Historia

TLC

sundowner 8 10 lat temu 14 161 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Tho­mas pra­co­wał w swoim ogro­dzie kwia­to­wym. Wstał i otrze­pał brudne dło­nie o jeansy. Stał tak przez chwilę leni­wie spo­glą­da­jąc na buj­nie roz­kwi­ta­jące rośliny. Ogar­nęło go poczu­cie speł­nie­nia. Mimo, że działka była dość skromna, to braki ilo­ściowe nad­ra­biała nie­prze­ciętną jako­ścią. Kwiaty były jaskrawe i pełne życia, a łodygi oraz liście soczy­ste i rześ­kie. Nawet ciemna zie­mia pod nimi, tak świeża i wil­gotna, że sąsia­dów zże­rała zazdrość.

Jed­nakże bar­dzo nie­wielu ludzi wie­działo, ile krwi, potu i łez zostało wyla­nych, aby ogród tak wła­śnie wyglą­dał. Sam przy­go­to­wał grunt na działce wybie­ra­jąc wyczer­pu­jącą metodę podwój­nego prze­ko­pa­nia, co spulch­niło zie­mię na tyle, że jego uko­chane rośliny nie miały pro­blemu z wypusz­cze­niem korzeni wgłąb. Po posa­dze­niu sadzo­nek, Tho­mas nało­żył cienką war­stwę orga­nicz­nego kom­po­stu - opad­nięte z drzew liście, skórki po bana­nach, fusy po kawie, ścinki trawy - by mieć pew­ność, że kwiaty zostaną odpo­wied­nio odży­wione. Na wierzch wyło­żył cienką okrywę ze ściółki, aby wspo­móc glebę w zatrzy­my­wa­niu wody. Tho­mas bar­dzo chciał dodać do tego orga­nicz­nego użyź­nia­cza, ale z tego, co wie­dział nie można go było dostać w skle­pach. Cena była wysoka, jed­nak wkrótce prze­ko­nał się, jak bar­dzo było to tego warte.

Kiedy jego kocha­jące spoj­rze­nie natra­fiło na pierw­szy wydo­sta­jący się spod ziemi kie­łek, prze­peł­niło go uczu­cie ogrom­nej rado­ści. Był prze­ko­nany, że nic nigdy nie prze­bije tego momentu. Szybko został wypro­wa­dzony z błędu, gdyż następ­nego dnia zna­lazł kolejne dwa, tuż obok pierw­szego. Cie­szył się jak dziecko. Tho­mas nigdy nie zapo­mi­nał o pie­lę­gna­cji swo­ich roślin. Czę­sto przy­ła­py­wano go na śpie­wa­niu każ­demu kwiatu z osobna już o świ­cie, gdy tylko pierw­sze pro­mie­nie słońca ską­pały jego ogród w cie­płym bla­sku. W takich chwi­lach nawet kro­ple poran­nej rosy wyda­wały się być dia­men­tami. Zapie­rało mu to dech w pier­siach i chciał, aby trwało to wiecz­nie. Tho­mas nie ode­rwał roz­czu­lo­nego wzroku od kwit­ną­cych pąków nawet, kiedy usły­szał cichy sze­lest za sobą, który po chwili prze­ro­dził się w stłu­mione kroki.

— Tho­mas? Tho­mas Conner?

Cho­ciaż poczuł nagłą i silną fru­stra­cję, która wstą­piła na jego łagodną twarz, to nie­chęt­nie ode­rwał wzrok od swo­jego uwiel­bio­nego ogrodu i obró­cił się. Ku swo­jemu zasko­cze­niu, sta­nął twa­rzą w twarz ze swoim dawno nie­wi­dzia­nym przy­ja­cie­lem z dzieciństwa.

— Czyż to nie stary, dobry Roy Mather! — zaśmiał się cicho Tho­mas jed­no­cze­śnie rusza­jąc przy­wi­tać uści­skiem sta­rego kum­pla.

— We wła­snej oso­bie — zażar­to­wał Roy.

— Co cię ponow­nie spro­wa­dza do tego cichego, spo­koj­nego mia­steczka, przyjacielu?

Roy uniósł ręce w górę wyra­ża­jąc bezradność.

— Żona nale­gała, żeby­śmy tu wresz­cie przy­je­chali i odwie­dzili rodzinę. Ech, te kobiety. — Na jego twa­rzy poja­wił się chy­try uśmie­szek pod­kre­śla­jący jego chło­pięce atry­buty, ale szybko znik­nął. — A pro­pos… sły­sza­łem o Tabith…

— Jest teraz w lep­szym miej­scu, Roy — szybko prze­rwał mu Tho­mas, nie miał ochoty na takie rozmowy.

Roy wyda­wał się zmieszany.

— Pew­nie tak… Może i narze­kam dużo, ale nie wiem, co bym zro­bił, gdy­bym stra­cił Caroll. Może to brzmi żało­śnie, ale nie wydaje mi się, żebym był w sta­nie nor­mal­nie funk­cjo­no­wać bez cią­głego zrzę­dze­nia mojej żony — uśmiech­nął się zna­cząco na moment. Tho­mas poło­żył dłoń na ramie­niu przy­ja­ciela i mocno ści­snął. Obaj stali bez słowa przez kilka minut, aż cisza była nie­zręczna na tyle, że Roy posta­no­wił ją prze­rwać. — Cudowne kwiaty tu masz, Tho­mas.

— Dzięki, stary. To moje dzie­ciaczki — powie­dział z nie­ukry­waną dumą.

— Caroll i ja - cóż, głów­nie Caroll - pró­bo­wa­li­śmy wyho­do­wać kwiaty w naszym wła­snym ogro­dzie przez ostatni rok, ale naj­wy­raź­niej nie mamy do tego smy­kałki. Zdra­dzisz mi swój sekret? Powie­dział­bym o tym żonie — roz­pro­mie­nił się, nieco zakło­po­tany.

— To tylko stara, dobra TLC — rzu­cił Tho­mas nie­mal rżąc ze śmie­chu, jak gdyby to był kawał zro­zu­miały tylko dla wtajemniczonych.

Nieco zdez­o­rien­to­wany, Roy podzię­ko­wał mu i odszedł, zosta­wił recho­czą­cego do sie­bie faceta samemu sobie.

— TLC — powtó­rzył pod nosem Tho­mas odgar­nia­jąc zasy­paną przy­pad­kowo płytę w traw­niku. — No czyż nie jest tak, moja droga?

Prze­su­nął brud­nymi pal­cami po wytło­czo­nych sło­wach. Na zawsze w naszej pamięci, Tabi­tha L. Conner.

Tłu­ma­cze­nie: Sun­dow­ner

Autor: Ali Kae

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Ciekawie napisane, ale nie straszne.
Odpowiedz
dobry pomysł .
Odpowiedz
Nie wiem jak dla innych czytelników, ale dla mnie w pewnym momencie zaczęło się to robić dość przewidywalne. Aczkolwiek opowiadanie nie jest złe, choć niestraszne.
Odpowiedz
O Boże. Wyhodował kwiaty na zwłokach jego żony.
Odpowiedz
Szału nie ma, ale ktoś miał niezły pomysł.
Odpowiedz
nie dla mnie nie
Odpowiedz
chujowe omg
Odpowiedz
Historia ciekawie napisana, ale chyba nie do końca jej rozumiem. Czy chodzi o to, że facet posadził kwiaty na grobie swojej żony obok domu ?
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje