Historia

Rzeźnik
Wracałam samochodem od znajomych.Na dworze robiło się już ciemno.Powoli zapadał zmrok.Zerknęłam na deskę rozdzielczą i zauważyłam,że kontrolka od paliwa się świeci.Nawet nie wiem w którym momencie się zapaliła.Wizja utknięcia na środku pustej drogi w dodatku w nocy nie była zbyt zachęcająca.Do najbliższej stacji paliw miałam jakieś 70 km.Cholera,nie dojadę!Ale zaraz,zaraz...Mateusz,mój znajomy wspominał coś o CPN-ie który znajduje się za lasem.A ja właśnie jechałam przez ten las,tyle że główną drogą.Przejechawszy jakieś 10km nie zauważyłam żadnej stacji.Dookoła mnie były same drzewa i nic więcej.Wybrałam numer telefonu kolegi i postanowiłam się dowiedzieć jak tam dojechać.
-Musisz wjechać w boczną dróżkę w lesie.Po prawej stronie.To polna droga.Trochę dziurawa,ale da się przejechać.Jak dojedziesz do końca,to po lewej stronie będzie kapliczka,a jakieś 300 metrów za nią mała stacja.-powiedział.
Jadąc zobaczyłam skręt w prawo.Wjechałam.Kątem oka dostrzegłam znak-Zakaz Wjazdu!Niech to szlag!Trudno,muszę zatankować auto!Dróżka była chyba rzadko uczęszczana.Nie było widać żadnych śladów kół.Dookoła las i zupełna cisza.Włączyłam radio,przekręciłam ogrzewanie i zrobiło mi się trochę raźniej.Przejechałam już jakieś 6 km,ale wsi o której mówił Mateusz nie było widać.Ciągle tylko drzewa i coraz węższa droga.Postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do kolegi.
Wyciągnęłam telefon.Brak zasięgu!Cholera,kiedyś oglądając filmy śmiałam się z takich sytuacji.Człowiek potrzebuje zadzwonić,a tu bateria rozładowana,lub nie ma zasięgu.Zatrzymałam się na chwilę zostawiając zapalone długie światła.Chodziłam dookoła pojazdu z ręką wyciągniętą ku górze,mając nadzieje że znajdę ten cholerny zasięg.Nic z tego.Jestem w lesie,nie dodzwonię się.Nagle PIK,PIK,PIK-telefon odmówił posłuszeństwa.Tym razem się rozładował.Cholerny pech!
Wsiadłam do auta i postanowiłam jechać dalej.Dziury w drodze były co raz większe,więc nieco zwolniłam.Nagle ŁUUUP!Auto zgasło.Do diabła,chyba w coś walnęłam.
Wyszłam z samochodu,schyliłam się i zobaczyłam plamę.Z pod auta sączył się jakiś płyn.Chyba pękła miska olejowa.Spróbowałam odpalić pojazd,ale bez skutku.Zrobiło się chłodno,mimo że był środek lata.W bagażniku znalazłam jakąś bluzę,zarzuciłam ją na plecy i postanowiłam iść dróżką którą miałam zamiar dojechać do wsi.Tam na pewno ktoś mi pomoże.Zabrałam ze sobą latarkę,by przyświecać sobie drogę.Księżyc zasłaniały drzewa i ciemne chmury,więc idąc po ciemku mogłabym się tu zgubić.W oddali usłyszałam grzmot!Cholera,chyba idzie burza.Muszę jak najszybciej dotrzeć do tej wioski.
* * *
Szłam dość szybko,by zdążyć przed burzą.Latarka świeciła coraz słabiej.Poczułam na policzku pierwsze krople deszczu.Zerwał się silny wiatr.Chciałam zawrócić do auta,by schronić się przed nawałnicą,ale przeszłam już jakiś kilometr i szkoda było mi tej drogi.Kucnęłam pod jakimś drzewem i czekałam,aż przestanie lać.To nie był najlepszy pomysł,bo burza była coraz bliżej.Nie powinno się siedzieć pod drzewem,podczas gdy nad głową walą pioruny jeden po drugim.Ale nie miałam wyjścia...
* * *
Siedziałam tak i modliłam się,aby to wszystko wreszcie się skończyło.Bałam się.Byłam sama w ciemnym lesie podczas burzy.To nic przyjemnego.Ale co może mi się stać?Nikogo przecież tutaj nie ma.Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głośny huk.To piorun uderzył gdzieś niedaleko.Odpaliłam latarkę i postanowiłam pójść w tamtą stronę.Przedzierałam się przez gęsty las,raniąc sobie przy tym nogi i twarz.Z daleka zobaczyłam jakieś słabe światło.Może to ta wieś o której mówił Mateusz?Szczęśliwa,że prawie dotarłam do celu zaczęłam biec.Moim oczom ukazał się mały,drewniany dom.Wyglądał jak jakaś szopa.Przez okienko było widać palące się światło.Zapukałam do drzwi.Otworzył je gburowaty facet w średnim wieku.Nie wywarł na mnie dobrego wrażenia,ale chcąc nie chcąc musiałam go poprosić o pomoc.
-Kim jesteś i czego tu szukasz?!-warknął.
Opowiedziałam mu o rozładowanej komórce,popsutym aucie i braku paliwa.Zapytałam czy może mi powiedzieć gdzie jest CPN.
-Wejdź dziewczyno,bo leje jak z cebra.Przeczekasz burzę i Cię zaprowadzę na stacje.-powiedział już trochę łagodniejszym tonem.
Weszłam niepewnie.Dopiero teraz zauważyłam,że facet ma na sobie fartuch ubrudzony czymś brązowym.Krew?
-Nie bój się.Pracuje w rzeźni.Wróciłem niedawno z pracy i nie zdążyłem się przebrać.Zabijałem dzisiaj wielką świnie he he!-zarechotał.
Nie przekonało mnie to,ale co miałam robić.Usiadłam przy stole i czekałam,aż przestanie padać.Rzeźnik-jak go nazwałam zaproponował mi herbatę.Zgodziłam się niechętnie.W zlewie stał stos brudnych naczyń.Na blacie kuchennym leżało jakieś mięso,w które był wbity duży tasak.Nad mięsem latały muchy.Śmierdziało w tej kuchni okropnie.Nie miałam ochoty na picie czegokolwiek w takich warunkach,ale bałam się odmówić.Facet był dziwny i poniekąd byłam teraz zdana na jego łaskę.Postanowiłam udawać,że piję herbatę.Później jak nie będzie widział to wyleję ją do zlewu.
Postawił przede mną brudny,parujący kubek.Kiedy podszedł przyjrzałam mu się dokładniej.Wyglądał jak by nie golił się od tygodni.Na czole miał bliznę.Jego wielkie łapska i paznokcie były ubrudzone jakąś mazią.Wyglądał jak by się nigdy nie mył.
-Poczekaj sobie tutaj panienko.Ja jeszcze mam trochę roboty.Muszę posortować mięso.Niedługo wrócę.-powiedział.
Otworzył grube,dębowe drzwi które prowadziły chyba do piwnicy.Zszedł po skrzypiących schodach i tyle go widziałam.Wylałam szybko herbatę i usiadłam na taborecie.Spojrzałam w okno.Deszcz padał jeszcze bardziej niż wcześniej,a grzmoty były coraz głośniejsze.Cholera,będę tu kwitnąć do jutra.
* * *
Facet nie wracał.Słyszałam tylko dźwięki dochodzące z dołu.Jak by rąbał drzewo.Wolałam nie wiedzieć co on tam robi.Może kroi tą świnie o której mówił.Podeszłam do drzwi i uchyliłam je delikatnie.Z ust Rzeźnika sypały się przekleństwa.Sapał i jęczał przy tym jak by wykonywał jakąś bardzo męczącą pracę.Nie chciałam mu przeszkadzać.Zamknęłam drzwi i z nudów zaczęłam po cichu szperać w kredensie.W szufladzie znalazłam zestaw różnych noży.W szafce walały się jakieś ścierki zaplamione prawdopodobnie krwią.Nie podobało mi się to coraz bardziej.W ostatniej szafce zauważyłam szklankę wypełnioną wodą w której ten obleśny typ trzymał swoją sztuczną szczękę.Obrzydliwość!Otworzyłam szufladkę na dole.Znalazłam komórkę.Na tym zadupiu jest zasięg?Postanowiłam ją uruchomić.Włączyła się od razu wydając z siebie dźwięk typowy przy włączaniu Nokii.Zakryłam głośnik dłonią,żeby Rzeźnik nie usłyszał.
Weszłam w ostatnie połączenia.112,Mama,Tata.Hmm...dziwne.Postanowiłam przeczytać SMS-y.W skrzynce nadawczej i odbiorczej było pusto.Weszłam jeszcze w kopie robocze.
''Mamo pomocy!Jestem w jakimś lesie.Dzwoń po polic...''I w tym momencie SMS się urywał.Dotarło do mnie,że telefon nie należy do Rzeźnika,tylko do kogoś innego.Do licha pora stąd zwiewać.Musiałam zachować zimną krew.Schowałam telefon do kieszeni.Zamknęłam szafki i podeszłam do drzwi.Były zamknięte.Pociągnęłam kilka razy za klamkę,ale nie ustąpiła.Boże,co robić...
Odwróciłam się by usiąść i pomyśleć jak wybrnąć z tej koszmarnej sytuacji w której się znalazłam.Za moimi plecami stał Rzeźnik w jeszcze bardziej brudnym fartuchu niż wcześniej.
-Co robisz?!-warknął.
-Nic,nic.Ja tylko...yyy chciało mi się siku,a nie wiem gdzie jest toaleta.Chciałam yyy...załatwić się na dworze.-zaczęłam się tłumaczyć drżącym głosem.
Spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem.Zajrzał do szafki.Zauważył,że nie ma telefonu.
-Oddaj komórkę.-ryknął.
Posłusznie wyciągnęłam telefon z kieszeni i oddałam go facetowi.Musiał słyszeć jak go włączałam!Rzeźnik zerknął na mnie z pod byka i nie powiedział już nic.Ja też bałam się cokolwiek odezwać,żeby go nie prowokować.Wziął telefon,schował go do szafki i zamknął ją na klucz.
-Cholera,muszę zabrać mu komórkę.Tylko jak?-kombinowałam.
Facet odwrócił się w stronę blatu i zaczął ciąć na kawałki mięso które leżało na desce do krojenia.W moje nozdrza wdarł się wstrętny odór.To mięso musiało być stare,sądząc po zapachu i dookoła latających muchach.Przyglądałam się Rzeźnikowi kątem oka.Wyciągnął zardzewiały garnek,wlał do niego wody i postawił na piecu.Później wrzucił mięso.Otworzył lodówkę w której zauważyłam dużo słoików z jakąś czerwoną cieczą.Wyciągnął dzbanek i wlał zawartość do garnka.Sądząc po kolorze była to chyba śmietana.Później coś dosypał i stał przy piecu mieszając ''gulasz''.
Dziwna pora na gotowanie obiadu.Była już chyba pierwsza w nocy,a facet sobie gotuje w najlepsze.
W kuchni unosił się nieprzyjemny zapach zgnilizny.Facet wyciągnął w szuflady łyżkę wazową i wlał sobie posiłek na talerz.Usiadł naprzeciw mnie i zapytał czy też chce.Powiedziałam,że nie jestem głodna.
-Masz kurwa spróbować!To ze świni którą dziś zabiłem!-wydarł się na mnie.
Wystraszyłam się,ale żeby się nie narażać jeszcze bardziej zjadłam wszystko co mi włożył na talerz,powstrzymując przy tym odruch wymiotny.Facet jadł przegryzając starym,spleśniałym chlebem.Kiedy znowu poszedł do piwnicy zwymiotowałam do zlewu.Drzwi nadal były zamknięte,a w kuchni było tylko maleńkie okno.Cholera,chyba nie dam rady się przez nie przecisnąć.Nagle zrobiłam się senna.Położyłam się na chwilę na brudnej kanapie w kącie kuchni.Zasnęłam.
* * *
Obudziłam się rano.Rzeźnika nie było.Podeszłam do drzwi.Były otwarte.Za nimi było coś w rodzaju przedpokoju.Zobaczyłam główne drzwi i zaczęłam szarpać za klamkę.Były zamknięte.Weszłam do pomieszczenia obok.Łazienka!W końcu się trochę umyję i załatwię.Bardzo chciało mi się pić.Odkręciłam kurek,ale zamiast wody pojawiła się jakaś zielonkawa ciecz.Podeszłam do kibelka i otworzyłam klapę chcąc się załatwić.Leżały tam fekalia.Cuchnęło okropnie.Zrobiło mi się niedobrze.Nacisnęłam na spłuczkę,ale nie działała.Odsunęłam zasłonę prysznicową.Okazało się,że to wcale nie jest prysznic,a schowek na jakieś graty.Stała tam łopata,grabie i inne narzędzia ogrodnicze.Wyszłam z tej niby łazienki i poszłam do kuchni.Chciałam otworzyć okno.Do licha,od zewnętrznej strony były w nim kraty!Wczoraj jeszcze ich nie było.Ten psychol musiał je dziś zamontować,blokując mi jedyną drogę ucieczki.Ale nie sprawdziłam jeszcze piwnicy.Może tam jest jakieś wyjście!
* * *
Podeszłam do dużych,dębowych drzwi.Otworzyłam je po cichu,bo bałam się że Rzeźnik może być na dole.Skradając się po cichu dotarłam do piwnicy.Znalazłam włącznik od światła i je zapaliłam.Oślepił mnie blask jarzeniówek.Piwnica wyglądała jak jakieś pomieszczenie w szpitalu.Skojarzyło mi się to z kostnicą,lub z blokiem operacyjnym.Na środku stał wielki stół.Coś na nim leżało przykryte białą,matową folią.To pewnie ta świnia o której mówił Rzeźnik.Nad stołem wisiała wielka lampa.Obok stał mały,metalowy stolik na kółkach,a na nim pełno zakrwawionych noży.Ściany były całe w płytkach,podłoga też.W kącie zauważyłam stojak,a na nim zaczepioną kroplówkę.Do diabła,po co temu psychopacie kroplówka?!Podeszłam do regału,leżały na nim jakieś bliżej nieokreślone ostre narzędzia.Przeszukałam wszystkie szafki i szuflady,ale nic ciekawego nie znalazłam.Pełno strzykawek,igieł i innych szpitalnych przedmiotów.Nagle folia zaczęła szeleścić.Włosy stanęły mi dęba.Ta świnia chyba żyje!Złapałam za róg folii i szybkim ruchem odkryłam to co się pod nią znajdowało.Przeraziłam się tym co zobaczyłam.Na stole leżała kobieta,dość dużych rozmiarów.Miała obciętą kończynę dolną.Zrobiło mi się słabo.Ona była przytomna!Z jej ust spływała strużka krwi.Podeszłam do niej bliżej,ale zauważyłam że ten skurwiel pozbawił ją języka.Rozpięłam szybko pasy którymi była przypięta.Musiałam ją jak najszybciej uwolnić zanim wróci ten psychol.Kobieta nie mogła chodzić z wiadomych powodów.Starałam się jej pomóc,ale nie należała do najlżejszych.W żółwim tempie doczołgałyśmy się na górę.Posadziłam dziewczynę na kanapie,a sama zaczęłam grzebać w szufladach.Widziałam tam wcześniej długopis i jakieś kartki.
-Napisz mi o co tu chodzi?Co się stało?!-krzyknęłam do niej.
''Wracałam z grzybów.Zabłądziłam i trafiłam na ten dom.On powiedział,że jak wróci to mnie poćwiartuje na kawałki.Musimy uciekać''-przeczytałam.
Kurwa,co to za człowiek?!Zaczęłam chodzić w tą i z powrotem po kuchni myśląc jak się stąd wydostać!W tym domu było tylko jedno okno,a w nim kraty.Drzwi zamknięte,nie dam rady ich sama otworzyć.Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka telefonu.Ktoś dzwoni,a ja nie miałam jak odebrać.Szafka była zamknięta na klucz.Wzięłam tasak i zaczęłam w nią walić.Telefon przestał dzwonić.Kurwa,nie wydostanę się stąd.Dziewczyna zaczęła jęczeć coś pod nosem.Odwróciłam się i zobaczyłam przez okno,że ten zwyrodnialec wraca do domu.Zostawiłam dziewczynę w kuchni i wybiegłam szybko do łazienki,chowając się za zasłoną prysznicową.Otworzyły się drzwi wejściowe.Rzeźnik trzymając w ręce siekierę kierował się w stronę kuchni.Uff,całe szczęście,że nie wszedł tutaj.
-Jak się wydostałaś Ty kurwo?Mówiłem,że Cię poćwiartuję na kawałki.Ty świnio,nie uciekniesz stąd!!!-wydarł się.
Krzyczał tak,a kobieta nie była w stanie nic zrobić.Pozbawiona nogi nie mogła nigdzie uciec.Usłyszałam jak Rzeźnik wali w coś siekierą.Najpierw w coś drewnianego,chyba w stół,albo podłogę.Później w moje uszy wdarł się okropny jęk dziewczyny.Wyjrzałam zza zasłony.Cała kuchnia była we krwi.Zdałam sobie sprawę,że ten posiłek który gotował facet,to było ludzkie mięso.I ja to zjadłam.Zrobiło mi się słabo.Nagle Rzeźnik odwrócił się gwałtownie i mnie zauważył.Szedł już powoli w moją stronę,wymachując siekierą.Gwizdał sobie pod nosem,jak by zabijanie sprawiało mu wielką frajdę.Stanęłam w bezruchu.Spojrzałam w stronę drzwi wyjściowych.Były uchylone.Zapomniał je zamknąć.Wybiegłam z domu tego szaleńca,pędząc ile sił w nogach...
Komentarze