Historia

Jak przeżyłam śmierć - część 1 "Umarła"

paulix007 0 9 lat temu 878 odsłon Czas czytania: ~11 minut

Siedziałam sztywno na moim skrzypiącym, starym łóżku i przewracałam strony kolorowego pisemka. Zazwyczaj używałam takich magazynów jedynie jako podpałki do rozpalenia w kominku ewentualnie srajtaśmy na biwaku, ale wtedy musiałam zająć czymś umysł. Nawet tak płytkim i głupim pisemkiem. Rozłożyłam gazetę na kolanach i tępym wzrokiem gapiłam się w litery, które nie miały znaczenia, nie łączyły się w spójną całość. Rozmyślałam nad tą już szóstą lufą z matmy i kłótnią z Nikolą, moją najlepszą przyjaciółką, która zdradziła mnie kilka dni temu w sposób okrutny. Wyśmiała mnie, dzieląc się kąśliwymi uwagami na mój temat z Luizą - najbardziej jadowitą żmiją jaka pełza po świecie. Jej jad, który wpuściła w moje życie już kilka lat temu był tak trujący, że się dusiłam.

W ten wparowała mama z burzą loków na głowie i błyskawicami w ciemnych oczach.

- Masz mi coś do powiedzenia? - spytała gniewnie. Stanęła w progu i skrzyżowała ręce na piersi.

- O co chodzi? - zamknęłam magazyn, odłożyłam na bok i poddenerwowana spojrzałam na matkę ubraną jak zwykle w elegancką plisową spódniczkę i gustowną marynarkę z podwijanymi rękawami.

- Dostałaś kolejną jedynkę - oświadczyła oskarżycielsko.

- Owszem - pokiwałam głową.

- I mówisz to tak spokojnie?!

- Może pogadamy, gdy się uspokoisz? - zaproponowałam łagodnie. Wiedziałam, że się pokłócimy, jeśli będziemy kontynuować rozmowę teraz. Zawsze tak było. Z zagniewaną mamą nie dało dojść się do porozumienia i tyle.

- Porozmawiamy teraz - oświadczyła dysząc ciężko - Która to już pała z matmy w tym półroczu?

- Szósta.

- Właśnie! Jesteś nieodpowiedzialna.

- Skąd o niej wiesz? - spytałam uświadamiając sobie, że jeszcze przecież nie wspomniałam mamie o tej jakże pozytywnej ocenie.

- Twoja wychowawczyni do mnie zadzwoniła, a ja musiałam cię usprawiedliwiać. Było mi tak wstyd!

- Przykro mi, że cię zawiodłam - powiedziałam beznamiętnie. Chowałam gniew jak najgłębiej mogłam. Specjalnie. Bo gdybym ja też straciła kontrole sprawy by się źle potoczyły. Byłam tego pewna. Dławiłam w sobie złość za każdym razem, gdy mama krzyczała na mnie z byle powodu. Tak było łatwiej.

- Dobrze, że ci przykro, bo powinno! Masz poprawić tę jedynkę. Jak mogłaś w ogóle dopuścić do takiej sytuacji?

- Nie powinnam. Przepraszam.

- Będą konsekwencje, moja droga - oznajmiła z furią mama. Zaciskała pięści, a żyła na jej szyi pulsowała. Była bliska wybuchu, a ja znajdowałam się w jego epicentrum.

- Mam szlaban? Dobrze - powiedziałam łagodnie, siląc się na uśmiech, aby rozładować napięcie.

- Szlaban? - parsknęła mama wchodząc do pokoju, zbliżając się do mnie. Automatycznie wstałam - Szlaban to za mało!

- Zabierz mi telefon, zakaż wychodzić z domu, karz gotować codziennie obiady. Nie wiem.

- Oddaj mi szkicownik - zażądała. Zamarłam. Nie... nie posunie się tak daleko. Mama dobrze wiedziała, że mój szkicownik jest dla mnie czymś w rodzaju pamiętnika. Jest bardzo osobisty i nikt go nie przeglądał. Nigdy. Nawet Nikola, nawet ona. Nikt. Tam są moje sekrety, pragnienia, marzenia. Może zabrać mi wszystko, ale nie jego.

- Nie - bąknęłam.

- Co?! Oddaj szkicownik, ale już! - mama wyciągnęła do mnie rękę. Cofnęłam się o krok i klapnęłam na łóżko. Zazwyczaj, gdy mama miała napady gniewu robiłam to co zalecał psycholog. Starałam się nawiązać spokojną rozmowę, nie reagować gniewem i przyjmować kary. Bo po kilkudziesięciu minutach mama się uspokajała i dawała do zrozumienia, że kara już nie obowiązuje. Ale to? Nie, nie, nie. Wiem, że mamy problemy i że mama jest niestabilna, ale to moja własność i nie oddam jej bez walki, pomyślałam.

- Mamo... zastanów się. Wiesz, że to najgorsza z możliwości... - powiedziałam podpierając się na łokciach.

Mama pochylała się nade mną mrużąc oczy.

- Oddaj go albo sama go sobie wezmę.

- Mamusiu... Nie - powoli się podniosłam. Nie spuszczając mamy z oka podeszłam do biurka, wzięłam telefon, klucze od domu, szkicownik i zaczęłam się cofać do drzwi.

- Wszystko ma swoje konsekwencję. Wiesz o tym! - krzyknęła idąc w moją stronę. Przełknęłam ślinę i wybiegłam z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Usłyszałam przekleństwa, więc przyspieszyłam kroku. Zbiegłam po drewnianych schodach, przemknęłam obok małego salonu i zaraz znalazłam się na dworze.

- Wracaj! Jeszcze nie skończyłyśmy rozmawiać! - wrzeszczała za mną wściekle mama. Zaraz jej przejdzie, zaraz jej przejdzie - powtarzałam sobie.

Mknęłam pustą ulicą z zeszycikiem pod pachą. Oddychałam ciężko,serce biło mi jak szalone, a ja jedynie maszerowałam. Noga za nogą. Poszłam do kawiarenki, która znajdowała się niecały kilometr od mojego domu.

Weszłam przez szklane drzwi i usiadłam w koncie. Byłam zła na mamę, że chciała zabrać mi szkicownik. Wiedziała, że to cios poniżej pasa. Wiedziała, mówił cichy głosik w mojej głowie.

Wygładziłam niebieską bawełnianą koszulkę na długi rękaw i przeczesałam ręką skołtunione czarne włosy. Choć złościłam się na mamę, to trochę się martwiłam. nigdy nie zostawiłam jej w furii i bałam się, że coś sobie zrobi.

- Cześć - nagle przede mną stanęła Nikola i wszystkie zmartwienia minęły. Został tylko gniew. Nie, nie gniew. Wstręt. Oto moja przyjaciółka, która wyśmiała mnie tylko po to, aby zaimponować popularnej wiedźmie, z której szydziła latami.

- Czego chcesz? - zapytałam ozięble.

- Mogę usiąść? - spytała nie patrząc mi w oczy. Przechyliłam głowę.

- Nie - Nikola usiadła na pozłacanym krześle przede mną. Przewróciłam oczami.

- Musimy pogadać.

- Nie mamy o czym.

- Wiem, że źle zrobiłam - ciągnęła nie poddając się - Nie chciałam cię skrzywdzić. Pragnęłam zobaczyć jak to jest. Jak to jest być lubianym.

- Ja cię lubię - odrzekłam zła na siebie, że powiedziałam to w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym. Nikola uśmiechnęła się nieśmiało doskonale wiedząc co chodzi mi po głowie.

- Chciałam więcej. A jak najlepiej stać się popularnym?

- Zakumplować się z Luizą - prychnęłam wiedząc do czego bije.

- A jak to zrobić najłatwiej?

- Dobitnie mnie upokorzyć.

- Właśnie - dziewczyna udawała zrelaksowaną, ale ja znałam ją zbyt dobrze, by się na to nabrać. O jej nerwach świadczyły zaciśnięte czerwone usta i napięte kościste ramiona.

- No i? - spytałam bezlitośnie. Niki nie miała w zwyczaju przepraszać, samo to słowo nie przechodziło jej przez gardło, ale po takim świństwie zasługiwałam na porządne przeprosiny. A jej należała się nauczka, więc

postanowiłam ją troszkę po torturować.

- To był błąd. Ta popularność jest do dupy! Podlizywanie się? Zabawianie? Nienaganny wygląd? Wiesz, że to nie dla mnie.

- Nie rozumiem po co mi to mówisz - pokręciłam głową. Wybaczyłam jej. Oczywiście, że tak. Ale ona wygląda tak słodko gdy się denerwuje... Jej rude włosy zaczynają wymykać się spod kontroli, na czoło wstępuje pot, a ciało napina się niczym struna.

- Meggie... wiesz co chcę ci powiedzieć! - powiedziała waląc chudziutką piąstką w stół.

- Zaraz. Teraz to ja jestem ta zła? - ledwie powstrzymywałam śmiech, który wzbierał w mojej piersi.

- Nie, nie - od razu schowała rękę pod stół - Megg ja... przepraszam - ostatnie słowo wypowiedziała szeptem.

- Słucham? Nie słyszałam...

- Przepraszam - wymamrotała odgarniając niesforne pasma rudych włosów z twarzy.

- Głośnie - zażądałam.

- Przepraszam, okay? Przepraszam, przepraszam, przepraszam! - wybuchła w końcu - Ile będziesz jeszcze mnie męczyła?! Nie wiem co mnie wtedy strzeliło! Wiem, że nie zasługuję na zbawienie, ale błaaagam.

- Hmm - zrobiłam zamyśloną minę. Nikola wpatrywała się we mnie z nadzieją, ale także lękiem.

- I?

- Jestem pod wrażeniem - powiedziałam uśmiechając się - Myślałam, że wybuchniesz o wiele wcześniej.

- Wybaczasz mi? - jej oczy zaczęły błyszczeć.

- Wybaczyłam ci, ale zasłużyłaś na to. Chciałam cię trochę pomęczyć zanim powiem, że nie gniewam się już.

- Ty - dziewczyna pokręciła głową szczerze się śmiejąc - jesteś sadystką!

Postanowiłyśmy uczcić naszą zgodę lodami. Zmówiłam sobie trzy kulki czekoladowe, a Niki jedną truskawkową. Pogadałyśmy sobie zapominając o Luizie i tym całym gównie, gdy nieodparta myśl o mamie zakłóciła mój

szczęśliwy stan ducha. Zaczęłam się martwić i obwiniać, że ją zostawiłam w ataku. Dzwoniłam do niej pięć razy, lecz odzywała się poczta głosowa. Zdenerwowana pożegnałam się z Nikolą obiecując zadzwonić do niej, gdy się czegoś dowiem. Pozbierawszy swoje rzeczy wybiegłam z kawiarenki i popychana przez lęk o mamę przebiegłam odległość dzielącą mnie od mojego jednorodzinnego domu.

Pchnęłam drzwi i weszłam do domu.

- Mamo! Mamo, wróciłam! - krzyknęłam. Odpowiedziała mi tylko cisza. Z bijącym sercem zajrzałam do salonu, kuchni i nic.

- Mamo! Gdzie jesteś? - zapytałam roztrzęsionym głosem. To coraz mniej mi się podobało. Wbiegłam na górę i weszłam do sypialni mamy. Tam też jej nie było. Ale nic nie wyglądało podejrzanie. Łóżko z baldachimem stało na środku, obok stały pozłacane komody i stolik nocny, a przy równoległej ścianie szafa. Z coraz gorszymi przeczuciami wycofałam się i wyszłam na korytarz.

Nieśmiało pchnęłam drzwi łazienki. Lustro było lekko zaparowane, ale kosmetyki na półeczce stały równiutko poustawiane. Jedynie kałuża krwi naruszała porządek. I mama leżąca w samym jej środku. Wrzasnęłam. Uklękłam przy niej przełykając gulę zbierającą się w moim gardle i łkając sprawdziłam puls. Nic.

- Nie! Mamo! Mamo! MAMO! - zaczęłam wrzeszczeć, nie mogłam się opanować. Odgarnęłam z jej zimnego czoła włosy.

- Nie możesz mnie zostawić...

Nagle zobaczyłam w jej zoranej dłoni zwitek papieru. Delikatnie go wyjęłam i rozwinęłam. List. Przez łzy prawie nie widziałam liter.

Przepraszam kochanie, ale już nie mogę. Ciągle cię ranię... uciekłaś ode mnie i słusznie. Kiedy uświadomiłam sobie, że będzie ci lepiej beze mnie, chciałam wyjechać. Ale nie mogłabym żyć bez ciebie. Nie byłabym w stanie normalnie funkcjonować. Przykro mi, że musiało dojść aż do tego... ale tak będzie dla ciebie lepiej

Kocham Cię,

mama.

- Nie, nie, nie! - klęczałam łkając w kałuży krwi. Tuż przy niej. Martwej. Miała podcięte nadgarstki i przedramię. Wykrwawiła się na śmierć. Ale coś mi nie pasowało, miałam dziwne przeczucie, że coś tu nie gra. Ale odgoniłam wszelkie wątpliwości. To nie miało sensu. Ona nie żyła, a ja musiałam to przyjąć choć tak bardzo nie chciałam. To tylko żart, chciałam sobie wmawiać, ale nie. Upaćkana we krwi własnej matki podniosłam się z ziemi. Ręce mi się trzęsły, w głowie huczało.

- Przepraszam, że cię zawiodłam... - wyszeptałam. Na sztywnych nogach wyszłam z łazienki, ponieważ nie mogłam już na nią patrzeć. Nie oddychającą, bladą, zimną. Nieżywą. Cały czas przed oczami miałam obraz jej ciała ułożonego na środku pomieszczenie z włosami na twarzy całej we krwi... Jak zahipnotyzowana wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam pod 112.

- Halo? - odezwała się po drugiej stronie jakaś kobieta. Miała przyjemny aksamitny głos.

- Moja mama nie żyje. Podcięła sobie żyły, gdy mnie nie było w domu - oświadczyłam trzęsącym się głosem.

- Adres? - zapytała zdenerwowanym głosem kobieta.

- Przyrzecze 52.

- Już wysyłam do ciebie ekipę ratowniczą. Nie rozłączaj się, słuchaj co do ciebie mówię. Musisz... - nie zdążyła dokończyć, bo rzuciłam telefonem o ścianę, który rozwalił się na kilka części. Przywarłam plecami do równoległej ściany i zjechałam po niej aż usiadłam. Krztusiłam się własnymi łzami. Ramiona mi się trzęsły od płaczu. Schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam sobie na chwilę słabości.

- To moja wina - chlipałam - Gdybym dała jej ten głupi szkicownik, to nic by się nie stało.

Nagle usłyszałam jakiś szelest. Błyskawicznie się podniosłam. Powoli podeszłam do schodów nasłuchując. Masz paranoję, pomyślałam. Ale ja naprawdę coś tam słyszałam...

- Nie ruszaj się - usłyszałam aksamitny chłopięcy głos. Serce stanęło mi na jedną straszliwą chwilę. Pomału się odwróciłam. W korytarzu stał chłopak. Chyba był tym wieku co ja. Miał burze brązowych włosów i ładną

twarz. Patrzył na mnie zimnymi niebieskimi oczami. Był ubrany w czarny T-shirt i zwykłe dżinsy.

- Kim jesteś? - spytałam dławiąc się strachem. Oceniłam swoje szanse. Były marne. Chłopak był bardzo dobrze zbudowany i wysoki. Nie miałam nic czym mogłabym się bronić, a ucieczka...

- Jestem twoim końcem -oświadczył wykrzywiając usta w diabelskim uśmiechu.

- Co...? - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ nieznajomy wyjął zza pleców czarny pistolet, wymierzył w moje serce i... strzelił.

Usłyszałam potworny hałas i nagle przeszył mnie straszny ból gdzieś w okolicach klatki piersiowej. I zobaczyłam krew. Moją krew. Była wszędzie. Na moich ubraniach, na podłodze, dłoniach... Zachwiałam się na nogach nie mogąc złapać powietrza. Zatoczyłam się do tyłu i upadłam. Sturlałam się ze schodów obijając się o ścianę. Ale żaden ból nie mógł równać się z tym co czułam po postrzale. Udręka, cierpienie rozlewały się falami po moim ciele a siniaki, które nabiłam sobie po drodze nie miały znaczenia. Wszystko mi się zamazywało, kolory zanikały. Została ciemność. I to uczucie pustki, które zarejestrowało jeszcze moje ledwo bijące serce. Leżałam na dole przy schodach. Oddychałam płytko, krótko, każdy wdech był niekończącym się bólem. Walczyłam ile mogłam o każdy oddech, ale moje płuca nie wytrzymywały. Umierałam, i wiedziałam o tym. I już mi nie zależało. Pozwoliłam sobie odpłynąć. Przecież nikt na mnie nie czeka. Przynajmniej znów zobaczę mamę, pomyślałam i... chyba umarłam.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje