Historia
Pianista
Jasnoniebieski, niemalże pusty pokój przeszyły dźwięki Sonaty Księżycowej. Przy starym fortepianie siedział wystrojony w czarny garnitur i białą koszulę młodzieniec spokojnie naciskając kolejne klawisze. Przez otwarte okno wdzierał się ciepły, letni wiatr rozwiewając jego kasztanowe włosy a wokół panował wyjątkowy spokój. Nikt mu nie przeszkadzał, nic go nie rozpraszało. Siedział sam na sam ze swoim instrumentem gładząc go w rytm wygrywanej melodii. Przy tych dźwiękach nawet dumnie stojąca w kącie pokoju miniaturowa palma wydawała się wdzięcznie poruszać prowadzona przez wiatr. W chwili gdy zabrzmiała ostatnia nuta słońce schowało się za chmurami a w pomieszczeniu zapanowała melancholia. Seth- jak było mu na imię podniósł się z siedziska i wdzięcznym, spokojnym krokiem skierował się ku korytarzowi. Niewielki dom jaki posiadał pachniał wanilią, każdy zakamarek pastelowych pomieszczeń wydawał się być nieskazitelny. Jako perfekcjonista a za razem swego rodzaju pedant uwielbiał gdy wokół panowała pełna harmonia. Ścisnął nieco wąskie usta i począwszy wygwizdywać Mozartowską Lacrimosę dotykał staromodnych mebli opuszkami palców. Komoda po prawej stronie przejścia, stolik na którym stał pozłacany telefon. Zatrzymał kroki przed wnęką w ścianie. Pochwycił palcami złotą klamkę i otworzywszy ją wyciągnął z wnętrza mały, zaśniedziały klucz zaczepiony na srebrnym łańcuszku. Wsunął go do butonierki w której znajdowała się również biała ozdobna chusteczka i spokojnie skierował się w lewo, przez szerokie drzwi do salonu. Ściany w kolorze magnolii pięknie komponowały się z kolorystyką drewnianych starych mebli, jak i ciemnych, zielonych obić sof i foteli. Przechodząc przy stoliku poprawił na nim koronkową serwetkę i w końcu oparł smukłe dłonie na szerokim gramofonie. Delikatnie przesunął igłę na umieszczoną już tam płytę winylową i dotknąwszy nią najdalszego żłobienia jego uszy zapłonęły radością gdy dotarły do nich dźwięki Nocturno. Od zawsze był wielkim fanem Chopina, właściwie to dzięki niemu rozpoczął swoją karierę pianisty. Po wielu latach ćwiczeń udało mu się osiągnąć niemalże tę samą zwinność i płynność wygrywania melodii co jego odwieczny idol. Ponownie zabrał się do przemierzania swojego domu, tym razem nogi zaczęły stawiać pewniejsze kroki, mniej eleganckie a po kilku metrach zwinnie wyciągnął z butonierki wcześniej wspomniany kluczyk pozwalając by frak opadł na podłogę. Niechlujnie pozostawiony na chodniku z krowiej skóry psuł cały wizualny efekt tego jakże pięknego holu. Guziki śnieżnobiałej koszuli zostały rozpięte do połowy, między wąskie usta wdarł się papieros a na nich samych zagościł niepokojący grymas który prawdopodobnie miał być uśmiechem. Młodzieniec zmierzwił dłonią misterne uczesanie przez co nabrał wyglądu bardziej upodabniającego go do zwykłego huncwota. Dotarłszy do najdalszego zakamarka domu stanął naprzeciwko żelaznych drzwi które nijak nie pasowały do tego miejsca. Mały kluczyk wsunął w jeden jedyny otwór i sprawnym ruchem otworzył swój właz. Jego oczom ukazały się kamienne schody pokryte dziwną lepką mazią. Z ust młodego pianisty wydobyło się westchnienie jednak nie odpędziło go to od myśli o zejściu w dół. Stopień po stopniu zbliżał się do kolejnych drzwi i choć było tu ciemno niczym w grobie, on doskonale znał to miejsce. Uchylił drzwi i wsunąwszy się w niewielką szczelinę zaczął niemalże biec w dół. Jego nozdrzy dobiegały niebywale przykre zapachy, oczy zaczęły dostrzegać światło i gdy znalazł się w jasno oświetlonym pomieszczeniu rzucił niedopałek papierosa na podłogę krzycząc niskim, gardłowym głosem :
-Margot! Margot na miłość Chrystusa miałaś zadbać by tu tak nie śmierdziało!- Nie zdążył wykonać nawet jednego kroku gdy pod jego nogami kłaniała się młoda dziewczyna zbierając oburącz wyrzucony niedopałek. Na oko mogła mieć osiemnaście lat, długie kręcone blond włosy spięte były w wysoki kitek. Ubrana jedynie z jakąś prostą acz czystą sukienkę jak na te warunki, zwiesiła wzrok wyrażając tym swoją skruchę. Nie odezwała się słowem choć nie była zastraszona. Młodzieniec westchnął ponownie i pokręciwszy głową na boki lekko pogładził jasny rumiany policzek - Jesteś przemęczona, rozumiem. Cały czas musisz się zajmować moimi zwierzętami. Odpocznij proszę, połóż się spać jednak najpierw przyprowadź moją matkę. - Dziewczyna zerwała się jak szybko mogła i po niespełna kilku minutach przyprowadziła do pokoju nieco wychudzoną starą kobietę z przepaską na oczach. Jej lekko kręcone krótkie włosy były zlepione krwią która wyciekała spod opaski. Wyciągała przed siebie obandażowane dłonie które już nie posiadały palców a jej nogi, którymi ledwo powłóczyła zdawały się być obgryzione w kilku miejscach niemalże do kości. Seth gestem dłoni pozwolił swojej służce odejść samemu łapiąc swoją rodzicielkę w ramiona. - Matko, jak się dzisiaj czujesz? Dobrze Cie widzieć w takim stanie. - Zaśmiał się pod nosem a kobiecinka zwróciła twarz w stronę swojego jedynego dziecka krzywiąc się.
- Będę się modliła żebyś zdychał w piekle.- Prychnęła słabym głosem z przymusu wspierając się na dziecku gdy ten prowadził ją do kanapy na którą opadła z głośnym jękiem bólu.
- Na co te uprzejmości matko. Proszę powiedz mi jak sprawuje się Margot. Jest ostatnio przemęczona i martwię się o nią, czy nie będzie potrzebowała niedługo kogoś do pomocy.
-Głupiec!- Krzyknęła kobieta łapiąc się za pierś w której od dawna odczuwała ciężki ból.- Głupiec ! Doszczętnie to biedne dziecko zdemoralizowałeś, mnie trzymasz w tym miejscu i pozwalasz by szczury gryzły mnie co noc a o nią się martwisz ! Wypuść ją na litość boską i daj jej święty spokój!
-Mamo, czy naprawdę uważasz, że po pięciu latach służenia mi będzie w stanie wrócić do normalnego życia?- Kobieta zamilkła, wiedziała, że jej syn ma rację. Dziewczyna płakała przez rok, a później stała się równie nieczuła co Seth. W czasie tej chwilowej ciszy młody pianista przyniósł z pokoju sanitarnego misę z wodą, waciki oraz kilka płynnych lekarstw. Przysiadając na brzegu kanapy namoczył wacik powolnie ścierając krew z twarzy kobiety która wydała go na ten świat. - Niedługo to wszystko się skończy, jeszcze cztery dni i cały termin obserwacji się skończy. Odzyskasz wzrok, wyleczymy Twoje nogi i pójdziemy do lekarza z Twoim sercem. Wiesz, że i mnie było ciężko podjąć tą decyzję.
-Jesteś wyjątkowym głupcem.. Po co było Ci to wszystko, przecież mamy pieniądze, mamy wszystko czego nam trzeba..
-Mamo, mówiłem Ci, obiecałem pomóc. Pomóc w teście wytrzymałości psychicznej który miał trwać pięć lat. Po tym zdobędę sławę taką, jakiej godzien jest każdy wielki artysta.- Przerwał dość szybką wypowiedzią cały czas starając się zmyć brzydkie, pozasychane ślady z szyi i dekoltu staruszki.
-Gdybyś bardziej się starał już byś ją miał. - Po tych słowach kolejne trzydzieści minut przesiedzieli w pełnej ciszy. Seth doprowadził matkę do naprawdę dobrego stanu, zmienił opatrunek na oczach, przebrał ją i zaprowadził do pokoju w którym obecnie przebywała. Musiał to przyznać była wyjątkowo dumną kobietą i ani jej się śniło podupaść mimo ciężkiego stanu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest taki po niej. Gdy leżała na łóżku podszedł do radia które włączył naprawdę głośno. Od dłuższego czasu puszczał stworzeniom zamkniętym w piwnicy muzykę klasyczną obserwując ich zachowania a matula przynajmniej nie narzekała. Pozostawiając drzwi otwarte przeszedł ciemnym korytarzem do kolejnych pomieszczeń. W jednym z nich był jego najlepszy przyjaciel. Dobrze powiedziane. Był. Zwłoki w stanie zaawansowanego rozkładu leżały na drewnianej pryczy od kilku miesięcy a dokładnie od czasu gdy Margot, została nieprzyjemnie napastowana przez tego człowieka. Pianista stanął w drzwiach i przez chwilę przyglądał się zwłokom. Wychował sobie naprawdę idealną służbę. Dziewczyna doskonale wiedziała jak radzić sobie w takich sytuacjach. Do dziś pamięta jak z przejęciem opowiadała mu jak nabiła głowę tego idioty na ostry kamień wystający ze ściany. Pamięta jak szczęśliwa dotykała zakrwawionymi dłońmi swojej twarzy i podskakiwała szczęśliwie. Z ust rozmarzonego szatyna wyrwało się wesołe, dumne westchnięcie gdy zamykał drzwi za sobą. Kolejne pomieszczenie. Trzy piękne psy Rottweilery które na dźwięk muzyki zaczęły szarpać się w swoich łańcuchach, ujadać i wyć ze złości. Były piękne w tej swojej agresji.. wręcz idealne! Następne pokoje posiadały innych lokatorów. Pięcioletniego chłopca który był dzikszy niż nie jeden wilk, dorosłą kobietę w ciąży która postradała zmysły ledwo miesiąc po uwięzieniu i obecnie wyrywa sobie połacie mięsa z rąk i nóg zjadając je oraz na szarym końcu ślepego obłąkanego starca który przykro mówić własnymi odchodami " malował" na ścianach tłumacząc, że taka jest jego wizja. Warto wspomnieć, ze był przez pół życia bezdomny i do tego już nieco obłąkany. Tutaj zdawał się być spokojniejszy i szczęśliwszy. Był karmiony, miał dostęp do sanitariatu trzy razy dziennie nie padało mu na głowę, a mimo to wciąż było w nim coś niepokojącego.
-Lee? Jak się dziś miewasz?- Rzucił uchylając jedynie drzwi do pokoju starca wpatrując się w niego z wyraźnym dystansem. Mężczyzna siedział przy swojej pryczy i bawił się palcami u stóp patrząc zbielałymi oczyma w ścianę.
-Widziałem dziś swoją córkę. Postarzała się.- Zaskrzeczał zaprzestając dotychczasowej czynności.
-Córkę? Nigdy mi o niej nie opowiadałeś...- Młodzieniec mruknął pod nosem otwierając szerzej drzwi.
-Nie mówiłem. Nie powinienem. Umarła jak miała cztery lata.- Głos siwego mężczyzny załamał się w pewnym momencie.
-Chciałbyś mi może o tym opowiedzieć?
-Nie!- Krzyknął niczym przerażony wciągając się na łóżko gdzie nakrył się kołdrą i zaczął panicznie szlochać- Wystarczy, że widzę ją cały czas! Patrzy na mnie ! Gdzie się nie schowam Ona patrzy i mówi że obserwuje mnie od zawsze...- Seth nie chcąc drążyć już tematu zamknął jedynie drzwi życząc mężczyźnie dobrej nocy i wrócił na kanapę w części " dziennej" wpatrując się w otwarte drzwi do pokoju z psami. W tym samym momencie na schodach ukazała się ubrana w roboczy już strój Margot trzymająca w dłoniach dwa kubki z herbatą.
- Pomyślałam, że chciałbyś się napić. - Porównywalny do aksamitu głos przyjemnie rozwibrował się młodzieńcowi w uszach a gdy jego podwładna podeszła odebrał kubek i popatrzył na nią przenikliwym wzrokiem upijając kilka łyków . - Czy coś nie tak?- zapytała przysiadając po drugiej stronie kanapy.
-Miałaś się wyspać tymczasem nie minęła godzina a ja widzę Cie znów gotową do pracy. - Dziewczyna zmieszała się lekko i podsunęła bliżej tak by móc szeptać.
-Myślałam. Dużo myślałam i nie mogłam spać. Twoja matka nie wyjdzie z tego stanu w którym się znajduje a i żaden lekarz nie może zobaczyć jej obrażeń... dowiedzą się, że to nie szczury ją gryzą..do tego za dużo mówi.. Nawet jeśli przeżyje, ktoś kiedyś usłyszy o tym co się tu działo.
-Sugerujesz, że powinienem się jej pozbyć przed upływem terminu?
-Sugerowałabym pozbycie się ich wszystkich. Dziecko w łonie Vanessy jest martwe od ponad tygodnia a ona nie pozwala się dotknąć. Domyślam się, że zatrucie organizmu wykończy ją do dziś wieczora.
-Mam wrażenie, że czytałaś książki medyczne które Ci pozostawiłem, w każdym bądź razie... zajmij się nią. A płód proszę abyś zapakowała i zadzwoniła do biura by ktoś go odebrał. Jeśli chodzi o moją matkę... ja się nią zajmę. - Dziewczyna uniosła nieco wyraźne brwi i z delikatnym uśmiechem skinęła głową przytakując na to wszystko.
-A co z Lee i zwłokami Shawn'a? - Ciemnowłosy chłopak zamyślił się drapiąc brodę równo obciętymi paznokciami.
-Weź starego i obiecaj mu że jak pomoże córka go zostawi w spokoju. zamknij go u psów w pokoju razem ze zwłokami. Prześmiardnie nimi więc będą uważały go za padlinę. Czy przestrzegałaś ich diety w ostatnich dniach?
-Tak. Jedynie kilka ochłapów mięsa z rana co trzy dni. Wody miały pod dostatkiem. - Nie czekając na nic blondynka skierowała swoje kroki do pokoju w którym znajdowała się ciężarna Vanessa. Wystarczyła niedługa chwila by usłyszeć paniczne krzyki, wrzaski i dźwięki skakania po łóżku. W tej samej chwili młodzieniec sięgnął po telefon, wybrał odpowiedni numer i po podaniu hasła urodziwemu głosowi po drugiej stronie aparatu rzucił krótko " Cztery dni przed czasem" po czym się rozłączył. Podniósł się, poprawił zmierzwione włosy, zapiął koszulę. Znów wyglądał jak na pianistę przystoi. Jego nienaganne maniery wróciły a dostojne, spokojne kroki rozeszły się pomiędzy pomieszczeniami. Radio które stało w pokoju jego matki zaczęło odtwarzać sonatę księżycową a on pogwizdując pod nosem wszedł do pokoju z psami. Złapał jednego za obrożę a on choć agresywny od razu stał się spokojny. Wczuwając się w piękną melodię poprowadził zwierzę do pokoju matki i nim ta się spostrzegła, najroślejszy z całej trójki pupil swego pana zaatakował. Wgryzał się w jej nogi odrywając nadgniłe mięso, wbijał długie, mocne zębiska w jej biodra, brzuch i piersi. Tę chwilę Seth wykorzystał na pogłośnienie melodii którą tak uwielbiał a krzyki jego własnej matki pięknie komponowały się z tą melodią. Oparty o framugę drewnianych drzwi wpatrywał się jak coraz większa ilość płynów z ciała kobiety rozlewa się po łóżku i podłodze. Palcami delikatnie stukał o swoje ramię a gdy pies dopadł się twarzy staruszki podszedł do niego i pogładził silny grzbiet zabierając opaskę z oczu matki.
-Jeszcze byś się zadławił..- Burknął pod nosem wychodząc z pokoju jak gdyby nic się nie stało. W głównym pokoju stała już lekko roztrzęsiona Margot. Podszedł do niej, czule objął i ucałował w czoło po czym wszedł do pomieszczenia z małym chłopcem. Jak zawsze o nim zapomniał. Malec miał w tym pokoju klatkę ale cóż się dziwić. Bywał tak agresywny że nie raz nawet Seth ucierpiał przy próbie oswojenia go. Blondynka weszła za nim dzierżąc w dłoniach piękne zdobione pudełko które po otwarciu ujawniało swoje przeznaczenie. Była tam jedyna broń jaka była w domu. Stary, biały, ozdobny pistolet ze złotymi wykończeniami. Był zawsze nabity. Pianista skinął dziękując młodej dziewczynie za pomoc i wymierzył bez żadnych uczuć malujących się na twarzy do chłopca pociągając za spust. Jeden huk, jeden trup. Z dziury w środku czoła dzikusa wyciekała ta piękna ciecz. Otworzył klatkę i nie chcąc się pobrudzić złapał malca za stopę wciągając go do pokoju z psami. -A mogłeś być takim fajnym chłopcem. -Westchnął tylko kierując kroki do głównego holu przez który szła Margot wraz ze starym obłąkańcem, ten trzymał w ramionach zwłoki dumnie krocząc ku swojej śmierci, jednak nie.. Seth obrócił się i zatrzymał oboje.
- Margot. Jeszcze pokój mojej matki. Ją też lepiej tam zabrać. -Nakazał stanowczo siadając w fotelu który jako jedyny stał w tym przejściu. Dziewczyna nie musiała pytać. Wiedziała, że najpierw trzeba posprzątać. Dłoń muzyka drgnęła gdy zakrwawiony psi pysk ją trącił. Wyraźnie domagał się pochwały od swojego pana i dostał ją. Seth pogładził sierść swojego zwierzęcia po czym machnął dłonią by wrócił do pokoju i pomógł swoim kolegom. Starzec niósł już w ramionach niemalże w pełni zjedzony szkielet matki. Wciąż szczęśliwy, że córka przestanie go obserwować gdy skończy. Jednak gdy tylko stanął w drzwiach Margot kopnęła go w plecy, psy w furii zerwały się z łańcuchów i równocześnie go zaatakowały.Krzyczał, błagał o litość i bił na oślep chcąc oszczędzić swoje życie jednak dwa psy dopadły jego szyi w jednym momencie. Już wiedzieli, że skończyli niemalże swoje sprzątanie. Psy szybko straciły zainteresowanie ofiarami które nie próbowały uciekać. Lizały się więc po pyskach i drapały wesoło .Młodzieniec siedział wciąż w fotelu z zamkniętymi oczami czując ulgę. Już nigdy więcej nie będzie musiał się martwić tymi stworzeniami. Koniec z badaniami, testami i wszystkim innym.
-Seth? Ciało Vanessy ma zostać w pokoju tak?- Margot stanęła naprzeciwko swojego władcy i skłoniła się lekko.
-Tak moja droga tak. Teraz możemy już odpocząć. Zajęłaś się zwłokami bękarta?
-Oczywiście. Rano ktoś po nie przyjedzie.- Mówiąc to podeszła bliżej i w bardzo frywolny sposób usiadła na kolanach młodzieńca gładząc jego policzek.
-Jesteś cudowna. Dziękuję, ze pomagałaś mi przez tyle czasu. Możesz iść się przebrać.- Blondynka nie odpowiadając ruszyła w kierunku schodów. W normalnej części domu przebrała się w dopasowane spodnie, bluzkę z dekoltem, rozpuściła włosy i zrobiła delikatny makijaż. W tej samej chwili do pokoju wpadł Seth dławił się i trzymał za szyję mając w oczach złość i przerażenie.
-C-co mi zrobiłaś?!- Wrzasnął ostatkami sił upadając na kolana. Dziewczyna podeszła bliżej i bez słowa patrzyła mu w oczy gdy ten konał w męczarniach. Gdy tylko wydał z siebie ostatnie tchnienie wyjęła z kieszeni mały pager i kierując kroki w stronę drzwi rzuciła do niego jedno zdanie.
-Obiekt badań wyeliminowany, raport z pięciu lat prześlę rano.
W tym pięknym domu w końcu panował spokój. Jedynie na łóżku w jej sypialni leżał mały identyfikator.
Agentka : Margot Gawrilłow
Wiek: 27 lat
Wydział : Eksperymenty psychologiczne. Mil.2
Status: Doktor/ Eksterminator.
Komentarze