Historia

Samozapłon

kwesiunia 0 11 lat temu 1 945 odsłon Czas czytania: ~13 minut

Zagadka samoistnego spalenia jest bardzo ciekawa. Powodem tego jest między innymi fakt, że ludzki ciało składa się w 70% z wody. A jednak człowiek potrafi w jednej chwili stanąć w płomieniach. Najciekawszy wydaje się że człowiek wtedy ulega całkowitemu spopieleniu lecz nie podpala niczego obok siebie. Gdy człowiek ulega samospaleniu siedząc na fotelu fotel się nie spala, przynajmniej nie cały, a tylko w miejscach gdzie człowiek ten dotykał fotela. Wiadomo, że aby spalić ciało do popiołu potrzebna jest temperatura około 2000 stopni, a zwykły pożar z reguły nie przekracza nawet 300 stopni. Samospalenie jest zdefiniowane przez naukowców w następujący sposób:

"Samoistne zapalenie (proces spalenia ciała), zachodzący w organizmie na poziomie komórkowym w mitochondriach w wyniku reakcji tlenu z wodorem. Jeśli mitochondrium jest uszkodzone, może dojść do nagromadzenia zbyt dużej ilości energii i spowodować wybuch wewnątrz komórki, co pociągnie za sobą zmiany w innych, aż opanuje całe ciało. Sceptycy tłumacza to zdarzenie efektem knota polegającym na tym, że jeśli człowiek ubrany jest w kilka warstw ubrania i zostanie podpalony, wypala się powoli, jak stearyna, a ubranie pełni rolę knota. Nir tłumaczy to jednak spalenia kości, co zazwyczaj ma miejsce w temp. ponad 2000 stopni C."

Możliwość stanięcia w jednej chwili w płomieniach, bez żadnego konkretnego powodu, wydaje się naprawdę niewiarygodna, podobnie jak wiele innych tego typu zagadek. Jednak takie rzeczy zdarzają się od dawna. Ponadto zjawiskom tym towarzyszą naprawdę niesamowite okoliczności. Są też jednymi z najbardziej niezrozumiałych i groźnych. Próbowano stworzyć wiele teorii na ten temat. Mimo to starania te okazały się bezskuteczne. Nowoczesna nauka pozostaje bezradna wobec nieodgadnionego. W XVIII i XIX wieku uważano powszechnie, że samozapłon zdarza się wyłącznie osobom starszym, nadużywającym alkoholu i że w ogóle nadmierne picie sprawia, iż człowiek może się zapalić. W wieku XX hipotezę tę odrzucono, stwierdzono bowiem, że w ten sam sposób giną również ludzie młodzi. Nie znaleziono jednak wyjaśnienia dla tego zjawiska. Dr. John Irvinga Bentley To, co zostało z dr. Johna Irvinga Bentleya, znaleziono obok łazienki w jego domu w Pensylwanii. A nie zostało wiele. Brakowało tułowia, rąk i nóg. Nie było żadnej odzieży czy przedmiotów osobistych. Zachowała się jedynie czaszka oparta na rurze i zbrązowiały kikut jednej stopy tuż obok dziury wypalonej w deskach podłogi nad niżej położoną piwnicą. W poprzek dziury leżał balkonik, którego dziewięćdziesięciodwuletni inwalida używał podczas chodzenia. Upadł pod nieprawdopodobnym kątem podczas nieskutecznej walki doktora ze śmiercią. Lecz tym, co najbardziej zdumiało strażaków przybyłych, aby uporządkować ten cały bałagan, była siła ognia, która zredukowała ciało Bentleya do stożka drobniutkiego popiołu, uformowanego na podłodze piwnicy, podczas gdy gumowe nakładki na nóżki balkonika nawet nie zostały nadtopione. Jaki rodzaj ognia sprawił, że ciało Bentleya przemieniło się w kupkę węgli, a dom nie został naruszony? Przecież wiadomo, iż spalenie zwłok w piecach krematoryjnych wymaga utrzymania temperatury sześciuset stopni Celsjusza przez co najmniej półtorej godziny. Dlaczego stopa nie uległa spaleniu? Strażacy zebrani wokół dziury w podłodze doszli do wniosku, że musiał nastąpić samoistny zapłon. Joe Nickell z Komisji Naukowych Badań Zjawisk Paranormalnych dowodził, iż śmierć dr. Bentleya w płomieniach to typowy przykład "efektu świecy". Bentley był człowiekiem zniedołężniałym, "miał zwyczaj rzucać zapałki i strząsać gorący popiół z fajki na ubranie, na którym było już pełno wypalonych wcześniej dziur. W obu kieszeniach ubrania trzymał drewniane zapałki, co zwiększało prawdopodobieństwo szybszego przeistoczenia się żaru w płomień". Nickell uważa, że starszy pan obudził się i zauważywszy ogień na ubraniu, pokuśtykał do łazienki, gdzie próbował go zgasić wodą - w misce sedesowej znaleziono skorupy dzbanka. Nickell tak przedstawia przebieg wypadków: "Kiedy Bentley upadł na podłogę, od płonącego ubrania zajęło się łatwo palne linoleum. Pod nim była drewniana podłoga i belki - jakby stos pogrzebowy. Chłodne powietrze z piwnicy zadziałało jak w kominie, podsycając płomienie". Podobny los spotkał zapewne także Mary Reeser: "Kiedy widziano ją po raz ostatni, siedziała w wielkim fotelu ubrana w łatwo palną nocną koszulę i ćmiła papierosa - przedtem wzięła dwie tabletki nasenne i oświadczyła, że zamierza zażyć jeszcze dwie". Rok 1725 Poważne naukowe badania rozpoczęło zdarzenie z 1725 roku. Oberżysta Jean Millet został oskarżony o zamordowanie własnej żony. Ciało odnaleziono całkowicie spalone z wyjątkiem niewielkiej części. Przy tym przedmioty znajdujące się w pobliżu pozostały nienaruszone. Podłoga pod ofiarą była zwęglona. Są to charakterystyczne cechy tego rodzaju przypadków. Lekarzowi Le Cat'owi udało się przekonać sąd, iż samospalenie nastąpiło na skutek nadużycia alkoholu. Od tego czasu podobne zjawiska zaczęto wiązać z pijaństwem. Na skutek przesycenia wnętrzności alkoholem miał nastąpić wewnętrzny zapłon. Jednak hipoteza ta była jedynie bezskuteczną próbą wyjaśnienia paranormalnego zjawiska. 4 kwietnia 1731 W Cesenie w pobliżu Werony uległa samospaleniu hrabina Cornelia Bandi. Rozsypała się w popiół w pobliżu własnego łóżka. Po jej ciele została "kupka popiołu, dwie nietknięte ogniem nogi od kolana do stopy, nawet w pończochach. Między nimi leżała głowa, w której mózg, połowa potylicy i oba policzki były spalone na popiół. Wśród szczątków znaleziono trzy nadpalone palce. Popiół miał bardzo osobliwą właściwość: pozostawiał na ręce tłustą smrodliwą wilgoć". Ogień nie wyrządził innych szkód. Podłogę pokrywała maź, przypominająca czarny tłuszcz. Z parapetu ściekała gęsta, żółtawa i cuchnąca ciecz. Osad przywarł również do ścian i sufitu. Za przyczynę podano nacieranie się spirytusem kamforowym. Miało nastąpić jego zapalenie. Była to wskazówka na to, że hrabina nie stroniła od alkoholu. Zaczęto wiązać samospalenie z karą boską za nadużywanie napojów wyskokowych. Lekarze ostrzegali pijących przed przebywaniem w pobliżu otwartego ognia. Przyczyniło się to do powstania ludowych przesądów. Wpłynęło również pozytywnie na ówczesny ruch wstrzemięźliwości. 19 lutego 1888 Dr J. Mackenzie Booth, docent uniwersytetu Aberdeen, badał przypadek samospalenia sześćdziesięciopięcioletniego emerytowanego żołnierza. Widziano go jak wchodził na strych stajni z lampą i butelką wódki. Uważano to za typowy wypadek: pijak wywrócił się z lampą i wzniecił pożar. Po bliższym zbadaniu zmieniono jednak zdanie. Większość ciała stopiła się aż do kości. Podłoga uległa zwęgleniu a poszycie dachu popękało na skutek wysokiej temperatury. Mimo to siano, znajdujące się obok, nie zajęło się. Ze spokojnego wyrazu twarzy można wynieść, że ofiara nie walczyła z ogniem, gdyż śmierć dopadła go naprawdę nagle. 5 lipca 1835 Jedynym człowiekiem, który przeżył atak samozapalenia, był profesor matematyki James Hamilton z uniwersytetu Nashvill. 5 lipca 1835 stojąc przed własnym domem poczuł piekący ból w lewej nodze. Spostrzegł płomień długości kilku centymetrów, który wydobywał się z jego ciała. Uderzając w nogę próbował zgasić ogień, który nadal płonął z jednakową intensywnością. Jednak profesor, jako osoba posiadająca naukową wiedzę, odciął dopływ tlenu przykrywając ogień rękoma. Dzięki temu uniknął śmierci w płomieniach, której nie uniknęli inni ludzie ulegający samozapaleniu. 22 marca 1908 Tego dnia znaleziono szczątki Wilhelminy Dewar w jej własnym łóżku. Przy tym pościel pozostała nienaruszona (!), jak i inne przedmioty w pomieszczeniu. Margaret, siostra ofiary, musiała jednak zmienić swoje zeznania pod presją policji, sąsiadów i przyjaciół, którzy potraktowali ją jako alkoholiczkę. Zeznała, że znalazła siostrę poparzoną, lecz jeszcze żywą, i wprowadziła ją po schodach na piętro. Nikt dalej nie wnikał w sprawę. Jednak ciekawe jest w jaki sposób osoba poparzona zamieniła się w popiół we własnym łóżku, dodatkowo nie naruszając przedmiotów znajdujących się wokół... 1/2 lipca 1951 W nocy 1 lipca spłonęła sześćdziesięciosiedmioletnia wdowa Mary Hardy Reeser z St. Petersburga na Florydzie. W poniedziałek rano, 2 lipca 1951 roku, pani M. Carpenter, zamieszkała przy 1200 Cherry Street w Saint Petersburgu na Florydzie, podeszła do pokoju zajmowanego przez sześćdziesięcioletnią Mary Reeser, którą widziała poprzedniej nocy. Było kilka minut po ósmej-pora na ich poranną kawę. Pani Carpenter chciała również doręczyć jej telegram, którego nie mógł oddać posłaniec Western Union, gdyż pani Reeser nie odpowiadała na jego pukanie. Chwyciła klamkę drzwi do mieszkania pani Reeser... i cofnęła się nagle z okrzykiem bólu jak poparzona. Klamka w istocie była bardzo gorąca, drzwi zdołali wywarzyć dopiero wezwani na miejsce malarze pokojowi. Natknęli się na straszną tajemnicę, która nigdy nie została wyjaśniona. Chociaż okna były otwarte, w pomieszczeniu panował nieznośny żar. Obok frontowego okna leżały zwęglone resztki skórzanego fotela i równie zwęglone szczątki pani Reeser. Wszystko było oblepione sadzą, a woskowe świece stojące na toaletce stopiły się. Wiszące nieopodal lustro popękało od gorąca. Poza tym ogień nie naruszył dosłownie niczego. Zagadką zajęli się specjaliści od pożarnictwa, potem dołączyli do nich strażacy, a na końcu patolodzy. Po ważącej 85 kilogramów kobiecie pozostały tylko: czaszka, stopa z pantoflem oraz wątroba z kością grzbietową. Szczątki znaleziono w osmalonym kręgu o średnicy ok. 120 cm. Poza nim nic nie było nawet nadpalone. Jednak gałka w drzwiach była nad ranem nagrzana. Dziwne jest, że czaszka skurczyła się na skutek działania wysokiej temperatury, zamiast się rozszerzyć lub rozpaść, jak to się dzieje "normalnie". Ponadto wystąpił całkowity brak zapachu spalenizny. Niestety, mimo iż od tego wydarzenia minęło kilkadziesiąt lat, zagadka pozostała nierozwiązana. Cechy wspólne przypadków samospalenia Badacze zajmujący się samoistnym zapłonem są zgodni co do tego, iż wszystkie tragiczne wydarzenia tego typu mają pewne cechy wspólne. W prawie każdym przypadku ciało zostaje niemal w całości spalone. Kończyny - zazwyczaj stopy, niekiedy dłonie - pozostają nietknięte. Co dziwniejsze, kości, które pozostają po zwykłym spaleniu, w tych przypadkach zamieniają się w popiół. Brak charakterystycznego słodkawego odoru pieczonego ludzkiego mięsa, a cała krew z tętnic i żył wyparowuje. W rzadkich przypadkach, gdy znajduje się ciało w trakcie spalania, ogień ma charakterystyczną błękitną barwę płomienia elektrycznego. I wreszcie płomień trawiący ciało nie czyni wielkich szkód w otoczeniu. Ogień ma niesamowicie wysoką temperaturę. Wybuch jest krótkotrwały i w jednym miejscu. Czasem odnajduje się ślady na suficie. Wygląda jakby ofiara stanęła w słupie ognia. Zdarzają się też przypadki spalenia więcej niż jednej osoby. Dowody są bardzo przekonujące. Dysponujemy zdjęciami. Kończyny wyglądały jak odcięte laserem. Ciała rozpadły się w popiół. Warto wspomnieć, iż nie jest łatwą rzeczą spalić doszczętnie człowieka. W krematoriach panuje temperatura 1400° a i tak palenie trwa przez wiele godzin. Musiała panować zatem piekielna temperatura aby spalić ciało wraz z kośćmi w ciągu kilkunastu sekund. Dodatkowo ogień był skierowany w konkretne miejsce. Przecież przy takich temperaturach zajęłoby się wszystko w pobliżu! Wprawdzie ulegają zapaleniu rośliny, złoża mineralne czy inne podobne, dające się wyjaśnić na gruncie nauki. Jednak samospalenie człowieka jest czymś zupełnie odmiennym. Teorie samospalenia Powstało wiele teorii na temat tych niesamowitych zjawisk. Niektórzy przypisują je działalności piorunów kulistych. Jednak nie mają one wystarczająco wysokiej temperatury. Nie szkodzą ludziom, nawet jak je się dotknie ręką. Fizyka nie zbadała jeszcze natury tego zjawiska. Nieznane jest źródło ich energii. Wracając do tematu samospalenia bardziej prawdopodobną hipotezą jest powiązanie ze zjawiskami parapsychologicznymi. W sumie odnotowano około trzystu przypadków samozapłonu. Według statystyk samospaleniu najczęściej ulegają ludzie, którzy mieli dość życia. Wielu alkoholików (co nie ma związku z teoriami o nadużywaniu), ludzi starszych, zmęczonych życiem, ubogich i niepełnosprawnych. Ludzie bogaci również padali ofiarą płomieni. Jednak bardzo duża ich część to osoby zagubione, nie mające swego miejsca na świecie. 18 września 1952 roku odlewnik Glen Denney z Luizjany chciał popełnić samobójstwo. Przeciął sobie tętnice na nogach i rękach. Jednak gdy znaleziono jego ciało stało ono w ogniu. Poza nim w pomieszczeniu nie paliły się inne przedmioty. Po badaniach nie odnaleziono żadnych substancji łatwopalnych w jego pobliżu. Trudno ponadto byłoby mu się podpalić mając poprzecinane tętnice... Podobnie było z Billy'm Petersonem, który próbował zaczadzić się w garażu. Jednak na ciele odnaleziono głębokie oparzenia, a niektóre części ciała spaliły się doszczętnie. Jego ubranie pozostało nienaruszone. Niektórzy wiążą samospalenie z wzrostem natężenia pola magnetycznego. Dowiedziono, że pole magnetyczne wywiera wpływ na immunobiologię szczurów i myszy. Po poddaniu gryzoni jego działaniu ich odporność na mikroby znacznie zmalała. Być może ludzie pod wpływem wyższego pola stają się bardziej podatni na samospalenie. A oto samospalenia podczas skoku natężenia pola do czterokrotnie wyższego poziomu: * Elisabeth Clark - styczeń 1905 r. * Madge Knight - listopad 1943 r. * Billy Peterson - grudzień 1959 r. * Olga Worth - październik 1963 r. * i wiele innych podobnych przypadków, których nie ma potrzeby teraz wymieniać. Ciekawe jest, że u niektórych ludzi stwierdzono nieopanowaną zdolność do podpalania innych przedmiotów. Przykładowo na farmie Williama Hacklera (kwiecień 1941) wybuchło 28 pożarów niewiadomego pochodzenia. Wybuchały one w najbardziej dziwnych miejscach. Najpierw zapaliła się zachodnia część domu koło okna, następnie warstwa papieru pod materacem. Płonęły również: kalendarz ścienny, spodnie wiszące przy drzwiach, kołdra zapaliła się na oczach sąsiadów, którzy pomagali w gaszeniu, książka wewnątrz okładek, mimo iż one same pozostały nienaruszone. Miejscowa straż pożarna nie była w stanie opanować sytuacji. Wezwano posiłki z pobliskiej Elnory. Było wiele podobnych przypadków w różnych miejscach świata, których dalsze wymienianie nie wniesie niczego nowego. Przez cały czas rodzą się kolejne pytania. Jak dotąd nie uzyskano na nie zadowalającej odpowiedzi. Być może nie ulegamy wszyscy samospaleniu dzięki wrodzonej odporności. Niektórzy jej nie posiadają lub tracą i dlatego giną w płomieniach. Możliwe, że wiąże się to z siłami parapsychologicznymi niektórych ludzi. Podobnie jak telekineza czy telepatia, samozapalenie jest wywoływane przez nasze umysły. Przecież wykorzystujemy na co dzień zaledwie 10% naszego mózgu. Nie poznane są inne nasze umiejętności. Być może posiadamy zdolności o jakich się nikomu nie śniło. Efekt świecy Warto zwrócić uwagę, że istnieje także przekonujące medyczne wyjaśnienie śmierci przez samozapłon. Zjawisko to, zwane "efektem świecy", przebiega następująco: Gdy zapali się ubranie na człowieku, działa ono jak knot, a ogień jest podtrzymywany topiącym się ludzkim tłuszczem, stopniowo trawiąc ciało aż do kości. Źródłem ognia jest przeważnie upuszczona paląca się zapałka lub żarzący się papieros. W innych przypadkach ofiara dostaje na przykład ataku serca i pada twarzą na palenisko. Pobliskie meble, na przykład łóżko lub krzesła, wzmagają siłę ognia. Wiele cech samozapłonu wskazuje na "efekt świecy". Ludziom starszym lub nietrzeźwym o wiele trudniej zauważyć i w porę zgasić ogień, a tusza w sensie dosłownym podsyca płomienie. Fakt, iż nogi i stopy są odporniejsze, należy prawdopodobnie przypisać temu, że ciepło i płomienie wznoszą się. Nie ulega wątpliwości, że przypadki samozapłonu zdarzyły się ludziom, których szczątki znaleziono w pozycji z głową w kominku, a ich ciała były w znacznym stopniu strawione przez ogień, z wyjątkiem kończyn. Zjawisko to da się wyjaśnić w sposób naturalny, toteż argument, że ludzkie ciało nie może ulec całkowitemu spaleniu w zwykłym pomieszczeniu mieszkalnym, traci sens. Mimo to trudno uznać efekt świecy za hipotezę tłumaczącą zagadkę w całości. Przede wszystkim spalenie ciała na popiół trwa dość długo - od ośmiu do dwunastu godzin. Zatem hipoteza ta nie wyjaśnia przypadków takich jak Mary Reeser i Johna Bentleya. Ich szczątki znaleziono wczesnym rankiem, a od czasu, kiedy widziano ich żywych po raz ostatni, nie minęło osiem godzin. Larry Arnold z Pensylwanii, który poświęcił kilka lat na badania tego zjawiska, odkrył niedawno bardzo zastanawiający przypadek samozapłonu. Arnold uzyskał zgodę na udział w szkoleniu strażaków dotyczącym wykrywania podpaleń. Pod koniec kursu instruktor pokazał mu kilka interesujących zdjęć spalonego w całości ciała, z którego pozostały tylko dolne części nóg ułożonych w naturalnej pozycji. Kobieta w średnim wieku spłonęła prawie doszczętnie w czasie krótszym niż dwadzieścia minut, a być może trwało to tylko sześć minut. Odszukanie miejsca, w którym zrobiono zdjęcie, zajęło Arnoldowi osiem miesięcy. Było to małe miasteczko Drexel Hill w Pensylwanii, a zdjęcie przedstawiało nogi pięćdziesięciojednoletniej mieszkanki tej miejscowości, Helen Conway. Całe ciało, z wyjątkiem nóg, zamieniło się pod wpływem wysokiej temperatury w kupkę tlącego się żużlu, którą znaleziono na przypalonym fotelu. Arnold ustalił, że "lewa noga Helen była dość dobrze zachowana, choć skórę w paru miejscach pokrywały pęcherze. Tkanka podskórna górnych partii nóg uległa rozkładowi, a reszta ciała zmieniła się w poczerniałą masę zmacerowanych tkanek, praktycznie nie do rozpoznania". Dochodzenie wykazało, że wnuczka Helen Conway podała jej papierosa, a gdy wróciła po zaledwie trzech minutach, zobaczyła kobietę w płomieniach. Po dalszych trzech minutach nadjechał wóz strażacki i ugasił ogień. W ciągu sześciu minut od zaciągnięcia się papierosem z Helen została tylko kupka żaru w nadpalonym fotelu. Nickell zwraca uwagę na fakt, że w chwili wybuchu pożaru ofiara paliła papierosa, i twierdzi, iż niewiarygodną prędkość, z jaką ciało uległo spaleniu, należy tłumaczyć tym, że "ogień zaczął tlić się pod siedzącą kobietą i płonął coraz intensywniej ku górze, podsycany tkanką tłuszczową tułowia, podobnie jak to się dzieje, gdy zapali się tłuszcz na patelni". Ale Helen Conway spaliła się tak szybko, że nawet Arnold podejrzewał, iż stało się to za sprawą samozapłonu. Pisze: "Moim zdaniem, Helen spłonęła w czasie krótszym niż sześć minut wskutek jeszcze rzadszego zjawiska - samoistnej eksplozji". Niezależnie od tego, kto ma rację - Arnold czy Nickell - trzeba znacznie więcej dowodów, żeby rozwiązać tę ponurą zagadkę. Jakakolwiek by nie była przyczyna samospalenia: czy zaprószenie ognia czy też samozapłon zagadka pozostaje jeszcze jedna: jak to możliwe żeby w tak krótkim czasie w stosunkowo niskiej temperaturze z człowieka została tylko garstka popiołu. Jak bardzo trafioną jest teoria "efektu świecy"?

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje