Historia

Pakt z diabłem

kwesiunia 0 9 lat temu 4 548 odsłon Czas czytania: ~5 minut

pakt-z-diablemGdy przeglądałem stare dokumenty w klasztornej bibliotece, wpadł mi w ręce pewien pergamin. Żeby zrozumieć jego treść, musiałem zastosować specjalny szyfr. Użyłem go i z zdumieniem odkryłem, że to jest cyrograf jakiegoś nieszczęśnika, który sprzedał swoją duszę diabłu...

Tamtego wieczoru siedziałem w klasztornym archiwum i przeglądałem stare dokumenty. Zbierałem materiały do pracy o historii religii. Otwierałem właśnie jedną z siedemnastowiecznych ksiąg, gdy nagle strąciłem stojący na stole krucyfiks. Odgłos spadającego metalowego przedmiotu był tak donośny, że aż się wzdrygnąłem. Krzyż potoczył się pod ogromną drewnianą szafę, w której mnisi zgromadzili wiele ksiąg i papierów. Sięgnąłem pod mebel i próbowałem wymacać krucyfiks, jednak daremnie. W pewnej chwili dotknąłem jakiejś grubej karty. Chwyciłem ją i wyjąłem. Okazało się, że to pergamin, pokryty grubą warstwą kurzu i pajęczyn. Dmuchnąłem na pergamin, potem jeszcze strzepnąłem z niego resztę brudu i dopiero teraz odkryłem, że jest on pokryty drobnym i bardzo starannym pismem. „Co to może być?", pomyślałem, przyglądając się łacińskim napisom. Dokument sprawiał wrażenie dość starego. Wskazywały na to zupełnie pożółkły kolor pergaminu i wyblakły atrament. Próbowałem odczytać treść łacińskiego napisu, jednak w tym świetle było to absolutnie niemożliwe.

W pierwszej chwili chciałem odłożyć pergamin do szafy z dokumentami, słusznie przypuszczając, że musiał z niej wypaść. Pewnie któryś z mnichów upuścił go, szukając w szafie jakiejś księgi. Nagle przyszło mi jednak do głowy, że ten dokument przeleżał pod szafą wiele lat... „Może ktoś go w tym czasie szukał?...", pomyślałem i nagle z niewiadomych całkiem dla mnie przyczyn doszedłem do wniosku, że ten dokument jest lub raczej był dla kogoś bardzo ważny. I chyba to mnie powstrzymało przed odłożeniem go na jedną z półek... Wiem, że nie powinienem był tego robić, ale najpierw rozejrzałem się uważnie, czy żaden z pochylonych nad księgami mnichów tego nie widzi, a potem po prostu schowałem dokument do książki. Czułem się przy tym jak złodziej... Doskonale znałem zasady obowiązujące w miejscach takich jak to. Mogę wszystko obejrzeć, przeczytać, ale nie wolno mi niczego stąd wynieść. A jednak zrobiłem to. Tłumaczyłem sobie, że przecież nie zabieram tego pergaminu na zawsze i że go oddam do archiwum. Chciałem mu się tylko uważnie przyjrzeć, a tu w tym rozproszonym świetle nie bardzo było to możliwe. Wziąłem więc ten dokument, by go dokładniej przestudiować w domowym zaciszu. Przez całą drogę do mieszkania czułem dziwne podniecenie. Czułem, że czeka mnie coś niezwykłego... Wieczorem otworzyłem książkę i wyciągnąłem rękopis. Tekst był napisany po łacinie. „Gwiazdy, siedem opłatków, blizny, kąsanie...", tłumaczyłem w myślach. Zdumiony potarłem czoło, bo choć znałem język łaciński, nie mogłem zrozumieć sensu tych zdań. Nagle w pokoju i w całym mieszkaniu zgasło światło. Poszedłem więc po omacku do przedpokoju sprawdzić korki. Były w porządku. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że w blokach naprzeciwko też nie ma światła. Wyciągnąłem więc z szafy kilka świec i zapaliłem je. Chciałem, by było jak najjaśniej. Wziąłem do ręki klasztorny pergamin i w mglistym świetle próbowałem rozszyfrowywać ten niezwykły tekst. Czytałem go coraz bardziej zdumiony i zaniepokojony... Nagle uświadomiłem sobie, że czuję czyjąś obecność. Podniosłem wzrok znad biurka i oniemiałem. Nad rękopisem bowiem unosiła się jakaś poświata, która tworzyła coś na kształt przezroczystej postaci. Stała naprzeciwko mnie i miałem wrażenie, że... o coś prosi. Zamarłem z przerażenia. Poczułem zimny podmuch powietrza i w tej samej chwili świece zgasły, jakby ktoś je zdmuchnął... Czułem, jak włosy jeżą mi się na głowie, i to dosłownie! Ze strachu zaschło mi też w gardle. Wstrzymałem oddech, żeby to coś, co zobaczyłem w blasku świec, nie wiedziało, gdzie jestem. To trwało pewnie tylko ułamki sekundy, ale ja miałem wrażenie, że całą wieczność... Po chwili znów zapaliło się światło i na szczęście zjawy już nie było, a przynajmniej ja jej nie widziałem. Tego pergaminu już nie wziąłem do rąk, ale wiedziałem, że nie mogę tak tego zostawić.

„Pojadę jutro do mojego promotora. Profesor jest znakomitym lingwistą, na pewno mi pomoże", postanowiłem, szykując się do snu. Tej nocy nie zgasiłem światła. Nie ukrywam, że wciąż się bałem. Obawiałem się, że w ciemności znów mogę zobaczyć tę przedziwną zjawę. Przez pół nocy przewracałem się z boku na bok, w końcu chyba jednak przysnąłem. W nocy dręczyły mnie jakieś koszmary...

Obudziłem się zlany potem i bardzo zmęczony. Wolałem już nie zasypiać. Po ósmej zadzwoniłem do profesora i poprosiłem go o spotkanie. Na szczęście pozwolił mi przyjść od razu i pokazać klasztorny dokument.

- Tak, widziałem już kiedyś coś takiego - profesor wziął do ręki pergamin i zamyślił się.

- Naprawdę? - ucieszyłem się. - A ja próbowałem to przeczytać, ale nie mogłem odnaleźć sensu...

- To szyfr, i to dość prosty - powiedział. - Czyta się co drugi wyraz i to na wspak. W ten sposób pisano... cyrografy, czyli pakty z szatanem. Pewnie pan o nich słyszał, panie Tomaszu...

- No tak... - zrozumiałem nagle.

- Z tego pisma wynika, że mnich Szymon obiecał służyć Belzebubowi w zamian za zdrowie i bogactwo - profesor uśmiechnął się. - Oto jak łatwo skazać się na wieczne męczarnie. Kiedy jechałem do klasztoru, przypomniała mi się historia, którą czytałem jeszcze w liceum. To się zdarzyło w tysiąc czterysta trzydziestym szóstym roku, w naszym mieście szalała epidemia. Podobno wtedy pewien mnich nawiązał kontakt ze złymi mocami. Dzięki nim ocalał.

Nigdy nie wierzyłem w te historie o diabłach i cyrografach, ale po tym, co mi się zdarzyło poprzedniej nocy, zmieniłem zdanie. Nie mogłem się uspokoić. Gdy znalazłem się znowu w klasztornym archiwum, zacząłem przeglądać księgi w innych szafach i na regałach. Brewiarz, Biblia, Rocznik, czytałem tytuły ustawionych tam książek. Czarna magia... „Co? Tutaj?", zdziwiłem się. Przeżegnałem się i zacząłem przerzucać kartki. Dotarłem do rozdziału o cyrografach. „Jeśli kto chce oddać duszę szatanowi, a cieszyć się bogactwem wszelakim i sławą wspaniałą, musi spisać dokument... " Po raz pierwszy miałem do czynienia z czymś takim. Z wypiekami na twarzy skończyłem czytać tekst. Dowiedziałem się, że cyrograf można unieważnić i uratować potępieńca, ale trzeba go w rytualny sposób spalić o północy. Odstawiłem książkę na półkę. Już wiedziałem, jak postąpię.

Gdy wychodziłem z klasztornego archiwum, usłyszałem głos jednego z zakonników:

- Taki pan blady. Coś się stało?

- Boli mnie żołądek - nie chciałem się przyznać do tego, co było prawdziwym powodem mego złego samopoczucia.

- Proszę poczekać - mnich wyszedł na chwilę, po czym wręczył mi papierową torebkę.

- To piołun, proszę go sobie zaparzyć i wypić, a ból przejdzie.

„Dziwne, w tej magicznej książce było napisane, że cyrograf trzeba spalić razem z suchym piołunem", pomyślałem zdumiony.

swieczka-plonacaPrzyszedłem do domu. Z nadmiaru wrażeń rozbolała mnie głowa. Położyłem się więc spać. Kilka godzin później obudziłem się zlany potem. Szybko zapaliłem światło. Spojrzałem na zegarek. Za piętnaście dwunasta. „Muszę to spalić", pomyślałem. Nie chciałem już więcej oglądać zjawy. Zapaliłem świecę, wysypałem do dużej popielniczki piołun, rozłożyłem wszystko tak, jak było napisane w książce o czarnej magii, otworzyłem Biblię i zacząłem czytać odpowiednie fragmenty. W końcu spaliłem ten przeklęty dokument. Zdmuchnąłem świecę i położyłem się do łóżka. Dopiero wtedy odetchnąłem z ulgą. Czułem, że udało mi się wygnać złe moce oraz uratować cierpiącą duszę człowieka skazanego na wieczne potępienie.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje