Historia
Cztery zagadki
Poniżej zamieszczam cztery zagadki-opowiadania, na które odpowiedzi znajdziecie na końcu tego wpisu. Nie mniej możliwe, że istnieją na nie jakieś inne sensowne odpowiedzi, co też założyłem przy ich tworzeniu.
1. Pistolet
Pani Cecylia była poważaną wśród uczniów i rodziców nauczycielką, lecz pewnego dnia sąd zakazał jej wykonywania tego zawodu. Jak stwierdził prokurator, nie dopilnowała swoich wychowanków i w odpowiednim momencie nie zadzwoniła na policję.
Jeden z uczniów szóstej klasy podstawówki przyszedł do szkoły z naładowanym pistoletem i zaczął wszystkim grozić, że ich zabije, jednak pani Cecylia, mimo iż widziała całe to zdarzenie, zaczęła tylko się śmiać. Potem uczeń zastrzelił siedmiu swych rówieśników. Na pytanie oskarżyciela, dlaczego odpowiednio nie zareagowała, kobieta odparła:
- Połowa klasy nosiła ze sobą pistolety, to chyba normalne, prawda?
2. Mrucząca zjawa
Pracuję w firmie, w której praktycznie ciągle jestem w podróży. Kiedy wyjeżdżam z Polski do innych krajów, zazwyczaj zostaję tam na miesiąc lub dwa. Lubię to, co robię, a fakt, że nie założyłem rodziny, sprawia, że nikt nie ma mi za złe mojej długiej absencji.
W firmie tej mam także znajomą, którą prześladuje pewna zjawa. Tak, wiem, to brzmi niewiarygodnie, jednak znam Gosię – bo tak ma na imię moja znajoma – i wiem, że jest normalną kobietą. Może to zabrzmi naiwnie, ale naprawdę jej wierzę. Poza mną nikt praktycznie nie wie, z jakim problemem się ona boryka.
Wszystko zaczęło się z momencie, gdy mając zaledwie pięć lat Gosia w jednym ze sklepów z antykami zbiła tajemniczą wazę. Od tamtej pory każdej nocy odwiedzała ją upiorna, zakapturzona zjawa, szepcząca dziwne frazy. Według jej opisu stwór zamiast twarzy posiada tylko martwą tkankę, a jego ręce przypominają nieopierzone skrzydła. Jak wspomniałem, istota ta pojawia się tylko nocą, a znika wraz z momentem, gdy pierwszy promień słońca pojawi się na niebie.
Kiedy Gosia mówiła mi o całym tym zdarzeniu, zapytałem:
- Jak wytrzymywałaś te wizyty przez ponad dwadzieścia sześć lat? Ja chyba trafiłbym do czubków.
- Wiesz, nie było łatwo – odpowiedziała. – W dzieciństwie rzeczywiście potrzebowałam pomocy psychologów, a niekiedy i nawet psychiatry, ale potem zrozumiałam, że ten upiór, pomimo że wyglądał makabrycznie i miał złe intencje, nie mógł mi niczego zrobić. Przez całą noc stał przy mnie i mruczał coś w niezrozumiałym języku, ale z czasem tak się do niego przyzwyczaiłam, że nawet wstawałam o trzeciej w nocy i jak gdyby nigdy nic szłam się czegoś napić. Kiedy ten potwór znikał, zawsze zostawiał mi karteczkę z dziwnym numerem. Czasami było to 11, a czasami 10 lub 9. Zimą z kolei 8, 7 lub 6. Dopiero niedawno zrozumiałam, że chodzi o ilość godzin.
- Jakich godzin? – spytałem.
- Nie wiem dokładnie. Ale chyba godzin, których brakowało mu do zrobienia mi czegoś. Może tyle czasu potrzebował właśnie do wypowiedzenia całej formułki. W każdym razie nigdy mu się to nie uda.
Gosia była niepoprawną optymistką i za to ją właśnie lubiłem. Szefostwo wszędzie wysyłało nas razem. Litwa, Estonia, Niemcy, Wielka Brytania, Rumunia – w niektórych z tych miejsc byliśmy nawet po trzy razy i strasznie cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Oczywiście zawsze chciałem zobaczyć tę zjawę, ale wyglądało na to, że jest ona widoczna tylko dla niej.
Nie mniej czułem, że istniała, bo w nocy nieopodal Gosi dominowało przygnębiające, nieziemskie wręcz zimno, jakby wyjęte z otchłani kosmosu. Tak, dokładnie tak właśnie bym to określił. Przysiągłbym też, że słyszałem ciche mruczenie.
Gdzieś w połowie listopada szef przydzielił nam miejsce, które było znacznie bardziej odległe od tych, w których bywaliśmy wcześniej. Mieliśmy trzy miesiące, licząc od grudnia, zabawić w Islandii, gdzie ponoć mieszkał pewien biznesmen gotowy podjąć z nami współpracę.
To jednak będzie najsmutniejsza wyprawa, w jakiej będę uczestniczyć. Wiem, że Gosia prawdopodobnie z niej już nie wróci.
3. ROB-ert
Kiedy wyrzucili mnie z jednej z największych placówek technologicznych w Japonii, poprzysiągłem sobie, że jeszcze pokażę im, jak wielki popełnili błąd. Miałem sporo oszczędności na koncie, więc postanowiłem zainwestować je w odpowiednie części, które miała wyprodukować mi konkurencja.
Muszę przyznać, że zdziwiła mnie ich otwartość na mój projekt. Ci smutni panowie w garniturach po prezentacji, jaką im zrobiłem, od razu stali się weselsi i powiedzieli, że dopłacą mi do projektu, o ile zdążę go zrealizować w pół roku. To trochę pokrzyżowało mi plany, bo zakładałem na realizację przynajmniej rok, ale zgodziłem się, ponieważ nie miałem za bardzo innego wyjścia.
Plan był prosty, oczywiście tylko z pozoru: zamierzałem stworzyć robota, który posiadłby umiarkowaną inteligencję ludzką. Chodziło o to, aby rozumiał to, co do niego mówię, i wykonywał moje polecenia, jednocześnie będąc na tyle głupim, żeby nie zadawać zbędnych pytań i nie buntować się przeciwko mnie.
Pracowałem w pocie czoła, zaniedbując inne swoje aspekty życiowe. Rodzina przez jakiś czas myślała, że zaginąłem, dziewczyna była o krok od zerwania ze mną, a i higiena, o którą tak zazwyczaj dbałem, odeszła na dalszy plan.
W końcu jednak udało się. Mój twór został nazwany ROB-ert na cześć przyjaciela, którego poznałem w Stanach, poza tym uznałem, że idealnie komponuje się to z jego robotyczną naturą. Działał tak, jak chciałem. „ROB-ert, przynieś mi sushi” i robot przynosił mi sushi. „ROB-ert, wypierz mi ubranie” i robot prał mi ubranie. „ROB-ert, papier toaletowy się skończył” i robot szybko pędził do mnie z bieluteńką, pachnącą rolką.
Rzecz jasna czasami musiałem precyzować mu polecenia, podawać konkretną temperaturę przyrządzania niektórych potraw albo kanał, na który w tej chwili miał przełączyć, ale ogólnie poza potrzebą nakierowywania go na różne rzeczy działał bardzo dobrze.
Szefostwo pozwoliło zatrzymać mi ten egzemplarz do czasu, aż nie zostanie opatentowany. Jego plany konstrukcji przyniosły mi grube miliony, a ja wreszcie miałem czas na wszystko, czego do tej pory musiałem sobie odmawiać.
Dziewczyna postanowiła dać mi jeszcze jedną szansę. Odtąd spędzaliśmy ze sobą każdy możliwy dzień. Nie ukrywam jednak, że obecność ROB-erta nieco mnie irytowała. Był tylko maszyną, inteligentną, ale jednak maszyną, a mimo to całowanie się przy nim i ogólna rozmowa były dla mnie stresujące. Czasami wydawało mi się, że mnie podsłuchuje.
Któregoś dnia, kiedy leżałem z ukochaną w łóżku, wywiązała się miedzy nami rozmowa:
- Może przeprowadzisz się do mnie? Jak widzisz, mój dom ma wystarczająco dużo miejsca.
- Pomyślę nad tym – odparła. – Wiesz, czuję się nieswojo.
- Czy zrobiłem coś nie tak? Nie za bardzo się staram?
- Nie, nie o to chodzi. Ten twój robot… On… Wiem, że to głupie, ale czuję się dziwnie w jego obecności. Popatrz teraz – przemyka się z pokoju do pokoju, niby coś robi, ale to burzy całą prywatność.
- Spokojnie, też mam ten problem. Ale mimo wszystko namyśl się.
- Dobrze, przemyślę to.
- To co? Powtarzamy numerek? Mam ochotę cię schrupać.
- Jesteś zboczony, wiesz? – zaśmiała się.
To był udany dzień, ale potem ona musiała udać się do pracy, a ja sam też miałem trochę na głowie. Zaprosiłem ją na kolację i dałem zapasowe klucze do domu, sugerując, aby jeszcze raz przemyślała sprawę. Przed wyjściem nakazałem ROB-ertowi, aby przygotował posiłek – chciałem zrobić to sam, lecz naprawdę brakowało mi czasu.
Gdy przyszedłem, na nakrytym stole leżały misy i talerze pełne wspaniałości. Drzwi były otwarte, lecz jedyne, co zauważyłem, to pozostawione na komodzie klucze. To bez sensu, tak się starałem, żeby było jej dobrze, a ona po prostu weszła sobie, zostawiła klucze i poszła, jak gdyby nigdy nic.
Tego wieczoru sam musiałem uporać się z pieczystym. ROB-ert znakomicie je przygotował – było dobrze przypieczone i soczyste, tylko co mi z tego przyszło, skoro musiałem je zjeść w samotności. Nadal jednak nie rozumiem, jak ona mogła mi to zrobić.
4. Zakopana
Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale tym razem uczucie, jakim obdarzyłem pewną kobietę, okazało się silniejsze ode mnie. Często po zakończeniu zajęć na uczelni musiałem jakieś pół godziny czekać na autobus. Pogoda nie zawsze dopisywała, więc udawałem się do pobliskiego centrum handlowego, by połazić albo zahaczyć o jakiś Empik i coś sobie kupić.
Pewnego dnia postanowiłem sprawić sobie nową koszulę. Przebyłem wiele pięter, jednak nie umiałem się zdecydować. I wtedy zobaczyłem ją. Pracowała w jednym z droższych odzieżowych sklepów i nie wyglądała na szczęśliwą z tego powodu. Ani szefowa, ani inne pracowniczki nie zwracały na nią uwagi. Poczułem smutek.
Od tamtej pory przechodziłem obok sklepu niemal codziennie, licząc, że mnie rozpozna. Jaki byłem głupi! Za każdym razem, gdy przemykałem obok jak cień, widziałem ją podczas jej żmudnej i uwłaczającej godności pracy. Chciałem do niej podejść i zapytać się, czy umówi się ze mną na kawę, ale byłem tchórzem.
To ciągnęło się już drugi miesiąc. Czułem do siebie żal o to, że do niej nie zagadałem i że przede wszystkim nie powiedziałem innym pracownikom, co o nich myślę. Planowałem to, ale teorię trudno było przełożyć na praktykę.
Wreszcie jednak wciągnąłem powietrze, wziąłem się w garść i dopiąłem swego. Podszedłem do niej, wyjawiłem jej, co czuję, a potem wyrwałem ją prosto ze sklepu ku narzekaniu starej i brzydkiej kierowniczki.
- Nie przejmuj się tą lampucerą – uspokoiłem ją, choć nadal nie potrafiła się wyluzować.
Odtąd wszędzie chodziliśmy razem. Nie obchodziło mnie to, że do siebie nie pasowaliśmy i ludzie nas obgadywali. Liczyła się miłość oraz szczerość.
Rutyna jednak nas poróżniła. Wydawało mi się, że zaczynam dostrzegać jej oziębłość wobec mnie. Stwierdziłem, że to wszystko było tylko udawane, że chciała wydoić ze mnie pieniądze i wystawić mnie na pośmiewisko. I… zrobiłem to… Uderzyłem ją cegłą w głowę.
Musiałem schować gdzieś ciało. Zrozumiałem, że jestem potworem, lecz instynkt nakazywał mi zakopać ją w trudno dostępnym miejscu. Pojechałem w nocy na działkę mojego dziadka, wziąłem łopatę i wrzuciłem plastikowy worek z zwartością na sam dół. Potem zakopałem dół z powrotem.
Ale coś w środku, jakiś głos sumienia, podpowiadał, abym się przyznał. Czułem chyba grzech, który popełniłem. Po tygodniu nie wytrzymałem i przyznałem się do wszystkiego na policji. Kazali mi wskazać miejsce. Gdy ją wykopywali, przeszedł mnie dreszcz. Co ja najlepszego zrobiłem?
Najwyraźniej jednak gliniarze nie przejęli się sprawą, mówiąc, że nie mogą mnie za to osadzić w więzieniu.
Odpowiedzi:
1. W chwili, gdy dokonano masakry, był śmigus-dyngus, więc dużo dzieci posiadało przy sobie pistolety na wodę i kobieta nie odróżniła prawdziwej broni od reszty sztucznych.
2. W Islandii podczas zimy noc trwa bardzo długo. Upiór będzie miał więc czas na „zajęcie się” swoją ofiarą.
3. ROB-ert podsłuchał rozmowy i zrozumiał, że jego właściciel chce schrupać, czyli zjeść swoją wybrankę. Gdy ta wróciła do domu przed swoim chłopakiem, robot ją zabił i zrobił z niej pieczyste.
4. Kobieta była manekinem sklepowym.
Komentarze