Historia
Bliźnięta
Moje koszmary zaczęły się we wczesnym dzieciństwie. Śnię, że biegnę lasem, uciekając przed czymś bliżej nieokreślonym. Las zawsze jest ciemny, wygląda jak w krzywym zwierciadle, a ja jestem boso, pod stopami czuję igliwie, drobne gałązki pękają z suchym trzaskiem. Wokół mnie są tylko drzewa, nie wiem dokąd biegnę. W pewnym momencie upadam, potykając się o korzeń wystający z ziemi. Wtedy odwracam głowę i budzę się.
Moi rodzice długo próbowali mnie uspokajać, ponieważ przebudzeniu często towarzyszył krzyk przerażenia. Mimo ich usilnych starań, nic się nie zmieniło. Co noc byłam w ciemności, wystawiona na działanie obezwładniającego strachu. W końcu zapisali mnie na terapię - miałam wtedy dziesięć lat.
Psycholog okazał się pociesznym, pulchnym staruszkiem w okularach o grubych szkłach. W ciągu dnia jego wywody działały na mnie kojąco, wierzyłam mu nawet, że moje sny są po prostu odzwierciedleniem mojej bezradności w życiu codziennym; prawdą jest to, że byłam cichym i nieśmiałym dzieckiem. Mimo wszystko, koszmary nie ustawały, a ja stawałam się coraz bardziej zamknięta w sobie - starałam się uśmiechać, potakiwać, udawałam nawet, że wszystko jest w porządku, że się nie przejmuję. Rodzice jednak wiedzieli, że kłamię - takim sposobem z przyzwoleniem lekarza zaczęli podawać mi łagodne środki nasenne, które sprawiały, że nie śniłam.
Dwa tygodnie temu wyjechałam wraz z nimi nad jezioro. Wybraliśmy sobie malutki domek, dostałam własny pokój - stwierdziliśmy, że nam wszystkim należy się zasłużony odpoczynek. Niedawno zdałam maturę i zapisałam się na studia. Planowaliśmy spędzić tydzień wylegując się na brzegu i pływając. Pierwsze dni były cudowne - było ciepło, tata łowił ryby, my gotowałyśmy i pluskałyśmy się w wodzie.
Moja mama jest kobietą przecudnej urody - ma krótkie, ciemne włosy i duże, orzechowe oczy. Jest przy tym smukła jak trzcina. Zawsze dziwiłam się, że taka kobieta mogła urodzić mnie - niezgrabną blondynkę o oczach w kolorze zachmurzonego nieba. Niemniej, z przyjemnością z nią przebywałam i słuchałam jej melodyjnego głosu, dawno wyzbyłam się zazdrości.
Czwartego dnia wypuściłam się na spacer do pobliskiego miasteczka. Spacerowałam brukowaną uliczką oglądając wystawy sklepów. Dostałam od rodziców pokaźne kieszonkowe, więc mogłam pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa - weszłam do sklepu odzieżowego z zamiarem zakupienia jakiejś szałowej sukienki, w której mogłabym wybrać się na lokalną imprezę. Poczułam się miło zaskoczona, gdy ekspedientka zapytała mnie raźnym "Cześć, co słychać?" i stwierdziłam, że mieszkańcy są bardzo przyjaźni.
Wróciłam do domku nie tylko z sukienką, ale również z butami i apaszką - ta ostatnia była prezentem od dziewczyny ze sklepu. Mama wydawała ochy i achy, stwierdziła, że musimy wybrać się na jutrzejszy festyn, żebym mogła pokazać się w pełnej krasie. Tata początkowo trochę protestował, jednak kto długo opierałby się mojej mamie?
Było cudownie - bawiłam się doskonale. Wieczorem grał zespół, tańczyłam, jadłam lokalne specjały, wszyscy byli dla mnie mili. Przed północą podeszłam do baru, wypiłam już jedno piwo i miałam ochotę na drugie. Zagadnął mnie chłopak na którego patrzyłam cały wieczór. Zaproponował mi spacer - byłam jeszcze strasznie naiwna, więc zgodziłam się bez wahania. Kiedy jednak zaczął mnie całować i gładzić moje udo, przestało mi się podobać i odepchnęłam go, po czym uciekłam.
- Marlena! Co ci odbiło? - krzyczał za mną.
Tyle, że ja nie mam na imię Marlena. Wściekłam się, że nazwał mnie imieniem jakiejś dziewczyny. Widać nie byłam nawet na tyle interesująca, by zapytać mnie o imię lub na tyle nijaka, by mylił mnie z pierwszą lepszą.
Następny dzień przesiedziałam w łóżku, użalając się nad sobą i udając chorą. Nie miałam ochoty wychodzić na zewnątrz. Rodzice pozwolili mi na to, wiedząc, że pierwsze zawody miłosne kiedyś trzeba przepłakać.
Wieczorem doszłam do siebie na tyle, że postanowiłam przejść się po mieście - widziałam przecież zaledwie jego fragment, a wydawało się być naprawdę piękne. Lampy oświetlały wąskie uliczki, gdzieś w oddali ktoś grał na gitarze. Przechodziłam właśnie obok zakładu fotograficznego, kiedy coś zwróciło moją uwagę - było to zdjęcie dziewczynki bardzo podobnej do mnie. Te same blond włosy, oczy, podbródek. Te same piegi na nosie. Zdjęcie wyglądało na stare - pomyślałam, że byliśmy tu już z rodzicami i najwyraźniej nie pamiętam tego. Złożyłam to na karb tabletek nasennych.
Gdy wróciłam, zjedliśmy kolację na tarasie. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. Wtedy również zapytałam, czy jako dziecko już tu byłam. Uśmiech zamarł na ustach mamy. Zaprzeczyła, powiedziała, że jesteśmy tu po raz pierwszy. Tata przerwał niezręczną ciszę, mówiąc, że mieliśmy tu spędzać wakacje tamtego lata, gdy pojawiły się moje sny.
Nocą słyszałam, że kłócą się o coś. Tabletki zaczynały działać, więc nie przykładałam dużej wagi do słów. Wkrótce zapadłam w sen.
Rano usłyszałam, że zbieramy się dzień wcześniej. Nie pamiętałam już nic z ich wczorajszego spięcia, więc skinęłam głową i powiedziałam, że nie widzę żadnego problemu, chciałabym tylko jeszcze raz się przespacerować po okolicy i możemy się zwijać.
Szłam ścieżką wzdłuż jeziora, wokół były łąki. Bardzo mi się tu podobało i czułam, jakby to było moje "miejsce na ziemi". Wiedziałam, że kiedyś tu wrócę. Wszystko było piękne... Do momentu aż dostrzegłam las, a tam jasnowłosa postać.
Zacisnęłam jednak zęby i stwierdziłam, że kiedyś trzeba się zmierzyć z lękiem. Krok za krokiem zbliżałam się do lasu. Co mi może zrobić jakaś dziewczyna na grzybobraniu?
Gdy podeszłam bliżej spojrzała na mnie. Była mojego wzrostu. Miała nieco dłuższe włosy ode mnie, ale twarz... To była twarz, którą codziennie widziałam w lustrze! Stałyśmy chwilę niezdolne wyrzec słowa. Nagle rzuciła wiaderko z grzybami i zaczęła uciekać leśną ścieżką, a ja stałam jak głupia kilka chwil nim ruszyłam za nią biegiem.
- Zaczekaj! Zaczekaj mówię! - wołałam za nią.
Prawie zniknęła mi z oczu, zwolniłam by odetchnąć głębiej. Ona również była zmęczona. W końcu ją dogoniłam. Nie chciała podejść do mnie bliżej. Zapytałam, czy ona jest Marlena. Potwierdziła skinieniem głowy, jednocześnie bawiąc się włosami i patrząc na swoje stopy.
Nagle coś zaskoczyło - zrozumiałam pocałunek, zachowanie ekspedientki w sklepie, to jak zachowywali się wobec mnie tutejsi ludzie. Ona była moją bliźniaczką. Zaczęłam ją wypytywać o to, kim jest, co robi, czemu nie ma jej z nami - przecież moja mama nigdy nie porzuciłaby dziecka!
- Moja mama zginęła w pożarze wiele lat temu, a ty zaginęłaś - moja siostra szepnęła cicho - miałam wtedy pięć lat i leżałam w szpitalu. Mieszkam niedaleko z babcią.
Broniłam się przed tym, jak mogłam. Prawda była niepożądana, niewygodna, bolesna i straszna. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać, a koszmar wrócił do mnie w zupełnej innej formie. Wspomnienia zalały moje myśli, a drzwi, które były zamknięte od niemal czternastu lat stanęły przede mną otworem.
Tamtej nocy moja "mama" zabiła moją drugą mamę. Dom płonął trawiony przez płomienie, a ja uciekałam przez las w nadziei, że ktoś mnie uratuje. Krzyczałam. Pod stopami znów czułam igliwie, nagle przewróciłam się. Odwróciłam głowę i ujrzałam ją, jej orzechowe oczy. Porwały mnie silne, kobiece dłonie, zostawiając na mojej koszuli nocnej plamy po krwi. Jakiś głos powtarzał, że będzie dobrze, a ja kopałam i wierzgałam z całych sił.
Nie wiem, co mam robić. Razem z Marleną wróciłyśmy do domu babci. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak się cieszył na mój widok. Boję się jednak mojej matki. Boję się, że mnie znajdzie, tak jak wtedy znalazła.
Komentarze