Historia
Skrzypce
Jesteśmy braćmi, byliśmy... Robert i ja - Tomek. To dość dziwne, że mówię to dopiero po 14 latach tragedii, ale czuję, że muszę to komuś wyjawić…
Był rok 1999. Mieliśmy wtedy po 16 lat, przepraszam, ja miałem, Robert był o rok starszy. Po śmierci ojca, moja matka kupiła stary dom na pustkowiu. Dość dziwne miejsce na stawanie tego typu budowli…No bo czy wy chcielibyście mieszkać na kilkuhektarowym polu, ze starymi drzewami? Ja nigdy, a jednak.
Po raz pierwszy zaczęło się, kiedy wraz z bratem siedziałem w salonie, oglądając telewizję. O ile pamiętam, było dosyć późno. Z codziennej normalności nagle wyrwała nas muzyka, jakby ktoś grał na skrzypcach, ale jak pięknie. Melodia była skoczna i wesoła, w rytm krakowiaka. Jak debile spojrzeliśmy na siebie i szybko pobiegliśmy na podwórze. Pragnę dodać, że była to połowa listopada, a inteligentni my wyszliśmy bez butów i kurtek… Kiedy otworzyliśmy stare, z zardzewiałymi zamkami drzwi, muzyka została szybko przerwana. Mimo to, z lekkim dystansem podeszliśmy do miejsca, skąd brzmiały skrzypce. Ze zdziwieniem nie zobaczyliśmy żywej duszy.
Na następny dzień zachorowałem, musiała to być sprawka mojego wczorajszego idiotyzmu. Oczywiście Robert nadal był zdrów jak ryba… Gorączka nie pozwalała wstawać mi z łóżka, jednak co noc słyszałem piękną muzykę skrzypiec. Któregoś poranka, gdy Robert przyniósł mi śniadanie, wyznał, że zna źródło tajemniczej melodii. Wydawał się być zakochanym, gdy opowiadał o pięknej kasztanowo - włosej dziewczynie, ubranej w starodawny płaszcz. Mówił, że zobaczył ją, gdy wyglądał przez okno. Przysiągł nieznajomej, że będzie przychodził do niej codziennie, a ona z radości będzie grać. Pomyślałem, że to jakaś dziewczyna z sąsiedztwa, więc nie przejąłem się tym zbytnio.
Kilka dni później, w nocy, obudził mnie mój brat, z nieprzytomnością spojrzałem na niego. Robert potrząsł mną kilka razy, po czym sucho, może trochę dziwnie wypowiedział słowa, których nigdy nie zapomnę ,,Będę z nią szczęśliwy… Zawsze” Po tym zasnąłem.
Porankiem, gdy się obudziłem (nie wiem czy można nazwać porankiem 11 w południe), coś podkusiło mnie, by wejść do pokoju Roberta. Dziwny sen, który byłem pewien, że mi się przyśnił, nie dawał mi spokoju. Z lekkim dreszczem zauważyłem, że mojego brata nie ma w łóżku. Nieobecność matki zbytnio mnie nie zdziwiła - pracowała od 5 rano do późna... Jednak brak Roberta był nietypowy. Miał zwyczaj spać dłużej niż ja, licząc to, że mieliśmy wolne do końca tygodnia… ,,Będę z nią szczęśliwy… Zawsze” - Zabrzmiały mi w uszach jego słowa.
W pewnej chwili przypomniała mi się owa tajemnicza dziewczyna. Szybko zbiegłem po schodach na dół i ubrałem stare trampki, które leżały niedbale obok wycieraczki. Z każdym krokiem moje serce biło coraz szybciej. Bałem się o Roberta. Podszedłem do drzewa o którym miał zwyczaj mówić mój brat. Nie wiem dlaczego, widząc brzozowy krzyż, cofnąłem się. Z przerażeniem spojrzałem na pień starego drzewa… Czytając słowa, które na nim widniały, czułem przeszywający dreszcz…
,,Jan i Michał Kania
Rodzeństwo Zdradzkich
Bracia Józef i Marcin Falok
Piotr Walczak, Andrzej Walczak
Bracia Jusadzkich
Robert Rozewski i ______"
Czytając ostatnie nazwisko... cicho załkałem. Biegiem ruszyłem w stronę domu, już nigdy nie zobaczyłem swojego brata…
Teraz mam 29 lat i już dawno przeprowadziłem się w inne miejsce zamieszkania. Jednak ostatnio coś mnie dręczy i przeraża gdy idę spać… To coś to melodia skrzypiec za oknem…
Komentarze