Historia

Brakujące Zęby

sundowner 14 9 lat temu 19 615 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Wiedziałem, że coś jest nie tak, gdy tylko się rano obudziłem. Po porannym prysznicu i goleniu domyślałem się, o co chodzi. Całkowicie wiedziałem, co jest grane, kiedy szczoteczka do zębów wpadła w lukę szpecącą mój uśmiech. Znieruchomiałem z włosiem szczoteczki tkwiącym w luce i próbowałem zrozumieć, jak to się mogło stać. Powoli wysunąłem ją z ust i gapiłem się w lustro jednocześnie odsłaniając nieco zęby, bardziej w grymasie niż półuśmiechu.

Tam jest, pod wysmarowanymi białą pasŧą ustami i za solidną warstwą piany - małe, czarne okienko. Górna jedynka. Nie to, żebym był próżny, ale wkurzyło mnie to. Braki w uzębieniu są dla wieśniaków, bezdomnych i ludzi wdających się w bójki na ulicy. Ja nosze garnitur, chodzę na spotkania, mam sekretarkę. A teraz wyglądałem jak zwykły cham.

Było to tym gorsze, że zaledwie kilka tygodni temu zauważyłem przerzedzające się włosy na mojej głowie. Teraz jeszcze to. Mój umysł ogarnął niepokój, próbowałem znaleźć jakiś powód, dlaczego mój ząb mógł wypaść. Czy to dlatego, że myłem je raz dziennie w weekendy? A może to coś z dziąsłami? Cały dzień minął mi na zakrywaniu zębów górną wargą i rozmyślaniu nad powodami zniknięcia mojego zęba. Sekretarka zapisała mnie do dentysty w tym tygodniu. Nie wyjawiłem jej powodu.

Następnego poranka zniknął kolejny. Dolny, bardziej z tyłu. Zero krwi, zero bólu. Była tylko dziura. Nie mogłem przestać grzebać w niej językiem, ale poza tym nic mi nie dolegało. Przynajmniej fizycznie. Wewnątrz czułem nieustający, klaustrofobiczny strach. W domu, co kilka minut rozrywałem jakieś prześcieradło, chodziłem na czworakach, rozciągałem się jak pies, z rozcapierzonymi palcami modląc się, aby któraś część mojego ciała natrafiła na te zgubione zęby. Muszą gdzieś tu być. Może dentysta będzie mógł wstawić je z powrotem.

Trzeciego dnia nie miałem już trzech górnych i dolnych zębów z przodu. Prawie się rozpłakałem. Byłem singlem i myślałem tylko o tym, że teraz nie zechce mnie żadna kobieta. Co kilka minut sięgałem do ust, aby pchać i ciągać pozostałe zęby, czy przypadkiem się nie ruszają. Po jakimś czasie zacząłem się martwić, że mogę przecież w ten sposób sprawić, że się obluzują. Nie poszedłem do pracy, dzwoniłem do dentysty chyba sześć razy, próbowałem umówić się na wizytę w najbliższym możliwym terminie.

Moje niepokój mnie wykańczał. Ostrożnie umyłem zęby, położyłem się spać wcześnie. Nie wiem dokładnie, kiedy się obudziłem, ale wtedy właśnie zobaczyłem jego. Nie wiem, czemu nie krzyczałem albo nie odskoczyłem. Jakimś sposobem pozostałem spokojny i obserwowałem go przez ledwie uchylone powieki. W ciemności ledwie widziałem zarys jego sylwetki i zgarbione plecy. Jego twarz była blada i oleista. Cienkie, okrągłe okulary odbijały nieco światła latarni, które wpadało prze okno. Kiedy włożył rękę w moje usta, poczułem smak oprawionej skóry. Krótkie, grube palce szybko chwyciły jeden z moich zębów. Poczułem szybkie, ostre cięcie na dziąśle, a potem dziurę w miejscu, w którym przed chwilą znajdował się ząb. Wziął jeszcze cztery, a następnie wyczłapał się z mojego pokoju. Panele na podłodze nie trzeszczały pod jego stopami, a zawiasy w drzwiach nie skrzypiały, kiedy je zamykał. Nie słyszałem nawet, żeby drzwi wejściowe były używane. Usłyszałem jedynie start silnika samochodu, który po chwili odjechał z podjazdu.

Kolejnego dnia nigdzie nie wychodziłem. Dzwonił dentysta, ale nie odbierałem telefonu ani nie odsłuchiwałem nagrań na poczcie głosowej. Nie ruszałem się z łóżka. Głód mi nie przeszkadzał. Miałem mniej zębów, niż halloweenowa dynia i nie mogłem sobie wyobrazić siebie przeżuwającego cokolwiek moim niesymetrycznym uzębieniem. W ustach mi zaschło, ale z wodą kojarzyły mi się jedynie widoki powodzi i lawin błotnych zmywające kamienie z gór, domy, zęby i dziąsła, spływające falą wgłąb mojego gardła.

Nie mogłem zadzwonić na policję. "Jakiś facet kradnie mi zęby w nocy" mogłoby być równie dobrze przepustką do psychiatryka. Walczyłem ze snem. Każde światło było zapalone, każdy telewizor grał jak najgłośniej, wieża stereo rozkręcona na maksa.

Kiedy się obudziłem, było cicho i ciemno, a on tam stał.

Tej nocy zabrał trzy następne. Kiedy wyszedł, ja podążyłem za nim. Gdziekolwiek nie poszedłem, panele skrzypiały, a zawiasy piszczały, on się jednak nie oglądał za siebie. Zobaczyłem jego samochód, jakaś landara z płetwami i białymi drzwiami. Gdy odjechał, ja wsiadłem pośpiesznie do mojego samochodu i pojechałem za nim. Musiał wiedzieć, że go śledzę. Utrzymywałem dystans, bo tak robili szpiedzy i detektywi w filmach, chociaż o tej godzinie nasze samochody były jedynymi na drodze. Zdałem sobie sprawę, że przecież widział mój samochód wcześniej.

Kierowaliśmy się do Boondocks, wiejskie drogi, którymi nigdy wcześniej nie jeździłem. Były ciemne i wąskie, skręcały raz w jedną stronę, raz w drugą, pełno na nich było pagórków. Otoczyły nas drzewa. Nie było ani księżyca, ani gwiazd, jedynie światła samochodów odbijały się od odblaskowych elementów na szosie. Nie wiem, o której wyjechaliśmy, ale miałem wrażenie, jakby podróż trwała od wielu godzin. Może chciał mnie zgubić, ale... nie widziałem innych dróg.

W końcu po długiej, krętej i wyboistej przejażdżce po górach, zacząłem rozpoznawać trasy. Ten koleś leci sobie ze mną w chuja. Zatoczyliśmy wielkie koło. To były ulice, które zaprowadziły nas do lasu, dokładnie te same.

Wracaliśmy do mojego domu.

To jednak nie był mój dom. Wyglądał jak on, ale przy moim skrzynka na listy jest po prawej stronie od podjazdu. Tutaj była po lewej. W ogrodzie stała brzoza, którą ściąłem dwa lata temu.

Zaparkował samochód i wysiadł. Szedłem zaraz za nim. Wiedziałem dokąd idzie i jak się tu dostać. Układ pomieszczeń był taki sam jak w moim domu. Tylko meble stały w innych miejscach. Poszedłem do sypialni i popchnąłem drzwi opuszkami palców. Włączył małą lampkę na stoliku nocnym (mój miał trzy szuflady, ten miał dwie) i zabrał się do pracy.

W moim łóżku pod kołdrą leżał zbitek mięsa. Ktoś, może właśnie ten człowiek, ukształtował coś, co przypominało ręce, szyję oraz słabo zarysowaną żuchwę. Na czubku głowy była nieregularna kupka przerzedzonych włosów. Brązowych. Taki sam odcień jak moje. Dwie małe dziurki w miejscu nosa, małe garstki murawy w miejscu oczu. Kołdra unosiła się i opadała w płytkim oddechu. Obserwowałem go, jak otwiera pozbawione warg usta i z rzemieślniczą precyzją umieszcza moje zęby w dziąsłach mięsistej istoty. Brał jednego za drugim, wsuwał je, wbijał. Trzymały się mocno, nie było szans, żeby wypadły.

Powoli oderwał się od swojego zajęcia i spojrzał na mnie. Jego twarz była żółtawa w wątłym świetle lampki. Źrenice oczu schowanych za szkłami okularów były niewiele większe od główki szpilki. Za jego plecami mięsista breja zaczęła się szamotać. Z trudem próbowało łapać oddech, a każdy wydech był stłumionym krzykiem. Próbowało wstać, podnieść się za pomocą swoich pozbawionych kości płetwo-podobnych dłoni, ale załamały się na materacu. Jękliwe oddechy przybierały na frustracji i złości podczas kolejnych prób podniesienia się z łóżka. Kiedy udało mu się wreszcie przybrać pozycję siedzącą, również zaczęło się we mnie wpatrywać, a ja odwzajemniłem spojrzenie. Puste, bladoróżowe oczodoły.

Pokój stawał się coraz mniejszy. Żarówka w lampce przy łóżku eksplodowała, a jedynym światłem było to dochodzące z maleńkich oczu faceta. Cieniutkie iskry oślepiającej żółci przedzierające się przez mrok pomieszczenia, rozświetlały nieco jego chorobliwie bladą twarz. Źrenice się rozszerzyły, a światła przybyło, pokazując coraz więcej jego oblicza. Jego usta były otwarte. Szeroko. O wiele szerzej, niż pozwala na to fizjonomia ludzka. Widziałem jedynie zęby obracające się spiralnie wewnątrz jego paszczy, a po chwili zniknęły w przełyku. Słyszałem tylko ciężkie oddechy tej kupy mięcha, teraz głośne jak błyskawice, a mimo to wciąż wyraźnie stłumione. Moje spojrzenie śledziło spiralę zębów, tak bardzo chcąc podążyć za nimi wgłąb jamistego, czarnego przełyku. Wpadłem weń i poleciałem wzdłuż serpentyny kłów.

Obudziłem się w swoim domu. Tym prawdziwym. Minęło kilka kolejnych nocy, aż nie pozostał mi ani jeden ząb. Potem zacząłem tracić paznokcie u dłoni i stóp. Ubiegłej nocy zabrał moje wargi. Teraz moją twarz wypełnia ziejąca, czarna dziura.

Nie mam pojęcia, co weźmie jako następne, ale w tamtym łóżku widziałem siebie samego, na wpół uformowanego. Pozostało jeszcze wiele do zrobienia.

Tłumaczenie: Sundowner

Autor: ImGonnaBeThatGuy

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Jak dla mnie nie miało to sensu... Nie rozumiem dlaczego główny bohater jest taki, spokojny i to akceptuje. Uważam, że jest to nieco obrzydliwe, ale napewno nie jest straszne xD
Odpowiedz
wiadomo, niedoróbka :D
Odpowiedz
Mocna!
Odpowiedz
Nie wiem czemu sobie z tego taką bekę robicie. To jest zajebiste opowiadanie. 100/10(!)
Odpowiedz
On chce go zrobić od nowa
Odpowiedz
To dla czego nie wzial pily spalinowej lub innego narzedzia masowego zniszczenia ( w rekach psyhola taka pila to prawdziwy orez) i nie wpierdolil dziadowi? :P
Odpowiedz
mięsko
Odpowiedz
Kotlety mielone <3
Odpowiedz
Następny będzie ch***j.
Odpowiedz
Skoro widxiał tego gostka w npcy to czemu poprostu mu nie przy*****?
Odpowiedz
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAAA POKŁADAM SIĘ ZE ŚMIECHU XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Odpowiedz
W porządku, nasuwa mi się tylko jedno pytanie: Po co to wszystko?
Odpowiedz
Skoro wiedział już, że ten gostek będzie przychodził co noc to czemu się nie przeprowadził?
Odpowiedz
To wróżce zębuszce za mało i podpierdala do wora :D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje