Historia

Gra

Mroczny Wilk 16 9 lat temu 12 333 odsłon Czas czytania: ~20 minut

Oto pierwsza creepypasta, którą napisałem na poważnie. Postanowiłem ją odgrzebać, poprawić i tutaj wrzucić. Miałem sporo roboty, ale jestem zadowolony z efektów.

Zapraszam do czytania i komentowania.

Był sobotni wieczór. Jak zwykle przeglądałem wszelakie creepypasty i inne interesujące mnie rzeczy.

Trafiłem na smile.jpg. Nie rozumiałem, dlaczego tak wiele osób czuje przerażenie, oglądając ten obrazek. Sądziłem, że czują to przez autosugestię. Przecież w opowieściach o tym pliku, jego bohaterowie czują niezrozumiały strach, później mają koszmary, a w końcu giną. Jak dla mnie były to tylko pierdoły. Szukałem czegoś mocniejszego.

Przeczytałem, że nie istnieje już oryginał, który naprawdę ma wywoływać pierwotną grozę. Zacząłem przeglądać różne strony internetowych w oszukiwaniu jakiejś jego kopii. Nie udało mi się jednak znaleźć żadnej wersji, która wywołałaby u mnie choćby gęsią skórkę. Zacząłem szukać nawet w Deep Webie, ale i tam na nic nie trafiłem.

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem. Stał przede mną mój kolega – Rafał.

– Cześć – powitał mnie szerokim uśmiechem.

– Cześć – odpowiedziałem.

Wiedziałem już, że coś się kroi. Za każdym razem, gdy Rafał przychodził do mnie z takim głupkowatym uśmiechem wymalowanym na twarzy, to coś kombinował.

– Co cię do mnie sprowadza o tej porze? – zapytałem zaciekawiony.

– Kupiłem nową grę, horror – powiedział zadowolony z siebie. – Ponoć jest jedną z najlepszych gier z tego gatunku. Przynajmniej tak mówił sprzedawca – skrzywił się lekko.

– Co to znów za gra? – spytałem. – Ma w ogóle jakiś tytuł?

– „Mrok”.

Spojrzałem na niego i pokręciłem głową z dezaprobatą.

– Tak, wiem, wiem. Nie musisz nic mówić. Tytuł brzmi chujowo. Może nawet pasować do jakiejś gry niezależnej. Ale sam wiesz, jak cholernie mi się nudzi, kiedy skończę wszystkie inne gry. Rodzice pojechali na jakieś spotkanie i wrócą dopiero jutro rano. Pomyślałem, że może zbierzemy jeszcze paru kumpli i razem przetestujemy tę gierkę. Przecież rzadko trafia się okazja, żeby nawet się pośmiać z jakiegoś nędznego horroru. Cały czas tylko ta zajebana szkoła. Trzeba się trochę rozerwać, a ja akurat mam wolną chatę. No daj się uprosić – powiedział błagalnie.

– No dobra, niech ci będzie. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Tak się składa, że moi staruszkowie wyjechali na weekend w góry, więc nikt mi nie robi problemów co do tego, gdzie i kiedy wychodzę. Kogo masz zamiar jeszcze zaprosić?

– Arka, Dawida i Michała, naszą stałą paczkę.

Byli to nasi kumple od dawnych lat. Gdy organizowaliśmy jakiś wypad, czy imprezę, robiliśmy to razem. Byliśmy zgraną grupą. Niemalże bractwem.

– Oczywiście. A jakby inaczej? – nareszcie i u mnie pojawił się uśmiech.

Zebraliśmy bezproblemowo wszystkich. Po drodze kupiliśmy chipsy i kratę perełek. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do domu Rafała. Wszyscy mieszkaliśmy całkiem blisko siebie. Standardowo wbiegliśmy na piętro, do pokoju kumpla. Od razu odpaliliśmy grę, którą Rafał zainstalował już wcześniej. Otworzyło się menu. Naszym oczom ukazał się rząd opcji. Od razu kliknęliśmy na „nową grę”.

Poruszało się męską postacią, znajdującą się w długim, ciemnym tunelu. Najbardziej widoczne było kontrastujące z ciemnością światło, znajdujące się na drugim końcu tunelu. Rafał odwrócił postać do tyłu. Nagle zauważyliśmy ruch. Naszym oczom ukazał się łeb jednego z kuców z MLP. Zaczęliśmy się śmiać. Twórcy gry mieli dobre poczucie humoru, ale nie o to chodziło w horrorach. Głównie śmieszyło nas to, jak łatwo sprzedawca oszukał naszego przyjaciela co do jakości gry.

Kuc podchodził coraz bliżej. Dało się zauważyć najdokładniejsze detale. Można pogratulować programistom, grafika wyglądała całkiem nieźle. Kuc był cały wybrudzony krwią. Jedno z jego oczu było całkowicie przekrwione. Czerwone żyłki niemal nachodziły na siebie. Głębokie rany, szpecące ciało, od razu rzucały się w oczy. Stwór wyglądał po prostu tak, jakby ktoś przejechał go kilka razy kosiarką rotacyjną. Z rany na brzuchu zaczęły wypływać wnętrzności. Zwierzak mimo wszystko zaczął poruszać się coraz szybciej, niemal biegł w stronę naszej postaci. Rafał odwrócił bohatera gry i zaczął go kierować w kierunku światła. W końcu dobiegł do niego. Nagle podłoga pod postacią zawaliła się i wpadła ona do małego pomieszczenia.

Rafał skierował kamerę na jedną ze ścian. Ukazał się nam wielki, wykonany krwią napis: „UCIEKAJCIE”. Zaczęliśmy znów się śmiać. Coś takiego miało kogokolwiek przestraszyć? Gra miała być czymś niesamowitym, a okazała się zwykłym chłamem.

Tylko w jaki sposób twórcy przewidzieli, że będzie w to grała jakaś grupa…? Dlaczego nie „uciekaj”…?

Nagle dziwnie się poczułem. Zaczęło mi się kręcić w głowie, a przed oczami widziałem czarne plamki. Po chwil wszyscy zemdleliśmy.

Obudziliśmy się w pomieszczeniu, w którym wcześniej znajdowała się nasza postać. Do naszych nozdrzy dopływał duszący smród zgnilizny.

–Kurwa, co to ma być?! – zaklął Michał, podnosząc się z ziemi.

Byłem zdezorientowany, nie rozumiałem, co się dzieje. Jakim cudem znaleźliśmy się w grze!?

Rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu. Wszędzie walał się gruz z zawalonego sufitu.

Zauważyliśmy drzwi. Doleciało do nas echo kroków. Drzwi otworzyły się. W mroku stanęła jakaś postać. Przyglądałem się, ale niewiele widziałem, kiedy osoba stała w ciemności. Podeszła kilka kroków w naszym kierunku. Dopiero wtedy nikłe światło lampy oświetliło blade oblicze wysokiego mężczyzny o łysej głowie, na której miał tajemnicze tatuaże. Z jego szarych oczu biła wrogość. Po jego ramionach spływał czarny, skórzany płaszcz, sięgający podłogi.

– Rozumiem, że nie spodobała się wam gra. – stwierdził i wybuchł szaleńczym śmiechem, który rozbrzmiał w całym pomieszczeniu.

Nikt z nas nie był w stanie nic odpowiedzieć. Dosłownie skamienieliśmy. Staliśmy i patrzyliśmy się na mężczyznę otępiałym wzrokiem.

– W takim razie zagrajmy w moją grę! – wykrzyknął i zaczął krążyć po pomieszczeniu. – Musicie przejść przez całą sieć korytarzy i pokoi. Jeśli dotrzecie do wyjścia, przeżyjecie. Jeżeli ktoś z was zginie w tym świecie… Już się nie obudzi! – zaśmiał się ponownie i dosłownie rozpłyną się w mroku.

– Do jasnej cholery, w co ty nas wplątałeś Rafał!? – krzyknął Dawid.

– A skąd kurwa mam wiedzieć!? To miała być zwykła gra, durny horror, z którego można by się pośmiać. Nie mogłem wiedzieć, że stanie się coś takiego – powiedział spokojniejszym tonem.

– Chuj z tym, jak tu trafiliśmy i przez co. Musimy to jakoś przetrwać – powiedziałem przywódczym tonem.

– Coś planujesz? – zapytał Arek, który dotychczas rozglądał się po pomieszczeniu.

– Tak, musimy zrobić wszystko, przynajmniej po części, tak, jak kazał nam ten szaleniec. Zakładam, że przygotował na nas jakieś pułapki, więc musimy być ostrożni, jakbyśmy przechodzili przez pole minowe. Nie możemy się rozdzielać, wspólnie mamy większe szanse.

– Ok, nie będziemy tutaj tak stać i pierdolić. Trzeba iść – zarządził Michał.

Doszliśmy do drzwi. Otworzyłem je powoli. Nie wiedzieliśmy, jakie niebezpieczeństwo może się za nimi kryć.

Ukazało się nam kolejne pomieszczenie, zdecydowanie większe od poprzedniego. Rozmiarami mogło nawet dorównywać boisku do piłki nożnej.

Poczuliśmy stężony, dławiący fetor gnijącego mięsa. Arkowi udało się wymacać włącznik światła. Zapaliło się kilka żarówek. Świeciły się na tyle mocno, że byliśmy w stanie zauważyć setki, jeżeli nie tysiące, ludzkich ciał, które były nabite na haki przyczepione do sufitu. Każdy hak był przebity przez nogi tak, aby ciężar utrzymywał się na ścięgnach.

W całym moim życiu nie widziałem czegoś tak obrzydliwego. Niektóre ciała były oskórowane, inne już gniły, a niektóre wyglądały jakby były świeże. Spływała z nich ciepła krew.

Michał był najmniej wytrzymały. Zwymiotował w chwili, w której zauważył ciała.

Doskonale go rozumiałem. Sam ledwo byłem w stanie powstrzymać się od opróżnienia żołądka.

Najbardziej irytujący był smród i ciągłe kapanie krwi na betonową podłogę. Miejscami tworzyły się już czerwone kałuże.

Usłyszeliśmy szmer. Coś szło w naszym kierunku. Echo kroków niosło się po całym pomieszczeniu. Nie wiedzieliśmy, z której strony stworzenie nadjedzie. Niezależnie od tego, co to było, zaczęliśmy się rozglądać za wyjściem.

– Patrzcie, tam – szepnął Dawid, wskazując ręką na wyłom w suficie.

Otwór był na tyle duży, żebyśmy mogli przez niego przejść. Pozostało tylko znaleźć sposób na dostanie się do niego. Wiedzieliśmy, co trzeba zrobić, ale żadnemu z nas nie chciało to przejść przez usta. Obok dziury znajdowało się jedno z ciał.

Kroki były coraz głośniejsze. Natychmiast ruszyliśmy w kierunku wyłomu. To coś poruszało się coraz szybciej. Nasz bieg zmienił się w rozpaczliwą ucieczkę. Stwór był coraz bliżej. Dobiegliśmy do zwłok. Były jednymi z tych, które ulegały rozkładowi od dłuższego czasu. Wokół latały muchy. Próbowaliśmy się wspiąć jak najszybciej, ale nie było to łatwe, bo ciało było śliskie. Pokrywał je jakiś zielonkawy śluz. Nie było czasu na zastanawianie się. Musieliśmy wejść na górę.

Pierwszy wspiął się Arek. Pomagał następnym wspinającym się, łapiąc ich za ręce i wciągając. Takim sposobem na górze znaleźli się już wszyscy oprócz Michała, który ciągle się ześlizgiwał. Udało mu się wspiąć na tyle wysoko, że byliśmy w stanie go dosięgnąć. Złapaliśmy go za rękę i zaczęliśmy wciągać na górę. W tej samej chwil bestia dotarła do nas i wbiła pazury w nogę naszego przyjaciela.

Spojrzałem na potwora. Był wielkości dwóch dorosłych mężczyzn. Na środku jego głowy widniało wielkie, czarne oko. Spośród kłębów sierści dostrzegłem szeroką paszczę, z której wystawały dziesiątki ostrych zębów. Sam oddech monstra był powalający. Nie mogłem zauważyć żadnych większych szczegółów, ponieważ zasłaniały je długie, brązowe kłaki.

Michał zaczął rozpaczliwie krzyczeć. Jego twarz była przepełniona bólem. Wiedział, że niezależnie od wszystkiego, nie uda się nam go uratować. Jego pokryta śluzem ręka wyślizgiwała się nam.

– Powiedzcie Agacie, że… – zaczął mówić, jednak nie zdążył dokończyć swojej prośby.

Nie daliśmy rady go dłużej utrzymać. Spadł prosto w łapy stwora. Próbował się szarpać, ale to nic nie dawało. Wiedział, że za chwilę zakończy się jego żywot.

Istota zaciągnęła go w mrok. Po chwili usłyszeliśmy ostatni krzyk naszego kolegi i odgłosy rozdzieranej pazurami skóry. Sparaliżowani strachem patrzyliśmy w otwór. Właśnie zginął nasz przyjaciel, a my nie mogliśmy nic zrobić.

Chwilę później usłyszeliśmy odgłosy wycia. Ale nie były one podobnie do jakichkolwiek, które dane było mi słyszeć. Żadne zwierzę nie byłoby zdolne do wydania takich dźwięków. Odgłosy raniły nie tylko słuch, ale i duszę.

Jako pierwszy się otrząsnąłem. Postać znowu podążała w naszym kierunku. Powiedziałem chłopakom, że musimy zrzucić ciało z haka, albo to coś się do nas dostanie. Nie było to łatwe, ale udało się nam.

Siedzieliśmy załamani przy dziurze. Nie mogliśmy sobie wybaczyć straty Michała.

– Mój Boże… Nadal nie mogę uwierzyć w to, co się tutaj dzieje – jęknął Rafał.

– Do jasnej cholery, a gdzie jest teraz twój Bóg!? – zaczął krzyczeć Arek. – Michał właśnie zginął, rozumiesz to!? Kurwa, rozumiesz to!? On nie żyje! Dlaczego twój Bóg nam nie pomógł!? Czy my musimy tak skończyć!? – po jego policzkach spłynęły łzy. Opadł na podłogę i nie przestawał płakać.

– Wstawaj – powiedziałem i złapałem go za ramię. – Uczcimy jego pamięć, kiedy to wszystko się skończy. Nie możemy teraz się poddawać, ani kłócić. Nasza sytuacja tylko się pogorszy.

– A co takiego możemy niby zrobić? – zapytał nerwowym głosem.

– Jedynym wyjściem będzie dalszy udział w grze tego psychola. Jeśli niczego nie zrobimy, to będziemy naprawdę skończeni.

Po dłuższej chwili wszyscy się uspokoili.

Znajdowaliśmy się w długim korytarzu. Był dobrze oświetlony. Ściany pomalowane żółtą farbą miejscami były popękane. Podłogę pokrywała szara wykładzina.

Ruszyliśmy dalej. Po niecałej minucie doszliśmy do końca korytarza.

Jednak był problem, który polegał na tym, iż nigdzie nie było żadnych drzwi, abyśmy mogli przedostać się dalej. Wszyscy pomyśleliśmy w jednym momencie o tym samym. Wiedzieliśmy, że jeśli nie znajdziemy żadnego przejścia, będziemy musieli wracać z powrotem na dół. Nagle zauważyłem jeden element wystający ze ściany. Poinformowałem o tym innych i podbiegłem do miejsca, w którym go zauważyłem. Okazało się, że była to szafka wmurowana w ścianę. Obok niej znajdował się włącznik światła.

Otworzyliśmy ją. W środku znajdowało się całkiem spore, drewniane pudełko. Szybko się do niego dobraliśmy. W jego wnętrzu leżało kilka par dziwnych okularów i zapisana kartka. Chwyciłem ją i zacząłem czytać.

– „Pan więził upadłe anioły w materialnych ciałach na Ziemi, w więzieniach stworzonych z mroku, oddzielając je od świata zewnętrznego. Przez długie przebywanie w ciemności , stworzenia straciły zdolność widzenia. Brak światła pozwala ujrzeć to, co ono zasłania.” – przeczytałem i spojrzałem na zdezorientowanych kolegów, którzy wydawali się nic z tego nie rozumieć. – Chyba zaczynam coś kojarzyć...

Wziąłem do ręki jedną z par okularów i przyjrzałem się jej.

– No tak – powiedziałem zadowolony ze swojego odkrycia. – To nie są okulary, tylko noktowizory. Wydaje mi się, że musimy je założyć i zgasić światło.

– Czy jesteś pewien, że to dobry pomysł? –spytał drżący Dawid.

Wiedziałem, że boi się ciemności, ale nie było innego miejsca.

– A czy mamy jakieś inne możliwości? Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru wracać do tamtego potwora.

Wszyscy wzdrygnęli się i chwycili po noktowizorze. Wystarczyło dla każdego. Czy nasz dręczyciel przewidział, że ktoś z nas zginie do tego momentu? A może nas obserwował…

Gdy wszyscy byli gotowi, zgasiłem światło. Stało się coś zaskakującego. Na końcu korytarza pojawiły się drzwi, których nie było wcześniej.

Postanowiłem coś sprawdzić. Zapaliłem na chwilę światło. Drzwi znów zniknęły. Inni spojrzeli zdziwieni na punkt, w którym się znajdowały.

Zgasiłem ponownie światło. Arek otworzył drzwi.

Naszym oczom ukazało się średniej wielkości pomieszczenie. Na drugim jego końcu znajdywało się następne przejście. W razie wypadku, wiedzieliśmy już, w którym kierunku uciekać. Wewnątrz pokoju było pełno porozrzucanych wszędzie rupieci. Zaczęliśmy je przeglądać, szukając czegoś, co mogłoby się nam przydać później. Znalazłem latarkę. Chwilę później usłyszałem jakiś ruch.

Zaczęliśmy rozglądać się po całym pomieszczeniu. Nie zauważyliśmy niczego niepokojącego. Nagle coś łupnęło. Ujrzeliśmy bujającą się klapę od sufitu. W złomie pod nią coś było. Coś, co spadło z góry. Zaczęło się podnosić.

– Pod żadnym pozorem się nie ruszajcie i starajcie się być jak najciszej. – szepnąłem. – Jeśli dobrze mi się wydaje, to ten stwór nie widzi. Nie dowie się gdzie jesteśmy, jeśli nas nie usłyszy.

Widzieliśmy potwora w całej jego okazałości. Budową przypominał człowieka, ale był od niego sporo wyższy. Jego kończyny były chude i rozciągnięte. Miał pomarszczoną, bladą skórę. Jedyną rzeczą, zasłaniającą obrzydliwe ciało, była szmata owinięta wokół pasa. Twarz stworzenia była podłużna, a jego oczy były wielkie i czarne jak węgiel. Na głowie miał rzadkie, tłuste włosy. Końce jego palców zdobiły długie pazury.

Potwór zaczął miotać się po całym pomieszczeniu, niszcząc wszystko na swojej drodze. Nakazałem przyjaciołom, żeby powoli ruszyli w kierunku drzwi. W pewnym momencie Rafał zahaczył nogą o jakąś puszkę, która poturlała się po podłodze, robiąc hałas. Istota od razu odwróciła się i ruszyła ku nam. Nikt nie musiał nawet niczego mówić, wszyscy od razu zaczęli biec w kierunku drzwi.

Potwór był coraz bliżej. Wiedziałem, że nie uda nam się uciec. Przeciwnik była za szybki. Dopadłaby nas po chwili. Podświadomie poczułem, że muszę coś zrobić albo za chwilę wszyscy zginiemy. Zatrzymałem się, wyciągnąłem latarkę z kieszeni, zapaliłem ją i skierowałem na stwora, mając nadzieję na zatrzymanie go. Moje przeczucie spełniło się. Bestia zatrzymała się, zasłoniła oczy dłonią i skamieniał. Patrzyłem na nią przez kilkanaście sekund i dopiero wtedy odetchnąłem z ulgą. Nie do końca rozumiałem dlaczego światło spowodowało, że istota zatrzymała się, ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Ważne, że zadziałało.

Moi znajomi dobiegli do drzwi. Zatrzymali się i zorientowali się, że nie ma mnie z nimi. Spojrzeli w stronę, z której przybiegli. Dzięki światłu z łatwością mnie zauważyli. Pomachałem do nich i uśmiechnąłem się krzywo. Nieśpiesznie zacząłem iść w ich kierunku. Krzyczeli coś do mnie, ale nie rozumiałem co. Byłem za daleko. Wysiliłem swój słuch i zrozumiałem jedno słowo, które ciągle powtarzali: „Uciekaj!”.

Usłyszałem ogłuszający pisk. Zrozumiałem, że stwór znowu może się ruszać. Zwarłem wszystkie mięśnie i rozpocząłem bieg.

Moi towarzysze zaczęli zbierać ciężkie przedmioty. Gdy potwór był w ich zasięgu, zaczęli nimi niego rzucać. Istota ignorowała jednak wszystkie ataki.

Byłem już kilka metrów od przejścia. Inni znajdowali się już za drzwiami, przygotowani na szybkie zatrząśnięcie ich przed stworem. W ostatnim momencie uchyliłem się przed lecącą w moim kierunku łapą prześladowcy i wskoczyłem do środka. Drzwi zamknęły się tuż za mną. Rozpędzona istota uderzyła w nie z impetem. Na nasze szczęście wytrzymały. Szybko je zakneblowaliśmy rupieciami.

Bestia bezskutecznie uderzała w drzwi. Dopiero po paru minutach dała sobie spokój i odeszła. Nareszcie mogliśmy spokojnie usiąść i odpocząć. Wszyscy dyszeliśmy ze zmęczenia. Nasze oddechy wyrównały się dopiero po kilku minutach.

Zaczęliśmy się rozglądać po pomieszczeniu, do którego trafiliśmy.

Znajdowaliśmy się w jakimś pokoiku dziecięcym, najpewniej należącym do dziewczynki. Ściany były pomalowane na różowo. Tego samego koloru były również meble. Mówiąc o meblach, mam na myśli łóżeczko stojące przy ścianie, szafę stojącą po przeciwnej stronie i stolik znajdujący się na środku.

– Przyjrzyjcie się szafie – powiedział Arek. – Pełno na niej tych przeklętych lalek. Przyprawiają mnie o dreszcze. Brr… Przypominają mi się wszystkie chore horrory o opętanych albo przeklętych zabawkach.

– Aj tam, przestań pierdolić, w lalkach nie ma nic strasznego – odpowiedział Dawid.

– Chyba na serio coś jest nie tak – wtrącił paranoicznie Rafał.

– Mam wrażenie, że czuję jakąś obecność.

– Zamknijcie się wszyscy i zacznijcie szukać czegoś w kształcie klucza, bo z tego co zauważyłem, gdy wy tu sobie gadaliście, drzwi do następnego pomieszczenia są zamknięte. Tak bardzo chcecie zostać tu dłużej? –spytałem ironicznie.

Jak powiedziałem, tak zrobiliśmy. Zaczęliśmy przeglądać wszystkie meble.

– Znalazłem! – krzyknął Dawid. Wskazał palcem na duży, metalowy klucz, leżący na najwyższej półce szafy. – Normalnie go nie dostanę, pomóżcie mi podstawić stolik pod szafę. Wejdę na niego i powinienem dosięgnąć.

Przenieśliśmy stolik, ale on sam nie wystarczył. Postawiliśmy na nim krzesło. Trzymaliśmy je, żeby nie przewróciło się, kiedy Dawid próbował złapać klucz. Ledwo co, ale udało mu się.

– Nie odchodźcie jeszcze – usłyszeliśmy ciche wołanie dochodzące zza naszych pleców.

Natychmiast się odwróciliśmy. Przed nami stała dziewczynka ubrana w różowo-białą sukienkę. Na pierwszy rzut oka nie było w niej niczego nadzwyczajnego. Na pierwszy rzut oka… Na pierwszy rzut oka nie da się dostrzec wiele, gdy otacza cię mrok. Jej twarz wykrzywiał grymas niezadowolenia. Dopiero przy dokładniejszym przyjrzeniu się, dostrzegliśmy, że jej oczy są wywrócone białkami do przodu. Wyglądało to przerażająco i obrzydliwie zarazem. Dookoła przekrwionych gałek ocznych były widoczne rany, z których wypływała ropa mieszająca się z krwią. Płyn spływał strużkami po policzkach dziecka i skapywał na sukienkę tworząc plamy.

– Pobawmy się! – zawołała, chichocząc. – Popatrzcie jak dużo mam lalek chętnych do zabawy – powiedziała, wskazując na szafę.

Jedna z lalek spadła z mebla prosto na plecy Dawida. Złapał ją bezradnie za tułów i próbował z siebie ściągnąć, ale w jednym momencie skręciła mu kark. Nasz przyjaciel nawet nie zdążył wydać żadnego dźwięku. Morderca zaczął się śmiać. Wykorzystałem ten moment i kopnąłem go z całej siły. Lalka roztrzaskała się o ścianę. W tym samym czasie z szafy zaczęły zeskakiwać inne.

– Biegnijcie do drzwi! – wrzasnąłem na Arka i Rafała.

Wyrwałem klucz z martwej ręki Dawida i do nich dołączyłem. Dobiegłem do drzwi i próbowałem trafić do zamka. Nie jest to łatwe, gdy robi się to w pośpiechu, ale udało mi się. Otworzyłem drzwi i wbiegłem przez nie. Obejrzałem się za siebie. Arka dopadły te upiorne stworzenia. Chciałem mu pomóc, ale w tej samej chwili przez wbiegł Rafał, który wyrwał mi klucz i szybko zamkną drzwi.

Przez najbliższe minuty słyszeliśmy krzyki agonii naszego przyjaciela i jego wołanie o pomoc. Po tym nastała cisza.

– Dlaczego to zrobiłeś!? Mogliśmy go uratować! – wydarłem się na Rafała.

– Dobrze wiesz, że to nieprawda, było już za późno! – krzyknął pobudzony emocjami. – Mogłeś próbować, ale te przeklęte lalki dopadłyby i nas!

Nie chciałem tego przyznać, ale wiedziałem, że ma rację. Nikt by tego nie przeżył.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że oni wszyscy nie żyją. – powiedziałem, a moją twarz wykrzywił smutek. – A to wszystko jest winą jakiejś pieprzonej gry!

– To wszystko jest moja wina – odparł złamanym głosem Rafał. – To ja was w to wciągnąłem.

– Nie, nie obwiniaj się. To wszystko jest winą tego pierdolonego psychola, który nas tu uwięził. Nie wiedziałeś, nie mogłeś niczego przewidzieć.

– Ehh… – westchnął. – Musimy iść dalej, do końca. I to przeżyć.

– Z każdym naszym krokiem mam coraz większe wrażenie, że ten koniec nie istnieje. Ale nie mamy innego wyjścia niż iść dalej.

Szliśmy długim korytarzem, w którym panował półmrok. Na ścianach było pełno napisów w nieznanym nam języku , dziwnych symboli przypominających te na głowie naszego gnębiciela. A to wszystko było wykonane krwią. Dawało to efekt wyglądu miejsca kultu satanistów.

– Mimo tego, że jesteśmy w grze, wszystko jest realne. Zauważyłeś to? – spytałem.

– Nie miałem wcześniej czasu na zastanowienie się nad tym, ale jednak muszę przyznać ci rację. Wszystko jest takie prawdziwe… Zbyt prawdziwe.

Dotarliśmy do końca korytarza. Przed nami znajdowały się białe drzwi, na których znajdowały się napisy wykonane krwią.

– „Przed wami ostatnie pomieszczenie” – zacząłem czytać. – „Jeśli dotrzecie do końca, będziecie mogli opuścić ten świat. Życzę niepowodzenia.” Czyli jednak jest jakiś koniec. Musimy uważać. On na pewno nie pozwoli nam łatwo odejść.

Rafał tylko kiwną przytakująco głową i otworzył drzwi.

Zalała nas fala ciepła. Było gorąco jak w piekle. Rozejrzeliśmy się dookoła. Kawałek dalej, na stercie gnijących ludzkich ciał i kości, leżał jakiś stwór. Był on ogromny. Jego ciało może i przypominało ludzkie, ale było co najmniej cztery razy większe i o wiele bardziej umięśnione. Na samym szczycie góry mięśni znajdowała się ogromna głowa kozła, którą ozdabiały zawijane, czarne rogi.

Przeraziliśmy się, a nasze nogi odmówiły współpracy. Potwór spał, ale wiedzieliśmy, że jeśli się przebudzi, to będziemy mieli nikłe szanse na przeżycie.

– Musimy się poruszać jak najdalej od niego – szepnąłem do Rafała. – Może dzięki temu nie wyczuje naszego zapachu.

Zaczęliśmy skradać się niemalże przy samej ścianie. Ciężko było zachować spokój. Cali drżeliśmy.

Zauważyliśmy „windę” znajdującą się na drugim końcu pomieszczenia. Był nią wielki, wiklinowy kosz wiszący na bloczku, przez który przepleciona była lina przywiązana do kosza. Na drugim końcu sznura znajdował się drugi kosz obciążony głazami. Ten, do którego mieliśmy wejść, był przywiązany do metalowego słupka, aby nie odleciał pusty. Najgorsze było to, że pod naszym transporterem rozciągało się jezioro lawy.

Pokonaliśmy ponad połowę drogi, zanim usłyszeliśmy huk, który okazał się ziewnięciem człowieka-kozła. Obejrzeliśmy się w jego stronę. Jego czerwone ślepia zwróciły się w naszym kierunku. W tej samej chwili i zapłonęły złotym blaskiem. Podniósł się szybko ze swojego łoża. Towarzyszyły temu dźwięki łamania tysięcy kości, na których leżał. Ruszył, tworząc małe trzęsienie ziemi.

Zaczęliśmy uciekać z największą prędkością, do jakiej mogliśmy zmusić nasze ciała. Strach dodawał nam sił, ale też paraliżował nasze umysły. Trudność sprawiała też drgająca od wstrząsów ziemia.

Udało nam się dobiec do windy. Szybko do niej wskoczyliśmy, odwiązaliśmy linę łączącą ją ze słupkiem, ale zamiast jechać w górę zaczęliśmy spadać w dół, prosto w kierunku lawy. Rafał spojrzał na mnie załzawionymi oczami.

– To wszystko przydarzyło się nam przeze mnie – powiedział łamiącym się głosem. –Ja za to odpowiadam, więc to ja muszę zginąć. Żegnaj przyjacielu – wypowiedział swoje ostatnie słowa i wyskoczył z kosza.

Machnąłem ręką, żeby go złapać, ale było już za późno. Widziałem jak mój ostatni przyjaciel zostaje pochłonięty przez ognistą otchłań. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nienawidziłem całego świata. Straciłem wszystkich najbliższych mi ludzi. Przestałem widzieć już jakikolwiek sens mojego dalszego istnienia.

Chętnie sam skoczyłbym w tamtym momencie do jeziora lawy za Rafałem. Ale nie mogłem. Wtedy jego poświęcenie poszłoby na marne.

Kiedy wyskoczył, winda zaczęła zwalniać. Po chwili zatrzymała się i zaczęła mknąć ku górze. Człowiek-kozioł wydawał pełne nienawiści beczenie, kiedy widział, że kosz wraca z kimś żywym na pokładzie. Winda zatrzymała się na szczycie. Wyskoczyłem z niej na pokrytą płytkami podłogę. Rozejrzałem się, ale zmęczone oczy nie chciały współpracować. Widziałem tylko większe szczegóły, a wszystko inne rozmazywało się. Pomieszczenie było mocno oświetlone, co jeszcze bardziej pogarszało mój wzrok. Usłyszałem dźwięk poklaskiwania i spojrzałem na środek pomieszczenia, skąd się wydobywał.

– Gratuluję – powiedział pobłażliwie psychopata. – Tylko tobie udało się przeżyć. Muszę przyznać, że fajnie się bawiłem, oglądając wasze poczynania – prychnął i zaśmiał się. – Jak to mawiają: było miło, ale się skończyło. Masz jeszcze jakieś życzenie, zanim cię wypuszczę? – zapytał po czym uśmiechnął się krzywo.

– Tak. Chcę twojej śmierci skurwysynu! – krzyknąłem pełen gniewu i żalu. – Przez ciebie straciłem wszystkich przyjaciół. Nie daruję ci tego!

– To chodź i spróbuj mnie zabić, jeśli wierzysz, że ci się to uda – powiedział i zaśmiał się szaleńczo.

Zacząłem biec ku niemu, ale nagle się przewróciłem. Ostatnią rzeczą, którą widziałem, był upiorny uśmiech mężczyzny. Zemdlałem.

Obudziłem się. Z trudem otworzyłem oczy. Dookoła mnie leżały ciała wszystkich, oprócz Rafała. Moi zmarli przyjaciele byli w różnych stanach, w zależności od sposobu w jaki zginęli. Usiadłem. Nie miałem już siły, aby płakać. Nie miałem już siły na nic. Po prostu siedziałem z pustym wzrokiem. Nie wiem ile czasu minęło, ale chyba zacząłem wariować. Usłyszałem głosy Arka, Dawida, Michała i Rafała. Kazali mi odejść. Mówili, że i tak nikt mi nie uwierzy w to, co się stało. Obawiali się, że ostatni żywy członek naszego bractwa zostanie o wszystko oskarżony. Podniosłem się. Wyjąłem z komputera płytę z grą, włożyłem ją do plastikowego pudełka i zabrałem ze sobą, aby spalić ją później w kominku. Spojrzałem na zegarek. Minęło tylko kilka godzin, odkąd przyszedł do mnie Rafał.

Opuściłem jego dom i ruszyłem do swojego. Mimo mojego stanu i wyglądu, nie musiałem się ukrywać. Maskowała mnie czerń nocy. Dotarłem do domu i od razu wszedłem pod prysznic. Zimna woda koiła moje zszargane do granicy wytrzymałości nerwy. Kiedy się umyłem, wyrzuciłem stare ubrania do kominka. Położyłem na nie trochę drobnego drewna, oblałem ropą, a na samym szczycie położyłem pudełko z grą. Zapaliłem zapałkę i cisnąłem ją do środka. Przez kwadrans patrzyłem się na płomienie.

Zrezygnowany położyłem się na łóżku i próbowałem zasnąć, żeby choć przez chwilę móc zapomnieć. Wszystkie próby były nieskuteczne. Nie zmrużyłem oka przez całą noc. Świeże wspomnienia nie pozwalały na zaśnięcie.

Nastał poranek. Kiedy rodzice Rafała wrócili do domu, czekała na nich chyba najgorsza możliwa niespodzianka. Doskonale wiedziałem, co mogli czuć.

Włączyłem telewizor, przełączyłem na kanał z wiadomościami i czekałem. Media zadziałały szybko. Na ekranie pojawiła się prezenterka, stojąca przed domem Rafała. Zaczęła opowiadać o tym, co odnaleźli państwo Złotkowie po powrocie do domu. Jeszcze nie znała większych szczegółów, bo policja nie udostępniła żadnych danych i zablokowała przejście do miejsca śledztwa.

Wyłączyłem telewizor.

Zapraszam wszystkich do komentowania, lajkowania i do polubienia mojej strony na Facebooku, gdzie pojawiają się aktualności na temat mojej twórczości.

https://www.facebook.com/mrocznywilk.autor

Jest to dla mnie wynagrodzenie za pracę, którą wkładam w opowiadania i motywacja do dalszego pisania. ;)

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Super! Świetna creepypasta� Kocham �
Odpowiedz
Naprawde dobre ! Jedne z najlepszych
Odpowiedz
1 z najleprzych
Odpowiedz
Fantakurwastyczne! Serio! Bardzo mi się podoba:) Czekam na opowieść o Bankierze.... wiesz o co kaman Młody ;) Pozdrawiam
Odpowiedz
Powialo troche filmem Rec ...kiedy opowiadasz o stworach widzacych tylko w ciemnosci...niemniej jednak calkie fajne
Odpowiedz
Ale ta mnie wyjątkowo zaskoczyła
Odpowiedz
Czytam każdą twoja creepypastę
Odpowiedz
mocne opowiadanie
Odpowiedz
Czytałem to jeszcze przed poprawkami, a zakończenie, jak zakończenie. Kończy wszystko
Odpowiedz
Zajebista creepypasta, tylko w ktoryms momencie troche zaczelo mi to przypominac Pile, co nie zmienia faktu ze na prawde fajnie sie czytalo a zakonczenie jest bardzo okey.. daje do myslenia chociaz mialam cicha nadzieje ze zabije tego psychola a ten co ? wyjebal sie xd Nie wazne xD ..Podziwiam za pomysl i tez mam nadzieje na 2 czesc :3
Odpowiedz
Pieprzycie ze chujowe zakończenie... Dobre zakończenie jest wlasnie jak gdyby wszyscy mieli zginąć byloby chujowo.. A tak to moze jakas druga część by się znalazła.. Mi sie podobało
Odpowiedz
Narzekacie na zakończenie, więc może spróbuję to kontynuować w jednej części, żeby tego nie rozciągać, bo i tak mam wiele pomysłów do wykorzystania, a czasu niewiele. Nie będzie to łatwe, bo napisałem to chyba z pół roku temu i ciężko będzie wczuć się w akcję. Może nie aż tak bardzo, bo poznałem na nowo fabułę podczas poprawiania, ale i tak nie będzie to sielanka. Może sami chcecie zadecydować o losie bohatera?
Odpowiedz
slabe zakonczenie. Spodziewalem sie ze ten "szaleniec" nie pozwoli mu odejsc albo cos innego :( ale ogolem to bardzo dobra. Pogratulowac tylko :)
Odpowiedz
Troche chujowe zakonczenie ale creepypasta zajebista . Możesz dorobić 2 część o tym jak ten facet co przeżył próbuje odnaleźć i zabić tego psychopatę :)
Odpowiedz
Czytałem już tutaj kiedyś tą creepypastę...
Odpowiedz
Creepypasta o kolejnej grze. Może nie coś świeżego, ale świetnie napisane.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje