Historia

Piknik środka lata

lio 0 9 lat temu 430 odsłon Czas czytania: ~5 minut

To była połowa lipca, bardzo ciepłego zresztą. Siedziałem przed moim komputerem i uczyłem się do egzaminu kiedy poczułem to coś, było jak szarpnięcie gdzieś w okolicach żołądka. Podobne do sposobu w jaki odczuwasz podniecenie ale przyjemniejsze i jakby łagodniejsze.

Poczułem że chciałbym wstać , świeże nocne powietrze wydało mi się nagle cudowną perspektywą a dłuższe siedzenie przy biurku czymś nieznośnym. Wziąłem plecak, spakowałem do niego koc, napoczętą butelkę z colą, kilka mandarynek i moją lornetkę, nie miałem ochoty wracać za szybko. Wyszedłem z mieszkania, na klatce spotkałem sąsiada, miał w rękach wiklinowy koszyk, jego czteroletni synek stał obok czekając aż ojciec zamknie drzwi, wyglądał na wystraszonego jakby nie do końca rozumiał co się dzieje. Sąsiad był samotnym ojcem, jego żona zaginęła ledwie kilka miesięcy wcześniej. Nie ona pierwsza zresztą, zaczynały już krążyć plotki o seryjnym mordercy.

-Piękna noc- Zagadnąłem, zawsze bardzo lubiłem tego człowieka a dzisiaj czułem się tak szczęśliwy i lekki że chciałem móc o tym z kimś porozmawiać.

- Wspaniała, prawda Wojtku?- Powiedział sąsiad uśmiechając się do synka. Wojtek schował się za ojcem i nic nie odpowiedział. Zawsze był nieśmiałym chłopcem.

Zeszliśmy na dół i pogrążeni w całkiem przyjemnej rozmowie dotarliśmy do parkingu. Sąsiad postanowił pojechać autem ale ja wolałem iść pieszo. Obaj mieliśmy ten sam cel: polanę w lesie najbliżej nas, las był całkiem niedaleko jakieś dwadzieścia minut pieszo od naszych bloków ale sąsiad nie chciał męczyć dziecka wędrówką o takiej porze. Poza tym wziął ze sobą ciężki koszyk. Nigdy się nie dowiedziałem co tam miał.

Polana o której mówię była swojego rodzaju anomalią. Wielka jak boisko, trwała tam wbrew wszelkim zasadom. Ciągle pojawiały się plany jej zagospodarowania ale jakoś nie wchodziły w życie. Już przed wejściem do lasu słyszałem szmery dalekich rozmów które przybierały na sile w miarę jak zbliżałem się do ich źródła.

Kiedy wszedłem na polanę to co zobaczyłem jeszcze bardziej poprawiło mi humor. Ludzi było bardzo wielu, wzięli ze sobą swoje psy i dzieci, przytargali koce, krzesła a nawet leżaki. Świeciły się pozawieszane na drzewach latarki, panował ruch jak w mrowisku ale nie był to bałagan a dobrze zorganizowany wysiłek. Tylko dzieci wyglądały na spięte. Ludzie ustawiali sobie koce, leżaki i składane krzesła wokół centrum polany które pozostało puste. Dołączyłem do jednego z ostatnich rzędów- z przodu zrobił się już niezły tłok, zacząłem rozmowę z koleżanką ze studiów która siedziała obok.

To było piękne, zewsząd słyszałem ciche szepty które wcale mi nie przeszkadzały, my też szeptaliśmy, nie pamiętam za bardzo o czym. Chyba nikt nie pamięta. Nagle szepty ucichły i to przyjemne uczucie w żołądku pogłębiło się. Wszyscy wpatrywaliśmy się w niebo nad polaną. Wtedy jedna z gwiazd bezpośrednio nad nami jakby się rozdzieliła i jedna jej część zaczęła opadać w naszą stronę. Jej światło nie było jakoś szczególnie jasne, nie raziło oczu, tak jak wszystko tego wieczora było przyjemne i kojące. Opadało wolno jak świetlik albo jak ćma przypalona przez lampę, kręciło świetlistą spiralę. Osiadło miękko na środku polany odłączył się od niego rząd świetlistych postaci małych i dużych a one wszystkie również szeptały rozglądając się wokół.

Niektóre z nich podchodziły do ludzi w tłumie, inne po prostu stały. Chwyciłem za lornetkę i wspinając się na palce obserwowałem ludzi i przybyszów. Zobaczyłem mojego sąsiada z synkiem uczepionym jego spodni. Świetlista postać która wyszła mu na spotkanie miała długie srebrne włosy i znajomą twarz. Mimo że wykonana z białego światła zdołała jakoś idealnie odwzorować jego zmarłą żonę. Obserwowałem innych, niektórzy przybysze chodzili wśród tłumu jakby kogoś szukając, przyglądali się uważnie twarzom zgromadzonych. Inni od razu znajdowali to czego szukali. Gdy już każdy obcy trzymał kogoś z ludzi za rękę pary zaczęły kierować się z powrotem do statku. Wtedy usłyszeliśmy przeraźliwy wrzask. Po chwili wypatrywania odnalazłem źródło. Wojtek zapierał się i krzyczał kiedy ojciec próbował pociągnąć go w kierunku statku. Dostrzegłem mokrą plamę na jego spodenkach. Świetlista postać jego matki stała obok nieruchomo przyglądając się szamotaninie. Po chwili powiedziała coś do mężczyzny a on puścił chłopca i po prostu podążył za nią. Wszystkie inne pary były już na statku. Światło stało się jaśniejsze i srebrna kula wzbiła się w niebo.

Staliśmy jeszcze długo oszołomieni po czym zaczęliśmy się rozchodzić. Stałem w rzednącym tłumie patrząc na gwiazdy. Spokój i to dziwne uczucie powoli mijały i zaczęło robić mi się zimno. Wtedy usłyszałem płacz. Ruszyłem do jego źródła i zobaczyłem Wojtka siedzącego w trawie niedaleko wypalonego kręgu który zdobił teraz centrum polany. Uklęknąłem przy nim.

Czemu nie poszedłeś z mamą i tatą?- zapytałem z roztargnieniem.

Mama zrobi coś złego tatusiowi.- Powiedział mały głosem przerywanym płaczem.

Co ty opowiadasz?- zapytałem zdziwiony- mama wróciła po tatusia bo go kocha.

Nie wiem skąd mi to przyszło na myśl ale wiedziałem że tak jest i nie kwestionowałem tego.

- Mama zabierze skórę tatusia bo jest miękka.- Powiedział wolno chłopiec jakby próbował przekazać mi jakąś oczywistą prawdę. Poczułem że robi mi się zimno.

-Skąd ci to przyszło do głowy?- Wyjąkałem. Wzruszył ramionami.

- Mama wcześniej nie miała takich cienkich palców.

Zabrałem chłopca do domu, jego ojciec nie wrócił więc zaopiekowali się nim jacyś krewni.

Ja w tym czasie miałem sporo roboty, czytałem, szukałem miejsc podobnych do naszego przez Google map i co się tylko dało. Próbowałem rozmawiać z ludźmi ale nikt po tej dziwnej nocy nie chciał mówić o tym co się stało. Nie udało mi się znaleźć wiele, kilka podobnych miejsc w całym kraju i dwa za granicą(chociaż tych nie jestem pewien bo nigdy nie widziałem ich z bliska). Dużo domysłów ludzi z którymi o tym rozmawiałem i jedną opowieść światka.

Kobieta z którą rozmawiałem była małą dziewczynką w chwili gdy to się stało. Stała z mamą blisko statku, czuła strach, jej tatuś zaginął kilka miesięcy temu. Wtedy kiedy wyszedł ze statku nie cieszyła się ani przez chwilę. Nie umie dokładnie opisać wrażenia po prostu zdawało jej się że skóra jej ojca była jakby za luźna na to coś w środku. Jej matka wzięła ją na ręce i uciekła. Nie wiem dlaczego, wszyscy inni zostali, być może niektórzy mają instynkt którego brakuje większości ludzi.

Wydaje mi się że znalazłem coś wspólnego między tymi zdarzeniami. Ojciec tej kobiety wyszedł w nocy zostawiając zapalony komputer, tak samo żona sąsiada i tak samo ja tamtej nocy. Sądzę że oni(kimkolwiek są) dopiero się uczą wybierać ofiary, natknąłem się na kilka podobnych zaginięć ale zaginieni nigdy nie wróciły po rodziny. Może przebadali tych zabranych i uznali że nie potrzebują podobnych do nich ludzi. Może ich skóry nie były dość miękkie?

Opowiadanie konkursowe – wakacje 2014

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Czas czytania: ~poniżej minuty Wyświetlenia: 1 390
Czas czytania: ~1 minuta Wyświetlenia: 694

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje