Historia

WYCIECZKA ŻYCIA

du_sia 10 9 lat temu 7 766 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Cześć, nazywam się Jane i mam siedemnaście lat. Historia, którą zaraz Wam przedstawię do dziś mrozi mi krew w żyłach. Każdego dnia budzę się z myślą, że to był tylko zły sen. Niestety, rzeczywistość jest złudna. Tony, bo to z nim wybrałam się na tę wycieczkę, wciąż nie odbiera telefonu. Zresztą to logiczne…

Pierwszego lipca, czyli wkrótce po zakończeniu roku szkolnego, razem z moim przyjacielem Tony’m wybraliśmy się na długo przez nas planowaną wycieczkę życia. Byliśmy bardzo szczęśliwi, kiedy ten dzień nastąpił. Jednak tuż przed wyjazdem zaczęły się problemy.

- Jane, mówiłaś, że wczoraj zatankowałaś samochód. – powiedział lekko poddenerwowany Tony.

- Bo tak było. Czekaj zobaczę z tyłu, czy… Cholera jasna! – krzyknęłam zaskoczona.

- Jane, spokojnie. Nic nie zrobisz z tymi kunami. Chodź, pojedziemy moim autem. – uspokoił mnie chłopak, gdy zobaczył co stało się z moim Volo.

Kiedy oddalaliśmy się od mojego samochodu jeszcze ostatni raz zerknęłam w jego kierunku. Wtedy ujrzałam, jakby małą dziewczynkę w kolorowej sukience, która w dłoni trzymała niedużej wielkości kombinerki. Jej kwiecista kreacja była poplamiona olejem, a na twarzy ten niewinny, szeroki uśmiech.

- Tony! Spójrz tam! Koło mojego samochodu. – krzyknęłam.

- Nic tam nie ma. Zobacz. – wskazał ręką w kierunku auta.

- Ale ona tam była. Taka uśmiechnięta i miała kombinerki w dłoniach. – starałam się wytłumaczyć moje zaniepokojenie.

- Jane, chodźmy już lepiej, bo robi się późno. O dwunastej musimy być na miejscu.

Po dotarciu do celu naszym oczom ukazała się przepiękna willa zbudowana z drewnianych bali. Wyglądała na bardzo zadbaną, a świadczyły o tym kwiatowe rabatki na zewnątrz. Niestety w środku nie było już tak sielankowo. Stara, spróchniała podłoga nie dawała o sobie zapomnieć. Skrzypiała, gdy tylko chciało się przemieścić na drugi koniec pokoju. Podwójne łóżko, które stało naprzeciwko okna nie wyglądało zachęcająco. W każdym najmniejszym kącie pokoju czaiła się pajęczyna i mnóstwo kurzu.

- Chyba wypadałoby posprzątać zanim zaczniemy rozglądać się po okolicy. – powiedział Tony, lekko przerażony stanem domku.

- Tak, masz rację. Ja posprzątam kurz i pajęczyny, a Ty wytrzep ten dywan, bo nie wiadomo co kryje się między włóknami. – rozdzieliłam zadania i od razu zaczęłam szukać czegoś, czym można by zebrać wszechobecny bród.

Kiedy krzątałam się po pokoju, Tony podniósł dywan i naszym oczom ukazała się malutka skrytka. Wieko było wielkości kartki. Zaskoczeni znaleziskiem spojrzeliśmy porozumiewawczo na siebie. Tony szybko wstał i udał się w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia, którym można by otworzyć tajemniczą skrytkę. Ja tymczasem wróciłam do poprzedniej czynności. Zdziwiło mnie nisko umieszczone okno, które przerażało samo w sobie. Może to był domek niskiej rodziny. Ale, żeby aż tak? Przelotnie spojrzałam przez nie i znów ją zobaczyłam. Tę samą dziewczynkę co przy moim samochodzie. Stała przy rabatkach z tym swoim niewinnym uśmiechem. Patrzyła na mnie. Potrząsnęłam głową, bo to nie mogła być prawda. Ona nie mogła tutaj przyjść. Kiedy ponownie spojrzałam jej już nie było. Wtem do pokoju wszedł Tony z łomem w dłoni. Ukucnął obok skrytki i zaczął podważać jej wieko. Ku naszemu zdziwieniu zawiasy szybko puściły. W środku znajdował się album ze zdjęciami. Wyjęłam go i otworzyłam na pierwszej fotografii.

- Tony, to ona. – wskazałam drżącym palcem – Ona była przy samochodzie, a przed chwilą przy rabatkach.

- Jane to nie możliwe. – powiedział spokojnie – Te zdjęcia są bardzo stare i ukazani na nich ludzie na pewno już nie żyją. Nawet jeśli, to są już w podeszłym wieku.

- Ale ja ją widziałam, Tony! Nie rób ze mnie wariatki!

- Nie dajesz mi wyboru, Jane. Chodź, wytrzepiemy dywan, a potem pomogę Ci w sprzątaniu domku.

Zgodziłam się. Wyszliśmy na zewnątrz. Tony poszedł do sąsiadującego z domem lasu po gałęzie, którymi chcieliśmy pozbyć się brudu z dywanu. Jednak długo nie wracał. Przestraszyłam się, ale nie chciałam go szukać, bo lada chwila mógł wrócić. W oczekiwaniu na przyjaciela weszłam do domu, by zabrać się za sprzątanie. Robiło się już późno, a nie chcieliśmy spać w tak brudnym pokoju. Nagle usłyszałam grzmot, który rozpoczął wielką ulewę. Przestraszyłam się, ponieważ boję się burzy, szczególnie w nieznanym mi otoczeniu. Poza tym Tony nadal nie wracał. Minęło już pół godziny odkąd poszedł po te cholerne gałęzie. Mogłam iść razem z nim, pomyślałam. Wtedy całe niebo rozbłysnęło się i rozległ się potężny huk. Szybko uciekłam w róg pokoju, myśląc, że już nic nie zdoła mnie przestraszyć. Niestety myliłam się. Jak na złość okno, które znajdowało się teraz naprzeciwko mnie otworzył podmuch wiatru. Oczywiście mogłam podejść i zamknąć je, jednak za bardzo bałam się ewentualnego ataku od tyłu. Chłodne powietrze i krople deszczu zaczęły otulać mnie w swoim przerażającym tańcu. Co chwilę było słychać grzmoty i widać błyski. Strach o zamarznięciu na kość w tym miejscu był silniejszy niż zdrowy rozsądek. Postanowiłam szybko załatwić tę sprawę i zamknąć okno. Podniosłam się i cichutko podeszłam do niego. Wtedy ponownie ją ujrzałam. Stała na tle potężnego lasu w swojej kwiecistej sukience i z szerokim, niewinnym uśmiechem. Przestraszyłam się, jedynie rabatki starały się zachować neutralność sytuacji. Kiedy ponownie spojrzałam na miejsce, gdzie stała, jej już tam nie było. Nie chciałam wiedzieć co kryje się za moimi plecami, a już na pewno spędzić tu samotnie nocy. Nisko umieszczone okno znalazło zastosowanie w obecnej sytuacji. Zwinnie wysunęłam się przez nie i biegłam ile sił w nogach, niszcząc przy tym kwiatki. Już po chwili znalazłam się w lesie. Z zewnątrz nie wydawał się aż tak ogromny. Uciekając przed czymś czego nie było, mijały mi przed oczami krzewy, drzewa, a pajęczyny i gałęzie muskały moją twarz niczym igiełki na mrozie.

Szybko zmęczyłam się i stanęłam, próbując uspokoić oddech. Nagle poczułam lekkie, miarowe trącanie w głowę. Bałam się spojrzeć w górę, prowadząc tym samym do upadku. Jednak niecierpliwość i ciekawość były ode mnie silniejsze. Lekko uniosłam wzrok. Wtedy zobaczyłam ją, wiszącą tuż nade mną. Na twarzy miała ten swój niewinny, szeroki i przerażający uśmiech. Jej kwiecista sukienka powiewała za każdym razem to w przód, to w tył. Na szyi miała zaciśniętą pętlę. Opuściłam wzrok i chciałam stąd jak najszybciej uciec, ale nie mogłam. Podłoże pod wpływem wciąż trwającej ulewy rozmiękło i zaczęło niemalże pochłaniać moje stopy. Po tym co ujrzałam całe nogi konstrukcją zaczęły przypominać watę. Mając nadzieję, że ona zniknęła spojrzałam jeszcze raz ku górze. Tym razem nie była już sama. Obok niej wisiał Tony. Na jego twarzy znajdował się ten sam przerażający i niewinny uśmiech co u niej. Gdy to zobaczyłam chciało mi się płakać i uciekać. Wtedy ujrzałam na drzewie to, co przyprawiło mnie o mdłości. Na pniu drzewa, na którym wisieli było wyryte: MOŻE POHUŚTAMY SIĘ RAZEM…

„Opowiadanie konkursowe – wakacje 2014”

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Fakne, ale dalej sie zastanawiam czemunie odbiera telefonu ;/ XDDD
Odpowiedz
Fajne* Czemu nie* XD
Odpowiedz
Super :)
Odpowiedz
hymm dość przewidywalne ale OK :)
Odpowiedz
Fajne
Odpowiedz
Cóż... Podejrzewam, że wiem dlaczego nie odbiera telefonu xD
Odpowiedz
No to nici z choćby 3 miejsca Dx
Odpowiedz
Zaciekawiła mnie ta woda na dywanie ;) A co do historii to taka sobie, ani to straszne, ani klimatu dobrego nie ma...
Odpowiedz
No, no, fajne, fajne.
Odpowiedz
Fajne podobało mo się :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje