Historia
911-Mary
Mam na imię Johny. Klasyczne amerykańskie imię, ale tak naprawdę nie jestem Amerykaninem. Pochodzę z Austrii. Przyjechałem do USA za chlebem i zmieniłem swoje austriackie imię. Zawsze wiedziałem co chcę robić. Chciałem być policjantem. No... teraz już nim jestem. Byłem zwykłym posterunkowym i dostałem nockę przy odbieraniu zgłoszeń. To była sobota wieczór więc zamieszania to coś normalnego o tej porze. Miałem zawiadomienie o bójce, napadzie na kobietę... i o zaginięciu.
Rozmowa przebiegała tak:
[Johny(Ja)] 911 Słucham?
[?] H-h-halo ?- odpowiedział głos dziewczęcy
[J] Policja, powiedz jak się nazywasz, gdzie jesteś i co się stało.
[?] Nazywam się Mary, jestem u siebie w domu.
[J] Dobry wieczór Mary, powiedz co się stało.
[Mary] No b-bo w nocy bardzo bolał mnie brzuch, moja mama p-powiedziała, że pójdzie do sklepu kupić m-miętę.
[J] W czym więc problem?-przerwałem
[M] N-nie przychodzi od godziny, powiedziała, że jej nie będzie m-maksymalnie 10 minut, sklep jest za rogiem.
[J] Uspokój się powiedz na jakiej ulicy jest Twój dom?
[M] B-baker's Street 82
[J] Już dobrze wysyłam już tak Panów, którzy Ci pomogą.
Mary słyszała jak krzyczałem-RADIOWÓZ POD BAKER'S STREET 82 JUŻ !
[J] Już jadą do Ciebie
[M] Czy oni noszą czarne p-płaszcze?
[J] Kto?-zapytałem zdziwiony
[M] Panowie policjanci-odpowiedziała lekko wystraszona
[J] Nie-odpowiedziałem przerażony-Ktoś taki wchodzi do domu?
[M] Nie wiem, widziałam cień, był jakiś d-dziwny.
[J] SZYBKO SCHOWAJ SIĘ DO SZAFY!- krzyknąłem to tak głośno, że koledzy obok sami byli zdziwieni
[J] MARY !?
[J] SŁYSZYSZ MNIE !?
[M] Muszę być cichutko bo inaczej on usłyszy
[J] MARY GDZIE JESTEŚ ?
[M] Na strychu, słyszę jak chodzi po parterze- jej głos był inny, jak zadzwoniła to pierwsze słowo przypominało szloch, teraz jest spokojna
[J] Mary mów do mnie, powiedz ile masz lat?
[M] 9 proszę Pana
[J] A jak ma na imię Twoja mama ?
[M] Hellene
[J] Słyszysz syrenę Mary ?
[M] Taką jak jedzie samochód policyjny ?
[J] Tak dokładnie !
[M] Nie ... słyszę za to jak skrzypią deski, chyba idzie na drugie piętro.
GDZIE TEN CHOLERNY PATROL?-wykrzyczałem prosto do pokoju obok
[M] Ale Pan się o mnie nie martwi, On zaprowadzi mnie do mamy
[J] Mary posłuchaj mnie uważnie, w sąsiedztwie jakieś koleżanki?
[M] Chyba nie, dzieci mnie nie lubią, mam tylko lal ... O NIE MOJA LALKA!- usłyszałem bieg ze schodów i szybkie zamykanie drzwi
[J] MARY GDZIE JESTEŚ ?
[M] Jestem u siebie w pokoju, zostawiłam tam swoją lalkę
[J] NIE WOLNO CI WYCHODZIĆ!
[M] Dobrze...- usłyszałem nagły i donośny szloch
[J] Już nie płacz proszę, ten ktoś nadal tam jest?
[M] Tak, siedzi razem ze mną...
Zamurowało mnie. Krzyczałem do telefonu by uciekała jak najszybciej na ulicę ale nie było odpowiedzi. Rzuciłem słuchawki i wybiegłem z budynku. Wsiadłem do swojego Renault i pojechałem na Baker's Street. Liczę numery 76, 78, 80, 82. Dom numer 82 to śliczny, nieduży dom, idealny by pomieścić 4-osobową rodzinę. Ulica też nie była zapuszczona, zielone trawniki i czysty chodnik potęgował urok tego pełnego spokoju miejsca. Zobaczyłem w oknie małą Mary, patrzyła na mnie sprzed firany i uśmiechała się pogodnie. Ciepło mi się zrobiło na sercu gdy zobaczyłem ją całą i zdrową. Nagle na jej prawym ramieniu coś się położyło, to była dłoń! Nie taka normalna tylko czarna jak smoła, po chwili pociągnęło małą do środka budynku i zniknęło. Wystraszony nie na żarty pobiegłem do drzwi i z kopniaka je otworzyłem. Wszedłem ile sił w nogach na górę i zobaczyłem dziewczynkę w jej pokoju, za nią stało to coś. Ewidentnie to była kobieta. Czarne jak heban włosy spływały falami na czarniejsze ramiona, głowa za to była białą masą, z którego zionęły trzy otwory, największe to były usta, a raczej wielka rozwarta paszcza w, której było robactwo. Dwa otwory na górze miały służyć za oczy ale to były tylko same oczodoły. Przerażony patrzyłem na zjawę i na dziewczynkę. Mary odpowiedziała cichutkim głosem : Idę do mamy. W tym momencie drzwi zatrzasnęły się. Gdy je otworzyłem nie było tam nikogo oprócz lalki, czarnej lalki...
Komentarze