Historia

Grotołaz Ted cz.1

caedes 2 10 lat temu 48 046 odsłon Czas czytania: ~13 minut
Ta historia posiada kilka części:
Część 1 Część 2 Część 3 Część 4 Część 5

To jest część 1 opowiadania Grotołaz Ted.

Część 1

3/23/01

Po otrzymaniu przytłaczającej liczby próśb, aby opowiedzieć o moich odkryciach i groteskowych przeżyciach w jaskini niedaleko domu, postanowiłem założyć stronę http://www.angelfire.com/trek/caver/ (niestety już upadła:( ~Akiro). Wyróżnię najważniejsze wydarzenia, które przytrafiły mi się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Zaczynając od podróży do wspomnianej jaskini w grudniu roku 2000 i kończąc na... w sumie, to się właściwie jeszcze nie skończyło. Opowiem wszystko, tak jak tego doświadczyłem, w porządku chronologicznym.

Załączam fotografie, które zrobiłem podczas wędrówek do jaskini. Narysowałem też kilka ilustracji, aby czytelnik miał lepsze wyobrażenie, o tym jak to wszystko wyglądało. Wszystkie zdjęcia zostały zrobione przeze mnie lub innych ludzi, którzy ze mną tam chodzili.

Chciałbym jednak wyjaśnić kilka spraw, zanim zacznę:

1 - większość zdjęc zrobiliśmy jednorazowym Kodakiem. Podczas wycieczek lepszy aparat miałem raz, może dwa.

2 - nie wymienię imion ani nazwisk innych osób w to wciągniętych. Jeśli znasz mnie, to znasz też ich.

3 - NIE wyjawię lokacji jaskini NIKOMU bez względu na powód! Więc nawet nie pytajcie! Odmawiam bycia odpowiedzialnym za inne życie niż swoje. Jaskinię będę nazywać "Jaskinią Tajemnic" (w oryginalnej wersji Mystery Cave). To NIE JEST jej prawdziwa nazwa.

Jeśli uważacie te wydarzenia za naciągane, zgadzam się. Gdybym ich nie doświadczył na własnej skórze, doszedłbym do podobnych wniosków.

Ze względu na przejrzystość tekstu, "zwykła czcionka" będzie oznaczać zawartość dziennika, a "kursywa" moje komentarze i refleksje. Zrobię co w mojej mocy, aby przekazać swoje myśli i uczucia w najlepszy sposób. Pominę jedynie nic nieznaczące części dziennika, które nie mają nic wspólnego z moimi przeżyciami, takie jak jedzenie, kupno paliwa, prowiantu, itd.

Dziennik Grotołaza 12/30/2000

B i Ja postanowiliśmy udać się na jeszcze jedną wycieczkę do jaskini przed nowym rokiem, więc wybraliśmy pobliską „Jaskinię Tajemnic”. Nie nadwzyczajna, ale skoro żaden z nas już od dawna nie zapuszczał się do jaskiń, każda będzie dobra. Byliśmy trochę podekscytowani. W niższej części jaskini znajdowała się wąska szczelina, którą chciałem obejrzeć, aby sprawdzić, czy można przez nią przejść. Była niewielka, ale przepuszczała wiele powietrza.

Nawet jeśli okaże się zbyt mała, to warto sprawdzić, co znajduje się w środku.

Spakowaliśmy sprzęt i wyruszyliśmy o godzinie 15:00. Szybko dotarliśmy na miejsce. B jeździ bardzo szybko.

Zaczepiliśmy się o drzewo i zaczęliśmy schodzić w dół. Zszedłem pierwszy i przygotowałem ekwipunek, kiedy B dopiero dochodził.

Często będę nawiązywać do B. Działamy razem już od kilku miesięcy. W wyniku wypadku kilka lat wcześniej, wmawiano mu, że już nie będzie chodzić. Dzięki ciężkiej pracy i wytrwałości, nie tylko chodzi ale także radzi sobie całkiem nieźle w jaskiniach. Trudniejsze przejścia mogą go nieco spowolnić, ale daje radę. Cierpliwość sprawia, że radzi sobie z każdą przeszkodą.

Jest powiedzenie wśród ludzi w naszym fachu: "Jeśli wieje, trzeba wejść". Znaczy to, że jeśli przejście ma dobry przepływ powietrza, to jest warte sprawdzenia. Po eksploracji wszystkich zwyczajnych przejść, zeszliśmy na dół aby przyjrzeć się dziurze. Jest ona głęboko w jaskini, prawie na samym dole. Znajduje się na ścianie, około trzy stopy nad ziemią. Aby do niej zajrzeć, musiałem kleknąć i nieco się pochylić pod skałą.

Wsadziłem latarkę do dziury, aby sprawdzić co uda mi się zobaczyć. To co ujrzałem, podekscytowało mnie. Dziura miała średnicę jakichś 3-5 cali. Prowadziła ona do wąskiego przejścia, które kawałek dalej trochę się rozszerzało. 10-12 stóp wgłąb trzebaby było się przeczołgać. Potem wydawało się rozwidlać. Jak bardzo, nie wiemy. Mogło to być nowopowstałe przejście (oczywiście, nikt nigdy się tędy nie przedostał, ale z drugiej strony może być inne wejście). Nawet, aby dostać się do miejsca do czołgania, musiałbym powiększyć dziurę, ponieważ w tej chwili jest wielkości mojej pięści.

http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20120705001239/creepypasta/images/7/7f/Opening.jpg

Usiedliśmy na kilka minut, żeby odpocząć i przemyśleć dalszy plan wędrówki. Siedząc w ciemności, słyszeliśmy podmuchy wiatru po drugiej stronie. Był to niski, upiorny hałas. Od czasu do czasu dochodziły do nas też dudnienia. Nic niepokojącego. Jaskinia znajduje się pod drogą, na której jeżdżą ciężarówki. Wywnioskowaliśmy, że to one powodują te dźwięki.

Zdecydowaliśmy, że najlepszym wyjściem będzie użyć bezprzewodowej wiertarki, włożyć dłuto a następnie skruszyć ścianę młotem. Wydawało się proste. Poszerzylibyśmy dziurę na tyle, aby się w niej zmieścić i zobaczyć co jest po drugiej stronie. Próby przeciśnięcia całego ekwipunku przez nią, byłyby męczarnią, ale mieliśmy nadzieję, że to co zobaczymy będzie tego warte.

Przejście nazwałem "Floyd's Tomb" (Krypta Floyda - przejdę na polską nazwę), po Floydzie Collinsie. Wyglądało to jak ciasne miejsce, gdzie spędził ostatnie chwile życia.

http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20120705001430/creepypasta/images/6/61/Floyd.jpg

Floyd Collins był grotołazem na początku XX wieku. Utknął w bardzo wąskiej przestrzeni i nie mógł się uwolnić. To niesamowita historia, opisana ze szczegółami w książce "Trapped: The Story of Floyd Collins" (taki był chyba tytuł, nie pamiętam autora). Nazwanie naszego przejścia Kryptą Floyda było nie tylko hołdem dla niego, ale też dobrym komentarzem co do wielkości tegoż przejścia.

Ha ha! Wspominając to teraz, wydaje mi się to śmieszne, że myślałem, iż wszystko będzie takie proste. Spodziewałem się kilku godzin pracy. Gdybym wiedział ile to naprawdę zajmie, to porzuciłbym ten pomysł już na początku. Gdybym wiedział, czego tam doświadczę, nigdy bym tam nie wrócił.

Zebraliśmy sprzęt i wyszliśmy na powierzchnię. Normalnie, nie obchodziło by mnie to czy do niej kiedykolwiek wrócę. Nie ma tam nic specjalnego. Ale teraz, jedynym o czym myślałem, był powrót do środka i przedostanie się przez szczelinę. Nawet nie wyszliśmy na zewnątrz, a już planowaliśmy ponowną wędrówkę.

27-28 stycznia, 2001

Oboje byliśmy bardzo podekscytowani powrotem. Podejrzewałem, że po 4 godzinach przedostaniemy się i zobaczymy co jest dalej. Załatwiliśmy wiertarkę firmy DeWalt. Zabraliśmy też różne świdry, dwa duże młoty, dłuta i kilka innych przedmiotów, których nawet nie użyliśmy. Zniesienie tego wszystkiego na dół okazało się nie lada wyzwaniem. Jeden z nas schodził w dół zatrzymując się na jakiejś krawędzi, aby drugi spuścił narzędzia. Powtarzaliśmy to wszystko, aż zeszliśmy na sam dół. Potem trzeba było zanieść wszystko do dziury, co zajęło nam około godziny.

B jako pierwszy zajął się pracą. Po wyczerpującej godzinie, mogliśmy stwierdzić, że nie uda nam się za pierwszym razem. Zmienialiśmy się tak co jakiś czas, tonąc w pocie. Jeden robił sobie przerwę, aby coś zjeść i się napić, kiedy drugi zabierał się do roboty.

Rutyna wyglądała tak:

Najpierw musieliśmy klęknąć i unikać rozbicia głów o niski sufit. Działając w tej niewygodnej pozycji, wwiercaliśmy się w ścianę wokół dziury. Była to ciężka praca. Musieliśmy mocno naciskać wiertarkę a i tak trwało to długo. Potem wsadzaliśmy do środka dłuto i zaczynaliśmy uderzać w nie młotem, do skruszenia skały. Następnie to powtarzaliśmy.

Aby pomóc wam w wyobrażeniu sobie, jak długo to trwało – średni kawałek skały, który odpadał był wielkości paznokcia. Kiedy udawało nam się usunąć większy odłamek (~1/3 mojej dłoni), mogliśmy świętować.

Od czasu do czasu, dla odmiany, uderzaliśmy po prostu w dłuto młotkiem. Był to wolny proces. Problem z młotkiem był taki, że ze względu na ciasne pomieszczenie nie mogliśmy wziąć dobrego zamachu.

Nawet jeśli pracowaliśmy wiele godzin i kilka razy wychodziliśmy i wracaliśmy do jaskini, nigdy nie odkryliśmy lepszego sposobu na poszerzenie dziury. Wiertarka, dłuto i młot przynosiły najlepsze rezultaty biorąc pod uwagę wysiłek. Mieliśmy wiele szalonych pomysłów. Zaczynając od TNT (tak naprawdę nigdy poważnie nie rozważany), kończąc na przyniesieniu agregatora pod jaskinię i podłączeniu go do młota pneumatycznego przedłużaczem, który mielibyśmy znieść na dół. Przeszło nam nawet przez myśl, aby użyć ciekłego azotu, żeby zmrozić skałę i łatwiej ją skruszyć!

Po paru godzinach ciężkiej pracy zauważyliśmy, co będzie przeszkadzającym nam czynnikiem. Baterie. Mniej więcej wtedy musieliśmy wymienić pierwszą. Druga wytrzymała nieco dłużej, ponieważ więcej czasu poświęcaliśmy na kruszenie ściany młotem. Po trzech następnych godzinach, padła też druga, więc uznaliśmy, że na jeden dzień starczy. Uff! Pierwszy raz, odkąd przyszliśmy, mieliśmy wspólną przerwę. Fajnie było popatrzeć na rezultaty naszej pracy. Wtedy znowu usłyszeliśmy wycie wiatru. Wydawało się trochę głośniejsze niż ostatnio, ale doszliśmy do wniosku, że to wiatr po prostu wieje mocniej. Ale to, co zaczęło nas niepokoić to dudnienia. One też zaczęły wydawać się głośniejsze i częstsze. Tym razem nie mogliśmy powiedzieć, że to wina ciężarówek. Zacznijmy od tego, że droga nad nami wcale nie była taka ruchliwa. O tej porze nocy powinna być pusta. Jednakże, dudnienia nie ustawały. Wyglądało na to, że pochodzą z głębi przejścia. B powiedział, że popyta bardziej doświadczonych grotołazów, co moze powodować ten dźwięk.

Długo nie odpoczywaliśmy. Wciąż musieliśmy wnieść sprzęt z powrotem na górę. Zostawiliśmy część przy dziurze, ale z powodu wycieńczenia, wyniesienie reszty było dla nas trudne. Początkowo planowaliśmy, że dzisiaj skończymy z tą jaskinią a jutro obejrzymy parę innych.

Tymczasem, postanowliśmy zajechać do najbliższego motelu, naładować baterie i wrócić do jaskini.

Dziura po pierwszym dniu: http://images4.wikia.nocookie.net/__cb20120705001555/creepypasta/images/2/27/Opening2.jpg

Potem dostaliśmy pokój i zjedliśmy obiad; nie spałem dobrze pomimo zmęczenia. Wstaliśmy późno. Drugi dzień był taki sam jak pierwszy. Znów pracowaliśmy aż padły obie baterie i wciąż nie byliśmy nawet blisko końca. Wycie wiatru i dudnienia pojawiały się tak jak wcześniej.

Trochę o pracy grotołaza

Zanim zacznę pisać dalej, pomyślałem, że pomocnym będzie, jeśli opiszę czytelnikowi trochę pracę grotołaza i atmosferę w tunelach. Kiedy tak czytam co napisałem, zauważam, że język, którym się posługuję w dzienniku zakłada, że czytelnik wie już trochę o tym, jak to wszystko wygląda w środku. Innymi słowy, piszę dzienniki dla SIEBIE! Poświęcę trochę czasu, aby dać wam nieco bardziej szczegółowy opis. Opowiem o tym, jak było, kiedy pracowaliśmy wewnątrz i podsumuję swoje odczucia do tej pory.

Jaskinia została "odkryta" dekady temu, kiedy budowa w okolicy ujawniła jej wejście. Od tamtego czasu, została odwiedzana głównie przez lokalnych i paru innych grotołazów. W środku można znaleźć puszki po piwie i inne śmieci. Kiedy ludzie weszli do niej po raz pierwszy, musiała byc piękna. Pył, graffiti, wandale i czas pozostawiły skazę na jej wyglądzie. W środku wciąż są miejsca, gdzie niewielkie części pozostają nienaruszone i pokazują, jak niegdyś wyglądała reszta.

Żeby wejść do środka, trzeba mieć długą linę, żeby spuścić się po niej na dół. Pobliskie drzewo służy jako dobry punkt zaczepienia. Kiedy sznur zostanie przywiązany, około 20 stóp dalej, z niewielkiej krawędzi, moze być spuszczony 15 stóp w dół do następnej krawędzi. Kiedy jaskiniowiec zejdzie na dół, potrzebne jest światło. Ja używam latarki zamontowanej na kasku. Poza tym noszę 2 race jako zabezpieczenie, jeszcze jedną latarkę w plecaku i świecące pałeczki. Może nie dają dużo światła, ale są przydatne podczas przerw na odpoczynek. I MOŻNA ich użyć, gdy inne źródła zawiodą.

Po krótkiej wspinaczce, grotołaz dociera do dużego dołu. Ta sama lina jest używana, aby dostać się na dół. Jakieś 50 stóp, ale nie możesz spuszczać się swobodnie. Trzeba manewrować wokół ostrych skał. Wejście na górę jest utrudnione z tego samego powodu.

Przed zejściem ubieram T-shirt, rękawice i ochraniacze na kolana. Kiedy wychodzę z jaskini, mam zazwyczaj kilka rozcięć i zadrapań, ale przynajmniej mam jako taką wygodę podczas wspinaczki. Temperatura jest stała. W lecie czuć lekki chłód, w zimie wydaje się ciepło. Chodziliśmy tam w mroźne dni, a 10 stóp wgłąb nie potrzebowaliśmy już kurtek. To dobra temperatura do pracy.

Na dole dociera się do niewielkiego pomieszczenia, w którym można zostawić ekwipunek od wspinaczki, jako że dalej już się nie przyda i będzie jedynie wchodzić w drogę. Następnie trzeba się przeczołgać przez wąską szczelinę o wysokości kilku stóp. Teraz właśnie przydają się ochraniacze na kolana. Powierzchnia skały pokryta jest delikatnym pyłem zmieszanym z odłamkami skał. Cienka warstwa pyłu wcale nie łagodzi bólu odczuwanego na nogach i rękach.

Po przejściu na drugą stronę, przestrzeń trochę się zwiększa, pozwalając na wstanie na nogi. Jaskinia rozwidla się teraz na kilka innych przejść. Dwa z nich kończą się litą skałą. Pozostałe dwa prowadzą do niewielkich zbiorników wodnych.

Woda jest często spotykana w jaskiniach. Mówiono mi, że jeden z lokalnych mieszkańców był jedną z pierwszych osób w jaskini i że jego kuzyn w niej nurkował. Powiedział mi, że jaskinia pod wodą biegnie dalej przez kilkaset stóp, po czym się kończy. Liczyli na to, że wypłyną na powierzchnię i będą mogli zwiedzić co nieodkryte.

Niestety, nie posiadam wiedzy, aby powiedzieć coś więcej o typach skał w jaskini. Kiedy się przewiercaliśmy, pojawiały się fragmenty łatwiejsze do przebicia niż pozostałe. Były też różne kolory kamienia (zobaczcie zdjęcia). Ale to jedyny sposób, w jaki potrafię je opisać.

Przejście najbardziej na prawo jest największym z całej czwórki. Początkowo sufit wisi na wysokości 10 stóp, jednak z czasem się obniża do wysokości ok. 6 stóp. I jest tak dalej przez następne 40 stóp. Ta część jaskini przypomina trochę kamieniołom. Podłoga jest płaska, a tunel wygląda jak wyrzeźbiony. W końcu dobiega on końca i znowu zaczyna się czołganie przez następne 20 stóp w dół. Na początku jest całkiem łatwo, potem robi się ślisko.

Kiedy idę z B, niosę koniec sznura, którego wcześniej używaliśmy. Zazwyczaj muszę do niego przywiązać jeszcze jeden, aby się upewnić, że dzięki niemu bezpiecznie się przedostanie. Po wyjściu ze szczeliny znowu można stanąć na nogi.

Po zejściu kilku stóp w dół jest ostry zakręt w lewo. Kończy się on 75 stóp dalej mniejszym zbiornikiem wodnym. Z prawej strony jest skała. Naprzeciw jest wgłębienie na jakieś 3 stopy, na którego końcu znajduje się mała dziurka wielkości piłki do softballa. Żeby się tam dostać, grotołaz musi kucnąć, aby nie uderzyć się głową o sufit.

Kiedy dostajemy się do naszego miejsca pracy, jest nam już dosyć gorąco i zaczynamy się pocić, a pierwszą rzeczą, jaką zauważamy, jest chłodna bryza pochodząca z wnętrza dziury.

Drużyna dociera do miejsca, w którym gaszone są wszelkie źródła światła. Absolutna ciemność wypełnia oczy. Przez moment, grotołaz wytęża wzrok, koncentrując się, żeby wyłapać najmniejszy punkcik światła. Po krótkiej chwili, odwraca głowę na dźwięk szelestu – prawdopodobnie inny grotołaz – tylko po to, aby pozostałe zmysły wróciły, wysilone. Dźwięki, zapachy i wszelkie odczucia, które były pomijane do tego momentu, pojawiają się ze zdwojoną siłą. Ból tyłka na nierównej powierzchni tunelu. Zapach pyłu, pot, guano. W głowie każdego grotołaza pojawia się wtedy myśl: „Co jeśli?”. Co jeśli trzeba będzie się wspiąć z powrotem na górę bez światła? Czy się uda? Czy będzie umiał odnaleźć wszystkie krawędzi i występy skalne, które doprowadziły go wcześniej do tego miejsca? Jeśli nie, czy ratownicy znajdą go na czas?

Głębia ciemności odczuwalna w tej chwili jest czymś rzadko doświadczalnym na zewnątrz. Wielu początkujących grotołazów błędnie deklaruje, że muszą trzymać dłoń w odległości 2-3 cali od twarzy, zanim będą mogli ją dostrzec. Prawdą jest, że ludzie oko nie jest w stanie widzieć pod nieobecność światła. Jeśli nie usłyszeliby czegoś, zmierzającego w ich kierunku, poczuliby to zanim by to zauważyli. KOMPLETNA, CAŁKOWITA ciemność! To ćwiczenie jest dobrym sposobem, aby przypomnieć ludziom o noszeniu ze sobą zapasowego światła.

Jak tak pracowaliśmy w jaskini, stworzyliśmy dosyć wcześnie pewien system i niewiele się w nim zmieniło podczas dalszych wycieczek. Za pierwszym razem w jaskini, B wziął pierwszą zmianę w kruszeniu skały. Po upływie połowy godziny potrzebował przerwy, więc ja przejmowałem pałeczkę. Mówił mi, gdzie najlepiej „zaatakować”, a ja kontynuowałem jego pracę. Wywiercaliśmy dziurę świdrem, tak głęboko jak mogliśmy. Podczas roboty ubieraliśmy okulary ochronne i maseczki, żeby pył nie dostał się do naszych ust. Następnie wkładaliśmy do dziurki dłuto, które zaczynaliśmy tłuc z całej siły, aby odpadły niewielkie odłamki kruszcu. Potem wierciliśmy kolejną dziurkę i powtarzaliśmy cały proces. Od czasu do czasu trafialiśmy na bardziej miękkie fragmenty, więc robota szła szybciej. Pracowaliśmy tak, aż opadały z nas wszystkie siły. Wtedy następowała zmiana.

Kiedy jeden z nas pracował, drugi siedział w ciemności jedząc lub pijać, albo po prostu leżąc oparty na torbie. Po kilku takich zmianach, byliśmy już na tyle zmęczeni, że podczas przerw drzemaliśmy. Jedynym źródłem światła, którego używaliśmy, było te na naszych kaskach. Było skierowane na dziurę, więc odpoczywająca osoba była pozostawiana w ciemnościach. To pewna korzyść, ponieważ odpoczywająca osoba zazwyczaj... odpoczywała. Przerwa na odpoczynek była też szansą, aby trochę ochłonąć, co wcale nie trwało długo w chłodnej temperaturze jaskini.

Pamiętam, że często spoglądałem na dziurę i myślałem: „Hej, jest już wystarczająco duża. Chyba jakoś się przecisnę” tylko po to, aby rozczarować się swoją próbą. Jednakże, nawet po nieudanym podejściu, wiedziałem, że się nie poddam dopóki nie przedostanę się na drugą stronę. Wiedziałem, że potrwa to wiele godzin. Właściwie, opanowała mnie obsesja na tym punkcie. Starałem się wpadać do jaskini i pracować w niej jak najczęściej. Miałem nadzieję, że przejście prowadzi do większej, nieodkrytej jeszcze jaskini i jako pierwsi postawimy w niej stopy. I, skoro B był takim zagorzałym grotołazem, motywowała go ta sama chęć odkrycia nowej jaskini. To, co znaleźliśmy, wcale nie było tym czego oczekiwaliśmy...

Część druga: http://straszne-historie.pl/story/6667

Część trzecia: http://straszne-historie.pl/story/6668

Część czwarta: http://straszne-historie.pl/story/6669

Część piąta: http://straszne-historie.pl/story/6670

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Ja nadal nie rozumiem tej creepypasty, ktoś może streścić i wytłumaczyć?
Odpowiedz
Inna droga ta historia ma numer "6666" xDDD
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje