Historia

Zemsta

Mroczny Wilk 16 9 lat temu 11 895 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Był słoneczny lipcowy weekend. Normalnie wybrałbym się z przyjaciółmi na plażę, porobiłbym coś ciekawego. Ale nie tym razem. Obowiązek koszenia trawy padł na mnie. Wyciągnąłem kosę spalinową z garażu, nalałem paliwa i spojrzałem krytycznie na sad.

– Zajebiście... Całe dwieście metrów kwadratowych gąszczu tylko dla mnie – burknąłem pod nosem i odpaliłem sprzęt.

Jak zawsze podczas koszenia, zebrało mi się na przemyślenia. Była to praca, przy której nie musiałem się nigdy jakoś specjalnie skupiać. Podczas jej wykonywania mogłem bujać myślami po najodleglejszych wybrzeżach mojego umysłu.

Tok myślenia doprowadził mnie do czegoś, przez co siebie nienawidzę. Do myśli, którą mój umysł cały czas wypiera, zazwyczaj skutecznie, aż do momentu, kiedy nie jest on do niczego przywiązany.

Wszystko wydarzyło się równo rok temu. Pojechałem wtedy na grilla do znajomych. Miałem nie pić dużo. Jeszcze tego samego dnia musiałem wrócić do domu samochodem ze względu na sprawy rodzinne. Koledzy namawiali mnie do picia pod pretekstem, że jak wypiję jedno piwo, to nic się nie stanie. Wypiłem, ale namawiali mnie dalej, uległem im i na tym przysłowiowym jednym się nie skończyło. Nie można tego usprawiedliwiać młodzieńczą brawurą. To była po prostu głupota. Gdy nadszedł czas powrotu, wypity alkohol dawał o sobie znać. Z trudem próbowałem otworzyć drzwi kluczykami. Drżące ręce utrudniały to dosyć skutecznie. Nikt nawet nie próbował mnie powstrzymać przed jazdą. W końcu wszyscy inni byli w gorszym stanie niż ja.

Musiałem wracać.

Jazda przebywała pomyślnie. Przez późną porę dnia, drogi były niemalże puste. Na moje szczęście, nigdzie nie było widać policji. W końcu wjechałem na nieuczęszczaną, rozsypującą się drogę, gdzie poczułem się naprawdę pewnie. Wszystko było dobrze do momentu, w którym zauważyłem samochód wyjeżdżający szybko z bocznej uliczki. Było za późno. Przez zaćmiony alkoholem umysł, za późno zorientowałem się i nie zdążyłem zahamować. Mój rozpędzony samochód uderzył prosto w bok drugiego. Moja głowa w jednej chwili spotkała się z kierownicą. Straciłem przytomność.

Obudziłem się cały obolały. Z trudem otworzyłem oczy. Powieki były jak żelazne kurtyny. Obraz rozmazywał się. Widziałem postaci poruszające się dookoła mnie. Dochodziły do mnie jakieś stłumione dźwięki. Udało mi się zrozumieć powtarzające się słowa „obudził się”. Po paru minutach obraz zaczął się wyostrzać, a szmery stawały się coraz bardziej zrozumiałe.

Do mojego łóżka podszedł starszy lekarz. Podsunął sobie krzesło i usiadł na nim.

– Chyba nie muszę panu mówić, gdzie się pan znajduje? – Spojrzał na mnie pytająco i zmrużył brwi. Nie czekając na moją odpowiedź, kontynuował. – Miałeś cholerne szczęście, młodzieńcze. Mało brakowało do tego, żebyś się wykrwawił. Wszystko inne poza tym jest w dobrym stanie. Niczego sobie nie połamałeś. Wszystkie narządy też są całe.

– A co się stało z drugim kierowcą? – wychrypiałem.

– Tamta osoba nie miała tyle szczęścia co ty. Zmarła na miejscu.

Załamałem się. Nie wiedziałem, co myśleć. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Przez własną głupotę doprowadziłem do czyjejś śmierci.

– Panie doktorze, czy mogę wiedzieć, kim była ta osoba? – spytałem ocierając słone krople z policzków.

– Oczywiście. Nawet powinieneś – powiedział i spojrzał prosto w moje oczy. W mojej głowie usłyszałem niedopowiedzianą część zdania: „powinieneś wiedzieć, kogo zabiłeś”. – Nazywała się Natalia Jastrzębska.

Smutek i żal nabrały na sile. Ta kobieta była moją sąsiadką. Całkiem dobrze znam jej rodzinę. Ona pracowała jako barmanka w nieodległej knajpie. Jak później się okazało, właśnie z niej wracała, kiedy doszło do wypadku. Byłem nawet na chrzcie jej córki, Pauliny, która przyjęła ten sakrament wyjątkowo późno (miała około siedmiu lat); a z jej mężem, Piotrem, byłem kilkakrotnie na rybach. Nawet raz pokazał mi raz swoją kolekcję rożnych gatunków owadów. Z zawodu jest on entomologiem.

Nie otrzymałem żadnego wyroku. Nie było dowodów na to, że doprowadziłem do wypadku. Żadnych świadków. Nie dało się sprawdzić krwi. Zanim odkryto wypadek, zdążyłem „wytrzeźwieć”, jeśli tak to można nazwać. Sam udawałem, że nie pamiętam szczegółów, aby ochronić się przed więzieniem. Zrzuciłem winę na zmarłą. Żałowałem tego, do czego doprowadziłem, ale obawiałem się odpowiedzialności.

Przerwałem moje przemyślenia, gdy ujrzałem sąsiada, przyglądającego mi się obojętnym wzrokiem zza płotu. Zorientował się, że go zauważyłem. Odwrócił się i poszedł jakby nigdy nic.

Nagle poczułem bolesne ukłucie w nogę. Szybko wyłączyłem kosę i odłożyłem ją na bok. Spojrzałem na łydkę i ujrzałem przyczepione do niej coś fioletowego. Zacząłem tracić czucie w kończynach. Upadłem na ziemię, a chwilę później straciłem przytomność.

Obudziłem się. Otworzyłem powoli oczy. Nie widziałem nic oprócz ciemności. Nie mogłem się ruszyć. Leżałem przywiązany do jakiegoś stołu. Zacząłem wołać o pomoc. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś zszedł po schodach. Zapalił światło. Przed betonowymi stopniami stał mój sąsiad, Piotr. Już wiedziałem, gdzie się znajduję. W jego piwnicy.

Rozejrzałem się po niej. W całym pomieszczeniu stały terraria z przeróżnymi robalami. Już to kiedyś widziałem. Oto kolekcja Piotra.

– Widzę, że się obudziłeś – stwierdził. – To dobrze, możemy zaczynać – powiedział i uśmiechnął się krzywo.

– Co zaczynać!? Czego ty ode mnie chcesz!? – wykrzyczałem.

– Cii… – skarcił mnie, przykładając palec do nosa. – Nie hałasuj tak. I tak nikt cię nie usłyszy. Ja chcę tylko zemsty. Zemsty za to, co zrobiłeś Natalii.

– Przecież wiesz, że to był wypadek! Nie zrobiłem tego specjalnie.

– Zamknij mordę! Wiem, że to ty go spowodowałeś! Nigdy ci tego nie wybaczę podły skurwysynie! – wykrzyczał, po czym podszedł i uderzył mnie z całej siły w twarz. – Ja ją kochałem! – po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Otrzymałem kolejny cios. – Ale nie martw się, zapłacisz za to. Nie obrazisz się chyba, jeśli zakleję ci usta? Twoje błaganie o litość będzie tylko mnie rozpraszało. – Urwał kawałek taśmy i zakleił mi usta.

Rozdarł mi ubrania. Chwycił za nóż i zaczął wykonywać płytkie, podłużne cięcia na całym ciele. Zasyczałem z bólu. Gdy próbowałem się wyrywać, cięcia stawały się głębsze, więc od razu tego zaprzestałem.

– Boli? – spytał zlizując krew z noża. – To jest dopiero początek. Przygotuj się na prawdziwe cierpienie.

Założył gumowe rękawice, wziął plastikowy pojemnik i zaczął otwierać wszystkie terraria. Wtedy moje serce ścisnęło się ze strachu. Wiedziałem, co on chce zrobić. Zacząłem się szarpać, ale więzy nie puszczały. Z każdego terrarium wyciągnął po kilka owadów, które wkładał do pojemnika. Podszedł do mnie.

– Pozwól, że podzielę się z tobą moją kolekcją – powiedział i zaśmiał się szaleńczo.

Złapał za pojemnik i zaczął wysypywać robaki prosto na moje rany. Zostawił kilka z nich i odstawił pudełko. Stworzenia pełzały po całym moim ciele. Moje mięśnie napięły się mimowolnie ze strachu i obrzydzenia, jak również i z bólu. Owady zaczęły ciekawsko szperać w moich ranach. Po chwili poczęły w nie wchodzić i przeżerać się dalej pod moją skórą. Ból był nie do zniesienia. Oczy wychodziły mi z orbit. Z całych sił próbowałem się uwolnić. Piotr stał tylko obok i wszystkiemu przyglądał się z niemiłosiernym uśmiechem na twarzy.

Po paru minutach, wyszczerzony, zerwał taśmę z mojej twarzy. Zacząłem krzyczeć. Mężczyzna wziął do ręki pojemnik i zaczął wciskać resztę owadów do moich ust. Zdesperowany z całej siły zacisnąłem szczękę, ale na niewiele się to zdało. Piotr z łatwością mi ją otworzył. Nigdy nie czułem takiego obrzydzenia i przerażenia. Robale weszły do jamy ustnej i rozeszły się dalej. Chciałem pozbyć się tego wszystkiego z mojego wnętrza, jednak Piotr ponownie zakleił mi usta, blokując wymioty.

Czułem je w całym ciele. Drążyły we mnie tunele i wyjadały od środka. Zaczęły potrząsać mną konwulsje.

Mimo całej sytuacji usłyszałem kroki. Ktoś schodził po schodach. Spojrzałem się w ich kierunku. Sąsiad też to usłyszał i ruszył w ich stronę. Na dół zeszła Paulina.

– Córeczko, co ty tutaj robisz? – spytał się spokojnym tonem Piotr. – Przecież kazałem ci zostać w pokoiku i bawić się zabawkami albo oglądać bajki.

– Tatusiu, co się tutaj dzieje? – spytała z przestrachem. – Co zrobiłeś naszemu sąsiadowi?

– Moje małe kochanie, muszę wymierzyć sprawiedliwość. Ten niedobry pan doprowadził do śmierci twojej mamusi. Teraz musi za to cierpieć. Nie tęsknisz za mamusią?

– Oczywiście, że tęsknię – powiedziała i zaczęła płakać. – Ale tak nie można robić, tatusiu. Mamusia nie ucieszyłaby się, gdyby zobaczyła, co zrobiłeś.

– Nie wszystko jest takie łatwe, Paulinko – powiedział z grymasem niezadowolenia na twarzy.

Schylił się i przytulił dziewczynkę. Nagle wydarzyło się coś niespodziewanego. Paulina wyciągnęła prawą rękę, którą trzymała cały czas za plecami. Trzymała w niej szklaną butelkę. Uderzyła nią z całej siły w głowę przytulającego ją ojca. Piotr upadł na podłogę z krwawiącą głową. Dziewczynka pobiegła szybko po schodach na górę. W tym momencie nie wytrzymałem tego wszystkiego i zemdlałem.

Obudziłem się w szpitalnym łóżku. Obok mnie siedziała moja mama. Gdy tylko zobaczyła, że się obudziłem, przytuliła mnie i zalała się łzami.

– Jak się cieszę , że żyjesz! Zostaliśmy powiadomieni od razu, gdy tu trafiłeś. Ojciec z twoim bratem poszli po coś do jedzenia. Pewnie niedługo przyjdą.

Bardzo ucieszyłem się widząc przy sobie bliską osobę. Zwłaszcza w takim momencie

– Jak długo już tu leżę?

– Dzisiaj mija trzeci dzień.

– Że co? Trzeci dzień? – spytałem nie dowierzając.

– Tak. Ale dobrze, że już się obudziłeś. Baliśmy się, że mogłeś wpaść w śpiączkę.

– A co stało się z Piotrem i jego córką? – spytałem zaciekawiony.

– Piotr siedzi w więzieniu. I niech nigdy nie wychodzi. Za to wszystko co ci zrobił. A Paulinkę zabrali do siebie dziadkowie. – Westchnęła. – Biedne dziecko. Nikt nie chciałby mieć takiego świra za ojca.

– Czy mogę cię prosić żebyś wyszła? Chcę pobyć trochę sam, przemyśleć to wszystko. Pozatym jestem bardzo zmęczony. Później porozmawiamy – powiedziałem z trudem.

– Oczywiście, kochanie. Doskonale cię rozumiem. Pójdę poszukać chłopaków.

Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Odkryłem kołdrę. Dopiero wtedy zorientowałem się, że moje całe ciało jest pokryte bandażami. Zacząłem je odwijać. W wielu miejscach były tunele, które wygryzły sobie robale. Lekarze poprzecinali skórę w tamtych miejscach, tworząc dziury, aby oczyścić moje ciało z insektów. Kiedy przyglądałem się ranom, zrobiło mi się niedobrze. Zaczynały się zrastać, ale w wielu miejscach pojawiała się ropa. Chwilę później mój żołądek nie wytrzymał i zwymiotowałem na podłogę. Nagle wymiociny zaczęły się poruszać. Wygrzebała się z nich duża grupa robali. Rozbiegły się po całym pomieszczeniu. Widocznie nie wszystkiego lekarze się domyślili.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Super!Byle tak dalej :) czekam na następne pasty
Odpowiedz
Pasta zrobiona na podstawie pewnego filmu. Jedynie zmieniono szczegóły. Ode mnie popierdala minus w stronę tej pasty
Odpowiedz
Jakiego filmu? Na niczym się nie wzorowałem.
Odpowiedz
Hmm mi sie podoba charakterek bochatera. Brałabym. I lubie owady wiec u mnie plus. Fajnie opisane, mozna sie wczytac.
Odpowiedz
Osobiście jako creepypasta mnie nie powaliło, jednak podoba mi się twój styl pisania. Samo zobrazowanie tortur też nie najgorsze. :P
Odpowiedz
Tyle fajnych imion i nazwisk ! A ja tu ledwo przeżyłam.
Odpowiedz
Wszystko byloby w porzadku, gdyby nie to, ze w tekscie nie ma ani krzty logiki. Kierowca powoduje smiertelny wypadek (w dodatku TAKI wypadek) i nie spotykaja go zadne konsekwencje (nie, sam hipotetyczny "brak swiadkow" i "nie pamietam co sie stalo" nie daja automagicznie uniewinnienia)? Skoro nie bylo swiadkow, to w jaki sposob go uratowano? Karetka akurat dziwnym trafem przejezdzala tamtedy i trafila na krakse? Lekarz, ktory wyjawia bohaterowi dane osobowe kompletnie obcej osoby. Wspomniane juz robaki, ktore wytrzymaly tydzien w zoladku. Kilkuletnie zapewne dziecko, ktore lazi sobie tak po prostu ze szklana butelka w reku i tlucze ojca po glowie. No i kwiatki w warstwie gramatycznej pokroju "kontynuował dalej", "Ty" czy "Pan" pisane wielka litera (sic!), etc., etc. Czekam, az autor wytknie mi, ze "Ty" pisze sie wielka litera w listach i ze nie uzywam znakow diakrytycznych w komentarzu, wiec sie nie znam.
Odpowiedz
Jacek Slay Czekam, czekam i się niczego nie doczekałem.
Odpowiedz
Nie dasz mi chyba spokoju, a za bardzo jestem zajety powaznym pisaniem, wiec specjalnie dla ciebie - jeden z moich wiekowych tekstow, napisany kiedys w godzine czy dwie. http://straszne-historie.pl/story/10859-Zabawa-w-boga
Odpowiedz
Ja byłam chrzczona w wieku 9 lat np... <spóźniony zapłon i tak bardzo na temat XD>
Odpowiedz
2/10 :T Kolejne opowiadanie w stylu Cupcakes...
Odpowiedz
Jak dla mnie przewidujące . 5/10
Odpowiedz
Nie ma możliwości żeby pijanego kierowcę nie spotkały konsekwencje, zwłaszcza w wypadku, gdzie ktoś zginął.
Odpowiedz
Fuuuj. Genialne :3
Odpowiedz
Robale rozbiegły się po tygodniu pobytu w żołądku? Mało prawdopodobne..
Odpowiedz
Mocne, jedno z niewielu
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje