Historia

Dzień odkupienia

nicholas hunt 10 9 lat temu 5 122 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Pokład Arki międzygwiezdnej "Lewiatan"

8 lat po Dniu Odkupienia

godz. 3:35

Ni Su'cuiy, gar kyr'adyc, ni partayli, gar darasuum – Jestem wciąż żywy, ty umarłeś, ale będę cię pamiętał, więc jesteś wieczny.

Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Mimo setek treningów zarówno na planecie jak i w przestrzeni kosmicznej sierżant Darren nadal nie mógł przywyknąć do chłodu pohibernacyjnego. Instruktorzy uprzedzali, że niektórzy nigdy się nie przyzwyczają do snu w trumnie, jak nazywano komory hibernacyjne, ale wcześniej nie było tak źle, zazwyczaj czuł tylko przeszywający chłód. A teraz, raz po raz jego ciało przechodziły fale drgawek, gdy kolejne organy budziły się do życia.

Zamrugał gwałtownie, kiedy w oczy poraziło go bladoniebieskie, holograficzne światło. "Witaj na pokładzie gwiezdnej Arki [Lewiatan]" odezwał się generowany komputerowo, bezuczuciowy kobiecy głos. Na wizjerze kapsuły hibernacyjnej pojawił się holograficzny wykres, przedstawiający stan organizmu Dana. Po jego ciele powoli przesunął się błękitny promień skanera. "Funkcje życiowe poniżej przeciętnej" ogłosił beznamiętnie głos "stymulacja komórek w toku". Poczuł ból rozchodzący się wewnątrz głowy, gdy mechanizm trumny wbił igłę w podstawę jego czaszki. "Stymulacja zakończona pomyślnie, powtórny skan funkcji życiowych w toku" ciągnął głos "skan funkcji życiowych zakończony, funkcje życiowe ustabilizowane".

Serwomotory trumny jęknęły gdy wieko otworzyło się z sykiem. Dan opadł ciężko na podłogę z transpastali. Powiódł mętnym wzrokiem po pokładzie śniących. Jeśli miałby opisać wnętrze jednym słowem, to najwłaściwszym byłaby sterylność. Stalowe ściany, jako że pokłady umieszczony był w trzewiach okrętu nie zostały wyposażone w iluminatory umożliwiające zobaczenie przestrzeni kosmicznej. Ściany pokryte były przewodami i instalacjami elektrycznymi biegnącymi od najniższych podpoziomów - klaustrofobicznych, ciemnych labiryntów, gdzie nie zapuszczał się żaden z członków załogi - aż na górujący nad Arką mostek.

Po pokładzie krzątała się załoga arki i przebudzeni koloniści, sierżant dostrzegł również insygnie husarii na jednym z mundurów, śnieżnobiałe orle skrzydła na szkarłatnej tarczy. Jeden z marynarzy podszedł do niego z manierką.

– Pij – niemalże siłą wlał mu do gardła wódkę. Przełyk zapłonął. Podziałało, dreszcze ustały, a po ciele rozlało się przyjemne ciepełko.

– Zgłoś się potem na pokład medyczny, teraz kapitan wzywa wszystkich na odprawę do sali konferencyjnej.

– Dzięki – jęknął Dan.

Ale marynarz już go nie słyszał, poszedł w głąb sali Śniących. Dan wstał i chwiejnym krokiem zaczął iść w stronę głównego pokładu, na którym miała odbyć się odprawa. "Po niej już nic nie będzie jak kiedyś" pomyślał mimowolnie. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk jego własnego imienia, ktoś go wołał.

– Dan! Hej, Dan, stójże! – szedł ku niemu porucznik Adams. Znali się jeszcze ze szkoły oficerskiej, a potem razem zapisali się na program "Wskrzeszenie". Adams z powodu zainteresowań, natomiast sierżant – obietnicy łatwego zarobku. Nigdy nie sądził, że program wyjdzie z fazy przygotowań i teorii.

– Adams – Darren próbował uśmiechnąć się, choć uśmiechem nawet przy najlepszych chęciach trudno byłoby to nazwać. Porucznika rozpoznałby wszędzie. Przenikliwe spojrzenie piwnych oczu, niesforna kruczoczarna grzywka i zawadiacki wąsik nadawały mu wygląd bezczelnego amanta.

– Widziałem jak wychodziłeś z kapsuły, żyjesz? – zapytał.

– W środku jestem martwy – kolejna imitacja uśmiechu. – A co u ciebie?

– Fizycznie jest w porządku, ale z drugiej strony... Chodzi mi o to, że... wiesz... Skoro rozpoczęliśmy projekt "Wskrzeszenie"... to nasz dom, nasze rodziny... – zamilkł, nie wiedząc co powiedzieć

– Wiem, co to znaczy – westchnął Darren. – Po prostu staram się o tym nie myśleć. Tobie też to radzę, inaczej oszalejesz, stary. – Klępnął Adamsa w ramię. – A może to po prostu trening? No wiesz, w końcu nie możemy sami określić jak długo spaliśmy. Może wsadzili nas na kilka dni do trumien, aby sprawdzić jak sobie poradzimy? – Co prawda Dan sam w to nie wierzył ale Adams wyglądał na spokojniejszego.

W trakcie drogi do sali konferencyjnej nie odzywali się do siebie. Byli zbyt rozkojarzeni i zmęczeni, aby rozmawiać o czymkolwiek. Obaj nie najlepiej znosili hibernacje.

Po chwili wszystkie wątpliwości zostały rozwiane przez surowy głos kapitana Antonowa. Był on niskim, łysiejącym mężczyzną długo po pięćdziesiątce. Miał krzaczaste brwi, kędzierzawy zarost, a na głowie płat łysiny.

– Operacja "Wskrzeszenie" rozpoczęła się dzisiaj, znaczit piętnastego stycznia roku pańskiego dwa tysiące dwudziestego szóstego o godzinie – tu znacząco spojrzał na zegarek, po czym przeniósł wzrok na oficera łącznikowego sporządzającego raport z odprawy – 3:53 standardowego czasu ziemskiego. Przeszliście setki treningów i symulacji, ale dla przypomnienia, czekamy na 6. pułk gwiezdnej husarii, skanujemy punkt Aspho i schodzimy gdy upewnimy się, że nic nie zagraża powodzeniu operacji. W przeciwnym wypadku wracamy do stanu hibernacji na kolejne 8 lat. I jeszcze jedno, z całym szacunkiem, wszyscy wyglądacie gównianie, więc z każdą podrobnosti natychmiast zasuwać na pokład medyczny. No, rozejść się! – huknął na koniec.

Rosjanie służyli na polskich barkach od czasu Paktu Berlińskiego, który przypieczętował upadek Unii Europejskiej i związał centralną Europę ze wschodem, tworząc najpotężniejszy sojusz militarny w historii ludzkości. Ponad 250 milionów poborowych, setki tysięcy czołgów i broni ciężkiej, nie mówiąc o niezliczonej broni ręcznej. To właśnie w Polsce zbudowano pierwsze ośrodki projektu "Wskrzeszenie" zanim rozpoczęto produkcję Arek na skalę światową.

Naturalnie upadająca gospodarka Polski nie miała funduszy na budowę chociażby jednej Arki, nie mówiąc o całej flocie, którą obecnie dysponowali. I tu wkraczają nasi przyjaciele ze wschodu. Rosjanie wśród całego chaosu wywołanego kryzysem gospodarczym zaatakowali Szwajcarię, podbijając ją w ciągu tygodnia i przejmując władzę nad międzynarodowymi bankami. Dochody z prania pieniędzy pozwalały na niemal nieograniczone wydatki.

Rozpoczął się wyścig zbrojeń, który dobił konającą gospodarkę. W akcie desperacji sięgnięto po broń jądrową, nie wiadomo kto zaczął i nie jest to już ważne, odpowiedzieli wszyscy. Arki - nawet jeśli nie były w pełni sprawne - wysłano w przestrzeń, mając nadzieje, że zapewni to ratunek przynajmniej garstce.

Mesa była zapełniona po brzegi, ponad trzystu ludzi przebywających na barce stłoczyło się wokół stołów, w ciszy pochłaniając szarą papkę z konserw turystycznych ("Czyli turysta zmielony razem ze śpiworem i namiotem" - jak mawiał Adams). Atmosfera była ciężka i przytłaczająca, wyglądali jak armia świeżo zmartwychwstałych trupów, bladzi, z rozszerzonymi źrenicami i przekrwionymi oczami. Obrazu dopełniały transpastalowe ściany i widok martwej planety – Ziemi – za jednym z iluminatorów.

Dan popijał kawę, nieufnie wpatrując się w talerz, jakby oczekując, że w chwili nieuwagi podłe żarcie rzuci się na niego. Adams poszedł na pokład medyczny, więc sierżant usiadł z chłopakami z Husarii gwiezdnej.

- Mieliśmy kontakt z Amerykańskim lotniskowcem, który dostał falą uderzeniową zaraz po wybuchu. Utknął gdzieś nad Atlantykiem kilka godzin po rozpoczęciu operacji – opowiadał jeden w insygniach kaprala. Husaria i załoganci niezbędni do działania Arki nie spali w trumnach. Czuwali na stanowiskach łączności i sprawdzali nadchodzące skany powierzchniowe planety. - Rozmawiałem z ich kapitanem codziennie, złożyłem nawet prośbę do dowództwa floty, żeby ich zabrać jak już będziemy wracać. Mieli na pokładzie małe promy do transferów między okrętami, dwa były sprawne, popłyneli nimi na jakąś wysepkę, prawie nietkniętą i zamieszkali tam. Potem kontakt się urwał, transponder zamilkł, jednego dnia facet mi opowiada o swojej żonie i dzieciakach, a następnego już go nie ma.

- Może paliwo w generatorach się im skończyło? - zasugerował jakiś szeregowiec.

- Raczej dorwał ich opad radioaktywny, a próbowałeś się później kontaktować? - dociekał Darren.

- Codziennie próbuje – odparł husarz – czasem słychać jakieś trzaski, a raz nawet wydawało mi się że słyszę głos mówiący w jakimś dziwnym języku. Niby słowa znajome ale...

Jednak Dar nie usłyszał reszty wypowiedzi kaprala. Ciszę rozdarł huk alarmu i komend padających z głośników. "Na stanowiska, przygotować się do wejścia w atmosferę" – kapitan Antonow nie oszczędzał gardła. "Czas wracać do domu" – pomyślał sierżant.

Koniec części I

P.S. Dzięki wszystkim, którzy przebrnęli do tego miejsca, będę wdzięczny jeśli w komentarzach napiszcie, czy się Wam podobało. Kolejne części będą się pojawiały regularnie co tydzień.

Pozdrawiam, Nicholas Hunt.

---

Część druga: http://straszne-historie.pl/story/9368

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

SUPER! Lepiej zabierz się za napisanie książki (1 egzemplarz dla mnie pls :D)
Odpowiedz
lewiatan naprawde,ale i tak SUPER historia najlepsza tego typu.
Odpowiedz
Jestem pod wrażeniem, naprawdę. Nie dość, że błędów językowych i gramatycznych raczej brak, to jeszcze historia jest wciągająca i bardzo dobrze napisana. Nic, tylko czekać na kolejne części. ; )
Odpowiedz
Jeśli miałby opisać tę Historie jednym słowem, to najwłaściwszym byłaby zajebistość. ;) P.S. next part plz
Odpowiedz
Jestem na tak, jak najbardziej czekam na nastepna część :)
Odpowiedz
Świetnie napisane. Temat bardzo wciągający, ciekawe słownictwo... Idealnie! :) Będę wyczekiwać następnych części, mam nadzieję, że będą równie dobre :D
Odpowiedz
Czy mi się wydaje, czy usunęło moje odpowiedzi? :P
Odpowiedz
Urwanie kontaktu i rozmowa bardzo mi się kojarzą z fragmentem "Metro 2033" ;)
Odpowiedz
Bardzo interesujące. Czekam z niecierpliwością na następne czesci :)
Odpowiedz
Jednym slowem zajebiste
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje