Historia

Grotołaz Ted cz.2

caedes 5 9 lat temu 19 502 odsłon Czas czytania: ~20 minut
Ta historia posiada kilka części:
Część 1 Część 2 Część 3 Część 4 Część 5

To jest część 2 opowiadania Grotołaz Ted. Poprzednie znajdziesz tu:

Część pierwsza: http://straszne-historie.pl/story/6666

Część 2

10 lutego, 2001

Minęły dwa tygodnie, a my wciąż pracowaliśmy wewnątrz jaskini. Przyznajemy, że opanowała nas obsesja na jej punkcie. To może tylko oznaczać, jak ekscytujące muszą być nasze życia. To nie tak, że myślimy, iż po drugiej stronie musi być coś niezwykłego. Po prostu cieszy nas myśl, że będziemy pierwszymi ludźmi na Ziemi, którzy pierwsi wejdą do tej nieodkrytej części jaskini. Aczkolwiek, jeśli znajdziemy ukryty skarb, to wcale nie będziemy narzekać!

Zaczęliśmy trochę późno. Kiedy mówię ludziom, że idę do jaskini w nocy, zastanawiają się dlaczego. Nie przestają myśleć, że wewnątrz cały czas jest noc. Przez całą drogę do Jaskini Tajemnic, rozmawialiśmy o różnych sposobach, które mogłyby przyspieszyć naszą pracę. B powiedział mi też, że rozmawiał w paroma innymi grotołazami, którzy podpowiedzieli mu, co mogło powodować te dudnienia. Pomyśleli, że głębiej w jaskini może znajdować się wodospad, ale nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego dźwięk pojawiał się i znikał. Dla mnie to tylko kolejny powód, aby nie przestawać. Żeby się przekonać.

Tym razem zabraliśmy psa B, Whip. To Jack Russel Terrier. Zabranie psa do jaskini wcale mi nie przeszkadzało. Była już nami wcześniej. W jaskini zachowuje się bardzo grzecznie. Musieliśmy ją po prostu spuścić na dół poprzez ręcznie robioną uprząż. Potem radzi już sobie sama. Lubi odkrywać nowe miejsca, ale nigdy nie znika z zasięgu naszego wzroku. Nie ma swojego źródła światła, więc musi czekać na nas. Kolejnym rzeczą, która sprawiła, że nie przeszkadzała mi jej obecność było to, że planowaliśmy wsadzić ją do małej dziury i sprawdzić jak daleko uda jej się dojść. To może nam podpowiedzieć, co znajduje się po drugiej stronie. Wiedzieliśmy, że gdyby po drodze napotkała przeszkodę, której nie widzieliśmy, wróciłaby do nas.

http://images2.wikia.nocookie.net/__cb20120705001710/creepypasta/images/f/fc/Dogted.jpg

~Whip przy wejściu do jaskini.

Nie zabraliśmy tak dużo narzędzi jak ostatnim razem. Poza tym, zostawiliśmy trochę z nich wewnątrz dziury, abyśmy nie musieli taszczyć ich z powrotem. Udało mi się załatwić dodatkowe dwie baterie do wiertarki, więc mieliśmy już cztery. I kilka nowych świdrów. Nawet z psem dostaliśmy się na miejsce całkiem szybko. Wtedy stało się coś dziwnego, czego nie umiem wytłumaczyć.

Whip zaczęła węszyć od razu po tym, jak spuściliśmy ją ze smyczy. Była w psim niebie, niuchając i plątając się pomiędzy nogami. Biegała od jednego do drugiego, kiedy szliśmy do naszego miejsca pracy. W miejscu, w którym droga rozgałęzia się w cztery przejścia, pies stracił żywotność. Po prostu zaczęła się trzymać mnie albo B. To wydało się troche dziwne. Gdy zbliżaliśmy się do dziury, nie odstępowała B już nawet na krok. Stała się jakaś drażliwa. Jakby zobaczyła coś, co jej się nie podobało. Kiedy stanęliśmy przed wgłębieniem, zatrzymała się i nie chciała dalej iść. Ruszyła dalej dopiero po naszych namowach. Miała najeżoną sierść. 20 stóp przed dziurą zaczęła się trzęść i kryć za B. Schowała ogon i skuliła się przy ziemi. Dziwne! Widziałem jak zadzierała z psami dwukrotnie większymi od niej, a teraz zachowywała siętak jakby sam szatan krył się w ciemnościach. Doszedłem do wniosku, że musiały to być jakieś zwierzęta, a Whip wyczuła ich zapach. Szkoda, że ją to zdenerwowało, ponieważ nie ma już sposobu, aby weszła do dziury.

Zdecydowaliśmy, że jeden z nas będzie pracował, kiedy drugi zostanie z psem jeszcze kilka stóp dalej niż zazwyczaj odpoczywaliśmy. Powróciliśmy do swojej rutyny wiercenia, tłuczenia, itp. Z dodatkowym zapasem baterii mogliśmy częściej używać wiertarki, nie martwiąc się o brak energii. Nie sprawiło to, że praca stała się prostsza, ale na pewno szybsza. Wciąż WOLNA. Ale jednak nie przeszkadzało mi to.

Dalsze wpisy dotyczą naszych postępów. Przez cały okres naszej pracy, Whip się nie ruszała. Leżała na torbach i się trzęsła. Od czasu do czasu skomlała. Rzeczą, której wtedy nie zauważyłem, było to, że nie odwracała wzroku od dziury. Powinniśmy być bardziej spostrzegawczy i uważniej patrzeć na tego intuicyjnego zwierzaka.

Działaliśmy już na naszej czwartej baterii, kiedy wydarzyła się kolejna dziwna rzecz. B pracował. Właśnie skończył wiercenie i miał zabrać się do kruszenia skały, kiedy zatrzymał się i spojrzał do dziury. Byłem z tyłu, prawie spałem i ledwo zwracałem na niego uwagę. Miał przy sobie światło do oświetlania miejsca pracy. Widziałem jego napięte spojrzenie. Zerknął na mnie i potrząsnął głową Spytałem się, o co chodzi. Powiedział, że może przysiąc, że właśnie usłyszał dziwny dźwięk pochodzący z wewnątrz. Jak kamień pocierający o kamień. Coś jak szlifowanie. Pomyślałem, że to po prostu coś dzwoni w jego uszach od wiertarki (nie zabrał ze sobą zatyczek). Zapewnił mnie, że wie co słyszał. Nie miałem żadnego wytłumaczenia, więc powróciłem do drzemania. B siedział w ciszy jeszcze przez jakąś chwilę, zanim powrócił do pracy. Od czasu do czasu przestawał, aby nasłuchiwać. B twardo stąpa po ziemi i nie jest kimś, kto podążałby za wyobrażonym przez siebie dźwiękiem. Wierzę, że coś usłyszał, ale nie bardzo mnie to obchodzi. Podejrzewam, że odkryjemy to, kiedy dostaniemy się na drugą stronę.

Ostatnia bateria działała przez około godzinę. Rozmawialiśmy o naszych postępach, kiedy postanowiłem sprawdzić, czy moja głowa zmieści się w dziurze. Przeszła łatwo, gorzej z ramionami. Kiedy tak tam klęczałem, rozmyślając jak blisko końca już jesteśmy, zauważyłem coś, co B przeoczył: wiatr ustał! Za każdym razem kiedy byłem wewnątrz jaskini, czułem wiatr. Nawet ostatnim razem wiało jak nigdy dotąd. A teraz, nic! B powiedział, że nie wie kiedy ustał. Dudnienia też umilkły. DZIWNE!

Ta pusta stara jaskinia stawała się co raz bardziej tajemnicza. Długo rozmawialiśmy. Debatowaliśmy nad tym, co może powodować te niezwyczajne zdarzenia. Podejrzewam, że jednym z powodów, dlaczego siedzieliśmy tak bezczynnie, było to, że byliśmy zbyt wstrząśnięci, aby się ruszyć. Nie mogliśmy wymyślić żadnych racjonalnych wyjaśnień tych dziwnych zjawisk. Po jakichś trzydziestu minutach, spakowaliśmy sprzęt i wyruszyliśmy na powierzchnię. Whip cieszyła się jak nigdy. Znowu zostawiliśmy troche narzędzi. Po prostu wsadziliśmy je do dziury. Niewielu ludzi tu przychodzi, więc nie mieliśmy się czym martwić. Poza tym, byliśmy zbyt zmęczeni.

Tym razem zrobiliśmy olbrzymie postępy. Dodatkowe baterie pomogły. Wciąż zostało nam dużo do zrobienia, ale fajnie jest popatrzeć na to, co zrobiliśmy do tej pory.

http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20120705001902/creepypasta/images/7/74/Opening3.jpg

Dalsza część wpisu dotyczy drogi powrotnej i odpoczynku w motelu. Byliśmy wykończeni!

Wracając myślami do tych wydarzeń, nie wierzę jak zwyczajnie się zachowywaliśmy, biorąc pod uwagę wszystkie te rzeczy, które wydarzyły się w jaskini. W tamtej chwili myśleliśmy tylko o powrocie do niej. Wszystko inne jedynie nas rozpraszało. Pamiętam, że myślałem, iż fajnie będzie zobaczyć skąd pochodzi wiatr, co powoduje hałas, itp. Teraz, tygodnie później, myślę o swojej ignorancji i naiwności.

3-4 marca, 2001

Trzy tygodnie później postanowiliśmy wrócić do jaskini. Nasze nastawienie nieco się zmieniło. Na początku podchodziliśmy do tego, jak do fajnej przygody. Od naszej ostatniej wycieczki, uznaliśmy, że czas podejść do tego bardziej poważnie. Ostatnio niewiele ze sobą rozmawialiśmy (bez konkretnych powodów, po prostu konflikty w zajęciach). Zamiast dyskutować o sposobach na przejście przez dziurę, zaczęliśmy szukać racjonalnych wyjaśnień co do ostatnich wydarzeń. Nikt z nas nie miał pomysłów, które by to wytłumaczyły. Rozbawiło nas to, że żaden z nas nie rozmawiał o naszej ostatniej wycieczce z innymi ludźmi. Całkowita odwrotność poprzednich podróży. Fajnie było opowiadać przyjaciołom i rodzinie o naszych postępach. A jeszcze fajniej o ciasnej szczelinie, przez którą mamy się przecisnąć. Niewiele z tych osób wyraża chęci, aby czegoś takiego doświadczyć. Ja też nie, ale zrobię to, żeby dostać się na drugą stronę. Dobra motywacja.

Opuściliśmy miasteczko wczesnym popołudniem, aby ominąć korki. Nie pamiętam o której dotarliśmy do jaskini. Przygotowaliśmy się i ruszyliśmy w dół. Oczywiście, B tym razem zostawił psa w domu. Wzięliśmy mniej więcej ten sam sprzęt, co ostatnim razem. Zeszliśmy na dół w całkiem niezłym czasie. Mamy na prawdę dobry system wspinaczki. Tym razem był tylko jeden mały wypadek. B skaleczył się w ramię przy zejściu. Na szczęście nie głęboko. Zaczekał, aż dotrzemy do dziury zanim opatrzył ranę. To tylo powierzchowne nacięcie. Kiedy on czyścił skaleczenie, ja zabrałem się do roboty. Zauważyliśmy, że wiatr i dudnienia powróciły. Mieliśmy cztery baterie i cztery (a może 3 i ½) ręce. Miałem wielkie nadzieje, że to w końcu ten dzień.

Początek był bardzo powolny. Kiedy zaczęliśmy pracę nad dziurą, skała była gruba na jakieś 3 cale. Podczas jej powiększania, grubość stale się zwiększała. W wyniku tego, nasze postępy też się spowolniły. Jednakże, wciąż wkładaliśmy w to tyle energii, ile tylko mogliśmy. Dziura była już na tyle duża, że mogłem wsadzić do środka młotek i zrobić zdjęcie jej wnętrza.

http://images2.wikia.nocookie.net/__cb20120705001955/creepypasta/images/9/93/Floydstomb.jpg

Widok zwiększającej się kupy skał przed dziurą naprawdę pokrzepiał. Zazwyczaj nie rozmawiamy dużo podczas pracy, ponieważ jeden z nas robi duży hałas wiertarką i młotem. Podczas przerw też wymieniamy sięco najwyżej krótkimi słowami. Przerwa następuje, kiedy osoba pracująca zechce się zmienić. Mam trochę więcej wytrzymałości od B, ale on wykonuje tyle samo w krótszym czasie, ze względu na swoją siłę. Wciąż świętujemy małe zwycięstwa spotykane po drodze. Za każdym razem, kiedy kawałek ściany odpada, cieszymy się. W rzadkich chwilach, kiedy odpada skała wielkości pięści, zaczynamy krzyczeć ze szczęścia. To kolejny kawałek ziemi, który przestaje nas oddzielać od... tego co jest po drugiej stronie. Cały czas mam fantazje, że znajdziemy ukryte pomieszczenie, w którym lata temu hiszpańscy odkrywcy ukryli swoje skarby i zasypali wejście. I że pozostały nietknięte przez cały ten czas! B ma bardziej realistyczną i przyziemną teorię. Podejrzewa, że po drugiej stronie jest po prostu kolejna jaskina. Zobaczymy kto ma rację.

Tym razem chciałem sprawdzić, czy uda nam się przyspieszyc pracę używając większych świdrów. Kupiłem parę w mieście. Jeden miał większą średnicę od pozostałych. Drugi był węższy, ale dłuższy. Wydawało mi się, że ten duży będzie za duży i miałem rację. Postęp był zbyt wolny i tylko się zmęczyliśmy. W pewnej chwili się złamał i musieliśmy posługiwać się świdrem krótszym o kilka cali. Wciąż działał dobrze. Nie działo się nic nadzwyczajnego dopóki nie działaliśmy na czwartej baterii.

W tamtej chwili klęczałem i powoli wwiercałem się w ścianę. Miałem zatyczki w uszach, okulary ochronne i zagubiłem się we własnych myślach. Nagle, doszedł do mnie dziwny dźwięk. Głośny. Usłyszałem go, pomimo działania wiertarki i zatyczek w uszach. Najpierw pomyślałem, że to po prostu dźwięk śruby, ale ten był jednak inny. Potrzebowałem kilku sekund, aby upewnić się, że pochodzi z dziury a nie od wiertła. Wyłączyłem urządzenie i odetkałem uszy w porę, żeby usłyszeć najstraszliwy krzyk jaki słyszałem w całym swoim życiu. Gapiłem się na dziurę z wybałuszonymi oczami. Przez kilka chwil się nie ruszałem ani nie oddychałem. Odwróciłem się w stronę B. Moment temu leżał jeszcze na torbach, drzemiąc. Teraz stał wyprostowany z otwartymi ustami i obawą na twarzy! Spojrzałem ponownie na dziurę, spodziewając się dostrzec demona, wpatrującego się we mnie. W Krypcie Floyda nic się nie zmieniło. Skupiłem wzrok na końcu szczeliny, tam gdzie kończyła się granica światła. Nie ujrzałem żadnych ruchów, jedynie ciemność. W kompletnej ciszy mogłem usłyszeć bicie swojego serca. Żadnych innych dźwięków.. Nagle, usłyszałem dźwięk drapania za mną i wyprostowałem się. Prawie uderzyłem się w głowę o sufit. Na szczęście, był to po prostu B, który czołgał się do swojej latarki. B się odezwał a ja aż podskoczyłem. Powiedział, żeby wziąć parę kamieni i wsadzić je do dziury. Wyjaśnił, że zwierzę, które wydawało te dźwięki może być w stanie przedostać się przez szczelinę. Od razu złapałem za kilka skał i pchnąłem je do środka najdalej jak mogłem, posługując się trzonem młotka, tworząc w ten sposób mur pomiędzy nami a drugą stroną. Przez cały czas wydawało mi się, że te odgłosy nie pochodziły od zwierzęcia! Nie wiem czy B naprawdę myślał, że to zwierzę, czy po prostu próbował przekonać o tym sam siebie. Nie podzieliłem się z nim swoimi uwagami.

Od tamtego wydarzenia, do momentu napisania tego wpisu (dwa dni później) próbowałem zastanowić się nad możliwym źródłem tego hałąsu. Aby go opisać, powiedziałbym, że brzmiało to jak krzyżówka człowieka krzyczącego ze strachu, a kuguara ryczącego z bólu. Wydawało się, że jego źródło znajdowało się jakieś 100 stóp od nas. Okropny dźwięk rozbrzmiewał przez jaskinię i moje uszy. B ocenił, że mógł trwać od 8 do 10 sekund. Moim najlepszym strzałem byłoby 5 sekund (3 kiedy wierciłem, 1 i ½ na wyłączenie wiertarki i wyciągnięcie zatyczek, a pozostałe ½ sekundy na mrożący krew w żyłach wrzask). Ciężko powiedzieć ile czasu mija, kiedy słuchasz solówki z głębi Hadesu.

Po tym jak wypełniłem szczelinę kamieniami, po prostu siedzieliśmy nasłuchując ciszy. Moje oddechy były szybsze niż zwykle. Nikt z nas nie odzywał się przez jakiś czas. W końcu, B zaproponował, abyśmy wrócili do pracy, ale musimy uważać na wszelkie ruchy wewnątrz dziury. Wsadziliśmy latarkę do dziury, aby oświetlała wnętrze. W tym momencie zauważyliśmy, że wiatr i dudnienia ponownie umilkły. Chyba nie ciężko zrozumieć, że byłem zdenerwowany. Nie odzywałem się do B, ani on do mnie. Wróciliśmy do wiercenia. B przejął robotę. Nie byłem jeszcze zmęczony, ale przebywanie dalej od dziury wcale mi nie przeszkadzało. B przerywał pracę co jakiś czas, aby nasłuchiwać. Ja po prostu siedziałem i go obserwowałem z włączonym światłem. Nie znajdowałem się blisko dziury, ale mimo wszystko rozglądałem się za siebie. Za każdym razem, kiedy moje światło rzuciło jakiś niezwyczajny cień, serce stawało mi w gardle. Moja wyobraźnia szalała. Zdziwiłem się, że B był mniej zmartwiony dziwnym dźwiękiem ode mnie. Po krótkim czasie, wydawało mi się, że skupił się jedynie na swojej pracy. Nie usłyszałem już nic dziwnego, tylko znany dźwięk kruszących się skał. Kiedy rozmyślałem nad możliwym scenariuszem dalszych wydarzeń, zauważyłem, że ponownie zaczynam ekscytować się przedostaniem na drugą stronę. Może nie chciałem, aby cała praca poszła na marne. A może po prostu myśl, że znajdę tam coś cennego.

Moje myśli przerwał jęk B. Prawdopodobnie jakieś przekleństwo. Powiedział, że bateria się wyczerpuje, a on nie skończył jeszcze kruszyć dużego (ekhm...) fragmentu, nad którym pracował. Wziął do ręki dłuto i młot. Zaczął uderzać w skałę. Po około 10 minutach, oparł się o ścianę, spocony, z trudem mogąc złapać oddech. Wyciągnął młotek w moją stronę, zapraszając mnie do przejęcia pracy. Uniosłem dłoń i pokręciłem głową. Byłem przygotowany do wyjścia już od dłuższej chwili. Nie zaczął naciskać i bez podejmowania rozmowy zaczęliśmy pakować sprzęt. Ponownie zostawiliśmy trochę narzędzi. Szedłem pierwszy, parę razy musiałem się zatrzymać, żeby poczekać na B. Nie dlatego, że poruszał się powoli. To po prostu ja się spieszyłem.

Potem dziennik opowiada o reszcie wieczora: obiedzie, decyzji przespania się w motelu i powrotu do jaskini następnego dnia, długiej dyskusji na temat dziwnych dźwięków, kolejnej ciężkiej nocy. NIE MOGĘ uwierzyć, że tak po prostu chcieliśmy tam wrócić, po tym jak usłyszeliśmy ten wrzask. Zgodziłem się na to w połowie dlatego, że B wydawał się niewzruszony na myśl o możliwych zagrożeniach. Najwet jakby to było zwierzę (w co nie wierzyłem, ale nie potrafiłem znaleźć lepszego wytłumaczenia), nie wystawialiśmy się na niebezpieczeństwo? Wracając myślami do przeszłości, wciąż mam trudności w zrozumieniu naszego myślenia w tamtym czasie. Po prostu, byliśmy zbyt gorliwi. W tej chwili myślę, że jedno słowo może podsumować to wszystko: testosteron!

13 marca

To niesamowite, co kilka dobrych posiłków i trochę snu może zrobić z czyimś nastawieniem. Nawet jeśli wciąż mieliśmy w pamięci dziwne wrzaski, to ponownie zapłonał w nas ogień entuzjazmu. Druga strona przejścia wydaje się być już tak blisko. Byliśmy pewnie, że dziś będzie ten dzień. Doszliśmy do jaskini i zaczęliśmy przygotowywać się do zejścia. Ponowne wejście w ciemność przywołało obrazy z poprzedniej nocy. Widok kupki kamieni w świetle naszych lamp, zapach ziemi w powietrzu, dźwiek naszych ciał pocierających o ściany tunelu, kiedy się czołgaliśmy. Jednak, kiedy ponownie pojawiliśmy się przed wejściem do Krypty Floyda, znów byliśmy gotowi do odkrycia nowych części jaskini. Od razu zwróciliśmy uwagę na obecność wiatru i dudnień.

http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20120705002125/creepypasta/images/0/0a/Opening4.jpg

Lewy dolny róg dziury nieco nas martwił z powodu grubości skały w tamtym miejscu. Czuliśmy, że jakbyśmy mogli coś na to poradzić, to bylibyśmy już w środku. W tej chwili B trzymał odłupany stamtąd kawałek kamienia. Podczas oglądania szczeliny ekscytacja dosłownie nas pożerała. Wziąłem do ręki młot i zacząłem odłupywać ostre krawędzie dziury, które mogłyby mnie pokaleczyć podczas wejścia. Jej wielkość wydawała się w porządku! Teraz chwila na którą wszyscy czekaliśmy. Ostrożnie podszedłem do wejścia do Krypty Floyda. Uznałem, że najlepiej będzie, jeśli podczas wchodzenia jedną rękę uniosę nad siebie, a głowę odwrócę w bok. Wkrótce stwierdziłem, że to nie zadziała. Dziura była za MAŁA. Jeśli mam przejść bez jej dalszego poszerzania, będę musiał wyciągnąć obie ręce przed siebie, jak podczas nurkowania, obrócić głowę i „wślizgnąć” się do Krypty. Szerokość dziury była ograniczającym mnie czynnikiem. Wysokość była odpowiednia.

Aby wejść prosto do środka musiałem się pochylić. Moje kolana były ugięte, a sama pozycja niezbyt wygodna. Dodatkowo, musiałem się trochę powyginać wsuwając swój tors do wnętrza.

Ręce weszły z niewielkimi otarciami. Następnie głowa. Kiedy była obrócona w bok, wepchnąłem ją do środka aż do ramion. Wtedy zacząłem czuć kamyki, wbijające się w moją skórę. Nie powstrzymywało mnie to, ale z pewnością kaleczyłem swoje ciało. Postanowiłem po prostu wepchnąć się do środka, pamiętając o tym, że kiedyś będę musiał jakoś wrócić tą samą drogą. Trochę pobolało, ale byłem WEWNĄTRZ! No, powiedzmy. Moja górna część ciała była.

http://images1.wikia.nocookie.net/__cb20120705002216/creepypasta/images/2/24/Buttshot.jpg

~Pochlebne zdjęcie mojej najlepszej strony. Zwróćcie uwagę na przestrzeń, w jakiej musieliśmy pracować.

W środku miałem wystarczająco miejsca, aby się jakoś ułożyć. Była to najszersza część przejścia. Teraz wiedziałem już, jak będzie wyglądała droga przez dalszą część szczeliny. Nawet jeśli była to jej największa część, to wciąż mała. Mogłem swobodnie poruszać głową, ale gdzie bym nie spojrzał, widziałem litą skałę. Kiedy rozmawiałem z B mój głos był stłumiony, tak jakbym mówił ze środka niewielkiego pudełka. Mogłem ułożyć się na podłożu, ale kamyki nie dawały wiele wygody. Uniosłem nieco głowę, żeby spojrzeć w dalszą część przejścia, ale kamienie z wczoraj zasłaniały drogę. Szczelina zwężała się potem jeszcze bardziej, nie wiedziałem czy się przecisnę. Chciałem ruszyć dalej, ale wcześniej musiałem pozbyć się tych kamieni. Rozczarował mnie fakt, że część z nich była tak naprawdę przytwierdzona do podłoża. Liczyłem na to, że uda mi się je po prostu odłupać. Zacząłem odgarniać stertę skałek naszym młotkiem. Udało mi się także skruszyć te największe. Oceniłem, że najwęższa część tunelu mogła mieć jakieś siedem cali wysokości. Doszedłem do wniosku, że zanim ruszę dalej, trzeba będzie jeszcze trochę popracować. Przez cały czas trzymałem głowę wewnątrz szczeliny, a B odpoczywał, słuchając moich opisów i informacji o postępach. W pewnym momencie zrobił powyższe zdjęcie. Dzięki B. Nadszedł czas na pchnięcie się dalej.

Rzuciłem młotek tak daleko, jak potrafiłem. Aby odwrócić biodra pod odpowiednim kątem, musiałem podciągnąć się na przedramionach, wdrapać się stopami po ścianie na zewnątrz i powoli wczołgać się do środka. Biodra ledwie się mieściły. Kiedy byłem już cały w środku, ułożyłem sięw wygodniejszej pozycji. Zdecydowałem, że spróbuję ruszyć dalej z jedną ręką wysuniętą przed siebie. Tunel był tak wąski, że musiałbym wytrwać do jego końca w takiej pozycji, w jakiej ułożę się teraz. Po prostu nie miałem wystarczającej przestrzeni, aby się poruszyć. Było CIASNO!

Przesuwanie się naprzód było jak na razie całkiem łatwe. Używałem lewej ręki, aby się podciągnąć, a drugą odepchnąć. W tym samym czasie poruszałem resztą ciała, starając się unikać ostrych odłamków. Próbowałem obu sposobów i uznałem, że będzie lepiej jak odwrócę głowę w prawo. Tak wydawało się najwygodniej.

Podczas drogi nauczyłem się paru nowych rzeczy. Stwierdziłem, że przydałaby się mała latarka. Wtedy mógłbym świecić przed siebie, żeby wiedzieć nad czym będę się czołgać. Prawie od razu stało się oczywiste, że będzięmy musieli nieco popracować nad usuwaniem kamieni z podłoża. Kiedy sięporuszałem, nieustannie rozdrapywałem sobie skórę na klatce piersiowej. Były ostre, a nacięcia bolały. Czasami kamienie blokowały mnie w tunelu. Wtedy musiałem się cofnąć i spróbować przesunąć skałę.

Moja mała wycieczka do wnętrza dziury okazała się olbrzymim kamieniem milowym w „karierze” grotołaza. Kiedy zaczynałem, nie czułem się pewnie przeciskając się przez wąskie przestrzenie. Nawet większe szczeliny na początku tej jaskini stawały się przeszkodami. Zmuszając się do wchodzenia do wąskich przestrzeni, stałem się spokojniejszy. Jednakowoż, ten tunel był czymś całkiem innym. Jeszcze nigdy nie byłem w tak wąskiej szczelinie. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek wcześniej musiał ściągać kask. Tutaj okazało się to konieczne. Jak już wspomniałem, nie tylko musiałem go zdjąć, ale dodatkowo obrócić głowę w bok, aby się mieściła.

Podróż wgłąb Krypty wyglądała tak:

Po wciśnięciu się do środka poświęciłem kilka minut na obmyślenie dalszego planu. Znaczna część moich nóg znajdowała się wciąż na zewnątrz. Wisiały w powietrzu. Krypta była na tyle duża, że mogłem jeszcze poruszać głową i rękoma. Było szerzej niż w pozostałej części tunelu, ale nieznacznie. To tak jak wsadzić głowę do pudełka. Gdzie bym nie spojrzał, były skały. Każdy dźwięk jaki wydawałem był stłumiony i martwy. Najwęższa część szczeliny znajdowała się około 10 stóp od wejścia. W tej chwili byłem mniej więcej 3 i ½ stopy w środku. Na 4-tej stopie musiałbym przyjąć najwygodniejszą pozycję i w niej pozostać do 12 stopy, kiedy przestrzeń w jaskini zaczynała się poszerzać.

Ruszyłem z lewą ręką przed sobą i głową zwróconą w prawo. B podał mi latarkę, którą trzymałem w lewej dłoni. Podczas czołgania, starałem się odrzucać kamienie wolną ręką. Mniej więcej się udawało, choć było parę skał, których nie mogłem poruszyć. Jak wspomniałem, pierwszy odcinek poszedł w miarę szybko i łatwo. Potem ściany zaczynały się zwężać. Na 7-ej stopie czułem, jak kamienie nade mną drapią mnie w plecy. Pół stopy dalej miałem do dyspozycji tylko lewą rekę i palce stóp. Dobry moment, aby sprawdzić, czy da się wycofać. Spróbowałem i szło całkiem łatwo. To znacznie zwiększyło moją pewność siebie. Jednakże, kazałem B przywiązać liny do moich stóp, tak na wszelki wypadek.

http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20120705002316/creepypasta/images/d/d4/Shoested.jpg

~Ostatnie zdjęcie zanim zniknąłem w środku.

Szyja zaczynała mi drętwieć, a głowa stawała się ciężka, ale jedyne co mogłem zrobić, to położyć ją na chwilę na pokruszonych kamieniach. Bolesne, ale często to powtarzałem. Spojrzałem na mur po mojej prawej stronie. Znajdował się niecałe 4 cale od mojej twarzy. Przez większość czasu nie patrzyłem na ścianę. Albo miałem zamknięte oczy (co czasami robię, kiedy przeciskam się przez wąskie szczeliny) albo światło świeciło w kierunku, który nic mi nie dawał. Wewnątrz było bardzo cicho, słyszałem tylko swój własny oddech. A z wysiłku oddychałem ciężko. Na szczęście, z pomocą przychodziła chłodna bryza. Za chwilę zacznie robić się naprawdę ciasno.

Góra dosłownie spoczywała na mnie, a ziemia pode mną. Jeden ruch sejsmiczny i byłoby po mnie. Przez myśl przeszło mi, jak musiał czuć się Floyd Collins, leżąc przez kilka dni w ciasnej pułapce w środku Matki Ziemi, nie mogąc uwolnić się ze swego więzienia.

Wyobraźcie sobie mnie w mojej pozycji: leżysz na brzuchu z lewą ręką wyprostowaną przy głowie. Twoja prawa ręka jest przyciśnięta do reszty ciała, mając jedynie kilka cali przestrzeni obok siebie. Dłonie krwawią ci od czołgania i podciągania na ostrych kamieniach. Twoje całe ciało spoczywa na skale. Szyja męczy się od podtrzymywania głowy w powietrzu. Aby ruszyć naprzód, musisz użyć palców u stóp, przesuwając się w ten sposób po kamieniach. Po przebyciu kilku cali, oddychasz ciężko i musisz odpocząć. Kiedy łapiesz powietrze, czujesz jak twoje plecy naciskają na górę tunelu. Mija kilka minut, zanim możesz ruszyć dalej. Przez cały czas myślisz tylko o tym, w jaki sposób wrócisz. A, co jeśli...?

No, to mniej więcej obrazuje to, jak czułem się w tamtym momencie.

Uznałem, że to będzie dobra chwila, aby wrzucić zdjęcie „szczeliny”. Tak właściwie, zostało ono zrobione innym razem, ale dobrze pokazuje jak ciasne było te przejście. Zwróćcie uwagę na moją twarz – jak widzicie, moje policzki odpoczywały na kamieniach. Możecie też zobaczyć, jak ciężko mi było patrzeć przed siebie. Ręce miałem przytwierdzone do reszty ciała (potem stwierdziłem, że ta pozycja jest najlepsza). Między górą a moimi plecami nie ma dosłownie żadnej przestrzeni. CIASNO! Nie dla klaustrofobów!

http://images2.wikia.nocookie.net/__cb20120705002441/creepypasta/images/8/8e/Squeeze.jpg

Kiedy dotarłem do miejsca, gdzie plecy się ścierały a szczelina wcale sięnie powiększała, stwierdziłem że chyba nie przejdę. Jednak, postanowiłem spróbować. Gdybym znajdował się w tej pozycji rok temu, spanikowałbym, ale nie dzisiaj! Odpocząłem kilka minut i spróbowałem. Wypuściłem całe powietrze ze swoich płuc, co spowodowało, że moja klatka piersiowa opuściła się na tyle, abym mógł przesunąć się o kilka cali. Odpocząłem chwilę. I ponowna próba. Niesamowite! Wydech, odepchnięcie, odpoczynek. Znowu kilka cali. Powtórka. Nie wierzę jak wyluzowany byłem. Moje plecy ocierały się o skałę na tyle, że postanowiłem już wrócić. Byłem nieźle nabuzowany, mimo, że się nie udało. Odpocząłem jeszcze parę minut. B cały czas mnie zachęcał. Fajnie było go tak słuchać, jak widział, że moje buty znikały coraz glębiej w tunelu.

Powrót nie był zbyt trudny, ale wymagał trochę pracy. Napotkałem te same przeszkody. Miałem niewielkie problemy z wydostaniem swoich ramion z dziury. Obie ręce były wtedy nad moją głową. Koszula zaczepiała o kamienie a ramiona drapały o ostre krawędzie. Po kilku próbach ułożenia się w wygodnej pozycji, poddałem się i po prostu wypchnąłem się na zewnątrz. CIACH! Koszulka zsunęła mi się przez głowę i miałem pare niezłych ran na ramionach, ale nie obchodziło mnie to. Jak dla mnie, ta wycieczka okazała się sukcesem. Posunąłem się dalej, niż wydawało mi się możliwe. Klęknąłem przy wejściu i popatrzyłem się do środka szczeliny, w której przed chwilą byłem. Kupka kamieni znajdowałą się teraz w odległości 11 stóp (przesunąłem ją trochę ręką). Najwężej było na 9-tej stopie. Niewiele brakowało. Byłem wykończony. Usiadłem na torbie, uśmiechając się od ucha do ucha. Uff! Co za wycieczka!

Dalszy wpis dotyczy tego co zwykle: wyjścia z jaskini, obiadu, podróży do domu, itd. Jadąc do miasta dużo rozmyślaliśmy nad sposobami, które pomogłyby nam przedostać się dalej. Wymyśliliśmy kilka narzędzi, które mogłyby pomóc w usunięciu kamieni. Oboje byliśmy mocno podekscytowani. Ja, od zmuszania się do przekroczenia swoich granic; B z udanej wspinaczki na zewnątrz. Był to pierwszy raz, kiedy wspiął się na samą górę bez pomocy żadnych urządzeń, czy też mojej. To jego osobisty sukces, który pokazuje jakie zrobił postępy od wypadku. Nieźle.

Byłem zadziwiony, jak łatwo zapomnieliśmy o wczorajszych doświadczeniach. Wszystko poszło w niepamięć.

http://images2.wikia.nocookie.net/__cb20120705002523/creepypasta/images/6/63/Combo3.jpg

~Nasze postępy w pracy nad dziurą.

Część trzecia: http://straszne-historie.pl/story/6668

Część czwarta: http://straszne-historie.pl/story/6669

Część piąta: http://straszne-historie.pl/story/6670

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Barlog demon of the old world no one of you can defet him. Run!
Odpowiedz
Aż nader wiarygodne :) super
Odpowiedz
Świetne opowiadanie, prawdziwe czy nie. Zastanawiam się tylko jak zostały wykonane zdjęcia, to z dziurą na samym początku (z rękawiczką) i drugie w szczelinie ukazujące jego twarz. Tak poza tym jest fajnie.
Odpowiedz
Włożył tam rękawiczkę by pokazać jakie to małe, s to z twarzą zrobil mu B jak wracal
Odpowiedz
Adam Bandyk Nie wydaje mi się żeby mógł się obrócić do powrotu, a poza tym pisał że wracał tak samo, znaczy butami zwróconymi w stronę wyjścia, opisując zdjęcie Ted podkreślił że zostało zrobione przy innej okazji. Pozdrawiam :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje