Historia
Prawo życia
Hej, może zacznę od tego, że mam 23 lata i właśnie dowiedziałem się, że moja narzeczona zaszła w ciąże. Problem w tym, że ja jeszcze dziecka nie chce, to był wypadek, jednak niektóre środki antykoncepcji nie są tak skuteczne jak myślałem. Ech, no cóż, nieważne.
Tak czy inaczej, myślałem o aborcji, ale moja narzeczona jest temu przeciwna. Jednak gdy przedstawiłem jej fakty na temat moich zarobków i przestrzeni na której żyjemy, dało jej to dużo do myślenia. Mieszkamy teraz w kawalerce, miejsca dla nas jest tutaj bardzo mało, a co dopiero, gdyby pojawiło się jeszcze dziecko. Po drugie nie mam pieniędzy na utrzymanie niemowlęcia. Od dłuższego czasu, pracuję w fabryce utylizacji odpadów, a niebawem mam dostać awans na wyższe stanowisko, lecz nadal nie pokryje to kosztów związanych z utrzymaniem dziecka, do tego dochodzi jeszcze kwestia nowego mieszkania, co wykracza poza moje finanse. Przynajmniej na razie.
Pewnego dnia, musiałem zostać w pracy nieco dłużej, a to prośbę mojego szefa. Oczywiście nie mogłem odmówić, ponieważ chcę dostać ten awans, taka szansa może się już więcej nie powtórzyć. Gdy wszyscy pracownicy oraz szef opuścili fabrykę, udałem się do gabinetu mojego przełożonego. Czekała tam na mnie masa papierkowej roboty, jak ja to kocham. Od razu przystąpiłem do zadania. Czas płynął szybko, zrobiłem się trochę senny, spojrzałem na zegarek, który wskazywał 2 nad ranem. Postanowiłem zaparzyć sobie kawy, ponieważ długo już bym tak nie wysiedział. Udałem się do kuchni, która znajduję się zaraz koło gabinetu dyrektora. Wszedłem do pomieszczenia i nastawiłem wodę na kawę, oprócz tego, zrobiłem sobie kanapkę z serem i musztardą. Gdy woda się zagotowała, wlałem ją powoli do kubka a kanapkę położyłem na talerzu, wszystko razem zanosiłem do gabinetu. Godzinę później skończyłem robotę w papierach. Teraz pozostało mi tylko sprawdzić czy wszystkie maszyny są wyłączone, odwiesić klucze i jestem wolny.
Odniosłem talerz i kubek do kuchni, posprzątałem po sobie i zamknąłem drzwi do biura na klucz, tak, jak mnie o to proszono. Wolnym krokiem ruszyłem do hali, w której znajdują się maszyny. Zacząłem sprawdzać, czy na pewno, zasilania są odłączone i czy wszystkie dźwignie są w odpowiedniej pozycji. Wszystko było w jak najlepszym porządku, odetchnąłem z ulgą. Teraz awans był już w mojej kieszeni. Odwiesiłem wszystkie klucze i ruszyłem do wyjścia. Gdy już byłem blisko drzwi frontowych, usłyszałem dochodzący z magazynu dziwny dźwięk.
Wiem, że nie powinienem był już tego sprawdzać, ponieważ na zakładzie nie powinno być już żywej duszy, jeśli jednak jakiś włamywacz dostałby się jakimś cudem do fabryki, odpowiedzialność za to, spadła by na mnie. Teraz, ta myśl stawała się coraz bardziej prawdopodobna, w końcu w magazynie było okno. Szybko ruszyłem do wieszaka z kluczami, a następnie do gabinetu szefa, wiem, że trzyma tam broń. Szybko otworzyłem drzwi, a następni szufladę z pistoletem. Chwyciłem za nią i prędko ruszyłem w stronę magazynu. Włożyłem klucz do zamka i pewnie trzymałem broń w dłoni, przygotowany do oddania strzału, oczywiście strzeliłbym tylko w przypadku uzbrojonego napastnika i tylko w obronie własnej. Powoli przekręciłem klucz i wbiegłem do środka, szybko zapaliłem światło. W środku nie było nikogo, lecz na ziemi coś leżało. Z daleka przypominało to małą kupka mięsa. Zbliżyłem się ostrożnie, to coś się ruszało. Z bliska wyglądało to jak posklejane malutkie ludzkie kończyny. Nogi, ręce i wydawało mi się, że ma to nawet głowę. Po chwili wpatrywania się, to, zaczęło poruszać się w moją stronę. Odruchowo zacząłem się cofać, jak postąpiłby każdy normalny człowiek. To coś, zostawiało za sobą gęste ślady krwi, zaczynało pełznąć w moją stronę coraz szybciej, aż zmusiło mnie do ucieczki, zacząłem biec. Nagle wydało dziwny dźwięk, podobny do pisku. Nie wiedziałem co to takiego, jedyną myślą, jaka teraz do mnie docierała, to wydostanie się z tej przeklętej fabryki. Drzwi wyjściowe, to mój cel, biegnę szybko, dopadam klamki. Zamknięte. Nagle orientuję się, że klucze zostawiłem w gabinecie dyrektora. Pobiegłem tam tak szybko jak potrafiłem, może tylko sen? Może leże teraz w ciepłym łóżku obok mojej kobiety? Łapię za klucz, czuję, że to za mną podąża, niestety głównym wejściem już nie ucieknę, to tam jest. Pozostaje wyjście ewakuacyjne. To staje się coraz szybsze, wydaje mi się nawet, że szybsze niż ja. Ostatni wysiłek, dobiec do drzwi. Biegnę, ile sił w nogach, w ułamku sekundy, czuję że tracę równowagę. Moja noga, zaplątała się kabel zasilający maszyny. Uderzyłem głową o podłogę, straciłem przytomność.
Obudziłem się nazajutrz w szpitalu, z cholernym bólem głowy. Obok mnie stał lekarz i moja narzeczona. Doktor powiadomił mnie, że wszystko będzie w porządku. To tylko delikatny wstrząs mózgu, nic co zagrażałoby mojemu życiu. Byłem zmęczony, więc zaraz po rozmowie położyłem się spać. Następnego dnia, w szpitalu odwiedził mnie mój szef. Ech, wyznał mi, że nie był on ze mną całkowicie szczery, co do mojej pracy, owszem, utylizują oni odpady, niestety również ze szpitali. W tym także szczątki nienarodzonych dzieci poddanych aborcji. Nie mówiłem nic przez około 20 minut. Szef skinął na mnie po czym wyszedł. Kilka dni później wyszedłem ze szpitala.
Teraz żyje nam się cudownie, dostałem awans, moja żona urodziła piękne, zdrowe dziecko. Mamy mieszkanie, auto, pracę. Wszystko jest już w porządku, z wyjątkiem jednego małego problemu, moimi koszmarami. Nadal w snach, nawiedza mnie, nienarodzone dziecko ze zdeformowanymi kończynami, pełznące w moją stronę. Tą sytuację, będę pamiętał do końca życia. Nie wiem, czy to moja wybujała wyobraźnia, czy prawdziwe wydarzenie, ale jedno wiem na pewno - aborcja, to zabójstwo i nigdy nie powinna być legalna. Więc proszę Was, nie zabijajcie dzieci. Każdy ma prawo do życia.
Napisał: Paweł Bugajski
Wszelkie prawa zastrzeżone, nie kopiować bez zgody autora.
Komentarze