Historia

Efekt Glonojada, część I

dragotrim 1 10 lat temu 1 318 odsłon Czas czytania: ~14 minut

Do przedstawionych zdarzeń doszło w Polsce w 2000 roku.

Dzień 1

To śmieszne, że gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że już najwyższa pora zacząć pisać pracę magisterską, do głowy przychodzą mu różne dziwne pomysły. A to może jakiś znajomy na Facebooku coś do mnie napisał, a to może na odtwarzaczu video puszczę sobie jakiś ciekawy film. Zanim wyjechałem z domu, Filip wcisnął mi całkiem sporą ilość kaset, choć mówiłem mu, że nie przyjeżdżam tu rekreacyjnie. Cały Filip.

Po co to piszę? Nie wiem dokładnie, ale wydaje mi się, że odkryłem coś podejrzanego i warto byłoby to udokumentować. Niestety nie wziąłem ze sobą kamery, a to mocno utrudnia mi sprawę, ale myślę, że słowo pisane też dobrze odda całą sytuację.

No więc, zacznę może od początku: mieszkam w jednej z bardziej zurbanizowanych dzielnic Torunia i studiuję na politechnice. Mam dwie młodsze siostry i małego przyrodniego brata, przez co w domu panuje taki harmider, że nie mogę nawet spokojnie skorzystać z toalety, a co dopiero pisać poważnej pracy.

Jakiś miesiąc temu odwiedził nas nasz wujaszek, który na stałe osiadł w Kanadzie. Wujek Zdzisio – nie ukrywajmy – był bogatym człowiekiem i miał więcej niż jeden dom. Czym się zajmował? Tego nie chciał zdradzić, chociaż wszyscy podejrzewali, że to jakieś lewe interesy. Mniejsza. Jeśli ktoś z członków mojej rodziny to przeczyta, będę miał przesrane. W każdym razie, o ile w Kanadzie dysponował pewną znaczącą ilością domostw, o tyle w Polsce kupił sobie jeden, dość dogodnie usytuowany dom, który stał pusty.

Dom ten znajdował się w spokojnej i bardzo nowoczesnej wsi, gdzie panował względny spokój. Wujek Zdzisio mówił coś o tym, że na początku sierpnia chce przenieść się tam na kilka miesięcy, ale wolałby, żeby na ten okres ktoś odpowiedzialny za niemałą kwotę popilnował mu jego dobytku. Nie myślałem zbyt długo – mam wreszcie odzyskać święty spokój i jeszcze dostawać za to kasę! Po prostu czad! Zgłosiłem kandydaturę i od razu spotkałem się z pozytywnym podejściem wuja, który zawsze za mną przepadał. To nawet dobrze się składało, bo z tamtej lokalizacji miałbym bliższą drogę do uczelni.

Chociaż z drugiej strony wiedziałem, że skoro wujaszek rezygnuje z dostatniego życia na innym kontynencie, to najwyraźniej coś musiało pójść nie po jego myśli. Może chodziło o jakieś nielegalne interesy, które zwęszyła policja? Nie mam pojęcia i w sumie nie chcę dysponować żadną wiedzą na ten temat.

No i teraz dochodzimy do sedna sprawy. Siedzę już tutaj ponad tydzień. Notatki datuję od dzisiaj, bo dopiero niedawno odkryłem tę dziwną sytuację. Mianowicie chodzi o mojego sąsiada. To jedyny sąsiad, jakiego posiadam. Nasze dwa domy stoją na wzgórzu - od strony wschodniej widać tylko mały gaik należący do leśniczego, a od zachodniej opadającą, porośniętą gęstą trawą ziemię. Potem mamy jeszcze tylko wykładaną kamieniami ścieżkę, no i siebie nawzajem.

Facet chyba mieszka sam, przynajmniej na to wygląda. Na oko ma ponad siedemdziesiąt lat i jest na emeryturze. Ogólnie, gdy wychodzę podlać rośliny, skosić trawę czy odebrać jakieś gazetki promocyjne, jednym słowem wykonać podstawowe czynności, bardzo często natrafiam na tego człowieka. Betonowy mur nie należy do wysokich, więc czasami wywiąże się między nami jakaś konwersacja. Głupio by mi było przejść obojętnie obok staruszka i udawać, że w ogóle go nie widzę.

Jak wspomniałem, początkowo wszystko było okej. Mężczyzna był zaciekawiony moją osobą, wspomniał coś o tym, że od siedmiu lat dom stoi pusty i dopiero niedawno za sprawą wujaszka go wyremontowano, ogólnie rozmowa zjeżdżała na tor podstawowych sąsiedzkich tematów. Czasami tylko „Dzień dobry” odpowiadało innemu „Dzień dobry”.

Dziadek wyglądał na miłego, lecz było w nim coś, co mi nie odpowiadało. Chyba chodziło o sztuczność jego ruchów. Kiedy przycinał tuje, robił to z zapędem, jakiego mógłby mu pozazdrościć niejeden teatralny aktor. Albo sytuacja, gdy mył okno od zewnętrznej strony i przez ponad pół godziny robił gąbką równiuteńkie kółka. Zupełnie, jakby chciał stwarzać pozory, kryjąc zupełnie inne intencje. Niby posiadał auto, ale nigdy nim nie jeździł. Raz przysiągłbym, że widziałem, jak pochwycił ropuchę, która utknęła w rynnie, przyłożył do niej usta, po czym wytarł dłonie, na których nie siedział już żaden płaz.

Te wszystkie jego niecodzienne zachowania sprawiły, iż zacząłem mocno się nim interesować. To chyba kolejna wymówka, żeby nie pisać tej pieprzonej pracy... A jednak czuję, że mogę zaobserwować masę ciekawych zjawisk. Nie mam co prawda lornetki, więc będę musiał ograniczyć się do metody monitorowania przeciętnego mohera, ale czegóż się nie robi dla zaspokojenia własnej, prymitywnej ciekawości.

Dziennik będę uzupełniać w dni, kiedy zaobserwuję kolejne odpały dziwnego, starszego pana. A na razie idę po piwko do lodówki i może wreszcie skończę ten pierwszy rozdział.

Dzień 2

Kiedy przeczytałem swój wczorajszy wpis, pomyślałem „Stary, to znowu słomiany zapał. Zapisałeś to i nie będziesz już tego kontynuować”. I rzeczywiście, rano wstałem z łóżka, zjadłem jakieś lekkie śniadanie i poszedłem pobiegać, kompletnie wykluczając zapełnienie kolejnej kartki. Do czasu...

Miałem do siebie wyrzuty sumienia. Obsmarowywałem tego starszego pana, co prawda na razie tylko na kartce, ale jednak było to dość bezczelne. Mógł cierpieć na jakąś chorobę, mógł mieć jakieś traumatyczne wspomnienia, które siedziały mu w głowie, a ja z góry przykleiłem mu etykietkę świra. Pomyślałem więc, że w ramach rekompensaty zaproszę go do siebie do domu na jakąś kawę lub herbatę. Być może wtedy uspokoję swoje sumienie.

Spotkałem go około dwunastej, kiedy jak zwykle zajmował się swoją dziwaczną pracą. Pielił ogródek mimo braku chwastów i jakichkolwiek kwiatów. Uśmiechnąłem się do niego, a on odpowiedział mi tym samym, choć wyglądał bardziej, jak gdyby przypomniał mu się jakiś wyjątkowo śmieszny dowcip.

- Proszę pana – zagaiłem, uświadomiwszy sobie, iż nie znam jego imienia.

- Taaak?

- Może dałby się pan zaprosić na popołudniową kawkę?

Mężczyzna spojrzał na mnie, nie przerywając swego uśmiechu. Wyglądał na nastawionego pozytywnie, lecz w ciągu ułamka sekundy jego twarz spochmurniała, a on sam postanowił całkowicie się wyalienować:

- Nie! - odparł stanowczo. Nagle na jego twarzy znów zawitał dobrotliwy uśmiech. - Dzisiaj niestety nie mogę... Córka... Córka do mnie przyjeżdża. Może... piątek? (Aktualnie była sobota)

Po tych słowach niepewnie przytaknąłem, a dziadzio pofrunął do domu, aż zaczęło się za nim kurzyć. Nagle jego wyimaginowana praca przestała stać dla niego na pierwszym miejscu. Przeszedł mnie dreszcz.

Gdy piszę te słowa, mała wskazówka tkwi na dziesiątce, a długa na jedynce. Panuje ciemność, a ja spoglądam przez te kilka centymetrów odstępu pozostawionego przez żółte rolety na moim oknie. I najgorsze jest to, że rzeczywiście dziadyga ma zapalone światło i jakaś panienka krząta się mu po kuchni, ale w życiu nie powiedziałbym, że to jego córka. Po pierwsze ma jakieś dwadzieścia lat, jest ubrana w strój typowo biurowy i – co najdziwniejsze – cały czas chodzi z aktówką przyklejoną wręcz do jej rąk.

Po jakichś ośmiu minutach staruszek oraz kobieta wyszli z pomieszczenia, zgasili światło, a potem poszli na górę, tyle że nie mogłem niczego zobaczyć ze względu na ciemne żaluzje. Nasuwa się też pytanie: czym przyjechała? Nie zostawiła nigdzie auta. A może mieszka w okolicy? Sam nie wiem, być może węszę jakiś dziwaczny spisek. Idę spać.

Dzień 3

W niedzielę postanowiłem odwiedzić kościół. Nie, żebym był jakiś szczególnie religijny, ale trochę interesuje mnie architektura, a wujaszek wspominał, że ta świątynia przeżyła już swoje lata. Poza tym nadarzała się dobra okazja, by spotkać wielu mieszkańców okolicy i popytać ich o różne rzeczy.

Trochę zabrakło mi śmiałości, żeby podejść do nich i wypytać się o tajemniczego staruszka, ale kiedy zagaiłem już do pierwszej napotkanej osoby, udało mi się jakoś przełamać. Niestety większość z nich, owszem, wiedziała, że pomarańczowo-szary dom stojący kilka metrów ode mnie jest zamieszkany przez starszego pana, lecz nikt nie potrafił podać jego inicjałów. Jedna otyła kobieta twierdziła, że służył zawodowo w wojsku, ale brzmiała tak, jakby wymyślała tę historię na poczekaniu.

Najwięcej informacji dostarczył mi pewien – potocznie określając – menel, który stwierdził, że zna parę faktów, ale ujawni je wyłącznie za kupno „Miodowo-lipowego” Zgodziłem się, chociaż nie ufałem temu człowiekowi. Kupiłem mu ten zacny trunek, gdyż i tak nie miałem niczego do stracenia – dotąd nikt nie zdradził mi niczego konkretnego.

Zarośnięty menel też nie opowiedział mi zbyt wiele, ale to i tak było więcej, niż się spodziewałem. Pijaczek również nie znał jego imienia, ale pamiętał, że facet wprowadził się tutaj w 1993. Wszyscy uważają go za dziwaka i właściwie nikt nie utrzymuje z nim kontaktu, głównie dlatego że staruszek zdaje się nie pojawiać w żadnym innym miejscu aniżeli we własnym domu, a dzieje się tak od momentu, gdy współlokatorka, która z nim mieszkała, nieoczekiwanie zniknęła. Była o wiele młodszą, rudowłosą dziewczyną i pracowała w sklepie ogrodniczym, jednak zaraz po tym, jak przeprowadziła się do mężczyzny, rzuciła pracę. Ponoć jej ojciec-alkoholik w ogóle nie zainteresował się jej sytuacją, nawet kiedy tajemniczo zniknęła. Staruszek też stał się dziwny, właściwie od momentu, gdy dziewczyna u niego zamieszkała. Od tamtej pory nie wychodzili z jego posesji, aż któregoś dnia po dziewczynie nie pozostało ani śladu. Policja przeszukała dom mojego sąsiada, ale niczego nie znalazła.

Historia ta była dziwna i dość niespójna, a jednak zdołałem w nią uwierzyć. Ale ta kobieta, którą widziałem wczorajszej nocy, nie mogła być tą zaginioną dziewczyną sprzed lat – musiałaby być wówczas starsza, a poza tym miała brązowe włosy, choć te, rzecz jasna, zawsze można przefarbować.

Tego dnia kupiłem sobie również lornetkę. Była chińskim badziewiem po dużej przecenie, lecz spełniała swoją podstawową funkcję. Uważnie przyglądałem się temu, co dzieje się w domu staruszka. Od czasu do czasu wyłapywałem przemykającą, smukłą sylwetkę w typowo galowym stroju. Niczego więcej nie zauważyłem. Jutro mam wykłady, więc na perypetie starszego pana poświęcę o wiele mniej czasu.

Dzień 4

Cholera, ta sytuacja jest coraz dziwniejsza. Myślałem, że niczego dzisiaj nie wyłapię, a jednak ku swemu przerażeniu wyłapałem i bardzo tego żałuję. Zaczynam się zastanawiać, czy oby nie zaprosić do domu któregoś ze swoich znajomych, żeby nie przebywać tutaj samemu, na pastwę starszego pana. Ale nie, wyśmiano by mnie, a nie chcę uchodzić za kretyna.

Wróciłem do domu około godziny 16.00. Jako że od rana praktycznie niczego nie zdążyłem zjeść, postanowiłem na szybko podgrzać sobie pizzę w mikrofalówce. W międzyczasie, ot tak ze zwykłej ciekawości, sięgnąłem po lornetkę.

Na początku nie zauważyłem niczego, co by się wyróżniało: sąsiad malował skrzynkę pocztową (w poprzednim tygodniu robił dokładnie to samo...) z tym swoim dziwacznym uśmieszkiem pozostawionym dla ewentualnych osób trzecich, które mogłyby przebywać w pobliżu. Jednak później zauważyłem za dużym oknem tę samą sylwetkę kobiety. Czytała trzymane przez siebie dokumenty. Chwilę stała przy zlewie, by zaraz potem wejść do salonu, który był połączony z kuchnią i zarazem jadalnią, włączyła telewizor i... nie wierzę, że to piszę – usiadła do niego tyłem, udając, że go ogląda.

Następnie połaziła trochę po różnych pomieszczeniach, trochę biegła, trochę spacerowała, czasami zatrzymywała się zupełnie bez powodu. Wreszcie ponownie zeszła na parter i ustawiła się dokładnie przed oknem. Cholera, ona na mnie patrzyła! Łapała ze mną kontakt i naprzemiennie zmieniała wyraz twarzy ze zdenerwowanego na uśmiechnięty, z uśmiechniętego na poważny. To było zbyt groteskowe, żebym się nie przeraził. I nagle...

Nagle przycisnęła twarz do szyby tak, że z tymi swoimi otwartymi ustami przypominała trochę glonojada. Dłonie wraz z aktówką, brzuch, ogólnie każdy element ciała, który dało się prztyknąć do tej cholernej szyby, był do niej przytknięty. Kobieta robiła to z szaleństwem w swych zielonych oczach.

I wtedy ujrzał to mój sąsiad. Mnie chyba nie udało mu się dostrzec, jednak dziwnie zachowującą się kobietę już owszem. Naraz rzucił pędzel, nie przejmując się nawet tym, że wylał farbę na trawnik. Nigdy jeszcze nie widziałem człowieka w podeszłym wieku biegnącego tak szybko. A kiedy zjawił się w kuchni, natychmiast chwycił ją za barki i odrzucił tak, że ta dosłownie zaryła twarzą w kafelki. Ale, żeby było jeszcze śmieszniej, kobieta natychmiast wstała i znowu powróciła do serdecznego uśmiechu.

Dalszych zdarzeń nie widziałem, ponieważ w strachu przed tym, że staruszek może mnie zauważyć, padłem na podłogę. Coraz bardziej żałuję, że się tu przeprowadziłem, lecz strasznie chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej.

Dzień 5

Zasnąłem dzisiaj na ćwiczeniach... Wszystko przez tę niezdrową fascynację. Mimo wszystko nie żałuję. Cieszę się jak debil, a przecież może grozić mi wielkie niebezpieczeństwo. Nawet nie chcę pytać tego staruszka, czy zaprosi mnie do domu, bo jeszcze nie upadłem na głowę – nie chcę się dekonspirować, chyba że będzie to całkowicie konieczne.

Dzisiaj niczego nie odnotowałem. Kobieta w galowym stroju nadal przebywa w domu mojego sąsiada. Zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie przebywała tam, zanim się wprowadziłem. Przez pierwszy tydzień nie wykazywałem jeszcze tak wysokiego poziomu wścibskości.

I nurtuje mnie poza tym to, co powiedział mi ten menel. Rzeczywiście, nigdy nie zarejestrowałem, żeby mój sąsiad kiedykolwiek wychodził poza własne podwórko. Więc jak robił zakupy? Jak chodził do lekarza albo do innych placówek? Może przesadzam, chciałbym w sumie przesadzać, a jednak to mocno podejrzane.

Dzień 6

Chyba jednak stąd wyjadę... Nie wytrzymuję już psychicznie. Przyglądam się wszystkiemu z dystansu, w domowym zaciszu, ale chyba naprawdę wolałbym spojrzeć temu w oczy. Wtedy wiedziałbym, że nie wariuję.

Środy zawsze mamy wolne od zajęć, więc miałem kolejną okazję prześledzić losy starego pryka i jego pokręconej córki/kochanki/żony. A może to jakaś perwersyjna suka, która wie, że stary jest dziany i w nocy odstawia z nim numerki, licząc, że ten wreszcie wykituje? Nie, to by się nie trzymało kupy. Po prostu bredzę bez krzty sensu...

Dziś około godziny 13.40 do mych drzwi zapukał brodaty mężczyzna w średnim wieku, który chciał spisać mi licznik. Po raz pierwszy od bardzo dawna w moim obecnym miejscu zamieszkania pojawiła się jakaś normalna osoba, zachowująca się tak, jak każdy zdrowy człowiek powinien się zachowywać.

Facet wszedł na dosłownie minutkę, coś tam pomajstrował, odnotował odpowiednie informacje, podziękował i wyszedł. A potem udał się w stronę pomarańczowo-szarego domu. Nie wzbudziło to we mnie żadnych podejrzeń, a powinienem od razu przestrzec go przed odwiedzinami w tym miejscu. Zresztą, nawet, gdybym to zrobił, koleś by się wcale tym nie przejął. Ma taką pracę i musi wykonać zlecenie, aby z niej nie wylecieć.

Tylko że obecnie dochodzi godzina 21.00, a jego biała furgonetka, którą przyjechał, nadal stoi przed wzniesieniem prowadzącym do naszych dwóch domów. Podejrzewam, że liczników raczej nie spisuje się w godzinach wieczornych. Na razie to wszystko, co zauważyłem.

Dopisek z godziny 22.55

Jezu, chciałem już iść spać, ale wtedy wydarzyła się tak popieprzona rzecz, że chyba znów nie zasnę. Zaraz po tym, jak myślałem, iż to koniec pisania pierdół na dzień dzisiejszy, stałem się świadkiem kolejnego incydentu.

Byłem już przebrany w piżamę, pozmywałem ostatnie brudne naczynia, a następnie udałem się do łazienki, aby umyć zęby. Tak się składa, że ulokowano ją na drugim piętrze, skąd mam widok na kilka okien w domu szalonego staruszka.

Instynktownie zabrałem ze sobą lornetkę. Chciałem tylko popatrzeć, chociaż przypuszczałem, iż stary zasunął wszystkie rolety (prócz tych w kuchni, bo tam ich nie zamontowano). Istotnie, zrobił to, lecz niezbyt dokładnie, bo pozostawił malutką szparkę, przez którą dało się co nieco zobaczyć. No i zobaczyłem... Faceta od liczników!

W pokoju przebywały trzy osoby: staruszek, kobieta i właśnie ten brodacz. Co ciekawe, zachowywał się on dokładnie tak jak reszta domowników – niebywale dziwnie. Najpierw z rozpędu wskoczył na łóżko i zaczął trząść się po nim jak wyjęty z wody śledź, później wstał i spokojnym truchtem poruszał się to w lewo, to w prawo. Kobieta stała nieruchomo, czytając dokumenty, zaś staruszek coś im tłumaczył, jakby wydawał komendy. To popieprzone...

Nie, nie ma opcji, żebym zmrużył oko.

Dzień 7

Auto zniknęło... Po białej furgonetce nie pozostało ani śladu. „Może odjechał” pomyślałem, gdy około godziny 17.00 wracałem z uczelni. Jakież było moje zdziwienie i zarazem przerażenie, kiedy odkryłem, że facet od liczników nadal przebywa u mojego sąsiada. Patrzył tępo przez otwarte okno na poddaszu, raz śmiejąc się, a raz płacząc.

Staruszek właśnie podlewał ogródek. Bąknąłem mu „Dzień dobry”, na co nie dostałem odpowiedzi. Może to i lepiej. Lecz, gdy już miałem włożyć klucz w zamek, sąsiad odwrócił się i wydukał na wzór robota:

- Jutro się widzimy. Szesnasta pasuje?

- Tak. - Nie rozumiem samego siebie. Mogłem się jakoś wymigać, wymyślić bajeczkę o chorej matce albo wyjeździe służbowym. Ale nie, zgodziłem się, bo cholerna ciekawość nie dawała mi spokoju.

Dzisiaj w nocy przez lornetkę spojrzałem tylko raz. W oknie stała kobieta wraz z mężczyzną od liczników. Spoglądali w moją stronę, kiwając głowami na wzór zegarowego wahadła. I machali mi w sposób, po którym nie mogłem określić, czy chodzi o groźbę, czy szacunek wobec mojej osoby. A jutro czekało mnie spotkanie z samym diabłem.

Dzień 8

Godzina 6.15

Całość napiszę standardowo w nocy, jednakże początek zacznę tworzyć już teraz, ponieważ mam ku temu dobry powód. Jadę teraz autobusem i cieszę się, że jestem tek daleko od tej popierdolonej dzielnicy. Gdy wstałem rano i zszedłem po schodach, zauważyłem dziwny ślad na szybie tarasowych drzwi. Długo zastanawiałem się, co to może być, aż wreszcie pojąłem, iż chodzi o odbicie czyichś ust mocno dotykających przezroczystego szkła.

Pieprzę to, chyba naprawdę zrezygnuję z mieszkania tutaj. Za bardzo boję się o własne zdrowie psychiczne.

Ciąg dalszy nastąpi...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Tak, wiem że opowiadanie zostało dodane dawno temu, ale czy można gdzieś znaleźć 2 część? Bardzo ciekawa historia, zaintrygowała mnie.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje