Historia

Pan w kapeluszu

banan07002 6 10 lat temu 8 768 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Droga Susan!

Zapewne zastanawiasz się, co ma oznaczać list, który teraz trzymasz w dłoniach. Może zastanawiasz się, czy to nie kolejny głupi dowcip z mojej strony, jednak zapewniam Cię, że nigdy w życiu nie byłem tak poważny. I chyba już nigdy nie będę. Proszę Cię, usiądź, bo rzeczy, które zaraz Ci opowiem, są straszne, wstrząsające i przeczą zdrowemu rozsądkowi. Nie zmuszę Cię, żebyś mi uwierzyła, ale błagam, nie mnij tego listu, zanim nie dotrzesz do ostatniej linijki. Musisz mnie wysłuchać, a może zrozumiesz, dlaczego zrobiłem to, co zrobiłem.

Moje życie nie układało się od dłuższego czasu. Najpierw, jak Sama wiesz, zwolnili mnie z pracy. Dostałem wypowiedzenie tak nagle, że cały mój dotychczasowy świat runął jak domek z kart. Ta historia rozpoczyna się właśnie w tamtym dniu, gdy przybity wlokłem się do domu, już jako bezrobotny. W głowie huczało mi od domysłów, dlaczego do cholery mój szef tak po prostu wylał mnie z mojej piętnastoletniej pracy? Co ja teraz zrobię? Muszę utrzymać Ciebie, siebie i nasze jeszcze nienarodzone dziecko. Jak miałem tego dokonać? Gdy tak rozmyślałem, ujrzałem na chodniku cień obok mojego własnego. Stanąłem i odwróciłem się. Przede mną stał mężczyzna. Był wysoki, o głowę wyższy ode mnie, a przecież sam nie zaliczam się do karzełków. Miał na sobie wyświechtany płaszcz zwisający luźno poniżej kolan, zapięty na ostatni guzik tuż pod szyją. Twarz przysłaniało mu rondo szerokiego kapelusza, z pewnością przestarzałego o kilkadziesiąt lat. Pomimo w miarę słonecznego dnia poczułem, że ten dziwny typ rzuca jakiś niewysłowiony mrok. Zrobiło mi się głupio, że tak na niego patrzę i patrzę, więc ruszyłem w swoja stronę, znów pogrążając się w niewesołych myślach. Za sobą usłyszałem stukot jego butów, wysoki cień znów pojawił się obok mojego. Szedł za mną. Pewnie pomyślisz, że przestraszyłem się wiedząc, że łazi za mną jakiś podejrzany typ, w dodatku na tak pustej ulicy jak ta, która prowadzi do naszego domu. Otóż nie. W pewien dziwny sposób czułem się dobrze, jakby obecność nieznajomego koiła moje zszargane nerwy. Nie potrafię tego wytłumaczyć, tak po prostu było.

Dochodziliśmy już do domu, więc przystanąłem i zapytałem się mężczyzny, czy nie zechciałby wpaść do mnie na kawę lub coś mocniejszego, jeśli woli. Wiesz, że nigdy nie zapraszałem gości do nas do domu, więc musisz być wstrząśnięta słysząc, że zaprosiłem nieznajomego mężczyznę do domu. Jednak on pokręcił głową. Powiedziałem do widzenia i ruszyłem do domu. Nagle poczułem jego dłoń na swoim ramieniu. Był to słaby, lekki uścisk, jednak zatrzymałem się natychmiast.

- Nie idź tam - Odezwał się mężczyzna w kapeluszu smutnym, zmęczonym głosem - Tam czeka cię tylko ból. I kłamstwo.

Nie zrozumiałem naturalnie, o co mu chodzi. Poprosiłem, by mi to wyjaśnił, lecz on tylko patrzył na mnie zatopionymi w cieniu kapelusza oczami. Sprawiał wrażenie bardzo smutnego, rozgoryczonego, lecz także zdecydowanego. Pojąłem, że dziś nie wrócę do domu. Jakby czytając w moich myślach, mężczyzna odwrócił się na pięcie i ruszył powoli wzdłuż ulicy. Poszedłem jego śladem. Po prostu czułem, że tak należy postąpić.

Nie pamiętam ile szliśmy, jednak w końcu stanęliśmy przed budynkiem mojej firmy. Mojej byłej firmy, warto dodać. Nieznajomy wszedł do środka, nie patrząc na mnie. Nie rozumiałem, co chciał uczynić, jednak podążałem za nim. W firmie panował spokój, tylko kilka osób z całego, prawie 300-osobowego zespołu krążyło po korytarzach. To było nie możliwe, był przecież środek dnia, gdy opuszczałem ten budynek. I wtedy ujrzałem, że niebo za oknami stało się nagle czarne jak smoła, samotne punkciki gwiazd usiały cały widnokrąg. Była noc. Jak to możliwe?

Nikt nie zwracał na nas uwagi. Choć to złe określenie: Nikt nas w ogóle nie dostrzegał. Przeszliśmy przez cały budynek i dotarliśmy do gabinetu dyrektora. Tego samego, który dziś rano wyrzucił mnie bez żadnego wyjaśnienia. Mężczyzna w kapeluszu otworzył drzwi na oścież. Oniemiałem. To, co ujrzałem, wstrząsnęło mną do głębi.

Dyrektor pochylał się nad swoją sekretarką. Pokój wypełniały westchnienia i urywany oddech kobiety. Ich ubrania walały się w nieładzie po całym pokoju. Spojrzałem na mojego towarzysza. Obrócił ku mnie swoją skrytą w cieniu kapelusza twarz i rzekł:

- Twój szef, twój wieloletni przyjaciel, oddał twoje stanowisko tej kobiecie. Twoje piętnastoletnie doświadczenie przegrało z tą świeżo zatrudnioną suką. Sprzedał cię za jedną noc w towarzystwie sekretarki.

Nic nie odpowiedziałem. Z resztą, co miałbym powiedzieć? Odwróciłem wzrok, nie chciałem patrzeć na scenę rozgrywającą się w tym pokoju. Czułem się upokorzony, zdradzony. Mężczyzna w kapeluszu zamknął drzwi i chwycił mnie za ramię tym samym, spokojnym i lekkim uściskiem co poprzednio. Scena się zmieniła. Ujrzałem pokój wypełniony swoimi kolegami z pracy. Śmiali się. To była ta kolacja dla zarządu firmy. Miało pojawić się tylko kilka osób, tymczasem zobaczyłem niemalże cały personel! Docierały do mnie strzępki zdań:

- Nie, nie zaprosiliśmy go, wiesz jaki on jest...

- ...kretyn, no mówię ci, kretyn jak nic!

- ...i ta jego żona, gdyby wiedział...

- ...taki ponury, zepsułby ten wieczór...

- ...tak, kolacja dla zarządu! I ten idiota to kupił!

Wybuchy śmiechu brzmiały jak wystrzały z armat. Jednak raniły jeszcze dotkliwiej niż kula armatnia. Cięły mi serce niczym skalpel.

- Oszukali cię. Podawali się za twoich przyjaciół. Cisi oprawcy, zbyt tchórzliwi, by zadać ból prosto w twarz, wystarczająco zuchwali, by ranić za plecami. Jak hieny, gotowi pożreć, gdy tylko upadniesz - rzekł mężczyzna w kapeluszu znów patrząc się na mnie. Wydawał się być jeszcze bardziej ponury niż poprzednio. Jakby był zdolny odczuwać mój ból. Chwycił mnie znów za ramię i opuściliśmy salę balową.

Stałem w swoim, właściwie naszym, salonie. Drżałem. Już podejrzewałem, co teraz nastąpi. Nie chciałem tego widzieć, jednak gdy mężczyzna w kapeluszu ruszył przez dom, poszedłem za nim. Gdy ujrzałem drzwi naszej sypialni, zamarłem. Nie mogłem. To było zbyt wiele. Nie musiałem otwierać tych drzwi by wiedzieć, kogo ujrzę za nimi. Kto leży w naszym łóżku. Kto korzysta z mojej nieobecności. Kto jest prawdziwym ojcem naszego dziecka...

- Dość.

Mój głos był wilgotny od łez. Nieznajomy obrócił się ku mnie. Powoli zdjął kapelusz. Spojrzały na mnie szare, wyblakłe oczy. Moje oczy...

- Świat jest kufrem pełnym oszustw i bólu. Tylko od nas zależy, czy sięgniemy po klucz i otworzymy go. Nie można bać się pytań. Należy bać się odpowiedzi.

Scena rozmyła się. Siedziałem w swoim fotelu, w swoim gabinecie, w swoim domu. Z dołu dochodziły odgłosy zdrady. Twojej zdrady, skarbie. Wziąłem kawałek papieru i piszę to, co teraz z niedowierzaniem czytasz. Mam nadzieję, że twój nowy kochanek zaopiekuje się naszym...twoim dzieckiem. Mną się nie przejmuj. Świat, który pokazał, był zły i zepsuty. Opuszczam go bez żadnego żalu. Żegnaj, Susan.

***

Susan zmięła list w dłoni. Jej partner spał smacznie w sypialni. Dom był cichy i spokojny. Nie czuła się winna. Od dawna chciała zakończyć związek z nim. Teraz przynajmniej poznała, co było przyczyną jego dziwnego zachowania.

- Bzdury – Mruknęła do siebie.

Wstała z fotela zajmowanego zawsze przez niego i ruszyła do drzwi. Rzuciła ostatni raz na wnętrze pokoju.

- Żegnaj, skarbie – Powiedziała cicho i wyszła z pokoju. Naturalnie autor listu nie odpowiedział. Bardzo ciężko rozmawia się z zaciśniętym od wielu godzin wisielczym sznurze na szyi.

Zapraszam na mój fanpage:

https://www.facebook.com/banan07002

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Nie widzę tu nic strasznego, za to prawdziwe.
Odpowiedz
ciekawie napisane, mnie się podoba :) 7/10
Odpowiedz
Słabe
Odpowiedz
Fajne sie czyta
Odpowiedz
Bardzo ciekawe, gratuluję :)
Odpowiedz
Jeśli się podobało, zapraszam do polajkowania https://www.facebook.com/banan07002
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje