Historia

JACK, TO NIE TWOJA WINA

kapi702 3 9 lat temu 6 425 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Jack był miłym i silnym facetem. Miał żonę i dzieci - córkę Anastazję i synka Tomka. Jack miał amerykańskie korzenie, lecz wychowywał się w Polsce.

- Kochanie! Pamiętaj, że idę dziś do Magdy. Dzieci są u Kseny. Dom jest Twój! - powiedziała żona, Julka.

- Yyy, oczywiście, kochanie. - odpowiedział Jack.

Jack został w domu sam, więc wziął koc, książkę i wyszedł na werandę. Usiadł na krzesełku przed domem i zaczął czytać lekturę. Wiatr gwizdał, drzewa się kołysały... Lecz Jack czuł czyjąś obecność. Nawet książka nie pozwoliła mu zapomnieć o Tomie... Wszedł do domu, otworzył swą szafę i wyjął malutkie pudełeczko. Otworzył je i wyciągnął nieśmiertelnik. Ubrał jeansy, czarną kurtkę i założył czerwono-czarną czapkę z daszkiem, po czym opuścił dom. Gdy szedł, przypominał sobie czasy armii.

---------------------------------------------------------------

- Dobra panowie! To normalny patrol. Za godzinę wracamy do bazy. - powiedział dowódca. Jack i reszta oddziału jechali patrolowym jeepem po pustyni.

- STÓJ! - krzyknął dowódca.

- Co się dzieje, sir? - zapytał kierowca.

- Przed nami budynek. Hej, Jack! Podaj mi lornetkę. - powiedział dowódca. Jack podał dowódcy lornetkę a on spojrzał na budynek. Wszyscy usłyszeli wystrzał z karabinu.

- Wysiadać, wysiadać, spierdalać z auta! - krzyczał dowódca.

- Jack, rusz kurwa dupę! - Krzyczał Tom.

--------------------------------------------------------------

Jack stał pod bramą parku. Szedł ciemnymi alejkami, po czym dotarł do wielkiego pomnika. Przyłożył dłoń do nazwiska wyrytego na pomniku: "Tom McCoy". Drugą ręką z całej siły zacisnął nieśmiertelnik.

- Przepraszam, Tom... - powiedział ze łzami w oczach, po czym powoli opuszczał park. Po drodze znów przypominał sobie bitwę.

---------------------------------------------------------------

- Wszyscy za osłonę i gleba! - krzyknął dowódca.

- Jack, Jack! Chodź tam! Widzisz?! - zapytał Tom.

- Widzę! Szybko! - wykrzyczał Jack. Schowali się za kawałem grubej stali wbitej w piasek. Strzały padał co parę sekund, więc w budynku było na pewno więcej niż 4 osoby.

- Dobra, Jack! Wychyl się i sprawdź skąd strzelają! - rozkazał dowódca.

- Tak jest! - Powiedział Jack, po czym wychylił głowę i zobaczył błysk wydostający się z lewej strony okna.

- Masz go? - zapytał dowódca.

- Tak, widzę go. Zaraz będzie mój! - powiedział Jack. Wychylił się za osłony i oddał parę strzałów, aby wrogowie schowali się. Gdy nieprzyjaciel wychylił głowę, Jack trafił go między oczy, po czym szybko się schował.

- Ok, zostało trzech! - powiedział dowódca.

---------------------------------------------------------------

Jack był już w domu, po czym ponownie próbował zająć się lekturą. Zauważył kątem oka, że w ogrodzie coś się porusza. Podniósł wiatrówkę, która leżała za krzesłem i wycelował w postać. Była zakapturzona i zbliżała się w jego stronę.

- Odejdź, w przeciwnym wypadku będę musiał strzelić! - krzyknął Jack - OSTATNIE OSTRZEŻENIENIE!

Zerknął na wiatrówkę, aby ją odbezpieczyć, a kiedy spojrzał w stronę istoty, zorientował się, że stoi dwa metry przed nim...

- Jack... Myślisz, że Cię skrzywdzę? Nie mam do tego powodów. -powiedziała zjawa.

- Pamiętasz Toma, prawda? Powiem szybko Jack...

---------------------------------------------------------------

- Hahaha! Gińcie szmaty! - krzyknął dowódca.

- O kurwa! - wrzasnął szeregowy McLary.

- Jeszcze jeden?! Jack, Tom! Jest wasz!

- Dobra... Posłuchaj, Jack. Ja odwrócę jego uwagę, a Ty go zastrzelisz. Jasne? - zapytał Tom.

- Tak... Jasne. - powiedział z niedowierzaniem Jack.

- Ok... Na trzy. Jeden... dwa... i... TRZY! - krzyknął Tom, po czym wybiegł zza osłony. Jack się wychylił. W okienku kolimatora zobaczył wystającą lufę...

---------------------------------------------------------------

- Jack... Masz tutaj kartkę i pióro. Napisz, co byś zmienił z czasie tej bitwy... - powiedziała zjawa, po czym wręczyła Jackowi kartkę oraz pióro.

---------------------------------------------------------------

- Mam Cię... - Powiedział pod nosem Jack, po czym pociągnął za spust.

- Co do... Jack usłyszał kolejny strzał. Popatrzył w lewo i zobaczył leżącego Toma...

- NIE! Jack wyjął ze swojego karabinu magazynek, po czym zobaczył iż nie znajdował się w nim ani jeden pocisk.

- NIE! - krzyknął Jack i podbiegł do przyjaciela. Gdy go odwrócił, ucieszył się. Nie widział rany postrzałowej. Zaczął zdejmować ubrania z towarzysza i szukać dziury po kuli.

- I co? - zapytał dowódca.

- Nie wiem, nie wiem. Jest cały mokry, ale to nie jest krew. Rozległ się kolejny strzał. Szeregowy zastrzelił snajpera wroga.

- Zdejmij chustę z szyi! - powiedział dowódca.

- Jasne!

- Nie... Nie. NIE! - Krzyczał Jack zalewając się łzami. Gdy zdjął chustę zobaczył ranę postrzałową...

- Cholera! On nie ma pulsu! - powiedział przerażony dowódca.

----------------------------------------------------------------

Jack wziął kartkę i pióro do kuchni, położył na blacie i zaczął pisać: "Chcę wrócić do czasów bitwy, aby uratować mojego przyjaciela". Wyszedł na werandę, gdzie czekała na niego zjawa. Widział wszystko. Piekielnie świecące zielone oczy, zakapturzona głowa, czarne szaty i kościste ręce. Zjawa wyciągnęła rękę w kierunku Jacka, a on dał jej kartkę.

- Jack... Jesteś pewny? To może nie zakończyć się tak jak myślisz...

- TAK! - przerwał zjawie Jack.

- Jak chcesz... - Powiedziała zjawa, po czym złapała go za rękę i zniknęli.

----------------------------------------------------------------

- Hej, stary! Ha-ha! Obudź się!

Jack otworzył oczy i zobaczył swojego przyjaciela, Toma.

- Hej, Jack! Podaj mi lornetkę! - wykrzyczał dowódca - Przed nami jest jakiś budynek i muszę sprawdzić czy ktoś w nim jest. - dodał. Jack podał lornetkę dowódcy, a po chwili rozległ się głośny strzał.

- Wypad z wozu! Spierdalamy! - wrzasnął dowódca. Jack wraz z Tomem schowali się za kawałkiem blachy wbitej w piasek.

- Prawie wszystkich mamy, został ostatni! To snajper! - wykrzyczał szeregowy McLary.

- Dobra, zajmiemy się tym z Jackiem! - powiedział Tom.

- Jasne. Jak? - Zapytał Jack. Tom coś mówił, lecz on go nie słuchał. Słuchał czegoś innego... Nie były to strzały, nie rozkazy dowódcy, ani krzyk szeregowego... To była zjawa. Słuchał zjawy.

- Jack, pojawiłeś się tutaj, by ponownie widzieć śmierć swojego przyjaciela?! Nie tego chciałeś... Wiem o tym. Znam cię, Jack. Wiem jak to przeżywałeś. Życie... Śmierć? Wszystko wybierasz ty. Jack przetarł oczy, a gdy ponownie je otworzył, zjawy nie było.

- Jack, taki plan Ci pasuje? - zapytał Tom.

- Przepraszam, zamyśliłem się. Powiedz jeszcze raz, dobrze? - poprosił Jack.

- Przygwożdżę ich, a ty wykonaj polecenia Toma!

- Dobra. Ja się wychylę. Gdy go zobaczysz, strzelaj!

Jack wszystko sobie przypomniał. Zjawa to nie było zjawisko, a śmierć jego kumpla to nie sen.

- NIE! To ja pobiegnę. Ty strzelaj. - powiedział Jack.

- Dobrze...

- Na trzy. Raz... dwa... TRZY! Jack wyrzucił karabin, po czym zaczął biec przed siebie. Słyszał jedynie strzały snajpera wroga. Odwrócił głowę i zauważył, że Tom przeładowuje swój karabin. Następnie poczuł przeszywający ból... Popatrzył na swoją klatkę piersiową i dostrzegł dziurę po kuli. Padł na ziemię tracąc siły. Podbiegł do niego Tom.

- Błagam, Jack! Nie umieraj, zostań ze mną! Nie możesz umrzeć! - krzyczał Tom, zalewając się łzami. Za nim stała zjawa...

- Jack, wiem, że nie spodziewałeś się takiego zakończenia, ale taka jest wola Boga. Albo zginąłbyś Ty, albo Tom. Dokonałeś wyboru. - powiedziała zjawa, po czym zniknęła.

- Posłuchaj, Tom... - Jack znalazł siłę, by powiedzieć ostatnie słowa. - Zginąłeś. Cofnąłem czas, aby cię uratować. - Jack zaczął tracić wzrok, wszystkie kontury się rozmazywały.

- Kurwa, majaczy! MEDYK! - krzyczał Tom.

- Nie... To prawda. - wyszeptał Jack.

- Nawet jeśli bym zginął... - zaczął Tom.

Jack umierał, zostały mu już jedynie sekundy życia.

- Nawet jeśli bym zginął, JACK TO NIE BYŁABY TWOJA WINA. To były ostatnie słowa, które Jack usłyszał. Potem zostało po nim tylko ciało, mundur, oraz karabin... Jego już nie było.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Ciarki przeszły na końcu
Odpowiedz
To jest beznadziejna wersja ``żołnierza`` xd.
Odpowiedz
Historię już czytałem, oryginał to "Żołnież"
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje