Historia
Martwa Strefa - cz.1 i cz. 2
cz.1
Przerażający chłód przeszedł ich gdy wbiegli do lasu. Ale co mieli zrobić? To była ich ostatnia deska ratunku. Żałowali, że tutaj przyjechali. Z chęcią siedzieli by teraz w domu rozkoszując się jakimś programem w telewizji. Wszyscy nie żyli! Wszyscy! Teraz oni musza uciekać w nocy przez ciemny las. Obłąkani, wyczerpani i pewni najgorszego. Jak zostaną tutaj dłużej umrą. A co gorsza TO ich dopadnie. Na samą myśl o tym ich ciało zamierało w strachu. Panika objawiała się a chęć przetrwania wybierała najgorszą drogę ratunku. Zabić…
- Mam nadzieję, że znowu na wakacje nie wybraliście jakiejś ruiny – Rzekła Patia zapalając kolejnego skręta.
- Nie… – Odpowiedzieli zgodnie chłopcy – Tym razem to cos niezwykłego. Same się zdziwicie – Darc spojrzała na Kelly i uśmiechnęła się.
5 znajomych ze szkoły jechała właśnie droga prowadzącą przez drogi stanowe w stanie Indiana. Kelly miała duże zielone oczy, blond włosy. Wyglądała na wysportowaną i tak też była. Dwa lata temu została miss szkoły. Jednak Melanie miała brązowe oczy i czarne włosy. Jej styl życia polegał na cieszeniu się każdym dniem. Nie przykładała dużej wagi do tego jak wygląda, czy ma makijaż. Była po prostu sobą. Przed nimi siedzieli Darco, przystojny brunet, który chyba połowę życia spędził na siłowni. Lee, który nie rozstawał się ze swoim laptopem. Większość ludzi w szkole uważała go za kujona ale on nie był takim zwykłym kujonem. Nie siedział grzeczniutko na lekcjach. Był raczej typem wybuchowego i nieopanowanego blondyna. Nauczyciele zawsze dziwili się dlaczego ma on takie dobre oceny. To właśnie było tajemnica. Ostatnim był miły i sympatyczny punk, którego włosy zawsze postawione były w czuba na żelu. Wszyscy nazywali do Back.
- Co znowu wymyśliliście? – Zdziwiła się Kelly.
- Mówiłem, że zobaczysz… – Darc nie ustępował – Tylko dziwi mnie dlaczego to wszystko było takie tanie – Skończył i wrócił do prowadzenia.
Droga była wyjątkowo zepsuta. Cały czas podskakiwali na wybojach. Do koła drogi rozciągał się las.
- Zauważyliście, że tutaj nie minęło nas żadne auto? – Zaniepokoiła się Melanie.
- Nie panikuj – Spojrzał na nią Lee – Będzie więcej przestrzeni dla nas – Po czym puścił jej oczko.
- Że też ja się na to zgodziłam – Powiedziała i zamknęła oczy.
Nareszcie wyjechali z koszmarnej drogi. Teraz jechali przez asfaltową drogę. Po drodze jednak zatrzymali się na stacji benzynowej aby zatankować bak do pełna. Dziewczyny poszły rozprostować nogi. Weszły do sklepu na stacji. Jednak w środku uderzył je ostry zapach zgnilizny. Za ladą gniły kawałki mięsa zwierzęcego. Wszędzie latały muchy a półki pokrywała gruba warstwa kurzu i pajęczyn.
- Czym mogę służyć? – Powiedział stary mężczyzna wychodząc z zaplecza. Spojrzał na dziewczyny niepewnym wzrokiem i zmusił się do uśmiechu.
- Chciałybyśmy skorzystać z toalety – Powiedziała Kelly.
- Toaleta jest zatkana – Sapnął starzec – Ale możecie skorzystać z mojej prywatnej – Na samą myśl o korzystaniu z toalety której używał mężczyzna zrobiło im się niedobrze.
- Bardzo dziękujemy ale jakoś wytrzymamy – Melanie z odrazą cofnęła się od lady i wpadła na wypchanego dzika. Z piskiem podskoczyła do góry.
- Niech się panienka nie boi on jest martwy – Zaczął się śmiać staruszek – Nic panience nie zrobi – Mężczyzna wyszedł zza lady i poprawił dzika – Stary Gordi. Długo na niego polowaliśmy aż w końcu się udało. Lubicie dziki? – Zapytał oczekując odpowiedzi jednak Kelly przecząco pokręciła głową – To możecie polubić – Starzec podszedł do lady i wyciągnął kawałek mięsa – Chyba jest jeszcze dobre. Zapakuje wam. Dobre jest z grilla – Melanie spojrzała na rozkładające się mięso i cofnęła się z obrzydzeniem.
- Nie dziękujemy. Przyjechaliśmy tutaj tylko zatankować – Staruszek wrzucił mięso do skrzyni i spojrzał na nie.
- A gdzie jedziecie? – Dokładnie nie wiemy. Wynajęliśmy domek Walterów – Mężczyzna spojrzał na nie zaskoczony.
- Domek? Jaki domek to rezydencja o ile nie można tego nazwać pałacem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wynajmuje tego a co gorsza nie kupuje.
- Dlaczego?
- Dlaczego? Ponieważ…
- Dziewczyny już zatankowaliśmy, idziecie? – Powiedział Lee wchodząc do sklepu.
- Do widzenia – Powiedział staruszek – Może jeszcze kiedyś się zobaczymy – Jednak dziewczyny nie podzielały jego entuzjazmu.
- Dziwny facet – Powiedział Lee zapalając samochód.
- Dlaczego nam nie powiedzieliście? – Upierała się Melanie
- Czego wam nie powiedzieliśmy? – Zapytał zdziwiony Darco.
- Że wynajęliście na wakacje rezydencje a nie domek.
- Aha! Ten pieprzony staruch wygadał wam? Niech ja go dorwę… – Wkurzył się Lee…
- To miała być niespodzianka. No wiecie. Znamy się od… od zawsze i pozwoliliśmy sobie na coś znacznie większego niż jakiś tam domek – Rzekł Back.
Przez resztę drogi nikt się nie odezwał.
- Jesteśmy – Powiedział Lee zatrzymując samochód przed metalową bramą, która była otwarta. Melanie przetarła oczy aby się upewnić czy nie śni. Kelly chwyciła się przyjaciółki aby nie upaść.
- Teraz nie możecie narzekać – Roześmiał się Lee – A to za całe 500 dolców na cały miesiąc. Kelly usiadła na kamieniu i jeszcze raz spojrzała. Jej oczy nie myliły się. To co zobaczyło przechodziło wszelkie wyobrażenia. Wielka rezydencja pośrodku dzikiego lasu. Miała 2 piętra i za pewne strych również tam się znajdował. Murowane ściany porastał bluszcz i inne pnącza nadając budowli charakteru. Okna zapewne nie nowe patrzały na nich z zaciekawieniem. Do rezydencji prowadził podjazd częściowo obrośnięty trawą a potem były wielkie drzwi prowadzące do środka.
- Mam nadzieję, że w środku jest taki piękny jak na zewnątrz – Powiedziała Kelly i ruszyła w kierunku domu.
CIĄG DALSZY NASTĘPI…
cz.2
W środku dom wydawał się jakby z innych czasów. Średniowieczny wystrój dodawał mu uroku.
- Właściciel… – zaczął Lee – Powiedział, że jak zniknie z domu jakiś jeden przedmiot to nam kark skręci.
- Musiał być z niego palant – Zaśmiała się Kelly i poszła na górę po skrzypiących schodach. Otworzyła pierwsze drzwi i krzyknęła: To będzie mój pokój. Po czym weszła do środka.
Wnętrze zaskoczyło ją całkowicie. Wystrój w epoce renesansu. Wiekowe meble zrobione z jasnego drewna i wielkie łoże z baldachimem. Naprzeciwko łóżka znajdowało się ogromne lustro. Kelly przejrzała się w nim i przeczesała ręką włosy.
- Chodź pomóż nam wyładować walizki – Powiedział Lee wchodząc bez pukania do pokoju za co Kelly puściła mu wrogie spojrzenie. Gdy schodziła na dół zobaczyła, że dom wydawał się większy niż jej się wydawało. Była ciekawa kto tutaj kiedyś mieszkał.
* * *
Gdy wszystkie walizki były wypakowane zaczęły się oględziny domu. Wieczorem zrobili wielkie ognisko za domem. Tam trawa była wykoszona. Basen również był ale pływało w nim robactwo i glony.
- Mówił ci coś jeszcze ten staruszek? – Zapytał Back.
- Tylko tyle żebyśmy po zmroku nie wchodzili do lasów otaczających dom – Powiedział Lee.
- A co czai się tam coś złego? – Roześmiał się Darc.
- Nie! Nie powiedział dlaczego – Kelly spojrzała w ciemność. Nie widziała nic oprócz drzew i krzewów. Ale wszystko było przerażające. Ciemne i tajemnicze. Pozbawione życia. Rozpalili ognisko i siedli na pniach ściętych drzew.
- Co wy na to żeby opowiadać straszne historie? – Zaproponował Lee.
- Przynajmniej nie tutaj! Ten dom przyprawia mnie o mdłości – Melanie objęła kolana i skuliła się.
- Weź przestań – Popchnął ja Back – Chyba się nie boisz?! – Melanie spojrzała na niego karcącym wzrokiem i zamilkła.
Nie miała ochoty słuchać żadnej ze strasznych historii. – Ja idę do pokoju – Powiedziała wstawiając i ruszając w kierunku drzwi.
- Stój! – Krzyknęła Kelly. Melanie odwróciła się w jej kierunku. Miała nadzieję, że pójdzie ona ją odprowadzić – Dobranoc – Powiedziała i wróciła do rozmowy z chłopkami.
Melanie weszła do środka. Na samym progu przywitał ją chłód. Otuliła się bardziej w narzutę i poszła na górę. Wchodząc po schodach nagle poczuła czyjąś obecność. Odwróciła się ale nikogo nie zobaczyła.
- Ten dom mnie przeraża – Powiedziała sama do siebie – Po co ja się zgodziłam tutaj przyjechać? Zarówno mogłam siedzieć w domu – Stanęła na szczycie schodów i znowu poczuła to dziwne uczucie. Rozejrzała się ale nikogo nie było. Podeszła do poręczy i oparła się o nią. Spoglądała na dół przyglądając się ciemnym kątom. Przeszły ją ciarki po plecach gdy na dole spostrzegła delikatny ruch. Odeszła od poręczy i wbiegła do pokoju zamykając go na klucz. Usłyszała nagle czyjeś kroki. Ciężkie kroki rozchodzące się po całym domu. Ktoś wchodził po schodach. Na ich szczycie przystanął. Wtedy usłyszała sapnięcie. Jakby wydawał je ktoś umierający. Kto to jest do cholery? Zastanawiała się. Serce zaczęło jej bić, czuła jak krew pulsuje jej w skroniach i z ledwością łapie oddech. Podeszła do drzwi i wyjrzała przez szparę na dole. Ktoś szedł w jej kierunku. Widziała jedynie czarne buty z zamszowej skóry i z wielkimi srebrnymi klamrami po bokach. Ktoś przystanął pod drzwiami. Nieznajomy zapukał głośno. Melanie sparaliżował strach. Uciekać? Dokąd! Jedyne wyjście było zablokowane. Szybko jak tylko się dało otworzyła drzwi i wybiegła. Po chwili stanęła. Nikogo tam nie było. Żadnej żywej duszy. Rozejrzała się. Nic nie zobaczyła.
-,,Może to tylko zwidy?” Próbowała sobie tłumaczyć ,,To wszystko przez ten przerażający dom!” – Zawróciła się i weszła do pokoju. Drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem. Obejrzała się za siebie i wzruszyła ramionami. Poszła do łazienki. Przejrzała się w lustrze, umyła twarz i przebrała się.
W końcu wsunęła się pod ciepłą i puchatą pierzynę. Zgasiła światło i zamknęła oczy. Nagle na gardle poczuła uścisk. Ktoś ściskał ją z całej siły. Nie umiała złapać oddechu. Nagle uścisk złagodził się. Nie widziała kto jest sprawcą. Było ciemno. Na tworzy poczuła jakąś ciecz a potem przeszywający ból. Kwas! Powoli wyżerał jej twarz. Bulgotał i rozpuszczał skórę. Potem dostał się głębiej. Melanie wiła się po łóżku. Biała pościel pokryta była krwią i kawałkami skóry, która odpadła. Po chwili przestała się poruszać.
* * *
- Gdy tylko zapadł zmrok nadzieje ich został zmyta. Wiedzieli, że zginą, że ciemność ich zabiję” – Zakończył Lee.
- Dobry jesteś! – Powiedział Back – Ale teraz to ja sikać muszę! – I poszedł w krzaki.
- Przecież nie wolno wchodzić po zmroku… – Zaczęła Kelly.
- Wierzysz w te bajki? – Roześmiał się i zagłębił się w krzakach – Co za durnie – Mówił sam do siebie – Wierzą w takie bajki – Back załatwił swoją potrzebę pod drzewem. Niespodziewanie do jego uszu doszedł odgłos łamanych gałęzi. Odwrócił się i rozejrzał. Po chwili nastąpił kolejny trzask – Kelly? – Brak odpowiedzi – Lee? Darco? – Również nikt się nie odezwał – Kelly jak chciałaś popatrzeć to wystarczyło powiedzieć – Plunął na ziemię po czym ruszył w drogę powrotną. Po chwili zorientował się, że nie wie gdzie idzie. Zgubił się.! – Kelly! – Zaczął wołać – Słyszy mnie ktoś? – Jednak nikt nie odpowiedział na jego wołanie. – Back? – Ktoś tał przed nim. To była Melanie. – Co ty tutaj robisz? – Zdziwił się. Melanie stało z opuszczoną na dół głową. Jej włosy zwisały i kołysały się na wietrze – Melanie dobrze się czujesz? – Podszedł do niej. I wtedy zorientował się, że stoi w piżamie i jest bosa – Lunatykujesz? – Potrząsnął jej ramieniem.
- Nic mi nie jest. Poszłam się przewietrzyć. Gorąco mi było – Powoli podniosła głowę. Back zaczął się ze strachu cofać. Jednak potknął się o korzeń i upadł na ziemię. Melanie nie miała twarzy. Spoglądała na niego zakrwawiona czaszka z oczami w oczodołach. Żeby były zaciśnięte – Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – Zapytała i zbliżyła się do niego.
- Co się z tobą stało? – Powiedział z obrzydzeniem.
- Czy to takie ważne? Teraz jesteśmy tutaj sami! – Uklęknęła przed nim – Nie fajnie?
- Nie dotykaj mnie! – Krzyknął. Back wstał i zaczął uciekać. Usłyszał za sobą przeraźliwy krzyk. Odwrócił się na chwilę ale za sobą nic nie zobaczył. Nagle zatrzymał się. Poczuł w brzuchu potworny ból. Odwrócił się by zobaczyć. Coś stało nad nim. Nie widział tego dokładnie. Postać zakrywał mrok. Back osunął się z ostrza i upadł na ziemię. Dotknął rany i spojrzał na palce. Dostrzegł purpurową krew. Chciał się czołgać aby uciekać jak najdalej od tego czegoś ale to coś chwyciło go za ręce i zaczęło ciągnąć.
Po jakimś czasie Back stracił przytomność…
Komentarze