Historia
Tygrysek
Wszystko zaczęło się kiedy odczytywano testament mojego dziadka, w którym zapisał mi swój dom i obowiązek opieki nad nim. Zobowiązałem się wypełniać jego wolę, więc już na drugi dzień udałem się na miejsce.
Moje pierwsze wrażenie - stary, drewniany, zabytkowy dom położony w ślepym zaułku ulicy. Ogród był wyjątkowo zadbany. Zza półmetrowego dębowego płotka widniały przestylizowane krzaki porzeczek, a samo ogrodzenie oplatały herbaciane róże. W pozostałej części wśród niskiej trawy rosło parę jabłoni i grusz, a w centralnej części rosła wielka wierzba, przy której stał stolik z paroma krzesłami. Z tego co pamiętam, to dziadek w testamencie poprosił sąsiadkę żeby zajmowała się jego ogrodem jak dotychczas oraz nagrodził ją za wcześniejsze lata. Strasznie byłem ciekawy wnętrza domu. Dziadek podobno nie wpuszczał tam nikogo od około 20 lat. Trochę mi zajęło by zmusić do współpracy drzwi frontowe, a gdy je otworzyłem poczułem zapach stęchlizny i parafiny. Wnętrze wyglądało tak, jakby nie sprzątano w nim od wieków. Wszędzie pajęczyny, a na podłodze kilkucentymetrowa warstwa kurzu. Zeschłe, powykrzywiane buty, zesztywniałe kurtki i inne części garderoby oraz wszędzie walające się sterty niezidentyfikowanych śmieci - wszystko to w wąskim korytarzu, który prowadził do głównej części domu. Ręce mi opadły na myśl ile pracy będę musiał tu włożyć. Liczyłem na wygodny i czysty dom położony dziesięć minut piechotą na uczelnie. Lecz to było nic, w stosunku do tego co znalazłem dalej.
Na piętrze sytuacja wyglądała podobnie, lecz na parterze wszędzie były porozwieszane dwumetrowe kostiumy imitujące przeróżne zwierzęta. Mimo niezgodnego rozmiaru były aż za realistyczne. Obwieszały one wszystkie ściany. Jeden kostium stanowił wyjątek. Wisiał na postronku, na środku salonu, znacznie mniejszy od pozostałych. Był to kostium mojego dziadka. Ojciec uprzedził mnie o jego dziwnym hobby, sięgającym tak daleko, że nawet przed śmiercią przerobił swoje ciało na kostium i w testamencie kazał je tu zostawić. Nie mam pojęcia jak dał radę to zrobić. Ten widok mnie przerażał, ale wiedziałem że to była jedna z niewielu osób, które nie pozwoliłyby zrobić mi krzywdy. Mimo wielu obaw, również zaakceptowałem jego wolę.
Obok wisielca, na stoliku do kawy znalazłem listę zakazów i nakazów obowiązujących w tym domu. Streszczając je miałem tu posprzątać, ale pod żadnym pozorem nie dotykając kostiumów. Miałem zamieszkać na piętrze, a do jego części zaglądać sporadycznie. Ostatni punkt był dość dziwny. Nakazywał wypełniać wszystkie jego polecenia, nie tylko te uwzględnione w regulaminie. Na samym dole widniało miejsce na podpis. Doszedłem do wniosku, że pewnie dziadek chciał żebym u niego zamieszkał zza jego życia, więc mimo wszystko się podpisałem.
Tak też spokojnie żyłem przez następny rok (pewnie zastanawiacie się jak mogę spokojnie żyć kiedy w drugiej części domu są przerobione zwłoki mojego dziadka i jego dziwaczne i upiorne dzieła ostatnich 20 lat jego życia - cała moja rodzina jest dość osobliwa, a mi po tygodniu nie wydawało mi się to wcale straszne).
Czasami przychodziłem posiedzieć w salonie, gdzie wisiało jego ciało. Był to pokój przestronny, z zabitymi oknami. Na środku stał stolik do kawy i kanapa. Na równi pośrodku między stolikiem a oknami wisiało jego ciało. Wokół unosił się zapach parafiny od często palonych świec własnej roboty. Inne światło mogłoby doprowadzić do niszczenia się kostiumów. Było ich tak wiele, że całkowicie zasłaniały wszystkie ściany. Były to przeróżnej maści i pochodzenia zwierzęta. Szczególną uwagę przyciągał kostium tygrysa. Wyglądał równie oszałamiająco jak reszta, ale było w nim coś dziwnego...nie wiem jak to określić, ale wyglądał tak jakby miał za chwilę uciec.
Od pewnego czasu tygrysek zaczął się lekko kołysać. Było to dziwne, ponieważ w tym pokoju nie ma żadnego przepływu powietrza. Cały pokój zaczął wydawać się dość niepokojący. Patrząc na zwłoki doznawałem dziwnego uczucia, jakbym patrzył na kogoś, kto jest skrajnie zdenerwowany, ale nie mógł tego okazać. Do pokoju zaglądałem coraz rzadziej i w pewnym momencie, zawsze gdy kładłem się spać coś na parterze drapało w sufit. Tak głośno, że nie dawało mi to spać. Na dodatek zarejestrowałem inne straszne zjawisko. Na piętrze w każdym cieniu na który właśnie popatrzyłem, widniała zgarbiona niska sylwetka, przez którą dostawałem dreszczy. Zawsze gdy podświetliłem ciemny fragment postać znikała. Mimo to miałem wrażenie, że cały czas ktoś mnie obserwuje.
Po kilku dniach nie wytrzymałem i znerwicowany poszedłem do salonu. Była noc i oczywiście znowu coś drapało w sufit. To doprowadzało mnie do szaleństwa!
Nie zwracałem uwagi na to że powinienem być przerażony. Po pewnej liczbie nieprzespanych godzin ma się to po prostu gdzieś. Po drodze do pokoju drapanie ustało. Pewnie dlatego, że wymusiło na mnie pożądaną reakcję, ale jak tam wejdę wepchnę mu tą ,,reakcję” do gardła. Wpadłem do salonu. Przy drugim kroku, który miał zwiastować zagładę dla czegokolwiek co zakłóca mój spokój, pośliznąłem się na niedawno wypastowanej podłodze. Mój upadek zatrząsł całym pokojem i ostudził moje emocje. Tygrysek spadł z haczyka. Wstałem z bólem i zamierzałem go zawiesić z powrotem. Nagle niewiarygodnie szybko wypełznął z salonu. Po sekundzie słyszałem trzask frontowych drzwi. Nie sądzę by kiedykolwiek coś zszokowało mnie bardziej niż to. Z transu wyciągnął mnie dziadek, który powoli podniósł rękę wskazując drzwi.
,,Przyprowadź go z powrotem” - z kostiumu wydobył się chrapliwy głos.
Nie było wyboru, gdyż zobowiązałem się zrobić wszystko co mi każe. Wyszedłem z domu na poszukiwania. Miałem wrażenie, że moje nogi ugięły się ze strachu na każdym centymetrze ich powierzchni. Nie chciałem za nim iść. Na dodatek wszędzie, gdzie nie spojrzałbym w mrok widziałem tą samą zgarbioną postać. Musiałem unikać ciemności, co znacznie utrudniało mi przemieszczanie się. Serce biło mi jak szalone i cały się trząsłem, ale nie mogłem pozwolić sobie na panikę. Tygrysek zostawiał za sobą czarne ślady łapek, więc szybko go odnalazłem. Był w parku, na szczęście w pobliżu wysokiej latarni. Wyglądał i zachowywał się jak prawdziwy tygrys. Gdybym znalazł go jeszcze wczoraj zadzwoniłbym po straż miejską. Na jego nieszczęście wiedziałem zbyt wiele.
Nie mogłem się zaczaić w ciemnościach, więc nie miałem wyboru. Musiałem wyjść mu na przeciw. Na pewno można było się domyślić co mogło stać się dalej. Po niecałej sekundzie leżał na mnie, a ja byłem pod presją śmierci. Miałem idealny widok na jego zębiska i wylewającą się z pomiędzy nich krew. Osłupiałem, a moje serce zatrzymało się na chwilę. Tygrys o dziwo ociągał się by oderwać mi głowę. Jedynie ryczał, a z jego paszczy wylewało się coraz więcej krwi. Miejscami przypominało to ludzki lament. Nie czekałem na rozwój akcji. Wbiłem mu dłoń w szyje i konającego zaciągnąłem do domu. Dziadek nie był zadowolony, ale okazałem skruchę i powiedział że mi wybaczy, pod warunkiem że pomogę mu przy naprawie. Na razie postawiłem drzwi frontowe do pionu i udałem się na odpoczynek. Podczas naprawy tygryska spytałem go o parę rzeczy. O postaci, jak i o drapaniu nie miał pojęcia (chociaż miał pewne teorie, których mi nie zdradził). Ranny kostium dało się uratować. Po odwieszeniu go na miejsce co noc pojękiwał, ale dziadek stwierdził że tak jest lepiej - będzie przestrogą dla pozostałych.
Od tego czasu dziadek wychodził na nocne, pośmiertne spacery, a kostiumów wciąż przybywało. Za każdym razem kazał mi wynosić swoje zwłoki za próg. Był strasznie lekki. Ważył zaledwie około dwa kilo, ale miał strasznie ostre i długie paznokcie, którymi łatwo się skaleczyć. Czasami patrzę ze zdziwieniem jak opuszcza ogródek. Teraz wygląda bardziej jak płachta niesiona przez wiatr niż jak człowiek, ale myślę że nie zrobił tego bez powodu. Pewnie takie ciało ułatwia mu robienie tego, co najbardziej lubi.
Komentarze