Historia

Podziemie Strachu
W starym domu, nieopodal lasu przy którym znajdował się cmentarz w niewielkim Ab Lench w hrabstwie Worchestershire, po wielu, wielu latach znów można było zobaczyć krzątające się postacie, głosy i krzyki. Ludzie nigdy się tu nie zapuszczali. To spokojna wieś, a ludność jest bardzo konserwatywna i strachliwa. Nazywali ten budynek „Domem Śmierci”, bo ośmiu poprzednich jego właścicieli zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach, zaś ich rodziny umierały tej samej nocy, której oni znikali. Było to świetne miejsce na nakręcenie horroru, ale nikt z miejscowych nie zbliżał się do budynku. Padał deszcz, jak to w Anglii, kiedy drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Jedna para stóp, druga, trzecia… Śmiechy, kłótnie, demoniczne krzyki, białe postacie w szybach. Dom w kilka minut z cichej opuszczonej rudery stał się gwarnym, głośnym pomieszczeniem.
-Cisza! Cisza! Do jasnej cholery czy możecie się już zamknąć? – zapytał ogromny, chudy mężczyzna z nienaturalnie długimi rękami i czymś przypominającym macki, wychodzącym z jego pleców.
-Dziękuję! – powiedział – Nie zebrałem was tutaj po to, żeby wieśniacy znowu gadali o klątwach, duchach i demonach. Słuchajcie, mamy kryzys
-Ty mi to mówisz Slendi? – krzyknął niski mężczyzna z twarzą pociętą nożem. Nie miał powiek, a kolor skóry wskazywał na użycie bardzo silnego środka chemicznego. – kiedyś jak wchodziłem do domu, to gówniarze srali w gacie na mój widok, a teraz tylko te „OMG, to jest Jeff The Killer, ja pierdziu muszę se z nim zrobić selfie, ale będzie fejm” albo „O kurwa! Stary, ale towar! Ty! Rzucę w niego wazonem, zobaczymy czy to nie przywidzenie! O kurwa! Ty, Marilyn Manson w moim domu!”.
-Spokój szczeniaku! – syknął mężczyzna bez twarzy – Ty od czasu do czasu kogoś zabijesz, albo chociaż przestraszysz. Ja nie miałem nikogo od czterech miesięcy.
-To może, - zaczęła zjawa kobiety w białej sukni – Zaczniemy współpracować
-Jak chcesz to zrobić – zapytał młody chłopak, którego twarz wydawała się mieć dwie połowy: smutną i wesołą. – mam współpracować z tym dziwadłem? – dodał wskazując na psychopatycznie wyglądającego klauna
-Stul pysk Marcus! – odburknął klaun – Mi też się nie widzi współpraca z samobójcą
-Ja przynajmniej byłem człowiekiem!
-Byłeś! – dobrze powiedziane
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! – krzyknął duch młodej kobiety
-Dziękuje Blanca.- powiedział Slenderman – Ale wiesz? – kontynuował – Nie jesteś nam już potrzebna i to mówiąc wchłonął zjawę.
-Brawo! Brawo, brawo!- zaczął ironicznie klaskać Marcus The Suicide. – Zajebista współpraca! Dwa kciuki w górze! – To mówiąc podniósł ręce z wyprostowanymi kciukami.
-Sprowadziłeś nas tutaj, żebyśmy się pozabijali? – powiedział niski zgarbiony, niemal okrągły, karzeł
-Nie do końca. – odparł dżentelmen bez twarzy
-To znaczy? – przeszło tłumnie przez dom
-Nie wszyscy z nas przeżyją. Przeżyje tylko część. To pewne. Jednak jeśli nie będziemy współpracować zaczniemy ginąć w zastraszającym tempie.
-A więc? – zapytał wysoki chudy mężczyzna w garniturze, lecz z twarzą klauna – Co proponujesz?
-Nie wszyscy z nas, że tak się wyrażę, hmm, zachowują się w sposób cywilizowany. Podbieramy sobie ofiary, nie możemy pracować w spokoju, wszystko zaczyna się walić. Zdajecie sobie sprawę dlaczego, prawda?
Na to pytanie nikt nie odpowiedział, więc postać kontynuowała.
-Do tej pory dla większości z nas, obojętne było kogo atakujemy, cel był jeden: nakarmić się jego strachem, lub jego duszą. Czasem jedno i drugie. Musimy stworzyć małe grupki, coś jak partyzantka. Wchodzicie w to?
-A co jeśli nie? – zapytał Oliver łowca skóra
-Z tobą nie będę miał problemów Oliverze. Jesteś tylko człowiekiem, więc można cię po prostu zabić.
-Jesteś szaleńcem Slender! – warknął z oburzeniem Eyeless Jack – Chcesz nas pozabijać!
-Nie, nie taki jest mój cel Jackie…
-Więc dlaczego nie ma z nami El Muerto Blanco? Dlaczego?
-Słuchajcie. Blanca była słaba, powiedziała mi, że chce odejść z honorem, a nie pokonana przez księdza, czy co gorsza, zwykłego człowieka.
-Więc wciągnąłeś ją na oczach wszystkich> Gratuluję, wspaniała, honorowa śmierć.
-Zmieńmy temat! – wrzasnęła kobieta, wyglądająca jak manekin. Krzycząc ukazała rzędy swoich nieskazitelnie białych i ostrych jak brzytwa zębów.
-Dziękuję. Tak więc, musimy tu uzgodnić wiele spraw. Tylko razem zwyciężymy! RAZEM! Jesteście ze mną?
-Tak. – rozeszło się bez entuzjazmu po Sali
-Jesteście z Podziemiem Strachu?
-TAK!
-Nie słyszę!
-TAK! Krzyknęły wszystkie upiory i potwory, duchy a nawet jeden wyjątkowo dziwaczny pies.
-Świetnie! Ma ktoś propozycje na pierwszą drużynę? Jeśli tak, niech wyjdzie i uargumentuje swoje stanowisko.
-Ja! – odpowiedział głos znad ziemi. To Gulgot, psychodeliczny przyjaciel Pluskwiaka, zmory wielu dzieci wyszedł na środek i powiedział.
-To będzie czwórka – zaczął, a na twarzach do tej pory beznamiętnych pojawiły się rumieńce – Naturalnie ja i Pluskwiak, bo jesteśmy nierozłączni. Poza nami na łowy będą się udawać Bogeyman oraz Smile.
-Dlaczego Smile? – krzyknął ktoś z tłumu
-Świetnie będzie odwracał uwagę dorosłych. Wyobraźcie sobie: kiedy ja i Pluskwiak odwalamy swoją część w pokoju dziecięcym, Smile zaczyna szczekać w kuchni. Dorośli zbiegają się do kuchni, a w tym czasie Bogeyman zachodzi ich od tyłu. Genialne, czyż nie?
-Brawo! – pochwalił Slenderman –czy ktoś wnosi sprzeciw?
W pomieszczeniu nastała cisza. Fantastycznie! Gulgot, pluskwiak, Bogeyman i Smile, będziecie „jedynką”. Idźcie na łowy, widzimy się za tydzień.
-Zgoda- odpowiedzieli.
-Kolejni proszę.
Dobieranie zespołów trwało przez pół nocy. Nikt nie zgłaszał sprzeciwu. Tak więc Slender trafił do drużyny z Rake’iem, Tales dollem i Oliverem łowcą skór. Bez Wyrazu wydawała się być najbardziej zadowolona. Jej kompanami były niemal same kobiety. Krwawa Mary, a także Kuchisakke-onna oraz kot imieniem Poppy. Kot? Tylko w dzień. W nocy potwór przyzywający demony. Czyli w zasadzie tak, normalny kot. Kto jeszcze miał ciekawą drużynę? Blind Maiden, wraz z Rainamanem, Obserwatorem i Samarą Morgan tworzyli ciekawe połączenie. Marcus the Suicuide, Shadow, Jeff the Killer oraz Doktor Phillips byli kolejną “ekstraklasową” drużyną. Chupacabra, Misfortune, Erich Zann i Minimalista…. Długoby tak wymieniać, lecz teraz chodzą po świecie, szukają ofiar i udaje im się. Nie słyszałeś nigdy o Ab Lench prawda? Tego miasta już nie ma! Nie ma w nim ani jednej żywej osoby. Jego los podzieliły Hinton-on-the-Green, Holberrow Green, White Ladies Aston, i częściowo Wyre Piddle oraz South Littleton.
Przechodząc, przez któreś z tych miast można spotkać kartki, na którcyh sa napisy typu: “Byliśmy pierwsi” albo “Do zobaczenia za tydzień”. Jednak najgorsze co możesz na nich przeczytać to „Nie odwracaj się!”
Komentarze