Historia

Zostańmy tu razem... razem na wieki!

mikimaje 0 9 lat temu 767 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Mark jechał właśnie ze swoją rodziną do domu, który niedawno nabyli i nie był jeszcze urządzony. Nie było ich stać na jakiś drogi dom, a ten był dość tani. Podejrzewali, że znaczącą różnicę w cenie tego, a innych domów zapewniła jakże mroczna ulica. Domy na niej niemal stykały się swymi ciemnymi dachami z innymi przyległymi do nich domami. Żona Ellen jak i córeczka Maria nie widziały jeszcze tego domu, ale Mark już tam pracował, aby mogły go zobaczyć w jak najlepszym stanie. Kilka dni później miał zaczynać pracę jako miejscowy policjant. Wszyscy byli podekscytowani, a w samochodzie panował niemały rozgardiasz. Mark myślał, że zaraz wywali córkę i żonę gdzieś na poboczu i zamieszka tam sam ze swoimi myślami. Minutę po minucie myśl ta się nasilała w jego głowie. Kochał jednak swoją żonę i były to tylko przelotne myśli, które dawały mu ulgę w bólu głowy, którego dostał podczas tej szaleńczej podróży. Pocieszała go myśl, że na miejscu będą za jakieś pięć minut. - Kochanie, dojechaliśmy już prawie na miejsce. Ellen rozejrzała się po okolicy i dojrzała znak z napisem "Lastroad str.". Miejsce było mroczne, ale ludzie, których widzieli przez okna sprawiali dobre wrażenie. - Mamy bardzo miłego sąsiada, który pokazał mi kilka ciekawych miejsc i nieco objaśnił, a także trochę pomógł. Jednak nie mógł zbyt wiele zrobić ponieważ ma już siedemdziesiąt sześć lat. - Ellen popatrzyła się z uśmiechem na męża i rozejrzała znowu przez szyby w aucie. - Cieszę się, że nie mieszkamy obok jakiegoś gbura, który niewątpliwie pasowałby do tego miejsca. - W ten z tylnego siedzenia odezwała się mała córeczka, mająca ponad rok i ucząca się dopiero mówić. - GBUR! - W aucie rozbrzmiał śmiech Ellen i Marka rozbawionych tym jak dzieci szybko chwytają takie słowa. Chociaż to "Gbur" ich córeczki brzmiało raczej jak "Gfur", byli tym rozbawieni. Gdy tylko zajechali na podjazd i Ellen zobaczyła ich nowy dom, była w szoku. Wydawał się mroczny jak inne, ale miał w sobie coś przyciągającego. Przytuliła męża, który dopiero podszedł z ich córeczką z auta, która powtarzała niektóre ich słowa. - Mark, ten dom. Ten dom jest wspaniały! - Mężczyzna był z siebie dumny, że tak uszczęśliwił swoją żonę. Jego twarz była uśmiechnięta. Ulica obok nie była ruchliwa, a auta jeździły tu od czasu do czasu. Mimo, że w mieście to ta ulica wyglądała jak jakaś wioska na uboczu. Gdy tak stali i przyglądali się ich nowemu gniazdu, podszedł do nich mężczyzna wyglądający na jakieś sześćdziesiąt pięć lat i przywitał się z Markiem. - Witaj Mark... i ty również młoda damo. - Rozpromienił się patrząc na Marie - Witam również panią, pani Grand, Mark opowiadał mi o swojej rodzinie. Mam nadzieję, że podoba mi się państwa nowy dom? - W jego głosie słyszało się przyjazny i wiejski akcent, który bawił trochę ludzi z miasta - Mam na imię Marshall. - Wszyscy stanęli zdziwieni skąd On wziął się tak blisko, ale po chwili Mark się uśmiechnął i powiedział do swej małżonki. - To jest ten miły sąsiad, o którym mówiłem. - Ellen popatrzył zdziwiona na mężczyznę po czym uśmiechnęła się przyjaźnie i przedstawiła - Witam pana, jak wjeżdżałam na tą ulicę nie spodziewałam się takich uprzejmości. Jednak jak widzę "nie ocenia się książki po okładce." Nazywam się Ellen, miło pana poznać. - Marshall zaprosił tylko Marka na spędzenie letniego wieczoru u niego na werandzie popijając piwo, pożegnał się i poszedł do domu, aby im nie przeszkadzać. - No cóż, zapowiada się ciekawie. - Powiedziała rozpromieniona żona. Zaczęli się wypakowywać, co zajęło ich do wieczora. Gdy tylko mrok okrył okolice. Mark mimo zmęczenia jakie go ogarniało udał się do sąsiada naprzeciwko, rozglądając się uważnie na drodze, po której oczywiście nic nie jechało. Marshall był uradowany jego przybyciem i wyciągnął piwa, aby mogli się napić. Zaczęli rozmawiać o różnych rzeczach, a Marshall chwalił rodzinę Marka. Jednak po chwili spoważniał i zaczął mówić o czymś... co najmniej dziwnym. - Nie pozwalaj córeczce bawić się w piwnicy. Piwnica tego domu to dziwne miejsce. Wiąże się ze śmiercią. Mogę nawet powiedzieć, że z czymś gorszym niż śmierć. - Mark patrzył się na niego zdziwiony i nie widział co ma powiedzieć, ale po chwili jego usta otworzyły się i zaczął zadawać pytania. - Ktoś tam zmarł? Nie słyszałem o tym. Co się stało - Marshall patrzył na niego z oczami pełnymi smutku. Burknął coś o żonie, a po chwili powiedział coś tajemniczego. - Nikt tam nie umarł, ale każdy by wolał śmierć od tego. - Mark dopił piwo i wrócił do swojego domu, aby w końcu złożyć swą ciężką głowę na miękkiej poduszce i zasnąć. Ellen i Maria już dawno spały, więc poruszał się cicho i szybko zasnął. Oczywiście zignorował słowa starca, które były dla niego niedorzeczne. Jego córka zadziwiająco dużo tam siedziała i bawiła się. Była tam chociaż bezpieczna. Minęły tak dwa lata, a córka Marka i Ellen nadal chodziła co dzień bawić się do piwnicy, zaczęło ich to martwić więc postanowili jej kazać wychodzić. Mówiła, że niedługo nie będzie musiała tego robić. Zmartwiło ich to więc Mark wymyślił, że powiedzą jej o remoncie. Przyjdzie tutaj z Marshallem ubranym jak zwykle w spodnie robocze na szelkach oraz gumowce i powiedzą, że będą coś robić. Wtedy będzie musiała tam zejść. Poszedł więc do jego domu i wyjaśnił mu całą sytuację. Jednak gdy tylko powiedział o piwnicy, w oczach Marshalla pojawił się ogromny strach. - Jak to bawi się w piwnicy?! Mówiłem, że nie powinna tam przebywać.- Mark nie wiedząc o co chodzi zażądał wyjaśnień od przyjaciela. - Nie powinienem o tym mówić, ale musisz wiedzieć. Chodźmy tam szybko i słuchaj uważnie. - Opuścili dom Marshalla, który właśnie mówił o przeszłości tego miejsca. - Znajdował się tutaj niegdyś cmentarz. Pod Waszym domem był kwartał przeznaczony na groby dzieci. Każdy kto tam mieszkał z dzieckiem widział jak jego pociecha schodzi do piwnicy i tam siedzi. Niektórzy mówili, że ma wymyślonych przyjaciół. - Zbliżyli się już do domu i otwierali drzwi, a potem kierowali się do zejścia na dół - Tak, też miałem córkę - W oczach starca stanęły łzy - Miała na imię Meg, mimo, że tu nie mieszkaliśmy to chodziła do piwnicy bawić się z synem sąsiadów, aż pewnego dnia... zniknęła. James, który tutaj mieszkał przed Tobą widywał nasze córki. Widywał je ze swoją żoną, a ja mu nie wierzyłem. Pewnego dnia sam zobaczyłem moją córkę. Była ubrana w postrzępione ubranie, myślałem, że wróciła do domu, ale gdy chciałem ją przytulić... ona... cofnęła się i, i zaczęła sinieć. Jej skórę pokrywały wrzody, gniła, a później obeszły ją robaki. Powiedziała mi, że mam nie wpuszczać tam dzieci. - Marshall już nie mógł powstrzymać łez, które zalały całą jego twarz. Padł na kolana i płakał. Jednak chwilę później wstał i powiedział - Może chociaż Twojej córce nic nie będzie. - Marka ogarnęły obawy co do stanu psychicznego mężczyzny, lecz gdy zeszli... jego twarz pokryła się bielą i sam był na krawędzi szaleństwa. Jego córkę otaczały inne dzieci, które mówiły, że zaraz będą razem na zawsze, a jego córka... nie widział co się stało, ale miała... ona, jego córeczka płakała i była cała we krwi. Chwilę później płacz ustały, a wszystko zniknęło. Marshall padł na kolana i zalał się ponownie łzami. Widział tam swoją córkę, czekającą ze spokojem, aż ta niewinna istota się wykrwawi. Czuł na przemian złość, smutek, miłość do córki i nienawiść. Czuł, że zaraz wszystko się skończy, czuł, że to miejsce chcę go tutaj. Marshall też chciał pozostać tutaj z córką, która teraz pojawiła się i jakby czytając mu w myślach zaczęła mu szeptać w ucho, że potrzebuje go tutaj. Jego własna córka podała mu nóż do ręki i uśmiechnęła się. Był to uśmiech pełen miłości. Mężczyzna nie wahał się ani chwili, i rozciął swoje żyły. Wtedy jego córka zmieniła swój uśmiech na pełen gniewu, szyderczy uśmieszek. - Głupi staruch. - Rozbrzmiał głos jakiegoś mężczyzny. Życie szybko opuściło Marshalla, a jego ciało jakby wyparowało. Córka Marka zrobiła niemal to samo, ale sama wbiła mu zakrwawiony nóż w brzuch i pozwoliła umrzeć. Wszystkie ciała zniknęły tak samo jak to Marshalla. Tymczasem na piętrze Ellen nieświadoma koszmaru jaki dział się tuż pod nią patrzyła się na telewizor. Gdy się odwróciła, aby zdjąć gwiżdżący czajnik z gazu doznała szoku. Stała tam grupa dzieci, a u ich stóp leżały ciała jej najbliższych. Kobieta jednak tylko się uśmiechnęła i wyłączyła wodę. - Moje dzieci miały zabawę - Powiedziała jakby sama do siebie. Odkręciła kurki i gaz zaczął syczeć ulatniając się do mieszkania. Napiła się herbaty i spojrzała przez okno. - Teraz będziemy razem kochanie. Razem, na wieki. Zapaliła zapałkę i w ułamek sekundy później dom niemal się rozpadł od siły wybuchu. Straż po ugaszeniu pożaru postanowiła, że trzeba wykopać dziwną ziemię pod domem i ustalić gdzie podziała się rodzina. Uznano, że żyją ponieważ nie znaleziono ciał. Wszyscy byli przyciągani do miejsca starej piwnicy i koparka zaczęła wykopywać ziemię. Już po chwili ustalono gdzie są ciała. Ciała rodziny Grand i ich sąsiada znaleziono właśnie w tej ziemi. Jednak to nie koniec, im kopano głębiej tym więcej ciał znaleziono. Oszacowano, że było tam 46 ciał dzieci w wieku od pięciu do dziesięciu lat oraz trzy ciała z rodziny państwa Grand i jedno ciało sąsiada. Razem znajdowało się tam pięćdziesiąt ciał. Nikt nie wiedział skąd się brały, ale ustalono, że wszyscy zmarli w okresie do pięciu lat wstecz. Mimo, że działa Grandów były świeże bo umarli wczoraj, to stan ich ciał wskazywał na to, że nie żyli już o co najmniej dwóch lat.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje