Odpowiedz
zajebista historia
Odpowiedz
ciekawe
Odpowiedz
dłuzsej sie nie dało?
Odpowiedz
bardzo fajna ;)
Odpowiedz
Nie chciało mi się czytać ale naprawdę dobre ;)
Odpowiedz
Ciekawa historia, trzyma w napięciu :)
Odpowiedz
zajebiste naprawde super
Odpowiedz
Fajne, podoba mi sie.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje