Historia
ludzie
Ludzie to dziwne istoty. Boją się dziwnych, często wyimaginowanych rzeczy i zjawisk. Trzęsą się na myśl o duchach, zjawach, przesuwających się przedmiotach, potworach, a nie zauważają najbardziej niebezpiecznego zła czającego się tak blisko nich. Ludzi.
Człowiek to najgroźniejsza istota na ziemi. Może nawet na świecie. Zabija dla przyjemności. Krzywdzi dla satysfakcji. Wiedząc, że to co robi tworzy ból, nie przestaje.
Obudziła się zlana potem, przez okno jej sypialni wpadało słońce, oświetlając połowę jej łóżka. Odkryła kołdrę, spojrzała na swoje siniaki. Wstała, ubrała się, poszła do kuchni zwabiona zapachem świeżo smażonych jajek i ciepłych, chrupiących grzanek.
- Dzień dobry słoneczko! -jej mama była jak zwykle w dobrym humorze, przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Dziewczynka wspięła się na wysokie krzesło i w milczeniu czekała na swoją porcję śniadania. Każdy dźwięk ją irytował, odgłos pryskającego z patelni oleju, mlaskanie psa, dźwięk dzwoniącego telefonu w drugim pokoju, kapiący kran. Miała ochotę rwać sobie włosy z głowy, zatkać uszy, cokolwiek... zacisnęła tylko pięści i przygryzła wargi.
Matka położyła przed nią talerz z parującą jajecznicą, lekko ściętą, słabo przyprawioną. Dziewczyna wzięła do ręki widelec i starając się zahamować odruchy wymiotne, zaczęła przeżuwać rzadką papkę, zagryzając kawałkiem grzanki. Widząc, że jej matka wychodzi z kuchni, szybko wrzuciła zawartość swojego talerza do psiej miski i uciekła po cichu do swojego pokoju. Spędziła godzinę patrząc się w sufit, nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Bolała ją głowa, skronie pulsowały w nieprzyjemnym, stałym rytmie. Inne dzieci cięły się żyletkami, głodziły się, krzyczały. Ona po prostu żyła, zamknięta w pokoju sama ze sobą.
Wyjęła z szafki kredki i papier, zaczęła rysować w skupieniu i zawzięcie. Nie zauważyła kiedy na jej łóżku pojawił się talerz z obiadem, nie zauważyła kiedy zachodzące słońce zaczęło wpuszczać do jej pokoju coraz więcej mroku. Dopiero kiedy jej wzrok zmęczony od rysowania spoczął na ścianie, z przerażeniem podbiegła do lampki nocnej. Nienawidziła ciemności, nocy, pustki. Nienawidziła ich. Cieni. W pośpiechu zjadła zimny już obiad i odstawiła pusty talerz na swoje biurko. Nie mogła już rysować, jej powieki stawały się coraz cięższe, zegarek wskazywał 22:00.
Przebrała się w piżamę, na drżących nogach podeszła do łóżka i niepewnie się w nim ułożyła. Wtulając do siebie pluszowego misia zasnęła na lewym boku.
Może minęła godzina, może dwie, ze snu wyrwało ją "coś". Lampka nocna zgasła, ona wiedziała co się dzieje. Cienie się pojawiły, tańczyły wokół łóżka zbliżając się do niej. Zdarły z łóżka kołdrę, jedyną jej ochronę przed złem. Czuła na sobie palce, oślizgłe macki, bolesne uderzenia i drapnięcia. Nawet nie krzyczała, rytuał ten odbywał się każdej nocy. Po kilku godzinach, może minutach, wszystko ustąpiło. Cienie zniknęły, a przez uchylone drzwi do jej pokoju wpadała blada smuga światła. Podniosła kołdrę, przytuliła do siebie misia, mogła w spokoju zasnąć.
Często zastanawiała się, co to za kara, co złego zrobiła. Kto jej nienawidzi. Nie znała odpowiedzi na żadne z zadawanych sobie pytań.
Psycholog sądowy odłożył długopis i zamknął swój notes. Podszedł do stojącego przy drzwiach policjanta
- to chyba wystarczający dowód, szkoda tylko dziecka, czeka ją terapia.
Dziewczynka nigdy już nie zobaczyła swojego taty. Ale wiecie co? Cienie też zniknęły.
Komentarze