Historia

Tanatos, Mruczek i Starucha

pariah777 1 9 lat temu 1 216 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

– Mam nadzieję, że jesteś gotowa, babciu – powiedział młodzieniec.

– Kiedy przyjedzie pan z pizzą? – odpowiedziała.

– Cholerna stara babo, przydaj się na coś i choć raz siedź cicho! Nie ma żadnej pizzy!

Oboje siedzieli naprzeciwko siebie, oczekując w milczeniu, aż stary zegar wiszący na ścianie oznajmi trzecią w nocy. W pomieszczeniu stały jedynie dwa krzesła i łóżko, które wyglądało na starsze od kobiety. Powietrze wypełniał zapach wilgoci i babcinych perfum. W paru miejscach na suficie tynk nie wytrzymał próby czasu i odpadł, leżąc teraz zamieciony w kąt.

– Już czas – odetchnął chłopak.

– Też myślę, że już tu powinien być. Sprawdź, może czeka przed drzwiami, bo dzwonek nie działa.

Wstał, ignorując słowa babki, i podszedł do jej krzesła. Położył dłonie na jej siwych włosach.

– Tanatosie! Oto ja, twój pokorny sługa, proszę cię, abyś zstąpił w ciało tej kobiety!

– Po co krzyczysz? Jestem tuż obok ciebie, głuptasku – gderała dalej.

– Przemów jej ustami, a następnie wysłuchaj mych słów! Przynajmniej ześlij jakiś znak!

Rozległo się donośne pukanie w drzwi. Chłopak odskoczył i z przerażeniem w oczach oczekiwał, że zaraz ukaże się mu Bóg Śmierci Tanatos w całej swej okazałości.

– Otwórz Adasiu, tylko nie dawaj napiwku, w końcu trochę się spóźnili z tą pizzą.

– Zamknij się! Sama sobie otwórz, na ciebie już i tak od dawna czyha kostucha.

Kobieta podniosła się i ruszyła w stronę drzwi niczym dziecko biegnące do ciężarówki z lodami. Chwyciła za klamkę i energicznie je otworzyła. Zapadła głucha cisza. Chłopak stał, zasłaniając oczy dłońmi. Dopiero po chwili rzucił szybkie badawcze spojrzenie i odetchnął z ulgą.

– Tam nic nie ma, co nie? – upewniał się.

– Pizza jest – odrzekła.

Podszedł ostrożnie do drzwi i spojrzał przez ramię babki.

– Co to, kurwa, jest!?

– Przynajmniej pieniędzy nie chcieli. Dobrze, za spóźnienie nie powinni brać pieniędzy. – odrzekła.

Adam delikatnie odsunął babcię i uklęknął.

– Nie, nie, nie... – mamrotał nad rozszarpaną bryłą mięsa, otulonej w kałuży krwi, z której sterczały jedynie białe, połamane kości. Obok leżała obroża z napisem „Mruczek”.

– Tylko nie zjedz sam wszystkiego – wtrąciła babcia.

Po chwili oprzytomniał, podniósł się z klęczek i zaczął przeszukiwać kieszenie, modląc się w duchu, choć nigdy wcześniej tak szczerze tego nie robił.

– Czego szukasz? – dopytywała się starsza kobieta.

– Kluczyki do samochodu, gdzieś tu muszą być.

– Już jedziesz? Przecież nic nawet jeszcze nie zjadłeś – to powiedziawszy, odwróciła się i poszła do kuchni.

Znajome pobrzękiwanie zwróciło uwagę Adama. Dostrzegł wystające klucze z tylnej kieszeni babki. Stał teraz przed pytaniem, czy lepiej uciekając w panice oddać się ciemnościom, tym samym, które zrobiły z Mruczka tak wykwintne danie, czy zdać się na łaskę staruchy. Wybrał w końcu to drugie.

Po chwili pojawiła się znów w pokoju, niosąc z uśmiechem na twarzy miskę truskawek.

– Poczęstuj się, proszę – zasugerowała.

– Czego ty ode mnie chcesz? – wypowiedział z kamienną twarzą, choć właśnie zmoczył swoje majtki.

– To ja się chyba powinienem o to zapytać... – rzekła i napchała się truskawkami, a z jej ust pociekła czerwonawa strużka soku.

– Ty... ty... – Wytrzeszczył oczy i zaczął dygotać z przerażenia.

– No co ja? – Uśmiechnęła się babka.

Poczuł, że to ostatnia okazja na ucieczkę. Nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Ruszył w stronę drzwi, wytrącając staruszce miskę z truskawkami, licząc, że w ten sposób zyska cenne sekundy. Gdy niczym pocisk wyleciał przez drzwi, pośliznął się na wnętrznościach kota. Ot taka zemsta zza grobu na człowieku, przez którego Mruczek już nie poliże swojej pani.

– I po co ten pośpiech? – dobiegało wołanie z domu.

Z paskudnym rozcięciem na czole, Adaś pełzał w błocie, byle jak najdalej od tej chorej kobiety.

– Im więcej będziesz się miotał, tym bardziej będzie bolało – oznajmiła.

– Weź staruchę, to był jej pomysł! – skłamał, łapiąc się swojej ostatniej nadziei. Zamknął oczy, niech się dzieje wola pieprzonego nieba.

– Myślałam, że zachowasz resztki godności, nie tak cię wychowałam, Adasiu. Czeka cię kara, ale pamiętaj, robię to z miłości, żebyś wyszedł jeszcze na ludzi.

Paraliżujący ból przemknął przez ciało chłopaka, po którym nastała cisza i ciemność.

Otworzył oczy. Siedział na krześle, wciąż żywy. Na łóżku przed nim leżała starucha. W niektórych miejscach była obdarta ze skóry, odsłaniając zmasakrowane mięso i kruche kości. Cały pokój skąpany był w jej krwi i bebechach. Młodzieniec miał jedynie płytką ranę na czole.

Wstał i zwrócił uwagę na to, że właśnie trzyma w ręku telefon.

– Może jeszcze nie wszystko stracone – powtarzał w myślach, sprawdzając ostatnie wybierane numery. Dzwonił dziesięć minut temu. Na policję.

– To był wypadek, to był wypadek, to musiał być wypadek – bełkotał, wyprowadzany przez funkcjonariuszy w kajdankach.

– Jak chuj – wtrącił policjant z ironią w głosie, jednocześnie ze zgrozą podziwiając miejsce zbrodni.

– Stefan, ten psychol nawet kota nie oszczędził! – zwrócił się jeden do drugiego.

Wszyscy ze zgrozą odkrywali coraz to nowsze dowody okrucieństw, które się tu działy. Patrzyli z ulgą i nienawiścią, jak chłopak jest wpychany do radiowozu.

– Bekniesz za to! Już ja tego dopilnuje! Masz to, cholera, jak w banku! – krzyknął za odjeżdżającym samochodem jeden ze stróży prawa.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

masakryczne i fajne opisy ma ta historyjka ale jakoś straszna ona niejest i właśnie dlatego daje minusa
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje