Historia

Opuszczony dwór

fang 2 9 lat temu 1 058 odsłon Czas czytania: ~34 minuty

Obudziłem się dziś wcześnie rano. Właściwie to w ogóle nie spałem. Od kilku dni dołuje mnie myśl, że mogę stracić moją posadę całkiem lubianego przez czytelników dziennikarza. Wydawać by się mogło, że ta profesja przynosi mi spore zyski (gdyż piszę artykuły dla dość popularnego pisma), lecz tak nie jest, gdyż moim szefem jest Bruce Clinton - największy burak w całym Downtown Avenue, a może nawet i w USA... Tak czy tak, nie chce dać mi awansu choć widzi, że co dzień wypruwam sobie flaki by napisać coś na pierwszą stronę. Jednym słowem nie stać mnie na większe luksusy, niż nie duże mieszkanko w bloku na obrzeżach mojego rodzinnego Downtown.

Wstałem z łóżka i zrobiłem sobie kanapkę z tanią wędliną i przedwczorajszym chlebem. To był mój najczęstszy posiłek, gdyż pobliski market nie był zbyt dobrze zaopatrzony, a żeby kupić coś lepszego trzeba było wyjechać z miasta, co niezbyt mi się uśmiechało, bo moim jedynym środkiem transportu był stary, rozklekotany golf, który nie nadawał się do dłuższych podróży. Gdy już kończyłem jeść zadzwonił telefon. - Halo - po wiedziałem zaspanym głosem. - To ja, Nick! - odezwał się głos w słuchawce. - przyjedź do mnie jak najszybciej, wyjaśnię o co chodzi na miejscu. - Nick, ja... Rozłączył się. Nick był moim najlepszym przyjacielem. poznaliśmy się daawno temu na studiach. pomagał mi w najtrudniejszych chwilach. czasem dobrą radą, a czasem gotówką. Tak. Nick odziedziczył całkiem sporą sumkę. Raz chciał mi nawet ufundować jakiś lepszy samochód, a ja głupi odmówiłem... Bez dłuższych rozmyślań ubrałem się i wziąłem kluczyki do mojego "wehikułu" (jak to Nick nazywał mój pojazd) i wyszedłem z budynku. Nie stać mnie było na strzeżony parking, więc byłem zmuszony parkować samochód pod blokiem. spojrzałem smętnie na golfa. jego jedynym plusem było to, że był mój. Chwile to potrwało, zanim silnik odpalił, ale udalo mi się ruszyć. Nick mieszkał na drugim końcu Downtown, więc podróż nie zajęła mi dużo czasu. gdy dotarłem na miejsce, ujżałem na podjeździe do willi mojego przyjaciela wielkiego, czerwonego pikapa forda z chromowanymi felgami. Nick chyba naprawdę nie rozumie słowa "oszczędność". Zapukałem do drzwi. Zero reakcji. Wszedłem do środka. Dom wewnątrz wydawał się jeszcze większy. Zdiąłem buty i udałem się do salonu. Udało mi się usłyszeć kawałek rozmowy: - No nie wiem, czy to na pewno dobry pomysł... - powiedział znajomy, kobiecy głos. - Oj zgódźcie się, planuję to od kilku miesięcy. Każdy by na tym zyskał. Gdy wszedłem do salonu, spotkałem trzy osoby : Nicka, naszego wspólnego kuzyna Jamesa, i moją dziewczynę Jess. Gdy mnie zobaczyli, ich twarze natychmiast się rozpromieniły. - Mitch! Co tak późno? - przywitał mnie Nick. - Przecież wiesz, że wehikuł nie jest zbyt szybki - odparłem. - Cześć, Mitchel - rzucił na powitanie James. - Hej James - rzekłem w odpowiedzi. Gdy moje spojrzenie powędrowało na Jess, spostrzegłem na jej twarzy mieszane uczucia. Była jednocześnie zadowolona z mojego przyjazdu i czymś zaniepokojona. Zanim zdąrzyłem coś powiedzieć, odezwał się Nick. - Pamiętasz Mitch, jak mi mówiłeś, że szukasz pomysłu na artykuł do tej swojej gazetki? - No taak... - No to słuchaj uważnie, bo mam dla ciebie prawdziwą bombe! - Hmmm... Gdy Nick mówił z takim podnieceniem, to zwykle prowadziło do kłopotów, Ale w sumie, nie miałem nic do stracenia... - Mów dalej. - Kojarzysz ten opuszczony dwór na krańcu miasta? - No tak... - Ludzie boją się być w naszym mieście, bo twierdzą że jest nawiedzony... - Nie nawiedzony, tylko opętany - powiedział powoli James. - Tak czy inaczej - kontynuował Nick - ludzie boją się tego miejsca i dlatego do Downtown przyjeżdża coraz mniej turystów. Gdybyś napisał artykuł o tym dworze i zamieścił jakieś zdięcia, to ludzie przestali by się bać! - No dobrze, ale po co to wszystko? - No więc tak. Gdybyś napisał dobrze ten artykuł i dał jakieś zdięcia, to gwarantuję ci, że dostałbyś awans, a gdyby ci ludzie przestali się bać Downtown, napłynęłoby więcej turystów, a ja mógłbym otworzyć moją wymarzoną restaurację... - Ale czy nawiedzony dwór nie jest atrakcją turystyczną? - No widzisz... Ludzie myślą, że przez to całe miasto jest nawiedzone. Too, wchodzicie w to? - A my co będziemy z tego mieli? - zapytał James pokazując na siebie i Jess. - Wy będziecie mieć dożywotnie kupony w mojej restauracji! Spojrzeliśmy po sobie. Widać było, że James i Jess mają do tego takiem samo podejście jak ja. - Jeśli wiesz co robisz i ta akcja zakończy sie sukcesem - zacząłem - to wchodzę w to. Na twarzy Nicka zagościł szeroki uśmiech. - Jeśli ty idziesz, to i ja - powiedziała Jess. - Nie mam nic do roboty. Mogę się tam przejechać - rzekł James. - To świetnie! - zakrzyknął Nick - W takim razie wyjeżdżamy za godzienę!

Po przygotowaniu wszystkiego wsiedliśmy do wilelkiego forda. Z twarzy Nicka nie schodził uśmiech. Z zazdrością patrzyłem jak samochód mojego przyjaciela odpalił bez żadnych problemów i rzucałem spojrzenie pełne pogardy w stronę mojego golfa. Auto Nick mimo dużych gabarytów jeździło bardzo szybko, więc byliśmy u celu po paru minutach. Wysiedliśmy z samochodu i popatrzyliśmy na budynek. Z zewnątrz wyglądał jakby nikt w nim nie był od setek lat. Nick szybkim krokiem podszedł do drzwi. Otworzyły się z okropnym skrzypnięciem. Powoli weszliśmy do środka. Cały czas trzymałem Jess za ręke. Zapaliliśmy latarki. Wnętrze budynku wyglądało jak te z horrorów. Było uporządkowane, ale budziło niepokój. Po chwili zgasły nasze latarki. - Boję się... - szepnęła mi do ucha Jess. - Wszystko będzie dobrze - powiedziałem jej. - Ej popatrzcie! - krzyknął James. - Widzicie to? To złoto! Złoto! Faktycznie, na półce umocowanej do ściany stał spory złoty kamień. - James, lepiej tego nie ruszaj. - powiedziałem. - A co tu może mi sie... - James?

Nagle latarki zaczęły działać. Podszedłem do Jamesa. jego ręce trzęsły się i były wyciągnięte w stronę złotego kamienia. Po chwili zauważyłem jeszcze jedną rzecz. Przez brzuch Jamesa przechodził na wylot ostro zakończony drut. Jess zaczęła krzyczeć. To było okropne. Mogliśmy tylko patrzeć jak dławi się krwią. Nigdy nie zapomnę tego widoku... Po chwili usłyszeliśmy donośny, chrapliwy głos, rozchodzący się echem po korytarzu : - Wasz przyjaciel popełnił błąd. Jeśli wy jakiś popełnicie, to skończycie jak on. - Mitchel, uciekajmy stąd! - krzyknęła zrozpaczona Jess. - Nie mam zamiaru tu dłużej zostać - oświadczyłem. - Nick chodź! Nick nawet nie mrugnął. Ciągle wpatrywał się w ciało Jamesa zawieszone na drucie. - NICK! - I-i-idę... Nick szedł nie patrząc pod nogi. Nagle stanął na coś co przypominało przycisk. - Nick uciekaj! To działo się tak szybko... Zanim Nick cokolwiek usłyszał spadła na niego ogromna góra ciężkich głazów. - NICK! Podbiegłem do sterty kamieni. Jess krzyczała że on już nie żyje, ale do mnie to nie docierało. Musiałem go odkopać. Po paru minutach dałem sobie spokój. Miałem łzy w oczach. Już nie myślałem logicznie. Na moich oczach zginęło dwóch moich przyjaciół i to przeze mnie. Gdybym się na to nie zgodził, nikt by tu nie przyszedł. Próbowałem otworzyć drzwi, ale były zatrzaśnięte. Podszedłem do Jess i ją obiąłem. Tak jak ja była roztrzęsiona. Uznałem, że jeśli to już koniec, to warto coś powiedzieć. Zamknąłem oczy i zacząłem mówić - Jess, chcę żebyś wiedziała, że cię kocham. - Ja cię te... Otworzyłem oczy. Jess miała wbitą w czoło strzałę. Głowę opartą miała na jakimś przycisku... - NIEEE! To już było dla mnie za wiele. Straciłem moich najbliższych. To koniec... Po chwili w połowie korytarza ujrzałem zakapturzoną postać. To nie był człowiek. To był demon. Jego głowa wyglądała jak czaszka wilka. jego oczy były czarne jak smoła, a jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot. Z rękawów podartego stroju wystawały ogromne szpony. Podszedł do mnie, zacisnął swoją łapę na mojej głowie i powiedział : - Nie mogę pozwolić by ktoś żywy wiedział o mnie. Muszę się ciebie pozbyć. Czułem jak zaciska swoją dłoń na mojej szyi. Po chwili zobaczyłem ciemność...

Jak podaje dziennik Downtown Avenue Press : "Policja wciąż poszukuje mordercy czterech osób, których ciała znaleziono w dworze na pograniczu miasta. Od tego wydarzenia rozpoczęła się masowa emigracja z Downtown Avenue. Osoby, które zdecydowały się nie wyprowadzać proszone są o zachowanie ostrożności i nie zbliżanie się do opuszczonego dworu na wschodnich obrzeżach miasta"

Jest to moja pierwsza pasta więc proszę o wyrozumiałość w ocenianiu

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Jak już mówiłem jestem początkujący ale dzięki za komentarze
Odpowiedz
Popracuj nad poprawnym zapisem dialogiem i interpunkcją. Jest parę błędów, nawet literówek, a historia trochę naciągana.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje