Historia
Zdrada
Magdalena szybkim krokiem wracała do swojego wynajmowanego mieszkania. Wykłady kończyła wyjątkowo późno, a że lodowaty, jesienny wiatr nie pozwolił jej wracać standardową drogą, musiała skorzystać ze skrótu przez pobliski cmentarz. Dziewczyna nie była bardzo lękliwa, dlatego finezyjne cienie rzucane na chodniczek przez liczne znicze nie robiły na niej wielkiego wrażenia. Poza tym w jej głowie siedziały myśli, które nie łatwo można było wypłoszyć.
Wspomnieniami ciągle wracała do poprzedniego wieczora. Średnia pizza z salami i pieczarkami. W telewizji horror klasy B. Kilka piw za dużo. I Michał.
Michał był tylko poznanym przez Internet współlokatorem. Raczej przystojnym, ale wyglądem jednak niezbyt wyróżniał się z tłumu. Nadrabiał za to charakterem - nie można było mu odmówić poczucia humoru i inteligencji. Im dłużej z nim mieszkała, tym przyjemniejszy się jej wydawał. No tak, ale był zajęty. Ba, zresztą Magdalena też już od jakiegoś czasu spotykała się z Arturem. Była w swoim związku szczęśliwa, ale…
No właśnie. Stało się.
Wyraźnie pamięta, jak Michał przypadkowo dotknął jej dłoni. Nie odsunął jej, a Magdalena nie zaprotestowała.
Przelotne spojrzenie. Niepewny uśmiech, w nim zawarte nieme pytanie. Jedno delikatne kiwnięcie głowy dziewczyny rozpoczęło całą reakcję łańcuchową.
Mniej wyraźnie pamięta ich pierwszy pocałunek. Ale te usta, tak wilgotne, ciepłe, zachęcające… Te pamięta doskonale. I jego plecy. Mokre od potu, poranione paznokciami. Ciche stęki, które doprowadziły ją na skraj wytrzymałości.
Dziewczyna odetchnęła głośno, czując, że zaczyna się rumienić.
Od rana dręczyło ją, że nawet nie wspomniała wtedy o swoim partnerze. Gdy szczytowała, jedno imię wyrwało się z jej ust. I nie było to imię Artura.
Wokół zrobiło się nagle goręcej. Magdalena odpięła kurtkę i kontynuowała swoją drogę do domu. Widziała już nawet blok wychylający się zza wysokich drzew.
Rano nie widziała się z Michałem. Wyszedł szybko na uczelnię, nie pozostawiając żadnej wiadomości. Nie wiedziała, czym było dla niego ich zbliżenie. Czy w ogóle czymś było.
Temperatura wzrosła. Jak na typowy, listopadowy wieczór, nie było to zupełnie normalne i Magdalena zaczęła zastanawiać się, czy to czasem nie jej organizm zaczął płatać jej figle. Aby swobodnie iść, musiała zdjąć kurtkę.
Jeszcze przez chwilę rozmyślała o swojej sytuacji, jednak po pewnym czasie ukrop stał się nie do wytrzymania. Magdalena przystanęła i wypuściła z dłoni kurtkę. Odpięła sweter, zdjęła szalik. Dłonie dziewczyny były spocone, czoło wręcz paliło. Zachwiała się, nie wiedząc, co się z nią dzieje. Przysiadła na pobliskim grobie, szukając w marmurze odrobiny chłodu. Ten jednak szybko zaczął parzyć jej ciało. Odskoczyła, panikując coraz bardziej.
- Pomocy! - zawołała czując, jak żar zaczyna ją podduszać.
Odpowiedział jej tylko powiew gorącego wiatru.
- Niech ktoś… Proszę..! - Magdalena zaczęła biec w kierunku domu, lecz niemal natychmiast przewróciła się. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy każdy kolejny oddech stawał się coraz większą torturą. Skuliła się na ziemi w duchu modląc się o jakąkolwiek pomoc.
Trzy dni później druga współlokatorka Magdaleny wróciła do mieszkania po pobycie u rodziny. W domu nie zastała żywej duszy.
Kilka tygodni później policja, po przeszukaniu pobliskiego terenu, również jej nie nalazła.
***
To moja pierwsza creepypasta, proszę o konstruktywną krytykę ;3
Komentarze