Historia
List od mamy
Mama zmarła parę dni temu. Spodziewaliśmy się jej śmierci, była już dość stara, a jej stan znacząco się pogarszał. Najpierw przestała jeść, pić, mówić... Później po prostu zamknęła się w swoich czterech ścianach i wychodziła tylko do toalety. Przynosiliśmy do jej pokoju tacki z jedzeniem, jednak porcje wracały nietknięte. Czasem tylko dało się zauważyć różnicę w ilości wody w szklance. Teraz myślę, że chyba zdawała sobie sprawę, że umiera. Nie chciała patrzeć na nasze pełne współczucia i zatroskania twarze. Wolała odgrodzić się i ‘’przeżywać’’ śmierć w samotności. Nawet telewizor, czy radio, które wcześniej włączone były niemal 24 godziny na dobę, ponuro milczały. Nie wiem, co mama mogła wtedy robić… Chyba się nie modliła, bo gdy zapytałam, czy chciałaby się wyspowiadać i czy mam przyprowadzić księdza, zaprotestowała gwałtownie. Nigdy nie była zbyt religijna, ale od czasu do czasu chodziła na mszę. Regularnie się spowiadała, obchodziła święta katolickie.
Znalazłam ją w sobotę rano. Leżała w swoim łóżku, przykryta kołdrą. Z początku myślałam, że śpi. Jednak pochyliłam się nad nią, gdyż o tej porze miała wziąć leki. Szarpnęłam ją delikatnie za ramię. Nawet nie drgnęła. Leżała sztywno, odwrócona do mnie tyłem. Przestraszyłam się. Zaczęłam mówić głośniej, aż w końcu szarpnęłam jej ciałem, by opadło na plecy. Była blada, bledsza niż zwykle. I taka sztywna… Łzy zakręciły mi się w oczach, zawołałam mojego starszego brata. Wpadł do pokoju i też szybko się rozkleił, mimo że oboje spodziewaliśmy się, że ten moment wkrótce nastąpi.
Musieliśmy jednak myśleć trzeźwo. Trzeba było mamę przebrać, zadzwonić do zakładu pogrzebowego. Już parę lat temu mama kupiła sobie ubranie do trumny. Nie było tak ponure, jak większość tych stroi. Mama żartowała, że ten dzień będzie wyjątkowy i musi wyglądać pięknie. Beżowy żakiet z dobraną do niego spódnicą za kolana faktycznie dobrze komponował się z urodą matki. Podniosłam ją delikatnie, by spoczywała teraz w pozycji siedzącej, oparłam ją o poduszkę. Coś zaszeleściło pod kołdrą. Uniosłam pościel i znalazłam kartkę, zapisaną niewyraźnym, chaotycznym pismem mamy.
Zdziwiłam się. Ujęłam jednak kartkę, przysunęłam ją do swojej twarzy, by łatwiej odczytać niestarannie spisane słowa.
,,Kochana Córeczko, Kochany Synku..
Wszyscy wiemy, że mój koniec jest bliski. Jestem świadoma tego, jak bardzo się staraliście, bym wróciła do zdrowia. Lekarze wmawiali wam, że taki jest już los starego człowieka. Faktycznie, w moim wieku każda grypa jest groźna. Ale prawda jest trochę inna. Zdaję sobie sprawę, że marne są szanse, że mi uwierzycie. Wiem, że to wszystko może wydać się nieprawdopodobne. Chcę tylko, żebyście to przeczytali. Chcę, żebyście wiedzieli.
Wszystko zaczęło się od momentu, gdy spotkałam JĄ. Każdej nocy przychodziła do mojego pokoju, choć na początku chowała się za oknem. Czasem zdarzało mi się widzieć ją nawet za dnia. Wyglądała naprawdę przerażająco. Mimo, że nie robiła mi krzywdy, to sam jej widok był dla mnie traumą. Czułam się prześladowana przez tą straszną postać. Zmuszona do patrzenia na nią przeżywałam psychiczne katusze. Nie wiedziałam, co robić.
Postać miała przeraźliwie bladą twarz, która była jakby w trakcie rozkładu. Powoli się rozpływała, rozkładała. Część jej policzków pokryta była skórą, jednak koloru tak jasnego, że zlewała się ona z kośćmi czaszki, wystającymi z tych gnijących części. Zamiast oczu miała dwie czarne dziury, które zdawały się nie mieć dna. Odziana była w czarny, lekko prześwitujący płaszcz, spod którego wystawały dwie przeraźliwie chude ręce. Nie rosły jej włosy, tylko parę pojedynczych kosmyków opadało na tył głowy. Każdej wizycie towarzyszył rozsadzający nozdrza zapach zgnilizny.
Zwykle obserwuje mnie jakby z daleka. W nocy stoi w kącie pokoju i tylko mi się przygląda. Nie sposób jednak zasnąć, gdy czuje się na sobie jej przeszywający wzrok. Jednak wtedy nie czuję się aż tak bardzo źle. Gorzej, gdy stoi na środku pokoju, lub bliżej łóżka. Wtedy napadają mnie nocne wymioty, mdłości, zawroty głowy. Jest mi lepiej dopiero, gdy osuwa się w głąb pokoju.
Ostatnio zemdlałam, będąc w łazience, pamiętacie? Wezwaliście pogotowie, a ja tłumaczyłam się skaleczeniem w palec, zasłabnięciem na widok krwi. Nie było tak, nigdy przecież nie miałam lęku przed krwią, lubiłam filmy, gdzie główną rolę odgrywały okrutne rzezie. Wiecie sami, że gdyby nie brak wykształcenia, mogłabym być świetnym chirurgiem, który nigdy nie mdleje przy stole operacyjnym. I tym razem to nie krew była powodem mojego zasłabnięcia. Szorowałam ręce w umywalce, wzrok spuszczony miałam w dół, gdy nagle kątem oka zauważyłam cień w lustrze. Odruchowo podniosłam więc spojrzenie. Zobaczyłam tam siebie, lecz.. nie byłam sama. Stała za mną tak blisko, jak nigdy. Poczułam, że przeraźliwie kręci mi się w głowie. Zrobiło mi się gorąco i słabo. Bezwładnie opadłam na posadzkę, a ona stała nade mną, dopóki nie przybiegliście i nie podaliście mi jakiś lekarstw.
Nie wiem, czego ona chce. Pytałam wiele razy, ale poza wyglądem, to chyba jej największa wada – jest głuchoniema w zaawansowanym stopniu. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nic nigdy nie powie, tylko cały czas tępo się gapi z rozdziawioną mordą. Czasami próbowałam sama do niej podejść, ale i wtedy łapał mnie jakiś skurcz, lub mdłości.
Kiedyś odwiedzała mnie tylko czasami. Wtedy ją za to przeklinałam, teraz jednak chciałabym wrócić do tamtego czasu, aktualnie ona nie opuszcza mnie nawet na krok. Nie mogę się od niej uwolnić. Wyobrażacie to sobie? Być prześladowanym przez taką karykaturę… To potworne uczucie.
Na początku próbowałam modlitwy. Różaniec stał się chyba najczęściej używanym przeze mnie przedmiotem. Szybko jednak znalazłam go solidnie rozdeptanego na podłodze, a modlitewnik zalany był sokiem, który mi przynieśliście. Odpuściłam sobie, bo uznałam to za znak. Jakby coś chciało mi powiedzieć, że Bóg i tak w niczym już nie pomoże. To mnie rozczarowało, bo przez tyle lat byłam wierzącą praktykującą, a teraz nawet gorliwe modlitwy nie przynosiły ulgi w cierpieniach.
To chyba wszystko, co chciałam Wam powiedzieć. Gdy będziecie to czytać, mnie już nie będzie na tym świecie. Chcę tylko jeszcze dodać, że i w tym momencie stoi nade mną. Przez to nie mogę się skupić na pisaniu… Jest tylko jakby jeszcze bliżej. Stoi tuż obok. Chyba jeszcze nigdy nie była aż tak blisko. Wygląda, jakby miała zamiar na mnie skoczyć, bo’’ – tu list się urwał.
Została tylko kreska, jakby ktoś narysował ją przypadkiem, opadając bezwładnie na poduszki…
Komentarze