Historia

Legenda

tenebris 0 10 lat temu 1 452 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Moje kroki rozbrzmiewają echem po pustej okolicy. Słabe światła przydrożnych latarni nieznacznie ułatwiają mi widoczność. Okna pobliskich domów zioną głęboką czernią. Wiatr porusza czubkami drzew w oddalonym o parę ładnych metrów lesie. Nic dziwnego, w końcu po godzinie osiemnastej, na wsi, w bezśnieżną zimę życie zamiera. Szczególnie, jeśli w najbliższym sąsiedztwie znajduje się gęsty las.

Otuliłam się szczelniej płaszczem i wyciągnęłam komórkę z kieszeni. Jasne światło wyświetlacza oślepiło mnie na sekundę. Za dwadzieścia minut muszę być w domu, bo inaczej rodzice znów zrobią mi wykład typu "w ogóle na siebie nie uważasz", "Zostaniesz porwana (co oczywiście powinno wiązać się z gwałtem i sprzedaniem do arabskiego burdelu. W najlepszym wypadku z pozbawieniem paru narządów wewnętrznych)" i inne, lepsze lub gorsze powody. A przecież sami zapisali mnie na dodatkowy angielski mówiąc, że jestem już na tyle dorosła, że mogę przejść przez całą wieś sama. Dziwny paradoks, nieprawdaż?

Usłyszałam warczenie psa. Wzdrygnęłam się i momentalnie zdrętwiałam. Powoli obróciłam głowę.

Uf... odetchnęłam z ulgą. To tylko Rusty, pies sąsiadów. Duży wilczur o groźnym wyglądzie, lecz przyjaznym usposobieniu. Kiedy tylko zobaczył moją twarz, szczeknął i zamerdał ogonem.

- No piesku, chodź, odprowadzisz mnie - powiedziałam przyjaźnie, wyciągając rękę w jego stronę. Pies posłusznie przyszedł do mnie. Przeszliśmy razem około 30 metrów. Nagle, latarnia pod którą właśnie przechodziliśmy, zgasła. Rusty zaszczekał. Uspokoiłam zwierzaka gestem ręki. Gasnące latarnie były normą na takim zadupiu jak to. O matko, jak ja tęsknię za miastem!

Usłyszałam jęk. Wzdrygnęłam się. Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony. Nikogo nie zobaczyłam.

- Za dużo horrorów, głupia dziewczyno. Świrujesz - skarciłam się. Pogłaskałam psa po łbie. Jego obecność dodawała mi otuchy. Szliśmy dalej.

Zgasła kolejna latarnia. Serce zabiło mi mocniej. Dobra... dwie latarnie... normalka... nie muszę się bać...

Zaraz potem zgasła następna. I jeszcze jedna. Pies zawarczał. Szczeknął parę razy w ciemność przed nami.

Ciarki przechodziły mnie od góry do dołu. Przyspieszyłam kroku. Rusty pognał przed siebie. Durny pies! Czemu zostawił mnie akurat teraz?

Po chwili usłyszałam skomlenie i zobaczyłam sylwetkę psa, powracającą do mnie z podkulonym ogonem. W jego oczach dostrzegłam... strach. Nie, nie wrócił, bo sobie o mnie przypomniał. Tam musiało coś być...

Wszystkie latarnie jak na komendę zgasły. Zostaliśmy w ciemności. Nie miałam nawet odwagi się poruszyć. Stałam jak wrośnięta w ziemię. Słyszałam błagalne piski Rusty'ego. Czułam serce pulsujące w piersiach.

Może dałabym radę dobiec do najbliższego domu? Poprosić o jakąś latarkę? Przecież muszę jakoś dojść do domu...

No tak! Przecież mam telefon! Sięgnęłam do kieszeni płaszcza i skierowałam jasny wyświetlacz przed siebie.

Krzyknęłam. Nade mną zobaczyłam kobietę. Czerń jej włosów idealnie wtapiała się w tło nocy. Popękana skóra na twarzy pełna była wijących się larw. Z lekko rozwartych ust wysuwał się krwistoczerwony język. Kościste dłonie upiorzycy pochwyciły mnie za ramiona. Poczułam słodko-gorzką woń wydobywającą się z jej ust. Zapach śmierci.

Wtem, usłyszałam szczekanie Rusty'ego. Pies skoczył na upiora. Wyrwałam się z uścisku i pognałam czym prędzej w stronę domu. W uszach mi szumiało, krew pulsowała wściekle w skroniach. Będąc już blisko celu, usłyszałam przepełniony bólem skowyt psa...

Przeskoczyłam przez furtkę i zaczęłam dobijać się do drzwi. Po chwili mama otworzyła mi je, a ja wpadłam do środka.

- Spokojnie! Co ci się stało? - zapytała.

- Nie chcę tu już mieszkać. Muszę wyjechać. Boję się! - wykrzyczałam na jednym wydechu.

- Dziecko! Opanuj się! Obudzisz brata!

- Jedźmy do babci, proszę. Błagam! Mamo, pozamykaj okna i drzwi. Potem ci wyjaśnię.

Mama spojrzała na mnie dziwnie, ale wykonała polecenie. Ja w tym czasie pobiegłam do swojego pokoju i zasłoniłam okna. Skuliłam się pod kocem i próbowałam wymazać z pamięci widok tego... potwora.

- Skarbie... - mama weszła do mojego pokoju i po cichu zamknęła za sobą drzwi. - Ty coś widziałaś, prawda?

- S-skąd wiesz? - zapytałam.

- Jestem twoją matką. A poza tym... wiem, gdzie mieszkam.

- Co masz na myśli?

- Tą wieś. Ma już kilkaset lat...

- Ty coś wiesz - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Mama westchnęła.

- Niedawno była u nas sąsiadka... wiesz która - kobieta popukała się w czoło palcem. - Mówiła coś, że mieszkamy tu dość długo, by wreszcie JĄ poznać... A kiedy zapytałam, kim jest "ONA", odpowiedziała, że dowiemy się w swoim czasie...

- I co dalej? - zapytałam zniecierpliwiona.

- Zaintrygowały mnie jej słowa... więc zaczęłam szukać. Wiedziałaś, że nasz dom jest najstarszy w okolicy?

- Mamo, do rzeczy.

- Ech... podczas II wojny światowej, na tych terenach działała niemiecka agentka. Pod dowództwem wojska werbowała młode dziewczyny "do pomocy rannym na polu walki". Matki posyłały je, nieświadome niczego... tak na prawdę, dziewczyny wywożono do burdeli i laboratoriów. Jedne gwałcono, na innych robiono eksperymenty. Kiedy wieśniacy zorientowali się, że ich córki nie wracają, postanowili dać nauczkę agentce. Zakopali ją żywcem w lesie.

Siedziałam przez chwilę w bezruchu. Porywała dziewczyny... zakopano ją w ziemi... larwy wyłażące z jej twarzy... stalowy uścisk...

- O Boże... - szepnęłam i ukryłam twarz w dłoniach. Mama przytuliła mnie do siebie.

Wyprowadziliśmy się. Nigdy więcej nie wracałam myślami do tego zdarzenia. Ale dalej czuję się nieswojo, gdy jestem sama w ciemności...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje