Historia

Szpital

coldblood 11 10 lat temu 12 940 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Nie wspominam dobrze mojego pobytu w szpitalu.. Hm, to nie brzmi poprawnie, bo pobyt w szpitalu zazwyczaj nie jest niczym miłym. Zmieńmy to: ten tydzień, który spędziłem w szpitalu był najgorszym tygodniem mojego życia. Dlaczego? Cóż, można powiedzieć, że te złe wspomnienia nie są spowodowane wyłącznie cierpieniem związanym z chorobą i leczeniem, a raczej z innymi czynnikami.

Nawiasem mówiąc, do szpitala trafiłem z powodu zapalenia wyrostka robaczkowego, nic poważnego, nie musicie się więc o mnie martwić.

Leżałem na sali zupełnie sam, na oddziale dziecięcym (mimo moich 15 lat). Przyczepili mnie do kroplówki i zakazali ruszać się poza moją salę. Byłem zdziwiony, zapytałem więc o co chodzi. Jedna z pielęgniarek odpowiedziała, że ostatnio w całym szpitalu zauważano szereg dziwnych zjawisk. Otóż pacjenci skarżą się, że jakaś kobieta nawiedza w nocy ich pokoje i przypatruje się im. Podejrzewa się jakąś włamywaczkę, dlatego dla bezpieczeństwa szczególnie tych ‘’małych’’ pacjentów muszą oni trzymać się w potencjalnie najbezpieczniejszych miejscach – swoich salach.

- Gdybyś zobaczył tu kogoś podejrzanego, od razu nam o tym melduj, żołnierzu – uśmiechnęła się pielęgniarka, traktowała mnie jak małe dziecko. Byłem zażenowany.

- Jasne – odparłem i zasalutowałem.

Przebrałem się w piżamę, po czym rozpakowałem moją ogromną torbę, by sprawdzić, co matka mi tu spakowała – mnóstwo książek, których i tak nie przeczytam, jakieś owoce, napoje, jogurty i roczny zapas słodyczy. Kochana mamusia.

Dzień dłużył mi się w nieskończoność, moje zajęcia dzienne ograniczały się jedynie do całodobowego smsowania i korzystania z szpitalnego Wi-Fi. Nudy, nudy, nudy, ale książek nawet nie tknąłem. Modliłem się, by ten dzień już się skończył, nie spodziewałem się jednak, że noc będzie czymś o wiele gorszym.

Około 22 wyłączyłem telefon i zgasiłem światło. Odwróciłem się twarzą do ściany i zamknąłem oczy, starając się nie zwracać uwagi na hałasy dobiegające zza drzwi. No cóż, tak wygląda normalna noc w szpitalu, musiałem się przyzwyczaić. W pewnym momencie nie mogłem już wytrzymać. Płacze, krzyki, stukanie obcasami o podłogę i skrzypiący wózek inwalidzki – było tak głośno, że czułem, jakby działo się to tuż obok mnie. Zerwałem się i usiadłem na łóżku i nagle wszystko ustało. Była tylko cisza i ciemność. Jedyne co w tej ciemności widziałem to wyłaniająca się z mroku postać. Miała bardzo bladą, prawie białą twarz, obnażoną w pełnej okazałości, gdyż czarne włosy zaczesane były do tyłu. Czerwone usta, pokryte czerwoną mazią, przekrwione, jasne oczy, wokół których utworzyła się zsiniała obwódka. Owinięta była tylko jakimś bandażem, skóra wisiała na niej niczym o wiele za duże ubranie. Stopniowo przekręcała głowę w bok, kości w jej szyi niebezpiecznie skrzypiały. Spojrzenie wbijała prosto we mnie, ja siedziałem, jak sparaliżowany. Nie widziałem też nigdzie drogi ucieczki, tak jakbym znalazł się w otwartej przestrzeni, całkowicie pustej i ciemnej, gdzie była tylko ona i ja.

Jej powieki drżały, gdy na mnie patrzyła. Powoli podniosła ręce wyżej, na linii ramion. Nagle coś nią wstrząsnęło. Całe jej ciało zaczęło niebezpiecznie dygotać, jakby dostała jakiegoś ataku padaczki czy coś. Wydawała z siebie odgłosy, jakby się dławiła. Moje serce biło tak mocno, że aż mi się wydawało, że zaraz przebije się przez skórę i wyskoczy na zewnątrz. Dziwna postać gwałtownie pochyliła się do przodu. Zwymiotowała, z jej ust wypłynęła nagła fala żółci i kawałków zmielonego jedzenia. Chwyciła się za szyję, jakby coś dużego przechodziło właśnie przez jej gardło. I wówczas z jej otworu gębowego wypadła… ręka. Tak, ręka. Zdrowa ręka z widocznymi, fioletowymi żyłami i brudnymi paznokciami. Palce były smukłe i długie, podejrzewam więc, że kończyna ta należała do osobnika płci żeńskiej. Ale widząc tą krew i tą rękę, oddzieloną od reszty ciała zrobiło mi się naprawdę niedobrze i nawet mi zebrało się teraz na wymioty. Niezdolny byłem jednak do jakiegokolwiek ruchu, siedziałem więc tam i patrzyłem, jak przerażający truposz pakuje sobie tą rękę do paszczy, przeżuwa ją, słyszałem odgłos łamanych kości i rozdrabnianego zębami mięsa. I nie wytrzymałem. Wszystko co zjadłem w ciągu ostatnich 24 godzin wylądowało na białej szpitalnej pościeli. Z przerażeniem podniosłem głowę i zdziwiony stwierdziłem, że teraz pokój wygląda dokładnie tak samo, jak w momencie, gdy kładłem się spać. Pochylała się nade mną jakaś pielęgniarka, z sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.

- Zrobiło Ci się niedobrze w nocy? – zapytała słodko, ściągając ze mnie kołdrę i zmieniając pościel.

Chciałem jej wszystko opowiedzieć, ale chwilkę przed otworzeniem ust, zdałem sobie sprawę, że to co bym powiedział nie miałoby w ogóle sensu i na pewno nikt by mi nie uwierzył, więc po co tylko tracić nerwy, i cierpliwość?

- Tak, tak – odparłem, sięgając po butelkę wody.

Przez kilka kolejnych nocy, znowu widziałem tą dziwną zjawę. Zawsze wyglądała tak samo i zawsze wszystko zaczynało się tak samo, zmieniały się jedynie części ciała denatów, wyrzygiwane przez tą postać. Zawsze kończyło się na tym, że sam coś zwracałem, aż przychodziła jakaś pielęgniarka, żeby to sprzątnąć i wtedy koszmar się kończył.

Nie wytrzymałem i musiałem sprawdzić, co jest grane. Wpisałem w Google adres szpitala i przejrzałem kilka wyników. Na jednej ze stron znalazłem szokujący artykuł, o pewnej pielęgniarce, która pracowała tu w latach 70. Kobieta była osobą dość ekscentryczną i indywidualną, zawsze wzbudzała niechęć i jakby przerażenie wśród reszty personelu, a wszystko to za sprawą jej.. inności. Pewnego dnia, jeden z lekarzy po zabiegu pobrania krwi od kilku dawców, wszedł do jednej z sal i napotkał tam właśnie tą pielęgniarkę. Przyssana była do buteleczki z krwią i wypijała jej zawartość. Później okazało się, że była ona kanibalką i żywiła się pobieraną krwią, amputowanymi kończynami, czy nawet przeszczepianymi organami od czasów rozpoczęcia swojej kariery medycznej.

Boże, spojrzałem na zdjęcie i od razu rozpoznałem w niej postać, która mnie nawiedzała. Miała dokładnie takie same rysy twarzy. Przełknąłem głośno ślinę i zadzwoniłem po mamę. Poprosiłem ją, by została ze mną na noc, by zostawała tu już do końca mojego pobytu w tym szpitalu. Na początku coś tam gadała i nie chciała się zgodzić, ale wreszcie uległa, gdy lekarka powiadomiła ją o moich nocnych wymiotach. Zjawa już mnie nie nawiedzała, ale ciągle żyję w strachu, widzę ją w snach. I wiem już, że nigdy nie wrócę do tamtego miejsca.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

A ja akurat 14 czerwca jadę do szpitala
Odpowiedz
Super!
Odpowiedz
Ok
Odpowiedz
Najgorsze jest to że też leżę w szpitalu o.O
Odpowiedz
Też leżę w szpitalu..
Odpowiedz
omg
Odpowiedz
fajne xd
Odpowiedz
Na początku zniechęcił mnie tytuł ale po przeczytaniu ciesze sie że nie czytałam tego przed pobytem w szpitalu :D Ciekawa pasta
Odpowiedz
A ja nie długo ide do szpitala :(
Odpowiedz
słabe :/
Odpowiedz
fajne
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje