Historia

Kocham Cię Mamo

ryhmus 11 9 lat temu 10 108 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Rok 1874, Anglia. Tuż pod Londynem, w niewielkiej miejscowości o dumnie brzmiącej nazwie Crawley, swą posiadłość posiadała rodzina Ellis. Wszyscy w okręgu ich znali, bowiem rodzina ta dysponowała znacznym majątkiem. Senior rodu, Sir Edward Ellis, był cenionym lekarzem. Jego sława jako jednego z najlepszych medyków w hrabstwie West Sussex, docierała do samego Londynu. „Dżentelmen nie wywyższa się ponad innych, lecz czasem dobrze popatrzeć na innych z góry”- to jego motto życiowe i chociaż dość osobliwe, w medycznych kręgach ówczesnych lat spora ludzi jego pokroju uważała podobnie. Podobne zdanie miała również jego żona, Lady Catherine. Kobieta dużo młodsza od swego męża, jednak doskonale znająca zasady życia na szlacheckim Dworze. Cóż, jej mąż zarabiał krocie, więc jedynym zajęciem Catherine było wydawanie rozkazów służbie oraz dbanie o jak najlepszą opinię rodu wśród pospólstwa. Z pozoru sielski nastrój Rodu Ellis psuła jedna niedogodność… Sir Edward miał już swoje lata, lecz nie miał potomka. Wiedział, że nie może mieć. Cierpiał bowiem na bezpłodność, zupełnie jak jego ojciec. Wiedział, od dziecka wiedział, że jest czyimś bękartem, a Sir Thomas Ellis, jego fikcyjny tata, był najzupełniej w Świecie tylko jego opiekunem i ojczymem. Jako małe dziecko został adoptowany, a piętno porzucenia odcisnęło w jego sercu dożywotni odcisk. Może nieudane dzieciństwo sprawiło, iż odniósł tak wielki sukces zawodowy? Często o tym myślał, podobnie jak o swoim potomku, którego mieć nie może. Jego żona, Lady Catherine, wiedziała o problemach męża, jednak nigdy jej to nie przeszkadzało. Uważała, że dzieci to jedynie problem… Choć w głębi serca pragnęła dziecka jak tonący oddechu. Przywdziewała maskę obojętności tylko dlatego, aby uświadomić Edwardowi, iż nie ponosi on w niczym winy.

Rok 1874, późny listopadowy wieczór. Sir Edward wracał właśnie bryczką do swojego domu zaczytany w najnowsze wydanie magazynu „The Daily Telegraph”, gdy jego woźnica gwałtownie wstrzymał konie. Zaniepokojony Edward wysiadł z bryczki z zamiarem naubliżania swojemu słudze, gdy wtem zauważył leżące ciało na drodze przed nim. Gęste, burzowe chmury i silny wiatr nie przysparzały mu odwagi, jednak zawodowa ciekawość wzięła górę. Podbiegł więc do ciała i wziął je na ręce. Był to chłopiec, przypuszczalnie 7-latek. Mężczyzna rozejrzał się wokół, jednak nie dostrzegł żadnych domostw gdzie mógłby zasięgnąć języka o tym dziecku. Wokół panowała cisza i mrok, jedynie wiatr hulał jakby chciał coś mu przekazać. Edward nie namyślając się długo zabrał nieprzytomne dziecko do bryczki i natychmiastowo kazał woźnicy pędzić do posiadłości. Gdy konie ruszyły, mężczyzna przyjrzał się chłopcu. Owszem, wyglądał na zaniedbanego, jednak w jego twarzy dostrzegł cząstkę siebie. Jakby pewne podobieństwo. Nagle chłopiec wybudził się z letargu i gwałtownie poderwał na równe nogi. Ta gwałtowność sprawiła, iż Edward omal nie krzyknął ze strachu. Jednak chłopiec przyjrzał mu się, delikatnie uśmiechnął i spokojnie usiadł na swoim miejscu wciąż nie odrywając wzroku od swojego wybawiciela. Edward, patrząc na chłopca i widząc jego ufność, zdawałoby się wręcz z pewną dozę sympatii, już wiedział. Zapytał jednak: „Jak się nazywasz, chłopcze?”, na co ten odpowiedział tylko szerszym uśmiechem i przytuleniem. Edward wiedział… „Jesteś moim nowym synem, chłopcze”. Chłopiec popatrzył tylko na mężczyznę i zasnął mu na kolanach. Zmęczony Edward objął ramieniem dziecko i sam pogrążył się we śnie.

Lady Catherine nigdy nie czuła w sercu takiej radości, gdy jej mąż oznajmił, iż właśnie adoptował chłopca, a ona sama została matką. Pominął jednak okoliczności spotkania go na drodze, jednak wersja z adopcją wydała mu się odpowiedniejsza. Dzięki temu ominął wiele pytań, które jego żona powtarzałaby co dzień, a on sam zapewne nie znałby na nie odpowiedzi. Jednak dla samej Catherine liczyło się tylko to, że została matką. Wizja rozwoju chłopca, jego przygód opowiadanych przy porannej herbacie, pierwszych zawodów miłosnych i narzekania na nauczycieli, rozbudziła w niej głęboko zakorzenione poczucie spełnienia. Co prawda chłopiec nie wyszedł z jej łona, jednak to naprawdę nie miało już dla niej znaczenia. Liczyło się tylko to, że została matką. Sir Edward szczerze ucieszył się z reakcji swojej żony, a sam chłopiec od razu przywykł do nowego otoczenia. Mijały dni, jednak z każdym kolejnym w rodzinie Ellis narastało pewne pytanie. „Dlaczego on nic nie mówi?”. Catherine zaopiekowała się dzieckiem, pokazywała mu różne zakątki posiadłości, opowiadała o historii miasteczka, co ewidentnie chłopcu przypadło do gustu, jednak nigdy nie wydał z siebie jakiegokolwiek słowa. Edward badał go, wezwał do pomocy nawet psychologa, jednak nic to nie dało. Chłopiec był niemową, z niewiadomych względów. Nie przysparzał jednak swoim opiekunom żadnych problemów, a dla Państwa Ellis każda minuta spędzona z synem była jak szczere złoto. Tak bardzo pokochali tego brzdąca, że jego ułomność została zaakceptowana. Syna nazwali imieniem „Zechariach”, od bliblijnej postaci Zachariasza, który również był niemową.

Rok 1876, Crawley, Anglia. Mijały lata. Zechariach miał najprawdopodobniej 9 lat. Wyrastał na silnego, przystojnego mężczyznę, a Ellisowie nie posiadali się z dumy. Ich syn co prawda dalej nic nie mówił, jednak jego żywiołowość i pomysłowość wynagradzały to po stokroć. Sir Edward często wyjeżdżał, co związane było z jego zawodem, lecz za każdym razem gdy powracał do domu witała go kochająca żona i syn. Nie mógł sobie wymarzyć lepszej starości. Sama Lady Catherine dbała o chłopca jak o oczko w głowie. Był w końcu namacalnym spełnieniem jej snów, nawet służba Dworu pokochała tego brzdąca. Pewnego lipcowego dnia Lady wybrała się z Zechariachem do sklepu. Miejscowy sklepikarz cieszył się renomą człowieka uczciwego i posiadającego zawsze świeże produkty, toteż jego sklep często był odwiedzany przez miejscowych. Tuż obok, po drugiej stronie ulicy, znajdował się pub, w którym co czwartek miejscowy pianista przygrywał gościom skoczne melodie. Zechariach usłyszawszy tego dnia tę radosną twórczość, od razu się zafascynował. Momentalnie wybiegł ze sklepu i pognał pod drzwi pubu, aby lepiej usłyszeć pianino. Lady Catherine widząc, iż jej syn jest wręcz oczarowany muzyką, postanowiła sprawić mu prezent. I tak, kilkanaście dni po tym zdarzeniu, w pokoju Zechariacha stało olbrzymie, czarne pianino produkcji Carla Roenisha. Sprowadzone prosto z Dresden kosztowało wiele, jednak reakcja chłopca na instrument wynagrodziła Catherine i Edwardowi tę sumę. Zechariach dzień w dzień grał na swoim ukochanym pianinie, z czasem osiągnąwszy całkiem dobre rezultaty. Jego nauczyciele byli wręcz zachwyceni postępami chłopca a on sam czuł się jak najszczęśliwsze dziecko w całej Anglii. Jednak, rok później, coś się zmieniło… Chłopiec nie przygrywał już skocznych, radosnych melodii a swe muzyczne upodobania ukierunkował ku ponurym i mrocznym. W tym czasie jego ojciec, Sir Edward bardzo rzadko bywał w domu, a Lady Catherine większą uwagę poświęcała pewnemu ogrodnikowi, niż swemu synowi. Zechariach znów został sam, a jedyną odskocznią dla niego była gra na pianinie. Z czasem sam nauczył się komponować i rozpisywał nuty w swych zeszytach. Wszystkie utwory były mroczne niczym najczarniejsza noc, określenie „nokturn” zupełnie do nich nie pasowało. Chłopiec stworzył swój rodzaj muzyki, który dumnie nazwał „Music of darkness”- muzyka mroku. Dni mijały, a on wciąż komponował. Spał niewiele, głównie za dnia. Lady Catherine co prawda poświęcała część swojego cennego czasu dla syna, jednak wtedy chłopiec jakby przywdziewał maskę i znów bywał tym radosnym nicponiem, zupełnie jak dwa lata temu. Pod osłoną nocy pisał, komponował, pochłaniał się w czeluści mroku i swej twórczości.

Rok 1888 nie był przyjazny dla Rodu Ellisów. Sam Edward zmarł na gruźlicę, zostawiając więc Catherine i Zechariacha samych. Tuż przed śmiercią pozostawił w spadku posiadłość swojej żonie, a część majątku trafiła do chłopca. Edward Ellis opuścił ziemski padoł dokładnie 14 kwietnia, od tego dnia, rzeczywistość nie była już taka sama. Lady Ellis potajemnie romansowała z ogrodnikiem, jakby o śmierci jej ukochanego męża zupełnie zapomniała. Zechariach wciąż komponował, jego twórczość przemawiała do niego. Nie liczyła się codzienność, nowe znajomości czy nawet sama matka. Pianino wystarczało by czuć się spełnionym. Rok 1888 nie był przyjazny również dla innych mieszczan Crawley. Miasteczkiem wstrząsnęła bowiem fala morderstw. Ludzie bali się, modlili i płakali. Miejscowa policja nie miała żadnych poszlak, żadnych motywów jak i podejrzanych. Groźba kolejnego morderstwa wisiała jak na włosku, który ktoś za chwile ma ściąć. Nawet Lady Ellis się bała, choć zatrudniła dodatkową służbę w celu poprawy bezpieczeństwa na Dworze. Bała się przede wszystkim o siebie, jednak i o syna. W nocy, gdy latarnie gasły, ludzie wręcz barykadowali się w swych domach. Wielu nie spało, grupy mężczyzn uzbrojonych w widły i noże przemierzało ulice miasta. Dodatkowy patrol, poza policyjnym, zawsze zwiększa możliwość złapania tego gnoja. Nic to jednak nie dało… W porannej prasie znów dominowały nagłówki „Kolejna ofiara nieznanego sprawcy” czy „Morderca na wolności- ciało znaleziono w krzakach”. Pierwszą ofiarą była niejaka pani Jenkins, pierwsza nauczycielka gry na pianinie Zechariacha. Kolejną pan Robertson, emigrant z Irlandii dorabiający sobie w Crawley jako czyściciel butów. Nazwisk z każdym dniem przybywało, a policja jak i władze miasteczka byli zupełnie bezsilni. Lady Catherine wpadła w panikę. Spakowała ubrania swego syna i odesłała go do ciotki na wieś, niedaleko Crawley. Sama też chciała wyjechać, jednak romans jak i sprawy finansowe nie pozwoliły jej na to.

Po tygodniu od wyjazdu syna, morderstwa ucichły. Złapano bowiem podejrzanego, niejakiego Collinsa, Szkota. Był nowy w mieście, zatem ludzie uznali właśnie jego za oskarżonego, a policja bez zbędnych pytań zamknęła go w areszcie. Na Lady Catherine spłynęła ulga. Wysłała więc woźnicę po syna, a ona sama postanowiła posprzątać w jego pokoju. Był wieczór. Catherine właśnie przecierała kurz z pianina, gdy w kącie pokoju dostrzegła rozrzucone zeszyty. Okazało się, że to zapisy nutowe jej syna. Z ciekawości zerknęła więc w nie i przeczytawszy pierwszy tytuł z brzegu oraz datę kompozycji, zaniemówiła. Dopiero po kilku sekundowym szoku ocknęła się i zaczęła krzyczeć. Pierwszy tytuł „Ojcze, nie wiesz”- data kompozycji 12 kwietnia 1888 rok. „Przecież to nie możliwe”- pomyślała Lady. „To nie ma nic wspólnego z jego śmiercią, NIC!”- zapewniała się w duchu. Z wrażenia przysiadła na krawędzi łóżka, ponownie sięgnęła po zeszyt i kartkując go, doznała czegoś, czego od lat nie czuła. Przerażenie. Tytuły jak i daty kompozycji dokładnie pasowały do śmierci osób zamordowanych w mieście. Pani Jenkins „Zdychaj nieuku”… Pan Robertson „Robak wśród błota i gnoju”… Wszystkie daty zapisów nutowych pokrywały się z tymi od ich śmierci lub były dzień czy dwa wcześniej. Ostatnia kartka… Lady Catherine drżącymi rękoma przewróciła na ostatnią stronę i rozpłakała się. Łzy strumieniami spływały po jej policzku. Za oknem panowała burza. Deszcz spływał po oknach niemal tak obficie, jak łzy po jej twarzy. Strach, przerażenie… Na ostatniej stronie napisane było „Kocham Cię Mamo” z bieżącą datą 19 lipca 1888 roku. Zrozpaczona rzuciła się do swojego pokoju po pistolet. Przerzucając z wściekłością i desperacją papiery z szufladki, przeklinając pod nosem dzień, w którym Edward przywiózł to dziecko, poczuła nagły ból w tylnej części czaszki. Osunęła się na ziemię i krwistymi, zamglonymi oczyma ujrzała Zechariacha z metalowym prętem w jednej, a z nożem rzeźnickim w drugiej ręce. Chciała coś wykrzyczeć, jednak krew zalała jej usta. Chłopiec wbił jej nóż prosto w klatkę piersiową, aż słychać było trzask żeber, po czym nachylił się nad twarzą Catherine i wyszeptał „Kocham Cię Mamo”.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Chlopak był niemową? A na początku opowiadał o miłościach złości nauczycieki przy herbacie. Hmm
Odpowiedz
"Wizja rozwoju chłopca, jego przygód opowiadanych przy porannej herbacie, pierwszych zawodów miłosnych i narzekania na nauczycieli, rozbudziła w niej głęboko zakorzenione poczucie spełnienia." Wizja jest tu kluczowym słowem ;)
Odpowiedz
A jak na datę spojrzałam, to już myślałam, że to wczesna twórczość Kubusia Rozpruwacza.
Odpowiedz
Bardzo fajne. Ten chłopak to chyba był demon czy coś takiego O.o
Odpowiedz
Napisali o bezpłodności bohatera bo gdyby nie wspomnieli o niej pytali byście o to, czemu nie spłodził własnego dziecka, tylko jakieś adoptował. Phantom =)
Odpowiedz
Byl nie mową. Swój album nazwał Music of darkness
Odpowiedz
"Cierpiał bowiem na bezpłodność. Zupełnie jak jego ojciec. Wiedział, od dziecka wiedział, że był czyimś bękartem" - powtórzenie tutaj jest zupełnie nie potrzebne, natomiast jak mógł odziedziczyć bezpłodność po swoim "fikcyjnym" ojcu, skoro to nie był jego biologiczny ojciec? Zdanie bez sensu. Co do całości, bardzo przyjemnie się czyta, tekst bez większych błędów stylistycznych, temat mi się podoba. 9,5/10 :)
Odpowiedz
zajebioza, i że niby niemowa?
Odpowiedz
Niezle chociaz przewidywalne. Nie rozumiem tylko co ma bezplodnosc sira elliasia do bezplodnosci ego ojca...
Odpowiedz
smutne :)
Odpowiedz
Przyjemnie sie czyta lecz czuje niedosyt ;)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje