Historia
Przerażający autostopowicz
**Na wstępie chciałbym powiedzieć, że historia którą za chwilę przeczytacie wydarzyła się naprawdę w październiku 2013 roku, lecz nie została dotychczas rozwiązana. Znam osobę która to przeżyła osobiście.
Ps. będę pisał w pierwszej osobie (jako kobieta, która przeżyła tę historię, będzie mi po prostu łatwiej) Więc zacznijmy**
Mieszkam w Białogardzie, jestem kobietą prowadzącą spokojny tryb życia. Moja matka, którą odwiedzam dość często mieszka w Koszalinie. Pewien dość ładny październikowy weekend spędziłam u mamy w Koszalinie.
Po weekendzie w poniedziałek z rana wyjechałam od matki do pracy w Białogardzie. Jedzie się tam ok. 30min. Z początku otaczają nas pola, łąki a potem wjeżdżamy w dość długi odcinek jazdy lasem.
Dość często na trasie tej stoją gapowicze, którzy po prostu szukają podwózki. Ja właśnie na takowego natrafiłam. Mężczyzna lekko po 30-stce, ładnie ubrany w garnitur. Trzymał w ręce czarną aktówkę.
Poranek był ciemny, zanosiło się na burzę. Zatrzymałam się przy autostopowiczu i spytałam gdzie chciałby dojechać. Powiedział, że do Białogardu do rodziny, więc go zabrałam, uprzedzając, że śpieszę się do pracy.
Mężczyzna z początku się nie odzywał, usiadł na tylnich siedzeniach w aucie. Byłam lekko tak jakby przerażona.
Dobiło mnie prawie do ziemi to co usłyszałam. Facet zawahał się przez chwilę, lecz potem wyskoczył : "Ładnie pani wygląda, a jeszcze ładniej wyglądałaby pani w trumnie"
Nie wiedziałam co mam robić. Przestraszyłam się nie na żarty i nie mogłam z siebie nic wykrztusić. W dodatku czułam jego zimny oddech na szyi.
Wpadłam w panice na pewien pomysł jak pozbyć się prawdopodobnie seryjnego zabójcy z samochodu.
Jeszcze w lesie zrzuciłam biegi na luz i dodawałam mocno gazu. Spytałam straszliwego autostopowicza czy może zobaczyć pod maską, czy silnik kręci.
Ku mojemu zdziwieniu wyszedł i poszedł w stronę maski. A ja tymczasem niewiele się zastanawiając wbiłam szybko bieg i pognałam prosto przed siebie, aż na posterunek policji w Białogardzie.
W samochodzie została jego tajemnicza aktówka, nie chciałam jej dotykać.
Na posterunku poprosiłam policjanta o sprawdzenie aktówki. Wyszliśmy, otworzyłam drzwi, policjant wyjął aktówkę i wróciliśmy do biura.
Była dość ciężka, otworzyliśmy ją i nagle ja i trzej policjanci byliśmy jak słupy soli. W środku leżała mała siekiera, lina z pętlą, nóż i biała zakrwawiona chustka.
Podeszłam do okna nic nie mówiąc, policjanci byli zamurowani. Spojrzałam głęboko w dal na ulicę w lesie. Nie mogłam uwierzyć. Widziałam go, stał i patrzył na komisariat z dość daleka.
Komentarze