Historia
Opuszczona Szkoła
-Chłopaki, musimy tam iść! - z entuzjazmem powiedział Rafał.
-Niby gdzie? - spytałem. -Do tej szkoły?
-No a gdzie? - zapytał Rafał.
-Chyba nie myślisz, że ten gość mówi prawdę? - dopytywał się Kamil.
-Pan z tym tak na ser.... -urwał Rafał. -Gdzie on jest?
-Kto? -spytaliśmy wszyscy razem.
-Ten... ten facet... - lekko zdziwionym głosem oznajmił Rafał. - No wiecie... przed chwilą wszystko nam opowiedział...
-Walić to, pewnie gdzieś sobie poszedł. - stwierdził Krystian.
-Nie denerwuj mnie. - odezwał się Rafał. - był tutaj, wszystko nam opowiedział, a teraz zniknął. Czy to nie dziwne?
-Pewnie, że dziwne. I co z tego? - spytałem. - Wszyscy bezdomni są dziwni. Wczoraj jeden spał pod samochodem sąsiada....
-Skończ. - uciął Rafał. - poszedł, czy zniknął, to było dziwniejsze, niż spanie pod samochodem.
-To ty skończ. - odparł Krystian ziewając. - Gość poszedł na browara, pewnie go już suszyło po tej opowieści.
-Czyli co, idziemy tam? - spytałem.
-Odechciało mi się... - powoli powiedział Rafał.
-Dobra dobra, nie płacz. Jutro lecimy sprawdzić, czy ta szkoła w ogóle istnieje. - przekonywał Krystian.
-A pewnie - zgodziliśmy się. - Rafał, lecisz jutro z nami?
-Nieeee wieeem.... - odezwał się Rafał przez zęby. - Ten facet....
-Chuj w tego faceta, idziesz jutro z nami?
-Ech... dobra. - zgodził się Rafał.
-Dziesiąta rano, tutaj. - postanowiłem.
-Może o jedenastej? - spytał nas Kamil. -Wiecie... lubię spać, zresztą...
-Zresztą chcesz, to sobie śpij, my idziemy o dziesiątej - przerwał mu Krystian.
-Kamil, serio, dziesiąta. - powiedział Rafał, powoli przekonujący się do całej wyprawy.
-Tylko niech każdy weźmie latarkę i coś jeszcze, nie wiadomo, co tam znajdziemy. - przypomniałem.
-O ile w ogóle cokolwiek znajdziemy.... - z lekkim powątpiewaniem powiedział Kamil.
Następnego dnia, punktualnie o dziesiątej zjawiliśmy się w pobliżu sklepu na obrzeżach miasta. Czekały nas jakieś 3 kilometry drogi, w stronę opuszczonej szkoły, o której mówił nam wczoraj bezdomny.
-Co chłopaki, macie jakieś latarki, wodę i telefony? - zapytałem.
-Trochę się boję, ale mam wszystko - powiedział Rafał.
-Ty, Rafi, ja dla ciebie nawet pieluchy zabrałem! - roześmiał się Krystian.
-Zamknij się. - zdenerwował się Rafał.
-Dobra, idziem bo uśniem. - stwierdziłem. - Nie ma czasu na wasze pieprzenie.
Szliśmy wzdłuż torów w stronę opuszczonej szkoły, o której opowiadał nam wczoraj bezdomny. Podobno w 1968 roku nauczyciel w czasie lekcji wyjął broń i zabił kilkunastu uczniów. Zastrzeliła go milicja. Szkołę zamknięto rok później. Tak przynajmniej twierdził tamten gość pod sklepem.
Po jakichś dwóch kilometrach tory skręcały w lewo. Należało teraz zejść w krzaki na prawo, po czym iść ścieżką przez pola i nieużytki.
-Te tory prowadzą na Wrocław, nie? - zapytał Kamil.
-No, a co? - zapytałem.
-Z rok temu, kilkadziesiąt kilometrów stąd, w jakiejś miejscowości kilku typów w naszym wieku zginęło w lesie... -odparł tajemniczo Kamil.
-Ano, słyszałem o tym. - potwierdził Rafał. - Też było ich czterech....
-Ale co się konkretnie stało? - powiedziałem zaciekawiony.
-Nikt nie wie. Wszyscy byli... przybici do drzew. - wzdrygnął się Kamil.
-Dawajcie, może kiedyś tam pojedziemy. Czego oni szukali w tym lesie? - mówił Krystian.
-Czegokolwiek szukali, już tego nie ma. - odparł Rafał. - Ten las spalił się wiosną tego roku. Wtedy też ktoś zginął...
-Brrr... Skończcie. - nakazałem. -Bo mi się odechce iść.
-Pieluszkę? - Zaśmiał się Krystian.
-Zastanawiam się, na chuj ci pieluchy? - zapytałem zdenerwowany.
-Nie mam ich, ale widzę, że niektórzy by potrzebowali.
Po prawie godzinnym marszu przez dosyć trudny teren doszliśmy na miejsce. Szkołą okazał się stary budynek, z obdrapanymi, zielonkawymi ścianami. Połowa szyb w oknach była powybijana, niektóre z nich były zakratowane, szczególnie na parterze.
-Czyli jednak istnieje.... - stwierdził Rafał.
Cały teren szkoły nie był wielki, ale budynek był większy, niż dla typowej wiejskiej szkoły. Po prawej i po lewej rosły drzewa, gałęzie wraz z zielonymi, szumiącymi liśćmi dotykały w wielu miejscach ścian zniszczonego budynku.
Wszystko znajdowało się na niewielkim wzgórzu, porośniętym głównie niewielkimi drzewami i nieużytkami. Niecały kilometr dalej znajdowała się niewielka wieś.
-Dobra, szukamy wejścia. - powiedziałem. - Tu jest dziura w siatce, gorzej może być z drzwiami do budynku.
Zaczęliśmy przechodzić przez dziurę w siatce otaczającej cały budynek wraz z niewielkim, porośniętym krzakami placem - kiedyś prawdopodobnie boiskiem.
-Chłopaki! - zawołał Kamil. - Są drzwi... zabite deskami...
-A może wejdziemy przez okno? -zaproponował Rafał. - Tu jest jedno bez szyby i krat.
Zaczęliśmy przeciskać się przez wąskie okno, najpierw przerzucając plecaki do środka. Wszedłem jako pierwszy.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to straszny bałagan. Znajdowałem się w niewielkim pokoju o powierzchni może 10 metrów kwadratowych. Ściany były brudne, popękane. Na podłodze leżały odłamki szkła, kawałki metalu, materiału, drewna, w kącie stała nieduża, połamana szafka, obok leżał taboret z jedną nogą.
-I co, da się wejść? - zawołał z zewnątrz Krystian.
-Wbijajcie! - zawołałem. -Straszny tu syf ale idzie wytrzymać!
Wszyscy weszli do środka pomieszczenia.
-Chłopaki, ale jazda! - zawołał Krystian.
-Nie podniecaj się - uspokoiłem go.
Wyszliśmy z małego pomieszczenia. Znaleźliśmy się na korytarzu, mniej więcej w jego połowie. Rozejrzeliśmy się. Po prawej i po lewej stronie korytarz prowadził do kolejnych pomieszczeń w rzędzie. Niektóre drzwi zachowały się w całości, innych nie było wcale. Niektóre pomieszczenia były otwarte.
-Idziemy najpierw na lewo. - zdecydował Rafał.
-A czemu nie na prawo? - spytał Kamil. -Są tam schody...
-Super, idziemy najpierw na lewo. - powiedział Krystian.
Szliśmy w ciszy, gruz i stare papiery wydawały różnorakie dźwięki pod naszymi stopami.
Doszliśmy do pierwszych drzwi.
-Otwieramy? - zapytał Kamil.
-No, chyba. -odparł Krystian.
Nacisnąłem klamkę. Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Weszliśmy do środka. W pomieszczeniu nie znajdowało się absolutne nic. Na ziemi leżało kilka liści, które do wnętrza wpadły przez wybite szyby w oknach. Ściany były obdrapane, miejscami spod farby świecił goły cement, tworząc przy tym przedziwne wzory.
-Eee, nic nie ma. - zawiódł się Krystian. -Idziemy do kolejnego pomieszczenia?
Wyszliśmy na korytarz i zaczęliśmy kierować się w stronę kolejnych drzwi.
-Czekacie, zrobię zdjęcia! - zawołał Kamil.
-A co, masz aparat? - spytałem.
-No, myślisz że poszedłbym w to miejsce bez niego?
-To dodaj jakiś klimatyczny efekt - zaproponował Rafał.
Zdjęcie korytarza na parterze:
http://straszne-historie.pl/data/images/b2d211f0467cac3378d563b7c79d5b80.jpg
Następnych drzwi nie było. Okazało się, że znajduje się tu.... sala gimnastyczna. Niewielka, szkolna sala gimnastyczna. W niektórych miejscach podłoga była dziurawa, niektóre okna były wybite. W bramkach brakowało siatek.
-Patrzcie, nawet jest piłka! - zwrócił uwagę Krystian.
-Ale będzie dobre zdjęcie! -uszczęśliwił się Kamil.
-Patrzcie, kurwa, fotograf się znalazł! - roześmiałem się.
Zdjęcie sali gimnastycznej:
http://straszne-historie.pl/data/images/35809da17a2d7c879dbe49fff55e8c11.jpg
-Dobra, nic tu nie ma. - stwierdził Krystian.
Wyszliśmy z sali gimnastycznej, kierując się do trzech ostatnich pomieszczeń w tej części korytarza.
Kolejne drzwi były otwarte.
-To wygląda jak stołówka.... ale jest na nią za małe. - stwierdził Rafał.
-Po czym wnioskujesz? - zapytałem tonem jakiegoś badacza starych ruin.
-Widzisz to okienko? Takie samo dzieli kuchnię od stołówki w naszej budzie. - Zwrócił uwagę Rafał.
-Wal zdjęcie. - przekazałem Kamilowi.
Zdjęcie "stołówki":
http://straszne-historie.pl/data/images/a25c973fe1add2c0d519e771e9d74993.jpg
Wyszliśmy z tej mini "stołówki" i poszliśmy do przedostatniego pomieszczenia.
-Znowu puste... - powiedział zasmucony Krystian.
-Ale jest.... - urwałem.
-Co? - spytali mnie koledzy.
-Cśśś... słyszycie to? - zapytałem.
Wszyscy stanęliśmy w ciszy i bezruchu. Usłyszeliśmy ciche, melodyjne dźwięki, płynące chyba z górnego piętra.
-Co jest kurwa?! - przestraszył się Rafał.
-Ktoś gra na pianinie. - powiedziałem.
-Co ty pieprzysz? W tej szkole? - odpowiedział przerażony Rafał.
-Biegniemy na górę! - rozkazałem.
-Ja mam pewne obiekcje... - powiedział drżącym głosem Rafał.
-To wsadź je sobie i chodź! - zdenerwował się Krystian. Musimy się dowiedzieć, o co chodzi.
Ruszyliśmy w stronę schodów, znajdujących się na końcu korytarza. Leżący miejscami gruz głośno chrobotał pod wpływem naszych kroków, i odbijał się echem w całym korytarzu.
Weszliśmy na schody. Kamil szedł pierwszy i szybko zrobił zdjęcie. klatki schodowej.
Zdjęcie klatki schodowej:
http://straszne-historie.pl/data/images/4ebb7daac95993013a8f0c2aea4436cc.jpg
Szybko weszliśmy po schodach na górę. Dźwięki pianina stawały się coraz głośniejsze. Poszliśmy w lewo. To piętro miało mniejszą powierzchnie niż poprzednie, w tej części korytarza były tylko dwa pomieszczenia, kolejne były z drugiej strony.
Wpadliśmy wszyscy razem do pokoju. W środku nie było nic, oprócz starego, zdezelowanego pianina.
-Ono nie gra! - zawołał Rafał.
-I nie ma prawa grać. - zauważyłem. -Jest zniszczone.
-W takim razie.... - zastanowił się Krystian. -Co słyszeliśmy?
-Nie wiem, ale to zaczyna mnie przerażać. - powiedziałem. Zwróciłem się do Kamila: -Rób zdjęcie i wychodzimy stąd. Migiem.
-Ale.... - zawahał się Kamil.
Wyrwałem mu aparat i zrobiłem zdjęcie pianina.
Fotografia pianina:
http://straszne-historie.pl/data/images/afc5ea0a147aa9ede626befd465049d4.jpg
-Zrobiłeś bez filtra! - oburzył się Kamil.
-W dupie mamy teraz twoje filtry. Idziemy stąd! - rozkazał Krystian.
Pospiesznie wyszliśmy z pomieszczenia. Zebraliśmy się u góry schodów.
-Co teraz robimy? - spytał Kamil.
-Idziemy stąd, czy zostajemy? - zastanawiał się Krystian.
-Może nam się wydawało, że coś słyszymy... -powiedziałem.
-Zostańmy. Ale zachowujemy szczególną ostrożność. -zaproponował Rafał.
-Dobra. - odpowiedzieliśmy wszyscy naraz.
Powoli ruszyliśmy się z miejsca. Wciąż wystraszeni, nasłuchiwaliśmy podejrzanych dźwięków. Po chwili stwierdziliśmy, że chyba jest bezpiecznie.
Weszliśmy do pomieszczenia obok pokoju z pianinem. Była to łazienka. Na ziemi leżało mnóstwo gruzu. Umywalki były zniszczone, drzwi do kabin były połamane.
-Wygląda jak jakaś apokalipsa. - stwierdził Kamil i zrobił zdjęcie.
Zdjęcie z łazienki:
http://straszne-historie.pl/data/images/630110cbfaea46eb9e9e3f7bf8a982f5.jpg
-Ciągle czuję się nieswojo.... - powiedziałem. -Coś jest nie tak.
-Też do czuję. - potwierdził Krystian.
-Zbieramy się zaraz, co? - zapytał nas Rafał.
-Za chwilę. Sprawdźmy dwa ostanie pomieszczenia. - powiedziałem.
-A te na dole? Jak pobiegliśmy, zostawiliśmy je. - przypomniał Kamil.
-Pewnie były puste. - zbyłem go.
Wyszliśmy z łazienki. Skierowaliśmy się do pokoju z wyłamanymi drzwiami. Był pusty. Kamil oczywiście nie omieszkał zrobić kolejnego zdjęcia.
Zdjęcie pustego pokoju na piętrze:
http://straszne-historie.pl/data/images/89d81ebfe14451272e82b98c050bb8a1.jpg
-To co, ostatni pokój i zbieramy się do domu? - niecierpliwie zapytał Rafał.
-Chciałbym. Kamil, rób zdjęcia, wychodzimy! - pospieszyłem kolegę.
Nagle usłyszeliśmy krzyk. Okropny, donośny, męski krzyk. Jakby kogoś obdzierano ze skóry. Przeszył nas wszystkich od stop do głów.
-Wypierdalamy! - krzyknął Krystian.
Odwróciliśmy się w stronę wyjścia. Krzyk się powtórzył. Był głośniejszy, donośniejszy. Wybiegliśmy przerażeni z pomieszczenia. Skierowaliśmy się na schody.
U ich szczytu coś stało. Wyglądało jak dziewczynka. Nie wiem, ile mogła mieć lat, widziałem ją ułamek sekundy. Miała wielką ranę, dziurę w głowie. Jakby od postrzału...
-Do łazienki! - krzyknąłem.
Natychmiast zawróciliśmy, wbiegliśmy do łazienki tłocząc się w niej. Zatrzasnęliśmy drzwi.
-Co to było! - krzyknął Kamil, wymachując drżącymi rękami.
-Nie wiem co to było. - powiedziałem, czując, jak zalewa mnie zimny pot. Rafał, a ty.... - urwałem w pół zdania.
-Gdzie do cholery jest Rafał! - krzyknął Krystian w tym samym momencie, co ja.
-Zo-został t-tam? - przeraził się Kamil, i osunął się na ziemię.
-Kamil zemdlał! - zawołał Krystain.
-Tylko ty mi nie zemdlej! - krzyknąłem.
Zacząłem klepać Kamila po policzku. Krzyczałem do niego, nie reagował.
-Szybko. Bierz go. Ja złapię za nogi i wynosimy się stąd. - rozkazałem Krystianowi.
Zaczęliśmy wynosić Kamila z łazienki. W korytarzu nie było niczego ani nikogo. Tym bardziej nie było tam Rafała. Ruszyliśmy z Kamilem w stronę schodów.
Nagle zobaczyliśmy coś przy drzwiach łazienki, z której przed chwilą wyszliśmy. Tym razem nie była to dziewczynka. Czarny cień. Mimo, że nie widzieliśmy żadnych szczegółów czuliśmy, że TO patrzy na nas.
-Szybko, na dół! - krzyknąłem z całej siły.
Ruszyliśmy biegiem schodami w dół. Było to trudne, nieśliśmy Kamila. Z dołu ponownie rozległ się nieludzki wrzask, połączony z przeraźliwym, dziecięcym chichotem, dobiegającym spod drzwi łazienki.
Krystian potknął się, upuszczając Kamila, którego ciało padło na mnie. Upadłem na gruz na półpiętrze.
Szybko wstałem. Czułem, jak ciepła krew sączy mi się z pleców, które musiałem zranić przy upadku.
-Kamil? - powiedział cicho Krystian. -Kamil!
Upadając, przywalił głową w schody. Z jego głowy wypływała ciemnoczerwona krew, spływając po kamiennych stopniach w dół.
-Co z nim! - krzyknąłem przerażony.
-Potknąłem się... upadł... - zaczął tłumaczyć się Krystian.
Kucnąłem obok ciała kolegi.
-Kurwa mać, on nie ma pulsu! - krzyknąłem.
-20 uciśnięć... nie! 5 wdech... nie! - próbował coś powiedzieć Krystian.
-Bierz telefon, dzwoń po pomoc! - rozkazałem.
-Mam w pleca... nasze plecaki! Są w łazience! - rozpaczliwie stwierdził Krystian. - Biegnę po nie!
Zerwał się ze schodów. Na ich szczycie stało TO. Ten pieprzony, czarny cień. Znów rozległ się dziecięcy chichot.
-Uciekamy! Migiem! Wezwiemy pomoc! - krzyknął Krystian, zbiegając ze schodów. TO poruszało się powoli w naszym kierunku, schodząc co chwilę o kolejny stopień w dół.
Wstałem. Zerwałem Kamilowi pokrowiec z aparatem z szyi. Zbiegliśmy na dół.
W drzwiach sali gimnastycznej, a właściwie w miejscu, gdzie powinny się one znajdować, stał mężczyzna. Patrzył na nas. Miał kilkanaście wielkich, krwawiących ran. Znów rozległ się potężny wrzask. To ON krzyczał. Zatkaliśmy uszy i pobiegliśmy w stronę głównych drzwi do budynku.
-Są zabite deskami! - krzyknął Krystian, ale nie słuchałem go. Dopadłem drzwi. Kopnąłem. Raz... drugi... Skup się!... kopnij w środek, zamek puści....
Kopnąłem z całej siły.... zamek puścił, drzwi otworzyły się, zrywając deski, którymi były zabite od zewnątrz.
Wybiegłem z budynku, za mną Krystian. Oślepił nas blask słońca na zewnątrz. Mrużąc oczy znaleźliśmy dziurę w siatce, przez którą tak niedawno przechodziliśmy.
Ruszyliśmy w dół, w stronę wioski.Przerażeni, brudni, pokaleczeni. Dopadliśmy pierwszego domu. Załomotaliśmy do drzwi. Całe zatrzęsły się od uderzeń. Otworzyła nam przestraszona, starsza kobieta...
…
Wyszedłem z karetki pogotowia. Podszedłem do Krystiana.
-Wasi rodzice już jadą! - zawołał do nas lekarz.
Miałem zabandażowaną rękę, na plecach kilka dużych plastrów.
-Jak się czujesz? - zapytał Krystian.
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Podszedł do nas kierowca z karetki.
-Waszego kolegi.... nie udało się uratować. Zmarł w drodze do szpitala. Przykro mi.
-A drugi? - spytałem drżącym głosem. Nie chciałem wiedzieć.
-Szuka go policja. Ich pytajcie.
-Znaleźli go przed chwilą. - wtrącił lekarz z karetki. - To znaczy... chyba jego. Ciało jest zmasakrowane.
Staliśmy na wiejskiej drodze nieopodal opuszczonej szkoły. Wokół nas stały policyjne radiowozy, karetka, kawałek dalej stali gapie, mieszkańcy wioski. Słyszałem nieustający głos z radia policyjnego.
Oparłem się o maskę jednego z radiowozów. Kręciło mi się w głowie.
Podszedł do mnie policjant. Coś mówił, ale go nie słuchałem. Nie chciałem. Nic już nie chciałem.
---
Informacja dla osób, którym bardzo spodobała się pasta "Wagary":
Jeszcze raz serdeczne dzięki za pozytywne komentarze, wsparcie oraz liczne namowy do napisania 2. części. Nie myślałem nawet, że "Wagary" zyskają taki sukces. Tak więc oto jest kolejna opowieść, a 2. część "Wagarów" już niebawem :)
Komentarze