Historia

Psychol

bamboo 0 11 lat temu 1 854 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Zaczęło się niegroźnie, chociaż i tak pewnie większość osób uzna już to za chore. Mówi się, że dzieci nie rodzą się złe i to cecha nabyta i takie tam inne psychologiczne wywody w stylu bezstresowego wychowania. On urodził się zły, był zły, jest zły i będzie zły na wieki.

Mając 6 lat wykradał rodzicom rzeczy, poczynając od jakiś drobniaków pozostawionych na stole, przez jakieś bransoletki, kończąc na większych sumkach takich od 200 złotych w górę.

Nie był głupi, był nadzwyczaj inteligentny, nie był jak przeciętne małe dziecko, które nie uznawało uczuć innych, i płakało tak długo, aż rodzice dadzą to czego ono chce. Rozumiał doskonale mimikę, gestykulację, potrafił wyczytać z oczu strach, smutek, szczęście, mimo że sam odczuwał tylko nienawiść. Pałał nienawiścią, jego oczy płonęły, nikt tego nie dostrzegał. Ludzie są głupi, myślą, że czyiś uśmiech oznacza jego pozytywne nastawienie do ludzi i świata. On od najmłodszych lat pałał nienawiścią.

Kiedy skończył jakieś 11 lat, zaczął większe rozboje, typu okradanie zwykłych sklepów spożywczych, później lombardów, jubilerów. Nie czuł skruchy, nie posiadał czegoś takiego jak wyrzuty sumienia i dziecięca niewinność.

Mając 15 lat, zabijał porzucone zwierzęta, a następnie urządzał im pogrzeby w ogródku za domem. Zaczęło się od jakiegoś ptaka i myszy, a skończyło się na ludziach, bo niby czym innym można nazwać naszą rasę jak nie zwierzętami, a nawet bestiami. Przeważająca część chłopców w jego wieku myśli o czym? O imprezach, laskach, cyckach, nie muszę chyba wymieniać. On był inny, czuł większy pociąg do trupów i zła, niż do wielkich cycków i jędrnych pośladków. Nie dojrzewał później od swoich rówieśników, był po prostu inny. Nie on miał z nimi problemów, to oni mieli problem z nim. Nie śmialibyście się, gdyby do waszej klasy chodził koleś ubrany zawsze na czarno z kapturem zaciągniętym na łeb, garbiącym się jak hiena mimo młodego wieku, i do tego nie interesującego się nawet najgorętszymi laskami? Pierwsze co się nasuwa na myśl to jakiś znerwicowany, emo gej.

Co z tego, że to ludzie mieli z nim większy problem, niż on z nimi? On pragnął pogrzebów, krwi, wnętrzności i pogrzebów. Zaprosił do siebie jakąś dziewczynę, całkiem atrakcyjną. Może poleciała na to, że powiedział, że lubi ostro? Może zasługa tego, że była z deczka odurzona? Atrakcyjna kobieta nie poszła by do łóżka z kolesiem, który wyglądał jak powyżej, zgarbiony jak Dzwonnik z Notre Dame, z zapadniętymi oczami na wzór Rowu Mariańskiego. Było ostro, tak jak sobie to zaplanował. Jego noże, tasaki, siekiery, były ostre jak brzytwa, z hartowanej stali, ona leżała blada w swojej krwi szkarłatnej jak jej pełne usta. Jej też urządził pogrzeb pomiędzy dwoma innymi, bezpańskimi sukami zgarniętymi z ulicy.

Sytuacja powtórzyła się kilka razy. To zaprosił jakiś kumpli, jakieś inne laski. Wyzionęli ducha w długiej agonii, niektórzy wisząc na hakach, inni mieli zjadać powoli swoje wnętrzności. Zajebiście się przy tym bawił, nie ma nic śmiesznego od osoby która zjada własne wnętrzności albo rozrywa sobie powoli kark rzucając się w pośmiertnych spazmach na haku. Albo kiedy przywiązał jednego kolesia, którego celem było pieprzyć panny, wiecie taki macho rodem z amerykańskich filmów. Założył mu pętle na szyje, tak że nie mógł się ruszyć, po czym bił go tak długo, aż stracił przytomność i wpadł do kwasu. Podobał mu się również jego pomysł, aby przywiązać jakąś szkolną miss drutem kolczastym do ściany, tak aby była nachylona twarzą do ogniska. Masturbował się ciesząc się jak ogień wypala jej białka, a skóra schodzi w twarzy.

Kiedy miał jakieś 18 lat, dopiero wtedy poczuł chęć emocjonalnej więzi z kimś. Każdego z nas, chcąc, nie chcąc czeka moment, kiedy zacznie potrzebować przytulenia się do kogoś ciepła, u niego też takie zaburzenie psychiczne się przewinęło. Znalazł kobietę, która go rozumiała. Kochała go za jego osobowość, nie za wygląd. Zrozumiała go, podała mu rękę. Niedługo później straciła tą rękę przywiązana do krzesła. Ciął jej ścięgna, wyciągnął serce i przytulił do swojego. Jego potrzeba bliskości zgasła, tak jak zgasły iskierki życia w oczach jego wybranki. Urządził już kolejny, chyba setny pogrzeb. Była wyjątkowa, położył jej nawet kwiaty na "grobie".

Od tego momentu sam zrozumiał, że jest z nim coś nie w porządku, nie miał z kim porozmawiać. Zabił jedyną osobę, która go rozumiała, nie żałował tego, tylko poczuł pustkę. Przeważnie tak jest po stracie kogoś, nie ważne czy go kochaliśmy, czy nie po prostu przyzwyczailiśmy się do jego obecności i już. I nagle tej osoby nie ma. Zaczął wyrzucać ciszę na zewnątrz. Zaczęło się od nacinania nadgarstków i takich tam innych gimnazjalnych sposobów, aby zwrócić na siebie uwagę. Ale jemu nie chodziło o uwagę, chciał cierpieć. Nie potrafił. Nie czuł bólu. Wycinał przeróżne wzory swoim rzeźnickim nożem na ciele. Trzeba było przyznać, były piękne. Raz, rzeźbiąc portret pięknej, poćwiartowanej ukochanej docisnął nóż za mocno. Nie bolało, patrzył z uśmiechem na tryskającą z niego czerwoną ciecz. Powiedział jeszcze w myślach "Jebać świat", uśmiechnął się po czym wyzionął ducha.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje