Historia
Listy
Kurier wskazał mi palcem miejsce, gdzie miałem złożyć autograf, po czym wręczył mi do ręki list i machnął niedbale ręką w geście pożegnania. Zamknąłem drzwi, poszedłem do swojego pokoju, po czym rzuciłem list na biurko i wróciłem do łóżka. Była dziewiąta rano i nie zamierzałem robić niczego innego, niż spać, zwłaszcza, że wczoraj robiłem nadgodziny i wróciłem do domu grubo po północy. Minęło kilka dobrych minut zanim dotarło do mnie, co się właściwie stało. Poderwałem się z łóżka i zacząłem podejrzliwie przyglądać się kopercie na biurku.
Wynajmuję mieszkanie z moim kumplem ze studiów i jego dziewczyną. Jestem typem człowieka, który nie może usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż rok, więc na taki okres czasu zazwyczaj podpisuję umowy. Co za tym idzie, jako adres korespondencyjny podaję adres moich rodziców, których odwiedzam od czasu do czasu i wtedy też przeglądam pocztę, która do mnie przyszła. Stąd też moje zdziwienie, gdy na kopercie widniało moje nazwisko i adres mieszkania, które wynajmuję.
Zastanawiałem się, czy czasem nie mam jakichś długów i zwyczajnie wichrzyciele ogarnęli gdzie mieszkam i postanowili wysłać list bezpośrednio do mnie. Było to może mało prawdopodobne, jednakże zostawiłem nieotarty list przez następnych parę dni. Aż w końcu o nim zapomniałem. Nie dostałem żadnego kolejnego, więc szybko wyleciał mi z pamięci tamten, zwłaszcza, kiedy zaległ gdzieś pomiędzy stertą innych papierów. Przypomniałem sobie o nim dopiero wtedy, kiedy robiłem generalny porządek w pokoju.
Stwierdziłem, że zanim go wyrzucę, mogę sprawdzić co jest w środku. Sprawa i tak jest już pewnie przedawniona, więc co za różnica. Byłem rozczarowany, gdy w środku znalazłem jedynie pustą kartkę. Ktoś sobie musiał zrobić żarty. Już miałem ją podrzeć i wyrzucić, gdy zauważyłem niewyraźne znaki, gdy wygięło się ją pod odpowiednim kątem. Zacząłem przy przypatrywać się jej dokładniej, wykręcając ją na wszystkie możliwe strony. Znaki były całkowicie pozbawione sensu. Przynajmniej dla mnie. Jednakże po dłuższej chwili spostrzegłem, że nie mam patrzeć na znaki, ale na przerwy między wierszami. To właśnie one tworzyły treść wiadomości:
„Witaj. Cieszymy się, że postanowiłeś otworzyć otrzymany przez nas list.
Powiedz nam, w co wierzysz?”
Było to o tyle interesujące, co niepokojące. Nie byłem pewny co mam w tej sytuacji zrobić. Odpisać? Komu? Gdzie wysłać list? W co wierzę? Przecież to nie ma znaczenia. Chory wymysł jakiegoś idioty.
Zacząłem dokładniej przyglądać się kartce, czy gdzieś nie jest napisane mniejszym druczkiem, że jest to reklama jakiegoś nowego produktu, czy coś w tym rodzaju. Nie mogłem niczego takiego się dopatrzyć, więc jedynie wzruszyłem ramionami i zabrałem się za swoje codzienne obowiązki.
Następnego dnia powitał mnie kurier z listem do mnie. Byłem całkowicie zaskoczony, jednak odebrałem go i tym razem otworzyłem od razu, po zamknięciu drzwi. W środku była biała kartka, jednak wiedziałem już jak ją odczytać.
„Odpowiedz nam.”
Jak? Skoro nie podaliście nawet swojego adresu. Mam wyjść na ulicę i wykrzyczeć, z nadzieją, że mnie usłyszycie? Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Zrobiłem więc to, w czym jestem dobry – zignorowałem list i poszedłem do pracy.
Kolejnego dnia przyszedł następny list. Później zaczęły przychodzić dwa.. trzy. Dostawałem je nawet do pracy. Za każdym razem były to te same dwa słowa.
W końcu nie wytrzymałem. Wziąłem jedną z ich kartek i napisałem wielkimi literami pierwszą rzecz, która mi przyszła do głowy.
„Wierzę w Boga.”
Po czym schowałem kartkę do jednej z kopert i zszedłem na dół, by położyć ją w kartoniku, do którego wrzuca się błędnie zaadresowane listy. Było to nieco naiwne, ale liczyłem, że w ten sposób wreszcie się od nich uwolnię. Albo chociaż dadzą mi chwilę wytchnienia. Z takimi myślami położyłem się spać.
Wstałem zdecydowanie wcześniej niż zazwyczaj, gdyż wziąłem poranną zmianę w pracy. Przeciągnąłem się, łapiąc się przy tym za rękę i wtedy też poczułem ból. Spojrzałem na nią i oniemiałem.
„Bóg? Nie ma Boga”
Taki krwawy napis wyryty był na moim przedramieniu. Patrzyłem się na napis z potęgującym się przerażeniem. Co tu jest do cholery grane? Jak to możliwe… Nie było możliwości, aby ktoś wszedł do mieszkania w nocy, zawsze jest pozamykane. Poza tym na pewno obudziłbym się, gdyby ktoś wycinał na mojej ręce taki napis..
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. W progu stał kurier, miał dla mnie list.
Część druga: http://straszne-historie.pl/story/7339
Komentarze