Historia

Jego Szepty

Użytkownik usunięty 11 9 lat temu 7 631 odsłon Czas czytania: ~9 minut

Byliśmy studentami. Ja, Tomek, Marek i Dawid. Lubiliśmy imprezować, jak to studenci. A właściwie, to wpadłem w to towarzystwo i te klimaty dopiero na studiach. Wcześniej taki nie byłem. Unikałem klubów, a jedyne imprezy na które lubiłem chodzić, to były domówki. Wiecie, domówki z przyjaciółmi, z praktycznie zerową szansą na zostanie okradzionym, pobitym czy zgwałconym i pozbawionym nerki. Tomek, Marek i Dawid zapewne od zawsze tacy byli. Ja byłem chyba trochę na "doczepkę", ale mimo to, czułem ze są moimi przyjaciółmi. Wszystko zmieniła jedna noc. Jedna noc, kiedy to postanowiliśmy poważnie się pobawić.

Pewnej letniej nocy postanowiliśmy potańczyć trochę w klubie. Z chłopakami nawet w takim miejscu mogłem się świetnie bawić. Około 23, trochę podpici wyszliśmy z klubu, zaczerpnąć świeżego powietrza. To była noc. Ta Ania, Anita, czy jak jej tam... Zostawiła mi swój numer. Chłopaki śmiali się i udawali zazdrość, kiedy pokazałem im karteczkę z jej numerem. Marek zwrócił mi uwagę, że jestem kretynem i że na karteczce znajduje się tylko SZEŚĆ cyfr. Moja radość zamieniła się w przygnębienie, ale nie na długo. Dawid rzucił pomysł żeby nie wracać już do klubu, tylko pójść do monopolowego, kupić troche "znieczulacza" i udać się do pobliskiego parku. O tej porze zwykle jest tam pusto i cicho, a to dobre miejsce, żeby trochę pogadać i pocieszyć się swoim towarzystwem. Park ten znałem od czasów gimnazjum. Z braku boiska w mojej szkole, to tutaj odbywało się większość moich zajęć z wf-u. Zawsze ukrywałem się w krzakach, kiedy nie wytrzymywałem tempa narzucanego nam przez belfra. W samym środku parku stała stara muszla koncertowa i mała widownia. Odbywały się tam małe koncerty, czy różnego rodzaju imprezy kulturalne i charytatywne. To właśnie tam postanowiliśmy się rozsiąść.

W parku było zupełnie pusto i ciemno. Jedyne latarnie znajdywały się wokół muszli. Marek i ja oparliśmy się o drzewo nieopodal sceny i zaczeliśmy pić. Tomek usiadł na ławce pod sceną, a Dawid usiadł na samej scenie. Nogi swobodnie zwisały mu ze sceny. Pił wódkę i darł mordę przy każdej swojej wypowiedzi. Cały on. Udzielał się najgłośniej i najczęściej z nas wszystkich. W środku jego wypowiedzi o wyższości szachów nad piłką nożną, zauważyliśmy kogoś przechodzącego pomiędzy nami. Nie zauważyliśmy go odrazu. Poprostu w jednej chwili zobaczyliśmy go, jak przechodzi koło nas, kulejąc, w jednej ręce trzymając kule. Nie było słychać jego kroków. Zaskoczył nas tak nagłym pojawieniem się. Ten mężczyzna swoim wyglądem i ubraniem przypominał zwykłego żula. Miał może z metr osiemdziesiąt wzrostu, jego oczy nadawały dziwny wyraz jego twarzy, jakby... Nie pasowały. Może był naćpany... Miał długie, tłuste, czarne włosy. Sięgały mu dołu pleców. Co dziwne, jego zarost wyglądał może na tygodniowy... Może lubił swoje włosy? Nosił szary płaszcz, jednak był tak okropnie brudny, że trudno było dostrzec jego normalny kolor. Miał na sobie wypłowiałe spodnie o nieokreślonym kolorze.

Kiedy tak szedł, Dawid nagle zamilkł i tak jak my wszyscy, szczęka trochę mu opadła na widok tak nieoczekiwanego gościa. Nieznajomy poczłapał w kierunku Dawida. Kiedy był w odległości może dwóch metrów, Mina Dawida wyraziła obrzydzenie, zapewne ze względu na smród który rozniósł się w powietrzu, a może na widok kogoś tak brudnego, chociaż pewnie jedno i drugie. Podszedł do Dawida i ochrypłym, ale stanowczym głosem zapytał: "Dasz mi się napić?" Dawid zrobił przestraszoną minę i odparł: "Spierdalaj! To nasze picie, nic od nas nie dostaniesz!" Nieznajomy wykrzywił usta i spojrzał wrogo na Dawida. Dopiero teraz widać było jego zęby. Jego żółte, powykrzywiane zęby, których i tak nie miał zbyt wiele.

-Powiedziałem Ci, żebyś dał mi się napić!

-A ja Ci mówie, żebyś wypierdalał, bo nic ode mnie nie dostaniesz! - W tym momencie nieznajomy złapał Dawida za szyję i uniósł w górę. Zobaczyłem to wtedy. Miał nienaturalnie długie paznokcie, zaostrzone w szpony. Były czarne...pomalowane, czy co? Jego oczy w jakiś niewytłumaczalny sposób, w jakieś dwie sekundy zalały się czernią, a wokół jego oczu podkreśliły się i napięły jakieś ciemne żyłki. Tak jakby to one wypełniły jego oczy tym...czymś.

Wyrwał butelkę wódki z ręki Dawida i upił kilka łyków. Staliśmy jak osłupiali. Byliśmy przerażeni. Jak? Jak staremu, kulejącemu żulowi udało się podnieść ważącego jakieś 80 kilogramów człowieka? Z gardła Dawida wydobyło się kwilenie o pomoc. Tomek pierwszy się otrząsnął. Chwycił deskę leżącą na scenie i z całej siły walnął napastnika w głowę od tyłu. Deska pękła w pół. Napastnik tylko lekko poruszył się, nie zdradzając nawet cienia bólu. "Czym Ty, kurwa jesteś?" Zapytał Tomek. Bezdomny odrzucił Dawida wgłąb sceny, a ten uderzył głową o jeden z filarów kurtyny, opadł na ziemię i przestał się ruszać. Obrócił się z wielką prędkością ku Tomkowi i przejechał mu długimi pazurami po twarzy. Tomek zawył z bólu, ale zaraz wymierzył lewy sierpowy nieznajomemu, który chwycił lecącą w jego stronę pięść i ją zgniótł. Poprostu zgniótł. Mu. Pięść. Słychać było skruszone kości i ryk bólu. Nie wytrzymałem. Rzuciłem się na tego szaleńca i rozbiłem mu butelkę na głowie, po czym objąłem go w pół i rzuciłem się z nim na ziemię. Biłem go po twarzy. Słyszałem jego ryk wściekłości, niepohamowanej furii. W pewnej chwili poprostu chwycił mnie za gardło. Czułem, jak jego szpony wbijały mi się w szyję. Czułem ciepłą krew spływającą po mojej szyji. Przewrócił mnie na plecy i zaczął przyduszać. Wtedy usłyszałem jak ktoś wali go metalowym prętem po plecach. "O matko, to musiało go boleć!" pomyślałem. Myliłem się. Nieznajomy Jęknął tylko raz, po czym zostawił mnie, obrócił się i przejechał Markowi po udach swoimi szponami. Marek odrazu padł na ziemię a nieznajomy pochylił się nad nim. Marek zaczął krzyczeć, zaczął tak nieludzko krzyczeć. Podparłem się na łokciach i jedną ręką zacząłem macać się po gardle. Tętnica cała. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Spojrzałem na to, co się dzieje. Bezdomny pochylał się nad Markiem i... nic. Słyszałem tylko jego cichy głos. Mówił coś do Marka, strasznie podnieconym tonem, a ten wydzierał się w niebogłosy. To było nawet straszniejsze niż wszystko, co do tej pory zrobił. Rozejrzałem się. Dawid wciąż leżał pod filarem. Prawdopodobnie nie żył, bo na nim i wokół niego pełno było krwi. Tomek wciąż leżał i krzyczał z bólu, obejmując zdrową ręką to, co zostało z jego lewej dłoni. Serce waliło mi jak młot. Nigdy wcześniej tak się nie bałem. Zacząłem biec. chciałem stąd uciec jak najdalej! Wezwać pomoc, albo poprostu uciec stąd w cholere do domu! Tak bardzo się bałem... Wszędzie wokół było ciemno, ale znałem ten park lepiej niż własne osiedle. Spędziłem tu mnóstwo czasu. Biegłem przed siebie może już z pół minuty, kiedy usłyszałem za sobą jego wołanie. "Wyłaź, wyłaź młody! Zostaliśmy już tylko my dwaj!" To przeraziło mnie jeszcze bardziej. Czułem strach w moim żołądku, nerkach, wszędzie. Nie byłem w stanie racjonalnie myśleć. Pobiegłem do rozwidlenia asfaltowej ścieżki. Wskoczyłem w krzaki i zacząłem się przez nie czołgać. Znalazłem je. Znalazłem drzewo, pod którego korzeniami było dość mniejsca żeby się ukryć. Nie mógł znać tej kryjówki... Nie mógł. A przynajmniej to sobie wtedy wmawiałem. Wlazłem pod pień drzewa i starając się nie myśleć o setkach robali, kryjących się tam razem ze mną, oczekiwałem. Trzęsłem się cały. Ten jego głos. Ten przerażający, podniecony do granic ludzkich możliwości głos... Nie wiem ile tam czekałem. Musiało minąć kilka godzin. Nie wiedziałem już, czy trzęsę się bardziej z zimna czy ze strachu, ale wydawałem przy tym cichy jęk. Zmusiłem się żeby przestać. Zatkałem sobie usta ręką. Bałem się uzyć telefonu, żeby chociażby spojrzeć na zegarek. Mógłby zauważyć światło. Czekałem tam z tymi i innymi myślami może jeszcze z godzinę. I chyba zaczęło kropić. Deszcz przyjąłbym bez większych emocji, zapewne teraz nie robiłoby mi różnicy czy siedziałbym tu mokry czy suchy. Powoli się uspokajałem. Może już dawno poszedł? Zgubił mnie i poszedł sobie. Ale i tak nie zamierzałem się stamtąd ruszać aż do świtu. W końcu, kiedy zrobiło się dość jasno, nie mogąc już dłużej wytrzymać z zimna, wylazłem spod drzewa. "O KURWA!", krzyknąłem. Twarz Dawida wisiała w powietrzu tuż przed moją. Wpatrywał się we mnie swoimi pustymi oczami. Myślałem, że się zesram. Na drzewie, na wysokości może dwóch metrów, wisiał mój przyjaciel. Z jego brzucha wystawała gałąź. Był powieszony głową w dół, a z jego oczy były zwrócone na moją kryjówkę. Był tu, przez niewiadomo ile godzin. Ze strachu zrobiło mi się ciemno przed oczami. Z jego oczu i brzucha kapała krew, która wpływała wprost do mojej kryjówki. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że moje ubranie jest przemoczone krwią kolegi.

Obudziłem się w szpitalu. Przy łóżku byli moi rodzice i lekarz. Chciałem wstać, ale powstrzymali mnie, mówiąc, że muszę odpocząć. Byłem w ciężkim szoku. Nie mogłem odpowiedzieć na żadne z zadawanych mi pytań. Przez pierwsze kilka dni, co kilka godzin dostawałem sporą dawkę środków uspokajających, bo nie mogłem przestać się drzeć i wyrywać. Kiedy wypowiadane przeze mnie zdania znowu zaczęły mieć jakikolwiek sens, powiedzieli mi, co się stało. Tomek trafił do chirurga, a następnie do psychologa. Stracił dłoń. To od niego dowiedzieli się, co się stało, bo jego stan z nas wszystkich był najlepszy. Marek... Marek żyje. Nic więcej dobrego nie da się o nim powiedzieć. Trafił do psychiatryka. Czasami chodzę go odwiedzić, ale nigdy nie powiedział więcej niż rzeczy w stylu "Te oczy. Jego oczy! BOŻE, widziałeś jego oczy? On mówił rzeczy... potworne rzeczy... straszne." Po czym wybuchał płaczem i darł się ile tylko miał sił. Okropne. Sam jego widok w tym stanie był przerażający. Czasem, kiedy był spokojny, jego oczy robiły się jakieś... dziwne. Można w nich dostrzec jakiś cień. Jego usta wykrzywiają się w szerokim uśmiechu. Wygląda wtedy na strasznie podekscytowanego, jakby coś strasznie go cieszyło. Mruczy coś pod nosem, a czasem tylko pojękuje, jakby z podniecenia... Dawid umarł. Autopsja wykazała, że żył jeszcze po uderzeniu głową w filar. To oznacza, że był nadziewany na tą cholerną gałąź na żywca. Co za chory psychol mógł to wszystko zrobić...

Dzisiaj mija już pół roku od tego zdarzenia. Mam koszmary. Koszmary, w których siedzę pod tym drzewem i czekam, a wtedy pojawia się jego okropna, uśmiechnięta twarz. Budzę się, zlany potem i krzyczę do matki. Ja, dwudziestojedno-letni chłopak, wzywam swoją mamę na pomoc. Nie moge normalnie żyć. Boję się ciemności. Zawsze wracam do domu przed zachodem słońca i nigdzie się już z niego nie ruszam, choćby nie wiem co. Czasami, w tych koszmarach, jest inaczej.

Czasami wychodzę z pod drzewa i widzę napis na drzewie, nabazgrany krwią Dawida: "Widzę Cię." Wtedy obracam się, a on stoi przedemną, twarzą w twarz. Z uśmiechem na twarzy, mówi: "Jeszcze się spotkamy. Do zobaczenia!" I wtedy wszystko znika. Ostatnio zaczęło być lepiej, ale teraz to wszystko wróciło. Obudziłem się w nocy, jak zwykle. Lampka nocna była wyłączona. Wstałem, celem jak najszybszego ponownego uruchomienia jej. Kiedy to zrobiłem, mimowolnie mój wzrok padł na okno. Tam, pod latarnią, zarys postaci. Nie widziałem dokładnie, ale on stał odwrócony w stronę MOICH OKIEN! Jestem tego stuprocentowo pewny, jestem pewny że to był on, że mnie obserwuje. Z czasem podchodzi coraz bliżej mojego domu. Powiedziałem o tym rodzicom, ale kiedy tylko pojawili się w moim pokoju, jego nie było, a ja dostałem tylko kolejny karnet na wizytę u psychiatry. Cuję się, jakby mnie ukarał w sposób najdotkliwszy. Nie musiał mnie zabijać, żeby mnie zniszczyć. Zniszczył mnie samą swoją osobą. Jest druga w nocy. Nie mogę spać. Zbyt się boję. Kiedy obracam głowę w lewo, widzę go przez okno. Jest tam. Stoi, podpiera się tą swoją pierdoloną kulą i widzę jak się śmieje. Słyszę dziwne szepty. One... one są straszne. Boję się tego słuchać, a nasilają się tym bardziej, im on bliżej podchodzi. Jest już tak blisko, że może patrzeć mi w oczy. Widzi mnie.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Nawet najlepsza pasta napisana takim językiem jest beznadziejna...Naprawdę...Szanujmy język ojczysty.
Odpowiedz
Świetne! Zwłaszcza że osoba która napisała tę historię przedstawia niewiarygodnie realny opis małego parku w mieście w którym mieszkam. Opis miejsca w którym bywam dodaje tylko klimatu tej historii. 9,5/10.
Odpowiedz
8.5/10
Odpowiedz
10/10
Odpowiedz
7,5 na 10
Odpowiedz
świetne!!!!!!
Odpowiedz
Dobra :3
Odpowiedz
To jest coś! Od początku do końca wartka akcja i świetne opowiadanie! Oby wiecej takich ! Pozdrawiam. :)
Odpowiedz
Trzyma!
Odpowiedz
Super,w końcu coś fajnego można przeczytać
Odpowiedz
Dobreee lubie to :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje