Historia
Powietrze pachnące śmiercią
Z ostatniego ocalałego, szóstego piętra budynku, był idealny widok na miasto. Panorama zgliszczy rozciągała się nierównomierną linią aż po horyzont w kolorze popiołu. Główna aorta miasta poprzecinana była dziurami w asfalcie i gdzieniegdzie szkaradnymi, nienaturalnie wygiętymi drzewami, które zamiast, jak niegdyś, piąć się dumnie w górę, oplatały miasto, pełznąc po skażonej ziemi. Z niekoszonej od wielu lat trawy wyłaniały się czasem stworzenia, które wbrew naturze postanowiły przeżyć. Poruszały się już nie tak niezdarnie, jak swoi przodkowie, którzy pamiętali jeszcze tętniące życiem miasto, ale przemykały cicho od ruin do ruin, przystając tylko wtedy, gdy napotkały na ofiarę. Takie zdolności napawały strachem kogoś, kto zamiast umrzeć jak swoi pobratymcy albo wyewoluować w formę zdolną do zniesienia obecnych warunków, schował się pod ziemię.
- Wspominasz czasy świetności?
Dźwięczny, kobiecy głos odezwał się za plecami stalkera. Spojrzał za siebie. Dziewczyna w szerokim kombinezonie ochronnym i z karabinem w rękach odwrócona była w stronę schodów. Niewprawne oko nie od razu rozpoznałoby ludzką, co więcej, kobiecą sylwetkę w bezkształtnej masie materiału, ale on przyzwyczaił się do takiego widoku. A pamiętał ją z wiankiem we włosach.
- Myślę, kiedy te cholerstwa do nas przypełzną - odburknął, ukrywając zmieszanie.
Spojrzała w jego stronę.
- Boisz się? - zapytała z łobuzerskim spojrzeniem za przykurzoną szybką maski.
Nie odpowiedział od razu. Te cholerstwa, czyli mutanty, górowały nad nimi, ostatnimi niedobitkami ludzi. Zamiast niewygodnych skafandrów miały skórę odporną na promieniowanie, zamiast oczu – istne noktowizory, a zamiast skrawka ziemi wydartego umierającej planecie, one miały całą resztę.
Chłopak przysiadł przy dogasającym ognisku i wbił wzrok w przykurzoną podłogę.
- Nieważne, czy się boimy - westchnął po chwili zastanowienia. - Prędzej czy później do nas przyjdą, a wtedy musimy powitać ich tak, jak zawsze. Serią.
- Myślisz, że oni mają rozum? - usiadła obok plecami do niego, nie spuszczając klatki schodowej z oczu.
- Co?
Pytanie wydawało mu się co najmniej niedorzeczne. To, co teraz żyło na ziemi, było społecznością bezmyślnych drapieżników, gotowych rzucić się sobie do gardeł, jeśli zabraknie im pożywienia.
- Nic, co przetrwało to szaleństwo, nie może być zdrowe na umyśle.
- My przetrwaliśmy.
Jego rozmówczyni roześmiała się, a echo odpowiedziało tym samym, ochrypłym śmiechem. Wesoły nastrój nie udzielił się stalkerowi.
- Czasem zastanawiam się, jakim cudem - stwierdził, po raz kolejny przejeżdżając palcem po lufie karabinu. - Nie powinniśmy przeżyć zagłady własnego gatunku.
- Najwidoczniej jesteśmy gatunkiem tak plugawym, że nawet śmierć trzyma się od nas z daleka. Do tamtych przyszła, ale oni zawarli z nią pakt.
Ponownie zapadła cisza. Nasłuchiwali szmerów uśpionego na zawsze miasta, dopóki on nie odezwał się cicho:
- Gdyby mieli rozum, nie wchodziliby na nasze terytorium.
- Nasze terytorium?! - wykrzyknęła dziewczyna. Po chwili zreflektowała się i dodała szeptem – to wszystko... to ich terytorium. My jesteśmy na nim intruzem, wrogiem i zagrożeniem.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Przez chwilę zastanawiał się, czy dobrym pomysłem było zabrać ją ze sobą na wartę, bo najwidoczniej bezsenne noce zaczęły odbijać się na jej psychice.
- Nie mów mi, że zaczęłaś im współczuć.
Szturchnęła go ramieniem. Spojrzał na nią pogardliwie, jakby chciał jej przypomnieć, że są na służbie, ale nie przejęła się tym.
- Na wszystko patrzysz ze swojego punktu widzenia. A kto, twoim zdaniem, jest prawdziwym wybrykiem natury i zagrożeniem?
Chciał odpowiedzieć, ale uciszyła go ruchem ręki.
- Jakimi stworzeniami jesteśmy my w ich oczach? Zniszczyliśmy własny świat – zająknęła się i chłopak pomyślał przez chwilę, że płacze. - Jesteśmy pasożytem, który unicestwił swojego żywiciela, a teraz próbuje przetrwać na jego truchle.
Wstała i podeszła do krawędzi piętra. Przed sobą miała szczątki cywilizacji, której jej dzieci już nigdy nie zobaczą w inny sposób, niż tylko na wyblakłych zdjęciach. Będą rodziły się, żyły i umierały pod ziemią. A ona nigdy nie wytłumaczy im, dlaczego wszyscy stali bezczynnie, kiedy ich świat niszczono.
- Jesteśmy pasożytami - zaczęła znów, tym razem pewniejszym głosem. - Wpełzliśmy do rany swojego żywiciela i żyjemy w jego wnętrzu. Ale zapomnieliśmy o jednej, istotnej rzeczy.
Zanim stalker zdążył ją powstrzymać, ściągnęła maskę przeciwgazową i wciągnęła do płuc powietrze pachnące śmiercią.
- Nie ma drogi powrotnej. Rana się zasklepiła.
Autor: Radioaktiv
Komentarze