Historia

Radula

pariah777 4 9 lat temu 6 440 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Znów to samo. Koszmary nocne po raz kolejny wyrwały go ze snu. Leżał, próbując zasnąć, ale coś nie dawało mu spokoju. Otworzył oczy i zapalił lampkę. Zastygł. Na ścianie, przed jego łóżkiem, nabazgrany był rysunek. Przypominał karykaturę, choć nie było w nim nic śmiesznego. Zgarbiona postać, cztery ręce. Z połamanych palców sterczały długie i krzywe paznokcie. Czarne i złowieszcze oczy przeszywały spojrzeniem ojca. Na dole widniał podpis „Radula”.

Zerwał się na równe nogi i pobiegł do pokoju syna. Uchylił drzwi i ujrzał smacznie drzemiącego brzdąca. Podszedł bliżej. Dziecko w paluszkach trzymało czarny pastel, do połowy zużyty.

– Hej, obudź się. – Poszturchał śpiocha.

– Co? – wydusił z siebie, będąc jeszcze jedną nogą w krainie snów.

– Co ci się śniło?

Otworzył oczy i spojrzał z niepokojem na ojca.

– Wszystko w porządku, tato?

– Radula. Brzmi znajomo?

– Skąd o nim wiesz?

Mężczyzna uśmiechnął się, chwycił za rękę dziecko i wyrwał z łóżka.

– Wstawaj.

– O co znowu chodzi? – dopytywał się, idąc za ojcem.

Zaprowadził go przed obrazek.

– A teraz mi powiedz, do cholery, co to ma być? Jeden z twoich zmyślonych kumpli? Nie pamiętam, żebyś mi go przedstawiał.

– Ale to nie ja... – Wbił wzrok w ziemię.

Ojciec wskazał na czarne palce dziecka.

– Przysięgam, nic nie zrobiłem.

Zanim zdążył zamknąć usta, poczuł potężne uderzenie w policzek. Nogi się pod nim ugięły, a z oczu pociekły łzy.

– Już ja cię gówniarzu nauczę mówić prawdę! Nie pójdziesz spać, dopóki tego nie zmyjesz – powiedział i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Słyszał ciche szlochanie swojego synka. Poczuł żal i gniew na samego siebie. Chciał tam wrócić i przeprosić szkraba, ale duma mu nie pozwalała. Zamiast tego poszedł do kuchni. Usiadł w półmroku, trzymając przed sobą zdjęcie żony. Powtarzał „Dlaczego nas zostawiłaś?” niczym mantrę. W jednej chwili błagał Boga o pomoc, a w drugiej zuchwale przysięgał zemstę na nim za to, co mu zrobił. Czuł się skrzywdzony. Chwycił butelkę taniego alkoholu, licząc, że zbawienie będzie czekało na jej dnie.

– Nie płacz.

– Kto to powiedział? – Omiótł spojrzeniem pokój.

– To ja.

– To ty? – zapytał, wieszając wzrok na nabazgranej postaci.

– Znasz mnie. Chciałeś, żebym mówił.

– Co chcesz ode mnie?

– Jesteś moim stwórcą. Potrzebowałeś przyjaciela, więc jestem.

– Przerażasz mnie, odejdź! – rozkazał.

– Ja cię przerażam? To nie ja cię uderzyłem, to nie ja jestem powodem, przez który teraz płaczesz. Nie mnie powinieneś kazać odejść.

– Twoje miejsce jest w mojej głowie, nie możesz być prawdziwy.

– Kto powiedział, że jestem prawdziwy?

Dziecko się uspokoiło i wsłuchało w słowa Raduli.

Ojciec, całkowicie pijany, lecz skruszony, podszedł do drzwi pokoju. Przyłożył ucho. Pocieszyło go to, że nie słyszał płaczu. Był gotów przeprosić bachora. Na trzeźwo nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Pociągnął za klamkę i podszedł do syna, zataczając się. Ten nie zwracał uwagi na niego, siedział jak zahipnotyzowany przez swoje dzieło.

– Synku... – próbował zwrócić na siebie jego uwagę.

Odpowiedziało mu jedynie milczenie.

– Kurwa mać, synku, mówię do ciebie! – krzyknął.

Chłopiec ocknął się. Spojrzał na ojca z niewypowiedzianym gniewem w oczach.

W sercu mężczyzny miłość ustąpiła miejsca nienawiści. Wystarczył jeden gest, by uwolnił to wszystko, co składował przez lata. Z tylu rzeczy musiał się wyrzec, tyle poświęcić, by jego dziecku zapewnić odpowiednie warunki. „On tego nie docenia”, pomyślał. Rzucił się na synka, okładając go pięściami. Ignorował krew, która zalewała twarz malucha, nie przestawał. Skończył, gdy poczuł zmęczenie. Wstał, splunął na dziecko i wyszedł.

Przez jakiś czas wył z bólu, licząc, że przyjdzie pomoc. Nikt się jednak nie zjawiał. Przestał. Czuł, jak puchnie mu twarz. Nie przejmował się krwią, w końcu to nie pierwszy raz.

– Będziesz tak po prostu leżał? – odezwał się znajomy głos Raduli.

– On jest silniejszy... i jest moim tatą.

– Spójrz na te wyschnięte kwiaty. Czyż nie są piękne? Wyobraź sobie jego, obumarłego, zimnego, nareszcie spokojnego. Przynieś ukojenie mu i sobie. Jak długo będziesz przed tym uciekał?

– Nie potrafię...

– Jest pijany. Masz szansę. Jesteś jego synem, płynie w was ta sama krew. Nie pozbędziesz się tego. Ty albo on, wybieraj.

– Ja... – Podniósł się z podłogi.

Mężczyzna, z krwią na rękach, śnił na kanapie. Tam zawsze sypiał, gdy pokłócił się z żoną. To właśnie z nią teraz rozmawiał po drugiej stronie. Błagał ją, by wróciła. Opowiadał o tym, jak sam sobie nie daje rady. Nigdy nie mógł pogodzić się z jej śmiercią. Od tamtego czasu nosi w sercu piętno, które go wyniszcza.

– Po cichu teraz. Na paluszkach do kuchni.

– Dlaczego?

– Chyba nie chcesz tego robić gołymi rękami?

Chłopiec zastosował się do rad przyjaciela i z finezją powędrował do kuchni.

– Co dalej? – zapytał się.

– Weź nóż. Ostry i duży.

Jego ukochana znikła. Zerwał się nieprzyjemny wiatr. Na niebie zawisły ciemne chmury.

– Co to ma być!? Oddaj mi ją! Słyszysz? Przyjdę po ciebie! Zapłacisz mi za to wszystko... – zwrócił się ku niebiosom.

Łzy spłynęły mu po policzkach. Padł na kolana i wydał przeraźliwy skowyt. Wbił paznokcie w ziemię ze złości.

– Tato?

Podniósł wzrok. Stał przed nim jego syn. Jego brzemię i jedyny sens życia. Chciał się go pozbyć, choć wiedział, że wtedy nie będzie miał po co rano wstawać z łóżka, po co chodzić do pracy, po co w ogóle żyć. Zrozumiał, kim tak naprawdę jest dla niego ten dzieciak. Chwycił go i przytulił. Obiecał, że się zmieni. Był głupcem, ale w końcu każdy zasługuje na drugą szansę. Wreszcie zmądrzał. Poczuł ciepło na klatce piersiowej. Spojrzał w oczy chłopca. Były zimne i bezwzględne. Teraz dołączył ból. Nie wiedział, co robić. Miał wrażenie, że tonie. Już nie wiedział, gdzie jest. Wszystko się zmieszało, a teraz ciągnie go ku ciemności. Miał dosyć. Musiał uciekać z tego koszmaru. Otworzył oczy.

Znów zobaczył swojego synka. Uśmiechnął się, chciał go objąć. Nie mógł jednak nawet skinąć palcem. Był sparaliżowany bólem. Nawet oddech odmawiał mu posłuszeństwa. Ze strachem dostrzegł nóż sterczący z jego klatki piersiowej.

– Nie musisz nic mówić – powiedział łamiącym się głosem dzieciak.

– Synku... – próbował.

Chłopiec jedynie patrzył na niego. Z jego twarzy nie można było nic wyczytać. Była obca.

Ciemność zaczęła pochłaniać wszystko. Tracił widok swojego skarbu. Nawet teraz kochał go bardziej niż kiedykolwiek.

– Dlaczego... zamykasz... moje oczy...?

– Tak będzie lepiej, tato. Dla mnie. Dla nas.

– Dla nas – powtórzył głos z głębin jego umysłu.

Spojrzał na ojca. Był już martwy. Zaczął się zastanawiać, czy postąpił dobrze. Miało być lepiej, ale czuł się jeszcze gorzej.

– Co teraz!? – krzyknął.

Cisza. Nie usłyszał już znajomego głosu. Pobiegł do rysunku na ścianie. Stanął przed nim i powtórzył pytanie. Czarny bohomaz stracił jednak swoją moc. Radula odszedł.

– Tak było lepiej dla ciebie, nie dla mnie! – Padł na kolana. – Dlaczego mi to zrobiłeś!?

Długie lata przed dzieciakiem, zanim odkryje prawdziwe imię Raduli. Tamtej nocy zaciągnął dług, który będzie próbował spłacić całe życie. Niech mu w tym Bóg dopomoże. Amen.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Więcej mojej twórczości tutaj – Szymon Sentkowski
Odpowiedz
Słabe :/
Odpowiedz
Radula to Ula która się najadła radu #skłodowska #radio_pezet_8/10 #bul #SŁABO XDDDDDD
Odpowiedz
Świetne :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje