Historia

Niewinne Łzy

dark_feather 2 9 lat temu 8 778 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Kiedy pierwszy raz wchodziłem do mojego nowo nabytego domu, ogarnęło mnie dziwne uczucie. Choć była to naprawdę piękna drewniana budowla, coś dziwnego wisiało w powietrzu. Szybko się z tego otrząsnąłem. Musiał to być wytwór mojej wyobraźni, ponieważ podczas wcześniejszych oględzin nie miałem takiego wrażenia. Dom pozbawiony był na razie wyposażenia. Był to jednopiętrowy budynek z piwnicą, dużym salonem z kominkiem, dość sporą kuchnią i łazienką oraz dwiema wąskimi sypialniami. Przedsionek, salon i kuchnia były ze sobą połączone w naturalny sposób. Poza domkiem znajdował się duży ogród z małą skrytką na narzędzia, a tuż za tylną częścią mojego terenu - las. Był on dość spory, ale wąski, więc sąsiedzi nie mieli swoich domków dalej niż po 60 metrów od płotu. Na szczęście był to sezon letni, więc nikogo w pobliżu nie było. Odetchnąłem głęboko, wciągając w nozdrza zapach drzew i rozkoszując się tym wymarzonym miejscem, nie wiedząc, że zamieni się ono wkrótce w tło mojego najgorszego koszmaru.

...

Pierwsze, na co zwróciłem uwagę po wejściu do sypialni, którą obrałem za moją, to wiszący na ścianie obraz. Byłem przekonany, że poprzedni właściciel zabrał wszystkie swoje rzeczy. Zaintrygowany przyjrzałem mu się dokładniej. Był zatytułowany „Łzy niewinności”, autorstwa Franka Schwartza i przedstawiał on małego, płaczącego chłopca pośród nocy. Nie przykuł jednak na długo mojej uwagi, bo bardziej zaciekawiło mnie to, co było za nim. Znajdował się tam jakiś budynek. Na obrazie widać było tylko jego szklane drzwi, za którymi kilkanaście innych dzieci z wyrazami przerażenia i gniewu stukało w szybę. Wszystko za nimi skrywała ciemność. Jednak było w tym mroku coś nie tak. Jakby posiadał on swoją własną, nienawistną wolę. Szybko jednak odrzuciłem te myśli. Zadzwonił dzwonek oznajmiający, że przyniesiono moje meble.

...

Tej nocy miałem dziwny sen. Błąkałem się po moim domu, ale nigdzie nie było światła ani mebli. Z każdym moim krokiem słyszałem tylko skrzypienie napuchniętej podłogi. Wilgoć przenikała całe pomieszczenia, tak samo jak nieprzejednany ziąb. Powoli skierowałem się do drzwi. Miałem wrażenie, że każdemu skrzypnięciu pod moimi stopami towarzyszyło jeszcze jedno, powoli zbliżające się do mnie…. Ale zawsze gdy się odwracałem, nic tam się nie znajdowało… A może po prostu nie widziałem w ciemnościach. Mój krok stawał się coraz bardziej nerwowy, oddech mimowolnie przyśpieszał… W końcu stanąłem u mego celu i pociągnąłem za klamkę. Zamknięte! Zacząłem ją szarpać, czułem coś jakby oddech na moim karku, jakby zimne, lepkie pajęczyny oplatały moje plecy, jakby... ! Krzyknąłem budząc się z nocnej mary… jednak drewniane pomieszczeni zdawało się tłamsić mój chrapliwy głos.

...

Kolejne dni upływały dość spokojnie, aczkolwiek obraz wciąż nie dawał mi spokoju. Gdy przyjrzałem mu się po raz kolejny, zauważyłem, że chłopiec zniknął. Zacząłem się zastanawiać, czy nie był on wytworem mojej wyobraźni. Kolejne noce spędzałem raczej dobrze, a jednak, tamten koszmar wciąż odbijał się echem w mojej głowie. Było w nim coś niezwykłego. Gdy miałem chwilę wolnego czasu, wyszedłem do ogrodu i zacząłem się zastanawiać nad obrazem. Usilnie próbowałem przywołać sylwetkę chłopca, lecz nie mogłem. Zapach niedawno koszonej trawy, oraz różanego grządka sprawiał, że powoli odchodziłem w inny stan świadomości. Spojrzałem w górę. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Słońce ogrzewało moje ciało, jakby zapraszając do krótkiej drzemki. Moja ostatnia myśl przed osunięciem się do królestwa Morfeusza brzmiała: dlaczego jest tutaj tak cicho?

...

Zdawało mi się, że przymknąłem oczy tylko na kilka sekund, a jednak zdążył już zapaść głęboki mrok. Podniosłem się z ławeczki w altance i odwróciłem w stronę domu, którego nie było. Dziwne uczucie wypełniło moje wnętrzności… Spojrzałem w kierunku, w którym kierował się mój wzrok po przebudzeniu i ujrzałem scenę, której początkowo nie zarejestrowałem. Za płotem oddzielającym mój teren od lasu znalazła się polana, a na niej jeden rozłożysty dąb, lecz na jego konarach nie było gałęzi, a miliony cienkich, pajęczych, srebrzystych linek na końcach których zwisały…

Zacząłem biec w stronę mojego domu. O dziwo znalazł się teraz przede mną ale… za szklanymi drzwiami widziałem dzieci.

...

W końcu zebrałem się, by odkurzyć piwnicę. Musiałem oświetlać sobie drogę latarką, gdyż żarówka była przepalona. Znajdowało się tam mnóstwo kartonów, wszystkie dość ciężkie. Ku mojemu zdumieniu w wielu z nich znajdowały się po prostu metalowe przedmioty niemające większego zastosowania, nic dziwnego, że nikt ich wcześniej nie wyniósł. Po kilku godzinach przeglądania trafiłem jednak na karton inny od wszystkich. W środku znajdowały się różne papiery. Pierwszym był akt własności, podpisany przez niejakiego Franka Schwartza. Wszystkie następne były to pisma adopcyjne podpisane przez wyżej wymienionego. Zacząłem myśleć, dlaczego wciąż pozwalano mu na następne adopcje, ale wtedy zauważyłem, że wszystkie akty były podpisane przez jednego urzędnika. Widać niejaki pan Schwartz musiał go przekupić. Zaciekawiony wróciłem na górę, potykając się prawie o przestawione przeze mnie kartony. Gdy siadłem do komputera, zacząłem przeglądać Internet, by dowiedzieć się o poprzednim właścicielu domostwa. Jedyne, co znalazłem, to informacje, że był on dość nieznanym malarzem, jednak posiadał ogromny majątek. Posiadał on dom w latach 1789-1812. Potem wyprowadził się. Nic więcej. Żadnych przyczyn. Zastanawiałem się, gdzie widziałem to nazwisko. Przypomniałem sobie. Nie chciałem jednak tego teraz sprawdzać. Wtedy usłyszałem głuche uderzenie w piwnicy. Nie przejąłem się. Pomyślałem, że po prostu przewróciły się kartony z żelastwem. Skoro już byłem przy komputerze, postanowiłem trochę odpocząć od pracy w piwnicy. Gdy wróciłem do niej, stanąłem w zdumieniu. Owszem, to pudła wywołały hałas podczas przewracania się. Ale siła, która je strąciła, otworzyła także klapę pod nimi. Dreszcz przebiegł po moich plecach. Miałem wrażenie, że wszystkie funkcje biologiczne, jak myślenie, praca serca, czy oddychanie zostały teraz wyłączone. Gdy lekko wróciłem do życia, poczułem okropny smród zgniłego mięsa. Z ociężałymi nogami ruszyłem w stronę klapy. Pod nią ujrzałem tylko nieprzeniknioną ciemność, która lekko ustępowała przed światłem latarki, niemal je pożerając. Jedyne co udało mi się rozróżnić to mnóstwo pajęczych sieci. Nie miałem ochoty sprawdzać tego dalej. Domyślałem się już, co jest przyczyną zapachu. W panice wbiegłem na parter. Miałem wrażenie jakby miliony oczu mnie obserwowało. Jakby należały do setek istot, a każda z nich choć mała, miała tysiąc nienawistnych par oczu. Było jak w koszmarze. Od początku już biegłem. Podłoga skrzypiała. Kiedy zapadła noc? Gdy dobiegłem do drzwi, moja latarka zgasła. Po prostu. Tego było za wiele. Moja psychika siadła. Szarpnąłem potężnie drzwiami wyjściowymi, lecz, ku mojemu zdumieniu, były otwarte…. A przed nimi był chłopiec. Płakał, klęcząc przede mną. Widziałem go już kiedyś. Za nim była noc, chciałem w nią pobiec, ale nie mogłem. Coś mnie trzymało. Jego płacz? Czy strach, że to coś jest tam?

-Dlaczego nie słuchałeś snów – mówił łkając.

- O czym ty mówisz? –spytałem drżąc

-Ja… uciekłem… kiedyś…. On nas hodował… jak zwierzęta.. Chciał talentu…. Ale przestraszył się, kiedy to chciało i jego… Znalazł mnie, kiedy uciekłem przed dom… zamknął to…. A ze mną poszedł za las… z łopatą…. Miałem być ostrzeżeniem…. Powiedział, że będę jego największym dziełem…. Dlaczego nie słuchałeś?!

Nie odpowiedziałem. Zrozumiałem. Ten obraz jest wynikiem paktu Schwartza z tym czymś. Dlatego obraz „żyje”. A to znaczy, że to co, zamknął, jest wolne… Teraz dopiero się przełamałem. Ruszyłem. Między drzewami, pośród ciemnej bezksiężycowej nocy, bez jakiegokolwiek źródła światła. Najpierw do sąsiadów, ale wszystkie domy były puste! Więc dalej na drogę. Biegłem. Czułem już, jak moje serce nie może pracować od nadmiernego wysiłku, ale adrenalina pchała do przodu, miałem już przebiec przez most… ale skończył się! Był urwany, jakby spadło na niego coś ciężkiego… albo coś ciężkiego próbowało po nim przejść. Widziałem tylko na jego brzegach pajęczyny. Odwróciłem się i ujrzałem milion czerwonych oczu. Wszystkie należały tylko do jednej istoty.

Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/9771-spotkanie

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Kiedy następna część? ;) Świetne
Odpowiedz
Oprócz nielicznych błędów związanych z poprawną pisownią uważam, że jest to naprawdę ciekawe i bardzo fajna koncepcja. Oczekuję z niecierpliwością kolejnej części ^^
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje