Historia

Tajemnica rodziny, część I, początek.

anabelle121 1 9 lat temu 1 056 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Byłam zwykłą, młodą dziennikarką niższej rangi, która dopiero zaczęła pracować w Polskiej Gazecie. Mimo to czułam się wyrażniona, chociaż miałam do dyspozycji, malutkie szare biuro i sama musiałam lecieć po najgorszą kawę z automatu. Szef zadbał o to, abym miała swoje zakwaterowanie; mimo, iż mieszkanko było małe, czułam się spełniona. Przyozdobiłam je rzeczami od ciotki z Argentyny tak, aby wszystko wyglądało tak perfekcyjnie symetrycznie i jak normalny domek perfekcyjnej pani plotkary na tych angielskich dzielnicach, chociaż byłam totalnie inną osobowością, która bardziej dążyła do sukcesu zawodowego, niż popularności wśród kółka kobiet i sąsiadów. Mieszkałam w Warszawie i codziennie wstawałam o siódmej rano, szłam do kawiarni, jadłam musli z mlekiem, po czym zaczęłam dzielnie pracować (z nadzieją na awans) w tym biurze.

Pewnego dnia zapukała do mnie koleżanka z pracy, która była sekretarką szefa. Codziennie spotykałyśmy się, gdy ona otwierała mój dział I, na piętrze I. Zaczęliśmy się przyjaźnić, a ona pomagała mi w różnych sprawach. W najzwyklejszym na świecie dresie, trzymając kubek herbaty w dłoni otworzyłam jej drzwi, a ona, bardzo zaintrygowana, zaczęła do mnie wykrzykiwać :

- Słuchaj, to świetny artykuł! Oj, idealny. Tak mnie zaintrygował - odgarnęła swoje kasztanowe loki, po czym usiadła na pufie i wręczyła mi gazetę.

Napisała; Agnieszka Witczak.

"Rodzina Wiolnik mieszka na wsi pod Warszawą. Można myśleć, iż jest to zwykła rodzina z dużym rodowodem, która zajmuje się polem. Mimo to, doszliśmy do pewnej pani Wiolnik, babci, która żyła w czasie II wojny światowej. Zmarła ona w skutek tragicznego, niewyjaśnionego wypadku, przy źródełku. Była zraniona i naga, a koło jej ciała leżał hitlerowski mundur, bez żadnych dokumentów. Nie wiadomo do kogo on należał, sprawa wciąż zostaję niewyjaśniona. Doszliśmy do wyrwanej kartki z pamiętnika tej o to pani, Aliny, w której pisała:

"Przyszli pod mój dom i zaczęli szperać w rzeczach ojca. On dał im pieniądze..."

Tu kończy się ten tekst. Rodzina ciągle próbuję się dowiedzieć o śmierci oraz życiu ich babci. Jest coraz więcej dowodów, które mogą być kluczem całej sprawy!"

Przeczytałam to, wstrzymując oddech. Wszystko wydawało się zwykłym artykule, który opowiada o dociekliwości rodzinie. Mim to, było coś w tej sprawie, którą chciałam jak najszybciej rozwikłać, gdyż byłam zaciekawiona, a mój artykuł w gazecie byłby idealny, a szef przyznałby mi awans.

- Naprawdę świetne. Chciałabym to rozwikłać - zaczęłam marzyć, jak zostaję nagrodzona, popularna, dostaję awans - każdy by zainteresował się tym artykułem.

Aga ( moja koleżanka) powiedziała mi, gdzie mieszka ta rodzina, dokładnie w jakiej wsi.

- Moja koleżanka przyjaźniła się jedną z tej rodziny Wiolnik. Niby wesoła, normalna rodzinka, ale... - przygryzła wargę - sprawa Aliny Wiolnikowej jest naprawdę straszna. Oni wiedzą coś o tym więcej, niż napisała o tym ta dziennikarka.

Zafascynowana pożegnałam się z nią, nie mogąc spać przez parę godzin. Usnęłam godzinę przed swoją pobudką do pracy.

*

Gdy zadzwonił budzik, ujrzałam mnóstwo porozrzucanych gazet na stole i komputer otwarty na jakiejś stronie o II wojnie światowej. Przypomniałam sobie, jak wczoraj próbowałam coś wyszukać na temat tego. Nic jednak nie znalazłam. Żadnej kroniki o tym. Wreszcie zmęczona ułożyłam się na kanapie, wciąż myśląc o tym przez parę godzin, aż usnęłam. Byłam zupełnie zmęczona; mimo to próbowałam myśleć trzeźwo. Ubrałam się i pominęłam kawiarnię, wcześniej przychodząc do pracy. Dział I był już otwarty, także jak poparzona wbiegłam do swojego biura, zapisując w notatkach, które zatytułowałam od razu: "O Wiolnik" Zapisałam ich adres oraz numer koleżanki Agi, która przyjaźniła się jedną z Wiolników. Od razu do niej zadzwoniłam; nasza rozmowa przebiegła dość szybko, gdyż wiedziałam iż zaraz szef zada mi jakąś pracę niezwiązaną z tą sprawą. Dowiedziałam się, że w piwnicy w ich domu jest dużo papierów i innych gratów, jednak oni nigdy tam nie szperali, ciągle powtarzając, że czują niepokój. Zapisałam to jako ważną rzecz. Niczego bardziej szczególnego się nie dowiedziałam i postanowiłam, że dzisiaj, zaraz po pracy, którą kończyłam o 16:30, wybiorę się do nich. Problem był tylko jeden; czy zechcieliby ze mną rozmawiać. Mimo to postanowiłam, iż nie będę się narzucała i zaskarbię sobie ich sympatią.

Dokładnie o 16:30 zamknęłam swoje biuro i pożegnałam się z wszystkimi. Aga podrzuciła mnie pod ich dom. Nie spodziewałam się, że będzie on taki duży. Wyglądał jak jakaś willa wiktoriańska. Ogród również był ogromny, chociaż, wyglądał dosyć marnie. Wszystko pousychało, jakby nie chciało już żyć. Ujrzałam również w budzie dużego psa, który spojrzał się na mnie, nie szczekał, nie warczał, tylko leżał, wpatrując się w moją twarz. Zardzewiała brama była lekko uchylona, więc, przechodząc przez błoto, weszłam na działkę. Po chwili ujrzałam również werandę, na której stała huśtawka, widać, że już stara. Trzymając segregator w ręku, weszłam na werandę. Koło huśtawki stało stare, pobrudzone zdjęcie, przedstawiające młodą uśmiechniętą kobietę, całującą jakiegoś mężczyznę. Domyśliłam się, że to Alina. Chcąc ukryć je w kieszeni, nagle, z przypływem wiatru, zdjęcie odleciało w dal. Poczułam dreszcz przechodzący po krzyżu; czy to był jakiś znak? Po minucie oględzin, wreszcie zastukałam trzy razy kołatką w drzwi. Po minucie drzwi otworzyła mi niska, chuda, wyglądająca na zmęczoną blondynka, w różowym szlafroku.

- Znowu Ci dziennikarze - powiedziała załamanym głosem. - Nic Wam już nie powiem. - Chciała zamknąć drzwi, jednak ja podtrzymałam je nogą.

- Pracują samodzielnie. Chce Wam pomóc. Chociaż sama jestem ciekawa - przygryzłam wargę i zacisnęłam palce na segregatorze, chcąc, aby nie zauważyła, że moje ręce drżą. Zacisnęła usta.

- Jeszcze rok temu żyłam nawet spokojnie - westchnęła - gdy jakaś warszawska, dociekliwa dziennikarka się do mnie przypieprzyła - spojrzałam się na nią troskliwym wzrokiem.

- Nie chcę się narzucać. Zbiorę te informacje i każdy się od Was odczepi - blondynka uchyliła lekko drzwi.

- Ale sama się trochę boję odkryć prawdę - uniosła brew, po czym odwróciła twarz, jakby powiedziała jakąś tajemnice - okej, idź sobie, nic nie słyszałaś do cholery jasnej, nie było Cię tu, wiedź dalej spokojne życie w Warszawie.

- Ale nie chcę wieść spokojnego życia w Warszawie. Nie muszę Cię w to mocno wmieszać, potrzebuję informacji i sama to przeprowadzę - starałam się, aby mój ton był jak najmocniej spokojny. Chyba podziałało. Dziewczyna gestem zaprosiła mnie do środka; szurając butami o wycieraczkę, weszłam do domu. Korytarz był wielki, jak sam salon. Wyglądał tak samo wiktoriańsko jak willa z zewnątrz; mimo to, wyglądał na bardzo niezadbany. Na wózku ortopedycznym siedziała stara kobieta z siwymi włosami, zmarszczkami, przykryta kocem. Wpatrywała się na wszystko nieobecnym wzrokiem, nic nie mówiąc. Na fotelu siedział mężczyzna w białej koszuli i czarnych spodniach, bawiąc się paznokciami. Gdy tylko zauważył, że weszłam, rzucił ciche, jakby złowrogie "Dzień dobry" i wybiegł z salonu. Blondyna przykryła szczelniej kobietę na wózku i ucałowała ją w policzek, po czym usiadła koło mnie.

- To siostra Aliny. Od lat siedzi na wózku nic nie mówiąc i ciągle wpatruję się tym nieobecnym wzrokiem - mówiła ona to tonem smutnym. Domyślałam się, że jej życie także takie było. - Jestem Karolina.

Uśmiechnęłam się lekko czując, że kobieta powoli mi ufa.

- Jestem Beata - wyciągnęłam notes i długopis - chciałabym się dowiedzieć paru rzeczy.

Karolina uniosła głowę, po czym gładząc ręką szlafrok, powiedziała do mnie:

- Na pewno nie na wszystkie mogę Ci odpowiedzieć - spojrzała się na babcie - i nigdy nie zajrzę do piwnicy. Nie mogę.

- Dobrze...więc. Czy siostra Aliny coś kiedyś do was mówiła? Dawała jakieś znaki

- Nie. Nigdy. Zawsze wpatrywała się we mnie, czasami kręcąc głową, gdy...a zresztą nieważne.

Wiedziałam, że coś nie tak. I Karolina nie mówi mi do końca prawdy.

- Otóż... - zabrakło mi tchu. Nie wiedziałam jakie pytanie zadać. Nie chciałam jej zranić.

- Chyba nie chcę odpowiadać na te pytania - spojrzała się na mnie błagalnym wzrokiem - czuję wielki niepokój i ty możesz zostać tym dotknięta. Wyjdź. Zapomnij o tym. To nie sprawa dla Ciebie.

- Ale, naprawdę chcę Ci pomóc - Karolina nic nie odpowiedziała. Wstałam i podziękowałam jej, tak naprawdę za nic. Czułam jednak, że coś jest przede mną skrywane, a ja muszę się o tym dowiedzieć. Przeszłam na korytarz, kątem oka zauważyłam jak mężczyzna z salonu nerwowo przegląda jakieś listy. Zauważył mnie i podbiegł do mnie.

- Pomożesz nam? Daj jej życie - nie rozumiałam o co mi chodzi. Złapał mnie za rękę gdy chciałam wyjść i pokazał mi szare zdjęcie. Alina płakała i była cała posiniaczona oraz naga. Koło niej leżał mundur hitlerowski oraz nóż. W tle widziałam twarz, którą skądś kojarzyłam. Damską twarz. Wzięłam do ręki zdjęcie i wybiegłam z domu. Zadzwoniłam do Agi, żeby po mnie podjechałam

*

Obudziłam się spocona. Płakałam. Śniło mi się, że stałam koło Aliny, która była naga, bita przez twarz w masce gazowej. Z daleka ujrzałam damską twarz, która śmiała się. Znajomą damską twarz. Zapłakana próbowałam zasnąć, jednak czułam, że jak zasnę, stanie się coś złego.

Dobre przeczucie.

Koniec części I.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Intrygujace i dobrze napisane :D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje